Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Pigułki

Jakiś czas temu rozmawiałam z profesorem psychiatrą, którego poznałam prywatnie na początku lat dziewięćdziesiątych i zapewniał mnie, że lekarz pierwszego kontaktu bez problemu powinien mi wypisać Hydroksyzynę. Czyli jeden ze słabszych środków uspokajających, który nie powoduje uzależnienia, a podawać go można i dzieciom.

O, panie! Praktyka rozmija się z teorią, a o niedouczeniu lekarzy książkę można napisać. Oczywiście, że usłyszałam po poinformowaniu, że mam problem ze schizofrenikiem, który mnie nachodzi w pracy, że mam iść do psychiatry. Tak samo zostałam potraktowana po poinformowaniu, że padłam ofiarą przemocy seksualnej.

Pomińmy już kwestię, że lekarze pierwszego kontaktu działający w ten sposób niepotrzebnie wydłużają kolejki do specjalisty, który powinien zajmować się bardziej skomplikowanymi sprawami, czyli przede wszystkim ludźmi rzeczywiście chorymi. Ofiarom zaszczucia przez schizofrenika lub ofiarom gwałtu nie wolno sugerować, że są chore psychicznie, to jest błąd w sztuce, który może kosztować je życie, bo i tak są bardzo kruche. Przez taki błąd bardzo długo wychodziłam z syndromu sztokholmskiego.

Nikomu nie wolno wmawiać choroby psychicznej, szczególnie ścigając bez wytchnienia przez kilka miesięcy. Jest to sposób na zniszczenie psychiki, wywołanie problemów i konsekwencje są przerażające, szczególnie jeśli osoba, której coś takiego się wmawia, ma na karku gwałciciela i schizofrenika w jednej osobie, który próbuje ją dobić rozgłaszając wszem i wobec, że jego ofiara jest chora psychicznie. Nie wolno w takiej chwili pomagać wariatom zaszczuć ich ofiarę.

Schizofrenicy się nie leczą, to jest podstawowa zasada. Szczególnie ten typ jaki prezentuje Renata. Jej ojciec został w więzieniu – chyba domyślacie się za co go wsadzili – zmuszony do leczenia, ale po wyjściu z niego (a wypuszczono go, bo okazał się być chory, nie było żadnej pomyłki, czy fałszywego oskarżenia) od razu przestał brać leki. Renata zaś z góry zapowiedziała, że nawet jeśli zmusi się ją do leczenia, to zrobi tak jak on i przerwie lekoterapię, gdy tylko ktoś przestanie ją kontrolować.

Oboje zawsze byli krańcowo niegodni zaufania.

Blondyni

Jedną z prawd o moim życiu jest, że nigdy się nie spotykałam z kimś, kto nie byłby blondynem. Jest to dobrze znany fakt, chociaż nie będę się posuwać do stwierdzenia, że jeden z moich znajomych z tego powodu rozjaśnił znacznie włosy.

Zatem całkowicie niemożliwe jest, żebym kiedykolwiek była związana z Rafałem, nędznym magazynierem z Biedronki, a raczej ex-magazynierem, bo zapewniał, że jeśli go wyrzucą za opowiadanie kłamstw o mnie, to Nycz mu da pracę w Kurii. Dla mnie może i u nuncjusza ten brunet kible czyścić. Nic mnie to nie obchodzi.

A za co Rafał miał być wyrzucony z Biedronki? Za to samo, co zrobiła w Zarze jego cioteczna siostra. Czyli wmawianie ludziom, że przychodzę tam kraść i jestem kurwą. Kiedy nadał na mnie w pracy ze swoim gangiem, próbował mi narzucić swoje „zasady”. Których oczywiście nie przyjęłam, tylko poszłam do mojej najbliższej Biedronki w krótkich spodenkach. Potem już og tam nie widziałam. Powodzenia w Kurii mu życzę, pewnie tam zarobi, bo jak Renata nie odrzuci pewnie propozycji dostania pieniędzy za seks.

A o co tej dwójce w ogóle chodzi? Przyczepili się do mnie już w podstawówce, bo żałosna Renata, nie mogła się pogodzić z tym, że byłam dzieckiem z dużą szansą na karierę pływacką. Oczywiście stałam się sednem urojeń Renaty oraz jej kuzyna. Postanowili mnie zaszczuć na śmierć. W czym zaczął im pomagać ojciec Renaty. Wszystko żeby tylko zrobić przyjemność Renacie, żeby jej nie bolało, że ktoś ma jakieś sukcesy. Bo jako schizofreniczka jest bardzo o wszystko zawistna.

Od tamtej pory ona i jej gang robi wszystko, żeby mi nic w życiu nie wyszło. I tylko się zastanawiają, dlaczego jeszcze się nie zabiłam, bo pewnie już były o to w ich gronie zakłady. A wszystko z zemsty, że jako ośmiolatka odmówiłam zostania kurewką tej bandy idiotów, którym przewodzi zawistna schizofreniczka.

Chyba, że uwierzymy w ich opowieść, że rzeczywiście nie wiedzą, z kim zaczęli wtedy, bo uwierzyli schizofreniczce, że jestem kimś ze slamsów i niczego nie potrafię. Nic nie poradzę, że potrafię sporo, a zawistna kurwa nic nie potrafi.

Możliwe, że jest jakieś ziaren prawdo w tej wersji, wedle której padłam ofiarą bulllyingu tylko dlatego, że schizofrenia Renaty wyselekcjonowała mnie na chybił-trafił z tłumu na korytarzu szkolnym, co może być prawdą, bo nic o mnie nie wiedzą, a ona i jej gang nie chcą zaprzestać prześladowania mnie, bo wierzą, kierując się urojeniami Renaty, że Renata zasługuje na wszystko, a ja na nic. Bo tak. Bo schizofreniczka chce wszystkiego, co ja mam. Tylko że w odróżnieniu od Renaty do wszystkiego doszłam własną pracą, a nie złodziejstwem, kurestwem i kłamstwem.

Nie znam tej schizofreniczki, chociaż lubi się podawać, za przyjaciółkę „prawdziwej Małgorzaty Wieczorek”, jednocześnie wskazując palcem w czasie konwentów na mnie jako kogoś, kto jest kurwą i się podszywa pod „prawdziwą Małgorzatę Wieczorek”. Podobnie mówiła, że zna „prawdziwą pływaczkę”, a ja miałam nie umieć pływać. Ale na jej nieszczęście w czasie Nordconu wiele osób widziało, jak uczyłam swoją siostrzenicę pływać. Furię Renaty też wywołało, że nauczyłam się jeździć na łyżwach… Nic nie poradzę, że ta pizda naprawdę nic nie potrafi.

No coż, kto jej słucha bezkrytycznie, sam sobie szkodzi.

Leczcie te schizofreniczne dzieci, do jasnej cholery. Prawo rodzicielskie powinno być ograniczone w takiej sytuacji, a taka mała tępa dziwka jak Renata, odebrania schizofrenikowi i leczona przymusem. Wiele osobom uratowałoby to życie.

Już na to za późno, więc pewnie trzeba ją wyrzucić z jakiejś naszej imprezy z bratem, do którego nie dociera, co to choroba psychiczna i upiera się, że Renata mnie zna i mówi prawdę,(1) żeby zrozumiała, czego jej nie wolno robić, a potrzeba zdecydowanych ruchów, bo to tępe bydle. A nie wolno jej się nie leczyć.

A co ja zrobię? Pewnie jak zwykle robię, gdy już wyjdę z dołka, zacznę się spotykać z jakimś blondynem.

⛧⛧⛧

(1) Renata go konsekwentnie okłamuje, twierdząc, że nie tylko jestem zawodową protytutką, ale też imbecylem bez jakiegokolwiek wykształcenia. W związku z tym idiota ex-magazynier z Biedronki (obecnie nie wiem na sto procent skąd i mnie to nie obchodzi) upiera się, że jego końskie zaloty czynią mi zaszczyt. Autentycznie uważa, że stoi na drabinie społecznej wyżej ode mnie. Cały czas ten kutas zastanawia się „skąd mam pieniądze” i dochodzi do wniosku, że to jednak z kurwienia się, a nie dzięki mojemu dyplomowi oraz ciężkiej pracy, szczególnie biorąc pod uwagę, jakie dodatkowe obciążenie psychiczne mi dowalił ze swoją kuzynką i jakie akcje organizowali na Anglistyce, a mieli już nadzieję, że udało im się sprawić, że wyrzucono mnie ze studiów. Bo na to też miałam nie zasługiwać. Mam nadzieję, że moi przyjaciele wytrzepią z niego to złudzenie i wykopią za drzwi Polconu.

Święty i nieświęty

Już wspomniałam gdzieś, że całą katechezę uważam za proces wywoływanie syndromu sztokholmskiego. Przeprowadzę Państwa krok po kroku. Kościół bierze małe dzieci i je zastrasza wizją cierpień, jakie na nie spadną, jeśli nie będą słuchać księdza. Wbija im się do głowy, że muszą utrzymywać tych darmozjadów (którzy i tak dostają dostatecznie dużo pieniędzy od naszego Państwa), bo inaczej pójdą do piekła. Czyli miejsca, którego nikt nie widział, bo istnieje tylko w głowach schizofreników – jak słyszałam od pewnego autorytetu dowodem na istnienie piekła mają być doświadczenia schizofreników czy też ich „silne wizję”. Spotykały mnie na religii groźby, że narażam się na „karny gwałt” za poprawianie błędów katechetki. Zostałam potraktowana jak szmata. Bo jak usłyszałam, bo tym gwałcie wykonanym na niewinnym dziecku przez schizofrenicznego ojca Renaty powinnam się czołgać i przepraszać Boga, a byłam zbyt harda. Dlatego Kościół się na mnie uwziął i próbują mnie zmusić do „pokuty”, wstąpienia do zakonu, albo pogodzenia się z tym, że mam iść do niewolniczej pracy do Opus Dei (gdzie jak już mnie zapewniano, dymałby mnie hierarcha, skomentuję to tak – nie powinien się tak podniecać, gwałt z dziecka, czy kobiety nie robi prostytutki).

Sprawa wygląda tak, że Kościół się nauczył, że łatwo sobie może zrekrutować niewolników, szczególnie jeśli dopadnie osobę zgwałconą. Bo w ich mniemaniu mają za co „przepraszać Boga”. Przypomnę tylko, że nigdy tak nie było, żeby z ofiary robić niewolnicę. Nawet wtedy kiedy było rozróżnienia w karach za gwałt, jakie należało zastosować w zależności od stanu, za chłopkę płaciło się grzywnę, a za szlachciankę dawało głowę. Nikt nie ma wątpliwości, że według naszych standardów za gwałt z zaszczuciem, których padłam ofiarą, należy karać w fandomie śmiercią cywilną.

Dla odmiany z ojca Renaty (czyli kogoś, kto pomógł hierarsze mnie zgwałcić na terenie szkoły) Kościół, jak usłyszałam, zrobiłby świętego, ale nie może zrobić, bo „ludzie wiedzą o tym gwałcie”. Jak rozumiem, nie ważna dla Kościoła jest prawda, ważne jest „co kto myśli”. I dlatego ze swojej kurwy Renaty chce pewien człowiek zrobić świętą, a mnie przedstawia wszędzie jako prostytuujące się dziecko. I dorosłą kurwę. Cała historia Kościoła tak wygląda. I wszystko, co Nycz o mnie mówi, albo jest jego celowym kłamstwem, albo pochodzi z listu, który został sfałszowany przez Renatę i jej rodzinę.

Stosunek do doświadczeń schizofreników potwierdza moją opinię o Kościele jako o miejscu, w którym wszystko jest na opak. Czyli „wiedzę” czerpie z głowy osób chorych psychicznie, śmierć nazywa „życiem wiecznym”, morduje ludzi, krzycząc o „miłości”. Mogłabym wymieniać dalej, ale każdy będzie już sobie potrafił tę listę uzupełnić.

Nie interesowałby mnie temat istnienia kościelnych schizofreników, gdyby nie to, że Kościół postanowił w osobie Nycza oraz Ryszarda mnie osobiście prześladować. Zaczęło się, jak już napisałam z innym miejscu, od katechezy, kiedy rąbnięta katechetka postanowiła mnie poskromić i opowiedziała o mnie ówczesnemu biskupowi. Pokłóciłyśmy się o „Lolitę” Nabokova, za pomocą które Kościół chciał mnie umoralniać. Wedle wizji biskupa bohaterka powieści była kurwą, bo tylko kurwy zostają zgwałcone. Oczywiście nie było w tym żadnej winy „uwiedzionego” pedofila. Byliśmy wychowywani na mięso, które łatwo i bez protestu da się zgwałcić i jest uczone, że jeśli mówi o tym, co je spotkało, to zostaje potępione, bo to wszystko jest zawsze winą ofiary.

Chyba nikogo nie dziwi mój wrogi stosunek do Kościoła.

Od tamtej pory mam na karku Ryszarda z Gdańska, który podpuszczony przez kler zaczął mieć urojenia, że jest moim wujem i trzymał mnie do chrztu w swoim mieście. Oczywistym jest, że byłam chrzczona w Warszawie i gdański schizofrenik nic nie miał z tym wspólnego. Nie będę wstawiać tutaj znowu zdjęcia potwierdzenia mojego wystąpienia z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, ale można łatwo je znaleźć w poprzednich wpisach. Takie potwierdzenie to adnotacja na akcie chrztu, więc widać, gdzie byłam chrzczona. Żałuję tylko, że nie ma tam nazwisk rodziców chrzestnych, ale nigdy ich nie ukrywałam i nikt nie nazywa się ani Ryszard, ani Nowak.

Ryszard uchodzi w swoim środowisku za „uzdrowiciela” i doświadczyłam jego metod postępowania z osobami, które niby „leczy”. Posługuje się zastraszeniem, terrorem, prosi też znajomych o bicie jego ofiary. Robi wszystko, co może, aby tylko doprowadzić do wystąpienia syndromu sztokholmskiego. Bo gdy już dostatecznie zastraszy ofiarę, zaczyna jej wmawiać o czym ma zapomnieć, a co zamiast tego ma pamiętać. Wsadził mi do głowy tyle nieprawdziwych opowieści o różnych ludziach, że latami walczyłam o odzyskanie zdrowia. Wyszłam z tego tylko dzięki pomocy moich prawdziwych bliskich i przyjaciół. A także ich cierpliwości.

To co robi Ryszard swoim ofiarom określa się jako zabicie psychiki, czy też osobowości, czyli zniszczenie człowieka w takim stopniu, że zapomina kim był i co chciał osiągnąć. Ma uniemożliwiony jakikolwiek rozwój. Blokuje się w każdej chwili z powodu zastraszenia. Taka osoba przestaje praktycznie funkcjonować i jest na prostej drodze do samobójstwa. Powinno być takie „leczenie” traktowane tak jak zabicie kogoś z premedytacją, a nie określane jako „cud”, co robi Kościół.

Najzabawniejsze jest, że ten schizofreniczny potwór, tak samo jak Renata, jest według Nycza pewnym kandydatem na wyniesienia na ołtarze, czyli ma zostać świętym Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Potwierdza to moją złą opinię o Kościele, jaką wyrobiłam sobie już w dzieciństwie. Gang imbecyli chodzących na pasku schizofreników.

Psychopatyczna – wynikająca ze schizofrenii – osobowość Kościoła jako organizacji potwierdzona.

Niech zdechną!

Królowa

Pomogłam się zatrudnić u mnie pracy komuś, kto nie okazał się być moim przyjacielem. Kobieta powołała się na naszą wspólną znajomą i poprosiła o pomoc w znalezieniu pracy. Miała jakieś doświadczenie, więc pomyślałam, że jej pomogę, chociaż w ogóle jej nie znałam. Po wysłaniu emaila do mojej kierowniczki coś jednak mnie ruszyło i ogarnęły mnie złe przeczucia.

Nie jestem zabobonna, mój niepokój miał inne źródła. Dzięki zainteresowaniom Piotra przeczytałam dosyć podręczników psychologicznych, żeby móc określić się jako profiler-amator. Zerknęłam jeszcze raz na email tej osoby i zauważyłam frazy, które świadczyły, że mam do czynienia z osobą infantylną i narcystyczną. A że miałam już problemy z prześladującymi mnie schizofrenikami doszłam do wniosku, że ktoś z takim profilem psychologicznym może zacząć pomagać moim prześladowcom. Może wydawać się to całkowicie niemożliwe, ale narcyz, któremu się pomogło, nie odczuwa wdzięczności, tylko niechęć wobec kogoś, kto pomógł, więc jest podatny na wiarę we wszystko, co najgorsze, jeśli to tylko dotyczy kogoś, kogo nie polubił. Podzieliłam się tym niepokojem z moim Dzielnicowym, bo lubię o wszystkim, co dotyczy prześladujących mnie schizofreników opowiadać Policji.

Taką charakterystykę narcyza znał też Piotr, ostrzegał mnie przed takimi osobami, ale nie wiedział nic o tym, jak działają schizofrenicy i dlatego padł ich ofiarą. Dla ludzi, którzy myślą, że są w stanie rozpoznać w pobieżnym kontakcie osobę chorą psychicznie mam słowa ostrzeżenia – nie uda wam się to nigdy. Trzeba trafił w cel i uruchomić reakcję, dzięki której ujawnią się z psychozą. Inaczej można dać się łatwo nabrać jak Piotr, który wierzył, że Renata jest moją przyjaciółką, a Rafał mężem. (Przy okazji, nadal czekam na moje zaświadczenie o stanie cywilnym, gdy tylko dostanę, pojawi się na blogu.)

Niestety wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przeczuciami. Renata została przez moją koleżankę przytulona do piersi i uznana za dawną miłość Piotra, a ja za schizofreniczkę, która to sobie uroiła, i którą trzeba zniszczyć psychicznie, żeby zaczęła się leczyć.

Ale nie było to jeszcze najgorsze. Schizofrenik Ryszard i cały jego orszak zostali przez moją koleżankę określeni jako bliscy mi ludzie, którzy mi „pomagają”. Próbowałam poprosić ochronę budynku o wyrzucenie wariata z terenu, ale moja koleżanka zabroniła go wyrzucić, poświadczając, że Ryszard jest moim wujkiem, który się mną opiekuje. Ja tego schizofrenika nie wzywałam, wszyscy zostali okłamani, że jest kimś, kto mi „pomaga”. I że już kiedyś pomógł. Oczywiście koleżanka przyjęła całkowicie punkt widzenia chorej psychicznie Renaty, dla której właśnie pozytywnym rozwojem akcji był syndrom sztokholmski i narzucony mi brak zainteresowania Piotrem. Bo tak zostałam poraniona psychicznie i zniszczona w czasie studiów przez jej gang.

Nie wiem, kto wezwał Ryszarda, ale na pewno nie ja. Podejrzewam, że strona kościelna zrobiła to po wysłuchaniu jakiś plotek. Stawiam jednak na Renatę, która według opowieści schizofrenika dorabia jako kurwa Nycza. Oczywiście w każdej chwili jestem gotowa poprawić odpowiednie części tekstu, jeśli dostanę więcej informacji, bo mam świadomość, że w opieram się również na urojeniach schizofreników, ale dobrze wiem, że takie osoby jak różni hierarchowie w to zamieszani nie maja problemów z osądzaniem mnie i kierowaniem się poglądami na mnie ludzi chorych psychicznie. Jeśli oni uważają Ryszarda za w pełni wiarygodnego i nie wierzą w istnienie schizofrenii, to ja też tak będę postępować.

Z powodu działań tych różnych ludzi, znowu straciłam życie jakie powinien mieć ktoś taki jak ja. Uciekła mi ostatnia możliwość założenie rodziny. I pogrążyłam się w walce o wyjście z syndromu sztokholmskiego. Jest to mordęga i zajmuje to lata. I dlatego nigdy nie wybaczę osobie, której pomogłam się zatrudnić u siebie w pracy. Ani ludziom, którzy jej uwierzyli i ją wspierali.

Wiem, że moja przyjaciółka pisarka została przez schizofreniczkę Renatę też brutalnie zaatakowana z wywołaniem syndromu sztokholmskiego, tylko dlatego że Piotr wrócił do pomysłu sfinansowania wydawnictwa, które miałyśmy prowadzić. Zawiść schizofrenika to straszna siła, a ta picza ze wszystkich sił próbowała (jak myślę, nadal chce) przechwycić również i te pieniądze, bo ze wszystkich sił chce uchodzić za kogoś z wyższych sfer. A bez kasy nie potrafi tego zrobić. Nie dochodzi do niej, że o klasie decyduje, jaki się ma mózg i maniery.

Nic nie poradzę na to, że schizofreniczka Renata jest nikim. Zawsze będzie nikim i nawet jeśli Krystyna próbuje z niej zrobić królową fandomu, to jej się nie uda.

Opieka

Jak już moi Drodzy Czytelnicy wiedzą, chodziłam do podstawówki z dwojgiem pacanów, pochodzących ze środowiska tak głupiego, że zacierają się granice pomiędzy imbecylizmem a schizofrenią.

Na moje nieszczęście z powodu gwałtu i choroby psychicznej szeroko obecnej wśród kleru uznali, że mogą bezpiecznie rozpowiadać, że gwałt na ośmioletniej dziewczynce udowodnił, że jestem kurwą. Oczywiście, że było inaczej. Ojciec Renaty, schizofrenik tak samo jak ona, który wedle jej powieści dymał ją i nauczył ją wszystkiego, co jako prostytutka powinna wiedzieć, postanowił mnie sprzedać pedofilowi, który mnie z jego pomocą zgwałcił oralnie. Wbrew temu, co sądzą, nie jest to dowód na moją prostytucję.

Oczywiście należy pamiętać, że schizofrenicy mają w zwyczaju przeżywać swoje urojenia w taki sposób, że wypowiadają na głos to co w ich głowie mówi obiekt ich urojeń, więci nasze wersje kto, co powiedział, potem się rozjeżdżają. Psychiatra ma nagraną rozmowę z Renatą, podczas której mówiła o sobie, że jest kurwą, żeby po kilku chwilach przypisywać te słowa mnie. Naprawdę jest ostatnią osobą, której można wierzyć.

Ludzie mają bardzo mało doświadczenia z tego rodzaju schizofrenikami, ponieważ większość, szczególnie pochodząca z klasy średniej, jest wyłapywana przez otoczenie i zmuszana do leczenia. Nie jest tak w przypadku Renaty. Jej środowisko nie uważa za potrzebne ją leczyć, są tak głupi, że nie interesują ich konsekwencje jej nieleczenia. A najczęściej tak samo są chorzy.

Renata wszędzie podaje się za moją przyjaciółkę. Muszę wszędzie podkreślać, że nią nie jest. Tak samo nigdy nie był moim chłopakiem, ani mężem jej kuzyn Rafał. Jest moim schizofrenicznym prześladowcą, którego należy ośmieszyć. Oboje są tak głupi, że mam do nich podejście które można określić jako darwinizm społeczny – nie warto ich leczyć, ich mózgi od początku były głupie, a po tylu latach nieleczenia schizofrenii mają już gąbkę, a nie ten najważniejszy organ. Jeśli o mnie chodzi, można ich po prostu zewsząd wygnać. Sprawi mi satysfakcję oglądanie ich, jak spierdalają z konwentu. Oczywiście psychiatrzy wolą takie przypadki leczyć i pokazać ich później ofierze, którą nękali całe życie, gdy są już skuszeni, przepraszają i dziękują za leczenie.

Miałam szczęście być przez jakiś czas narzeczoną Piotra, o którego Renata była w sposób zwierzęcy zazdrosna. Niestety jest to psychologiczna przypadłość schizofreniczek, że kierowane zawiścią zaczynają sobie przypisywać cechy, umiejętności oraz znajomości, jakie posiada obiekt ich obsesji. Przy czym cechuje je myślenie magiczne, jeśli wszystko inne zawodzi, to doprowadzenie do śmierci ich ofiary może spowodować, że „odziedziczą” te właściwości. Przypomina to zwyczaje prymitywnych ludów, polegających na zjadaniu serc wrogów, aby przejąć ich siłę. Wygląda na to zresztą, że wszelkie zresztą obyczaje religijne lub quasi religijne są inspirowane przez urojenia schizofreników, więc bardzo proszę, żeby fani Kościoła Rzymsko-Katolickiego mieli to na uwadze, bo też działają w świecie rządzonym przez schizofreników.

Renata po ukradzeniu mi notesu z telefonami, a były to lata dziewięćdziesiąte, gdy nie trzymaliśmy takich rzeczy w chmurze, tylko na papierze w jednej kopii, zaczęła swój plan podboju Piotra, czyli urzeczywistnienia swoich urojeń o byciu jego narzeczoną. Fatalnie zbiegło się w to w czasie, kiedy się rozstaliśmy na rok, więc udało jej się razem z Rafałem go omotać. Nie zorientował się, że rozmawia z wariatami i że Rafał nie jest moim nowym ukochanym. Wrócilibyśmy do siebie, gdyby nie intrygi tych wariatów.

Renata i Rafał, jak to schizofrenicy, nie zapomnieli o mnie, czyli ofierze swoich urojeń. Wycofałam się z fandomu i skoncentrowałam się na pracy i wychodzenia z traumy po poprzednim ich napadzie, gdy oberwałam aż za mocno, gdy poszczuła na mnie ludzi nie zdających sobie sprawy, kto jest kim. Wytropili mnie w moim miejscu pracy i zaczęli robić to, co robią schizofrenicy – czyli snuć swoje pajęczyny, składające się z ich urojeń na mój temat, wynajdywali też sojuszników. Przywlekli ze sobą też schizofrenika z Gdańska, Ryszarda, który od lat ma urojenia na mój temat i uważa się, za mojego „opiekuna”. Zaczął mnie atakować i niszczyć, próbując zmusić do potwierdzenia, że jego oraz innych schizofreników urojenia są prawdą. Udałoby się go pewnie wywalić z budynku mojej pracy, gdyby nie moja koleżanka, która stała się wierną fanką Renaty, bo uznała ją za jakąś celebrytkę i powtórzyła jej kłamstwa, że Ryszard jest moim wujem i mi „pomaga”. Bo już kiedyś mi „pomógł” – oczywiście ta „pomoc” polegała na tym, że straciłam pamięć i „zostawiłam” jej Piotra. Chociaż to jej nie wystarczyło i dalej mnie atakowała. Bo jakoś jej nie chciał i kontaktował się z nią tylko dlatego, że udawała moją najlepszą przyjaciółkę.

Wsród oszukanych przez Rafała i Renaty sojuszników niestety znalazł się Piotr z rodziną, którzy kierowani urojeniami Rafała, chcieli mnie z nim połączyć i skoncentrowali swoje wysiłki na „przypominaniu mi”, kim dla mnie niby miał być. Znowu fatalnie się złożyło, że po poprzednich atakach złośliwej i zazdrosnej schizofreniczki straciłam po zakatowaniu pamięć, co jest jedną z oznak syndromu sztokholmskiego, który w moim przypadku dawał Renacie carte blanche – mogła udawać dawną miłość Piotra, a ja zgodnie z jej zamierzeniem powtarzałam, że nigdy go nie spotkałam. Chociaż tak naprawdę zepsuło jej to trochę szyki, bo chciała, żebym go namówiła na przekazanie jej dużej kasy, czego nie mogłam zrobić, jeśli go nie pamiętałam.

Dzięki Piotrowi i jego działaniom zaczęłam wychodzić z syndromu sztokholmskiego, ale mieliśmy znowu pecha, bo jeszcze zanim Piotr zginął w wypadku, Renata znalazła sobie sojuszniczkę w moim zespole lektorskim. Kobieta uwierzyła we wszystkie urojenia Renaty, szczególnie w to, że była z Piotrem, ale przeze mnie się rozstali, bo jestem chora psychicznie. Moja koleżanka bez prowokacji rzuciła się na mnie, próbując mnie przekonać, że jestem schizofreniczką, niszcząc wszystko, co udało się do tej pory osiągnąć w mojej psychoterapii. Jednym ze sposobów na zniszczenie ludzi zdrowych jest wmawianie im choroby psychicznej. Rozpoczął się proces tortur psychicznych oraz ponownego wywoływania syndromu sztokholmskiego i od tamtej pory całemu mojemu życiu towarzyszy lęk, więc w efekcie znienawidziłam swoją pracę.

Przez moją koleżankę i jej zachwyt nad schizofreniczką z nizin społecznych oraz jej starania, żeby urzeczywistnić jej urojenia, straciłam wszystko, co może kobieta stracić w życiu, włącznie – już po śmierci Piotra – z możliwością wyjścia za Szweda. Syndrom sztokholmski przybrał taki rozmiar, że straciłam pamięć i bałam się nawiązać prawidłowy kontakt z mężczyzną, szczególnie z metalem, bo wariat z Gdańska, Ryszard, i jego znajomi zaczęli mnie tak „wyzwalać” z bycia fanką heavy metalu.

No cóż, nie moja wina, że schizofrenik z Gdańska – który jest dla mnie osobą obcą – ma urojenie, że muzyka zniszczy świat, a growl jest dowodem na opętanie. Ktoś go powinien w końcu zamknąć w psychiatryku.

Zastanawia mnie tylko, czy ma sens pozew wobec Państwa Polskiego, które upiera się, że prawo pozwalające na dobrowolność leczenia – także psychiatrycznego – jest dobym prawem. Z powodu nieleczenia tych gangów schizofreników powstało tyle cierpienia i niepotrzebnych śmierci, że należy nam się odszkodowanie, a Państwu Polskiemu kubeł zimnej wody na łeb. Bo to jest wadliwe prawo.

Wersje

Opisałam różne wersje opowieści Renaty. Gdyby była rzeczywiście z gangu mokotowskiego, wszystko byłoby prostsze. Na moje nieszczęście jest jednak chora psychicznie i pochodzi z takiego środowiska, które absolutnie nie chce jej pomóc się leczyć, bo nie widzi żadnego problemu, ani nie chce jej sprawić przykrości. Niektórym też jej zachowanie i to, że nie jest za niej karana wydaje się być niezwykle atrakcyjne. Blisko im w tym do przestępców, którzy wykorzystują osoby chore psychicznie. Renata też była wykorzystywana, jak już napisałam, dawała dupy wszystkim kolegom w podstawówce. Jej mąż skorzystał z pieniędzy, które ukradła.

Niestety istnienie Renaty i jej nieskrępowane działanie przyniosło wiele nieszczęść, które spadły na moich znajomych i nie tylko chodzi o rany psychiczne i syndrom sztokholmski, czy ukradzione pieniądze. Niestety schizofrenicy potrafią człowieka zaszczuć na śmierć.

Podobno Renata jest wyjątkowo uparta i durna na tle innych osób chorych psychicznie, ale z drugiej strony jej schizy też są podręcznikowe, więc aż tak bardzo nie odbiegają od tego, co potrafi wykręcić osoba chora psychicznie, jej akcje znajdują się nadal wewnątrz krzywej Gausa. Problem stanowi fakt, że jest zaniedbana medycznie i się nie leczy.

Chociaż największym kłopotem są ludzie, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że jest chora i wierzą szczerze w każde jej urojenie.

Wiem, bo sama padłam ofiarą zaciekłej fanki opowieści Renaty o jej urojonych związkach z moimi znajomymi.

Ale dlatego też wśród moich znajomych jest zmowa milczenia i nikt jej nie powie, jak się nazywa Godzilla.

Gang mokotowski

Decyzja psychiatry z lat siedemdziesiątych, wedle której zgwałcili mnie schizofrenicy, zniszczyła mi życie.

Renata czasami wypada z roli schizofreniczki i mówi wprost o swoim pochodzeniu, czyli o ojcu alfonsie, kurwie matce i sobie jako osobie, która dokładnie została przeszkolona, co ma mówić i robić, żeby ujść sprawiedliwości, bo zawsze znajdzie się jakiś psychiatra, który zareaguje na kluczowe, opisane w podręczniku frazy i wyda orzeczenie o niepoczytalności. W ten sposób mogą robić, co chcą. Ona i jej kuzyn Rafał.(1) Jego schizofreniczne akcje wedle jego słów mają na celu zaszczucie mnie i zmuszenie do oddania mu mojego mieszkania. Renacie też, bo ona ma tym dowodzić. Mówi, że są z gangu mokotowskiego, który od zawsze zajmuje się prostytucją. Tłumaczyłoby to, dlaczego ona i jej rodzina tak dobrze posługują się zastraszeniem, aby niszczyć ludzi, którzy nie chcą im pomagać. Dla mnie mieli plan wczesnego samobójstwa, skoro nie chciałam sprzedawać się za pieniądze. Po którym „zaopiekowaliby się” moimi rodzicami i za „opiekę” przejęliby nasze mieszkanie.

Ja sama jestem „pilnowana” i niszczona w momencie, gdy próbuje tylko się pozbierać i ułożyć sobie życie, bo ma zamiar po mnie odziedziczyć. Może i jej by się udało, gdyby nie fakt, że jestem poganką oraz apostatą, więc nikt jej nie uwierzy, że chciałam, żeby mój podpis uwierzytelnił biskup.

Ja mam ich za imbecyli, a psychiatrów zawsze wzywam do tego, żeby diagnozę opierali na bezstronnych badaniach obrazu i funkcji mózgu, a nie na wyuczonych gestach i słowach obwiesiów z nizin społecznych.

Renata wiele razy przyznała się, że jest prostytutką i złodziejką, ale będzie zwalać to na mnie, bo „tak się robi”. Dzięki temu zawsze wyjdzie zwycięsko. No zobaczymy, czy ludzie uwierzą jej, że to ona pisze, bo w ramach zastraszania mnie, groziła mi, że zawsze będzie mówić, że ukradłam jej teksty. Oczywiście tak mówi, gdy uważa, że nikt nas nie słyszy. W innej sytuacji odgrywa schizofreniczny show.

Wiem, co mi tłumaczył jej ojciec i ona sama, i czego niby miałam się nauczyć, żeby przeżyć w „ich świecie” i podobno ten ich świat jest ten „prawdziwy”, i tylko on się liczy. I że mam się bać. I że mam jej dać rezydencję, mam ją tam wprowadzić i ona już dalej się tym zajmie. Potem mogę umrzeć. Bo nie wie, dlaczego Aga nie chce z nią rozmawiać.

„Wychowywali” mnie tak, gdy myśleli, że już zastraszyli na tyle, że nie będę mogła się pozbierać, tylko będę wykonywać już zawsze ich polecenia i nie odzyskam pamięci. Mistrzowie wykorzystywania ludzi chorych psychicznie oraz manipulowania syndromem sztokholmskim. Chociaż nie jest to trudne, w zasadzie potrzebna jest tylko bezczelność i brak empatii, ale każdy imbecyl ma to aż w nadmiarze.

Ta kurwa chce, żebym zawsze przedstawiała ją jako swoją najlepszą przyjaciółkę i pomagała wejść w środowisko, gdzie będzie mogła znowu kraść. Nakradła już dosyć i myślę, że wystarczy. Nie zrobiła ze mnie kurwy, chociaż się bardzo starała mnie tak programować w pewnym momencie, teraz nie zrobi ze mnie swojej wiernej niewolnicy. Z głupimi może im się to udać, ale ze mną nie. Szczególnie, że mam odpowiednie wsparcie.

Czas ją wsadzić do więzienia, nie bacząc na protesty biegłych psychiatrów. Mają użyć maszyn diagnostycznych, a nie, kurwa, kierować się wyuczonymi frazami, jakimi się posługują te kurwy i alfonsi.

⛧⛧⛧

(1)Chociaż nie do końca mogą robić wszystko, bo oboje za zaszczuwanie mnie i nazywanie mnie złodziejką wylecieli zbitą mordę ze sklepów, w których układali na półkach. No cóż, nic dziwnego, że potrzebowali kozła ofiarnego z ich lepkimi palcami. A dużo nakradli i próbowali zmuszać dzieci do płacenia im haraczu. Wylecieli z podstawówki, wylecieli z pracy. Mam nadzieję, że wylecą też z fandomu. Najlepiej prosto do więzienia. Kurwy i złodzieje to ich prawdziwy obraz.

Pustogłowie

Gdy miałam dziewięć lat moi koledzy ze starszych klas, kiblujący w podstawówce do pełnoletności idioci, postanowili mnie sprzedać do burdelu.

Na dowód tego, że się nadaję do najstarszego zawodu świata, podawali urojenia Rafała i Renaty. Szczególnie Rafała, bo ten od momentu, kiedy mnie zobaczył, zaczął mieć obsesyjne urojenia na temat seksu ze mną, które podawał jako fakt, który miał miejsce. Nie ważne, że tylko jego głowie. Dodatkowo w ich wywodzie, dlaczego trzeba mnie sprzedać, znajdował się jeszcze ciekawszy element – gdybym im dawała dupy, to by nie chcieli mnie sprzedać. A jak nie chciałam, chociaż to robiłam w głowie Rafała, to won dupy dawać za pieniądze do burdelu.

Jak podejrzewam byli za głupi, żeby chciał z nim gadać jakiś zawodowy alfons, zamiast tego zaczepili Ryszarda i Nycza, którzy dla odmiany przyszli mnie umoralniać, zwabieni urojeniami mojej katechetki oraz schizofrenicznym przekonaniem Ryszarda, że jest moim wujkiem.

Z ich strony dla odmiany usłyszałam żądania, że mam iść do klasztoru. Wysłuchali młodocianych imbecyli i wszystko im się zgodziło. W ten sposób zostałam w ich głowach młodocianą prostytutką z okolic Gdańska, którą trzymał do chrztu Ryszard.

Kościół nie ma problemu z niewoleniem ludzi, wszak całe religijne wychowanie polega na wytworzeniu syndromu sztokholmskiego, dzięki któremu steruje się ludźmi strachem. Opus Dei miało zasłużony proces w Argentynie, gdzie padło oskarżenie o handel ludźmi, więc mój kościelny gwałciciel nie miał problemów z kupnem dziewczynki od dzieci z podstawówki. Nie jest prawdą, że kupił prawo do zgwałcenia mnie od mojego ojca, zamieszany był w to – jak sama Renata przyznała – jej ojciec.

No cóż, uznał się za mojego właściciela i było dla niego oczywiste, że powinnam zostać jego służką. Bo wiecie, Opus Dei lubi mieć szwadron obsługujących ich dziewcząt i jak widać dzieci, które pracują jedynie za strawę i pomiędzy pracą oraz gwałtami, mają się jedynie modlić i przepraszać Boga za to, że urodziły się kobietą. Jest to handel ludźmi, ponieważ – jak słyszałam – po złamaniu oporu i zastraszeniu można taką osobę sprzedać do służby i dalej ciągnąć zyski z jej pracy.

Marzenie Renaty, żeby mnie gdzieś sprzedać i mieć z tego zyski nigdy się nie urzeczywistni, chociaż próbuje, jak może. Razem ze swoim ojciec zastraszyli mnie w czasie studiów i zmusili do podpisania pustej kartki papieru. Powstał w ten sposób niesłynny, sfałszowany ręką Renaty list do Opus Dei, w którym niby oddaję się na służbę do Nycza za kilka garści jedzenia. I mam niby opisywać za jakie moje upokorzenie mam odpokutować w ten sposób. Jeśli chodzi o gwałt w podstawówce, to sama go opisałam, żebyście wiedzieli, co się stało. Chyba nie muszę ze szczegółami opisywać bicia, zastraszania, wpychania penisa w usta i instrukcji, że mam ssać? No wiem, że mi powiedziano, że to zrobiło ze mnie kurwę, ale jakoś nie wierzę. To z was zrobiło gwałcicieli i bandziorów.

No cóż, wcale nie uważam, żebym miała obowiązek wypełniać to, co Renata tam napisała. Chociaż mówi, że jest tak sama prawda. Mam nadzieję, że kiedyś porównamy, co tam napisała z rzeczywistością.

No i coż, zaszczuwanie mnie nie zrobi z niej prawdziwej narzeczonej Piotra, która miałaby coś po mnie odziedziczyć. Nie byłam żoną Piotra, nic nie odziedziczyłam, nie wiem dlaczego ta schizofreniczka uważa, że mam jej dać jakieś pieniądze, albo i rezydencje.

Naprawdę tej wariatce żadnej rezydencji nie ukradłam, chociaż opisuje jej urojony wygląd.

Ale nie myślcie, że tyko Piotra się czepiała – taki typ schizofreniczny mianuje się kobietą każdego mojego chłopaka, czy narzeczonego i autorką moich tekstów. I nie tylko mnie to spotyka. Powinna się leczyć. Wiem, że inna pisarka też została brutalnie zaatakowana przez ten sam gang zawistnej, pustogłowej Renaty.

Stan cywilny

Korzystając z tego, że czekam na teleporadę, bo głos straciłam (chociaż test combo na grypy, covid czy RSV wyszedł negatywny, to nie mogę pracować), wysłałam wniosek o wydanie mi zaświadczenia o stanie cywilnym. Nie jest mi specjalnie potrzebny, bo nie planuję w najbliższym czasie wychodzić za nikogo, chyba, że coś się zmieni. Chociaż wątpię, bo zaświadczenie ważne tylko pół roku. Chcę dzięki temu zaświadczeniu zakończyć niepotrzebny spór z jedną z moich koleżanek, której głupoty i uporu nie doceniłam.

A jest to osoba, która uparła się, że wszystko co mówi schizofrenik Rafał (którego już znacie z mojego blogu) to prawda objawiona, więc musi mi pomóc „odzyskać żonę.” Osoby, które mnie znają, chyba nie mają wątpliwości, że jestem stanu cywilnego i mogą się zdziwić, że istnieje całe stado ludzi przekonanych, że jestem żoną schizofrenika Rafała, tylko z powodu choroby psychicznej nie ma mnie nigdy w domu. A powinnam być, tylko się włóczę i kurwię.

Myślałam te lata temu, że jazdy mojej nowej koleżanki nie mają znaczenia, bo co to ma do rzeczy. Praca to praca, nie potrzebne nam mówienie o rzeczach prywatnych. Poprosiłam ją też, żeby zostawiła sprawę. Tłumaczyłam, że to schizofrenik. Każdy by zostawił taką sprawę, ale nie ona. Uparła się, że Rafałowi pomoże.

I się zaczęło.

Zostałam przez nią oskarżona o chorobę umysłową i nie dało się wytłumaczyć, że to urojenie schizofrenika. Ściągnęła swojego ojca, który też zaczął mnie zajebywać, że mam się leczyć. Oprócz niego uruchomiła tyle osób, że aż boję się pisać. Na nic się zdały zapewnienia, że ten schizofrenik nie jest moim mężem i że mój stan umysłowy nie jest ich sprawą. Próbowałam się stawiać, ale zostałam potraktowana postępowaniem anty-mobbingowym. Ja!!! Która w tej sprawie sama byłam oczywistą ofiarą mobbingu, zaszczucia i głupoty!!!

A w momencie, kiedy zaczęłam mówić, że powinnam zmienić zawód (bo prawdę mówiąc trafiłam do zawodu na skutek syndromu sztokholmskiego po zaszczuciu na Uczelni, ktoś inny mi wybrał zawód), zrobiła się z tego cała afera z wzywaniem schizofrenika, która moja koleżanka uważała za mojego „byłego męża” – dało radę jej tłumaczyć, że nie jesteśmy razem, ale pomimo powoływania się na film Piękny umysł nie była w stanie ogarnąć rozumem, że cała historia naszego „małżeństwa” to świat urojeń Rafała. Rozpoczęła wtedy też nagonkę na mnie za to, że chcę odejść z pracy. Kurwa, jasne że chcę, trudno się dziwić, ale do lepszej.

Miałam wspólne zawodowe plany z pewną osobą, może do tego wrócimy?

Koleżanka nie ustępowała w swoich wysiłkach kontrolowania mojego życia. Uruchomiła chyba wszystkie swoje koleżanki oraz możliwości systemu, żeby doprowadzić do wymarzonego celu – czyli doprowadzenia mnie do przyznania, że jestem chorą psychicznie żoną Rafała. I „leczenia” mnie. Przeszłam piekło, gdy schizofrenicy zaczęli leczyć moje problemy z pamięcią, a akurat pewnych wydarzeń w wyniku pogawędek z pedofilem-gwałcicielem z podstawówki nie musiłam sobie przypominać. Tak potraktowana chciałam odejść, ale w wyniku zastraszenia i odebrania wiary we własne siły zostałam zmuszenia do dalszej pracy w tym miejscu, które już znienawidziłam.

Na moje nieszczęście pojawił się u mnie pracy również Ryszard, człowiek chory psychicznie, który przez Rafała (który jest mim dawnym kolegą z podstawówki) uważany za mojego chrzestnego. Nic bardziej mylnego – pojawił się w podstawówce przywleczony przez zakonnicę, która mnie uczyła religii, sam przywlókł za sobą Nycza. Oba te środowiska po zasięgnięciu języka nabawiły się zupełnie nieprawidłowych wyobrażeń o mnie, bo z jednej strony gadał schizofrenik Ryszard, a z drugiej schizofrenik Rafał. I po żadnej z tych stron nie byli ani moi przyjaciele, ani rodzina. Chociaż nawzajem tak o sobie myśleli.

Cały ten gang spadł mojej koleżance z nieba. Nie będę jej oskarżać o psychopatię, ale jestem blisko. Radośnie zaczęła różnym osobom – z tego co mi powiedziano – zaświadczać, że nie tylko Rafał jest mój mąż, ale też Ryszard wujek. Całe te grono zaczęło mnie w ramach „terapii” zastraszać i prać mózg. Doprowadziło to szybko do takiego stanu, że znowu zaostrzył mi się syndrom sztokholmski, bo zostałam zastraszona w sposób krańcowy. Moimi znajomi spoza mojej pracy musieli stawać na głowie, żebym nie popełniła samobójstwa, w tak złym byłam stanie.

A już było blisko, żeby mnie wydostali z poprzedniego zastraszania i syndromu sztokholmskiego i wydali za mąż za pewnego Szweda. Bardzo nie dziękuję mojej koleżance za jej tępotę i zniszczenie mi życia oraz ułożenie sobie spraw tak jak ja chciałam.

Przypomniałam sobie, o co zaczęła się ta afera, w czasie której moja koleżanka prawie mnie nie zamordowała. Oczywiście w zderzeniu ja i schizofrenik uwierzyła jemu, że jesteśmy małżeństwem (co jest też typowym urojeniem takich typów) i nie dało się jej wytłumaczyć. Myślałam, że nie muszę, ale zamieram na sam koniec mojej pracy to domknąć i pokazać ludziom zaświadczenie o stanie cywilnym. Jestem oczywiście stanu wolnego.

Poszczuła na mnie kogo się dało i złamała mi życie.

Wywieszę na blogu to zaświadczenie z zamazanymi delikatnymi danymi jako ostatnią rzecz, którą opublikuję przed jej procesem o zaszczucie. Marzę o nim od dawna. Przy tym wszystkim była na tyle dyskretna, że niewiele osób zorientowało się, co robiła.

Spierdalam z mojej pracy tak szybko jak się da. Wszędzie będzie lepiej. Na wszelki wypadek będę miała ze sobą zawsze zaświadczenie o stanie cywilnym.

Terapia

Syndrom sztokholmski jest perfidnym skurwysyństwem i nie należy tego robić nikomu. Człowiek poddany takiemu terrorowi, że zmienia się w podporządkowanego niewolnika, ma problemy z pamięcią, walczy z fałszywymi poglądami wmówionymi przez napastników, doznaje fałszywych wspomnień, z których musi się otrząsnąć. Robi rzeczy które chce prześladowca, a nie ona sama. Jak Patricia Hearst zwraca się przeciwko bliskim i bełkocze tak, że można tą osobę uznać za zupełnie chorą psychicznie. Cierpi całe życie, tocząc walkę we własnej głowie, chwilami wierząc, że tak jak jej prześladowca fałszywie wmawia, jest chora, podczas gdy prześladowca kwitnie.

Nikt nie ma prawa wmawiać nikomu choroby psychicznej, szczególnie jeśli nie jest lekarzem. Jest to podstawowa zasada w psychiatrii. Ja mojej prześladowczyni kazałam się po prostu zastanowić nad faktami i dziwiłam się, dlaczego tak się zaangażowała w pomaganie zdiagnozowanemu już w podstawówce schizofrenikowi. Nie zasługiwałam na oskarżenie o mobbing ani zaszczucie czy oskarżanie o chorobę psychiczną. Nigdy nie byłam żoną tego schizofrenika. Wyciągnę z urzędu zaświadczenie o stanie cywilnym. Obiecywałam to już wcześniej i za to zostałam tak potraktowana, że bez wątpliwości można mówić o zabiciu psychiki. To jest termin z psychologii i oznacza dokładnie to, co mnie spotkało w czasie studiów oraz w pracy.

Uważam, że w naszym kraju nieleczących się schizofreników, których zawsze ratuje Kościół i tuli do piersi jako „świętych”, którym Bóg „zsyła” wiedzę o miejscach, w których nie byli i rzeczach, których nie widzieli, jest to główny problem psychiatryczny. Doliczyłam się wśród moich znajomych siedmiu osób oprócz mnie, które zostały w tej sposób skrzywdzone. Są to osoby, o których wiem. Zostały skrzywdzone w sposób straszny, bardziej nie można nikogo skrzywdzić.

Jest to coś, na co nie pomagają leki, chociaż specyfiki przeciwlękowe pomagają maskować problem i ułatwiają sen. Jedyne co można zrobić, aby pomóc ofierze wyleczyć się całkowicie, to umożliwić ucieczkę od swojego prześladowcy, którego obecność powoduje problemy psychiczne, bo wywołał syndrom sztokholmski, zastraszając swoją ofiarę prawie na śmierć. Z pomocą psychicznie chorych to łatwe. Jedyna droga to wspierać ofiarę w niezgodzie na takie traktowanie, dodawać jej sił i odwagi. Inaczej może popełnić samobójstwo, szczególnie jeśli to jest na rękę schizofrenikowi.

Jedyna metoda wyjścia z syndromu sztokholmskiego to walka z prześladowcą, wyśmianie go i wsadzenie do więzienia za takie potraktowanie. Absolutnie nie należy przyjmować jakiś połowicznych rozwiązań, czy iść na ustępstwa, gdy prześladowca zaczyna się przymilać, aby zatrzymać ofiarę przy sobie. Potrzebna jest konfrontacja i i odważne mówienie o tym, co się stało.

Inaczej człowiek nie wyjdzie z problemów psychicznych.

Nie można się bać.

Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło. Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.