Jak już moi Drodzy Czytelnicy wiedzą, chodziłam do podstawówki z dwojgiem pacanów, pochodzących ze środowiska tak głupiego, że zacierają się granice pomiędzy imbecylizmem a schizofrenią.
Na moje nieszczęście z powodu gwałtu i choroby psychicznej szeroko obecnej wśród kleru uznali, że mogą bezpiecznie rozpowiadać, że gwałt na ośmioletniej dziewczynce udowodnił, że jestem kurwą. Oczywiście, że było inaczej. Ojciec Renaty, schizofrenik tak samo jak ona, który wedle jej powieści dymał ją i nauczył ją wszystkiego, co jako prostytutka powinna wiedzieć, postanowił mnie sprzedać pedofilowi, który mnie z jego pomocą zgwałcił oralnie. Wbrew temu, co sądzą, nie jest to dowód na moją prostytucję.
Oczywiście należy pamiętać, że schizofrenicy mają w zwyczaju przeżywać swoje urojenia w taki sposób, że wypowiadają na głos to co w ich głowie mówi obiekt ich urojeń, więci nasze wersje kto, co powiedział, potem się rozjeżdżają. Psychiatra ma nagraną rozmowę z Renatą, podczas której mówiła o sobie, że jest kurwą, żeby po kilku chwilach przypisywać te słowa mnie. Naprawdę jest ostatnią osobą, której można wierzyć.
Ludzie mają bardzo mało doświadczenia z tego rodzaju schizofrenikami, ponieważ większość, szczególnie pochodząca z klasy średniej, jest wyłapywana przez otoczenie i zmuszana do leczenia. Nie jest tak w przypadku Renaty. Jej środowisko nie uważa za potrzebne ją leczyć, są tak głupi, że nie interesują ich konsekwencje jej nieleczenia. A najczęściej tak samo są chorzy.
Renata wszędzie podaje się za moją przyjaciółkę. Muszę wszędzie podkreślać, że nią nie jest. Tak samo nigdy nie był moim chłopakiem, ani mężem jej kuzyn Rafał. Jest moim schizofrenicznym prześladowcą, którego należy ośmieszyć. Oboje są tak głupi, że mam do nich podejście które można określić jako darwinizm społeczny – nie warto ich leczyć, ich mózgi od początku były głupie, a po tylu latach nieleczenia schizofrenii mają już gąbkę, a nie ten najważniejszy organ. Jeśli o mnie chodzi, można ich po prostu zewsząd wygnać. Sprawi mi satysfakcję oglądanie ich, jak spierdalają z konwentu. Oczywiście psychiatrzy wolą takie przypadki leczyć i pokazać ich później ofierze, którą nękali całe życie, gdy są już skuszeni, przepraszają i dziękują za leczenie.
Miałam szczęście być przez jakiś czas narzeczoną Piotra, o którego Renata była w sposób zwierzęcy zazdrosna. Niestety jest to psychologiczna przypadłość schizofreniczek, że kierowane zawiścią zaczynają sobie przypisywać cechy, umiejętności oraz znajomości, jakie posiada obiekt ich obsesji. Przy czym cechuje je myślenie magiczne, jeśli wszystko inne zawodzi, to doprowadzenie do śmierci ich ofiary może spowodować, że „odziedziczą” te właściwości. Przypomina to zwyczaje prymitywnych ludów, polegających na zjadaniu serc wrogów, aby przejąć ich siłę. Wygląda na to zresztą, że wszelkie zresztą obyczaje religijne lub quasi religijne są inspirowane przez urojenia schizofreników, więc bardzo proszę, żeby fani Kościoła Rzymsko-Katolickiego mieli to na uwadze, bo też działają w świecie rządzonym przez schizofreników.
Renata po ukradzeniu mi notesu z telefonami, a były to lata dziewięćdziesiąte, gdy nie trzymaliśmy takich rzeczy w chmurze, tylko na papierze w jednej kopii, zaczęła swój plan podboju Piotra, czyli urzeczywistnienia swoich urojeń o byciu jego narzeczoną. Fatalnie zbiegło się w to w czasie, kiedy się rozstaliśmy na rok, więc udało jej się razem z Rafałem go omotać. Nie zorientował się, że rozmawia z wariatami i że Rafał nie jest moim nowym ukochanym. Wrócilibyśmy do siebie, gdyby nie intrygi tych wariatów.
Renata i Rafał, jak to schizofrenicy, nie zapomnieli o mnie, czyli ofierze swoich urojeń. Wycofałam się z fandomu i skoncentrowałam się na pracy i wychodzenia z traumy po poprzednim ich napadzie, gdy oberwałam aż za mocno, gdy poszczuła na mnie ludzi nie zdających sobie sprawy, kto jest kim. Wytropili mnie w moim miejscu pracy i zaczęli robić to, co robią schizofrenicy – czyli snuć swoje pajęczyny, składające się z ich urojeń na mój temat, wynajdywali też sojuszników. Przywlekli ze sobą też schizofrenika z Gdańska, Ryszarda, który od lat ma urojenia na mój temat i uważa się, za mojego „opiekuna”. Zaczął mnie atakować i niszczyć, próbując zmusić do potwierdzenia, że jego oraz innych schizofreników urojenia są prawdą. Udałoby się go pewnie wywalić z budynku mojej pracy, gdyby nie moja koleżanka, która stała się wierną fanką Renaty, bo uznała ją za jakąś celebrytkę i powtórzyła jej kłamstwa, że Ryszard jest moim wujem i mi „pomaga”. Bo już kiedyś mi „pomógł” – oczywiście ta „pomoc” polegała na tym, że straciłam pamięć i „zostawiłam” jej Piotra. Chociaż to jej nie wystarczyło i dalej mnie atakowała. Bo jakoś jej nie chciał i kontaktował się z nią tylko dlatego, że udawała moją najlepszą przyjaciółkę.
Wsród oszukanych przez Rafała i Renaty sojuszników niestety znalazł się Piotr z rodziną, którzy kierowani urojeniami Rafała, chcieli mnie z nim połączyć i skoncentrowali swoje wysiłki na „przypominaniu mi”, kim dla mnie niby miał być. Znowu fatalnie się złożyło, że po poprzednich atakach złośliwej i zazdrosnej schizofreniczki straciłam po zakatowaniu pamięć, co jest jedną z oznak syndromu sztokholmskiego, który w moim przypadku dawał Renacie carte blanche – mogła udawać dawną miłość Piotra, a ja zgodnie z jej zamierzeniem powtarzałam, że nigdy go nie spotkałam. Chociaż tak naprawdę zepsuło jej to trochę szyki, bo chciała, żebym go namówiła na przekazanie jej dużej kasy, czego nie mogłam zrobić, jeśli go nie pamiętałam.
Dzięki Piotrowi i jego działaniom zaczęłam wychodzić z syndromu sztokholmskiego, ale mieliśmy znowu pecha, bo jeszcze zanim Piotr zginął w wypadku, Renata znalazła sobie sojuszniczkę w moim zespole lektorskim. Kobieta uwierzyła we wszystkie urojenia Renaty, szczególnie w to, że była z Piotrem, ale przeze mnie się rozstali, bo jestem chora psychicznie. Moja koleżanka bez prowokacji rzuciła się na mnie, próbując mnie przekonać, że jestem schizofreniczką, niszcząc wszystko, co udało się do tej pory osiągnąć w mojej psychoterapii. Jednym ze sposobów na zniszczenie ludzi zdrowych jest wmawianie im choroby psychicznej. Rozpoczął się proces tortur psychicznych oraz ponownego wywoływania syndromu sztokholmskiego i od tamtej pory całemu mojemu życiu towarzyszy lęk, więc w efekcie znienawidziłam swoją pracę.
Przez moją koleżankę i jej zachwyt nad schizofreniczką z nizin społecznych oraz jej starania, żeby urzeczywistnić jej urojenia, straciłam wszystko, co może kobieta stracić w życiu, włącznie – już po śmierci Piotra – z możliwością wyjścia za Szweda. Syndrom sztokholmski przybrał taki rozmiar, że straciłam pamięć i bałam się nawiązać prawidłowy kontakt z mężczyzną, szczególnie z metalem, bo wariat z Gdańska, Ryszard, i jego znajomi zaczęli mnie tak „wyzwalać” z bycia fanką heavy metalu.
No cóż, nie moja wina, że schizofrenik z Gdańska – który jest dla mnie osobą obcą – ma urojenie, że muzyka zniszczy świat, a growl jest dowodem na opętanie. Ktoś go powinien w końcu zamknąć w psychiatryku.
Zastanawia mnie tylko, czy ma sens pozew wobec Państwa Polskiego, które upiera się, że prawo pozwalające na dobrowolność leczenia – także psychiatrycznego – jest dobym prawem. Z powodu nieleczenia tych gangów schizofreników powstało tyle cierpienia i niepotrzebnych śmierci, że należy nam się odszkodowanie, a Państwu Polskiemu kubeł zimnej wody na łeb. Bo to jest wadliwe prawo.