Archiwum kategorii: Różne

Isekai

Przyznam się bez bicia – nie znam się na anime, chociaż czasem dla różnych form swoich działalności używam ksywki Mello. Wzięło się z nieporozumienia z fryzjerką. Wyjaśnię może pokrótce.

Wieki temu, będzie już dwadzieścia lat, spędziłam lato w Chinach, blisko trzy miesiące, pilnie ucząc chińskie dzieci angielskiego razem z koleżanką. Taka praca dla szkoły języka ze Szwecji, która rozliczała się jako fundacja, a rozmowę o pracę miałam przez telefon z osobą z Bostonu w czasie Arraconu (był kiedyś taki con). Ot globalizacja. Moja koleżanka anglistka w pewnym momencie zarządziła wyjście do fryzjera. Ale wybór fryzjera nie mógł być przypadkowy. Chodziłyśmy godzinę po całym mieście zaglądając do salonów i krytycznie oceniając fryzury. Stała za tym pewna racjonalizacja – fryzjerzy nie mogą mieć złych włosów, robią sobie je nawzajem i są wizytówką swoich umiejętności. W końcu trafiłyśmy na coś, co nas zadowoliło. Ja wyszłam z włosami średni blond i tym, co uważałam wtedy za fryzurę typowo mangową – dużo postrzępionych sterczących dookoła głowy końcówek. Kilka lat później poszłam do fryzjera i próbowałam wytłumaczyć o co mi chodzi, ale wyszłam z grzeczną fryzurą do ramion z grzywką. Na moje ciche „chciałam jak z mangi”, strzygąca położyła mi ręce na ramionach, nachyliła się i szepnęła „Mello”.(*)

Aha.

Dopiero niedawno załapałam, o co jej chodziło. Jak już ustaliliśmy, nie znam się za bardzo na mandze, ani anime. Za to napisałam powieść fantasy i postanowiłam ją wydać sama, co świadczy z kolei najlepiej o tym, że nie mam po kolei w głowie. Albo, że nie chciało mi się czekać, aż w kryzysie ktoś mnie zechce wydać. Możliwe też, że nadal się łudzę, że kiedyś moje przedsięwzięcie zamieni się w prawdziwe wydawnictwo. Jakby nie było, pchnęłam kilka egzemplarzy w tłum raczej przypadkowych ludzi w Krakowie i dostałam jedną dosyć entuzjastyczną odpowiedź (o którą nie prosiłam, chociaż przyjęłam z dużą wdzięcznością). Dowiedziałam się, że Musica mundana może być nazwana polskim isekai. Okazało się, że to co uważałam za gatunek sięgający – bo ja wiem – „Alicji z krainy czarów”, jest bardzo popularnym gatunkiem anime, traktującym o osobach, które trafiają do równoległych krain i muszą znaleźć sposób na powrót do domu.

Nadal próbuję to jakoś pomieścić w głowie. Serio, zupełnie nie spodziewałam się takiego metatekstu.

(*) Jeśli ktoś jeszcze nie zna Death note (Pamiętnik śmierci), to polecam. Mello to jedna z bardziej dających się lubić postaci. I faktycznie, ma dosyć nietypowo grzeczną jak na mangę fryzurkę, co przy jego urodzie i pewnej socjopatii składa się w perwersyjnie uroczą całość.

Dawne paszportowe były lepsze…

Czas chyba sobie zrobić jakieś lepsze fotki, bo obecne paszportowe nie są nawet w połowie tak ładne, nie nadają się ani na bloga, ani na okładkę książki (prace trwają, czekam na dwie kolejne ilustracje, bo trzeba je ponownie zeskanować i to w zasadzie będzie koniec składu).

Unsolicited Dick Pics

Będąc młodą nauczycielką, wpadłam na pomysł założenia w jednej z uczelni anglojęzycznego forum, gdzie studenci mogliby dodatkowo ćwiczyć w mówieniu w obcym języku. Zależało mi na stałej umowie o pracę, więc wykazywałam się kreatywnością i zaradnością. Za zgodą mojej przełożonej, poszłam do informatyków, wyłuszczyłam pomysł i zostało mi owe forum założone. Pozostała kwestia zasobów, czyli inaczej mówiąc jakiś ciekawych wątków, które uczestnicy mogliby czytać lub się w nich wypowiadać.

Zamieściłam ciekawe anegdoty z Internetu, ale to wciąż czegoś brakowało. Zapytałam zaprzyjaźnionego dziennikarza o poradę i zupełnie nieświadoma, jakie to mogłoby nieść konsekwencje, założyłam wątek, w którym było miejsce na wszystkie zwroty i synonimy do „making out” (co można zgrubnie przetłumaczyć jako całowanie). Jednocześnie uczyłam się administrować forum internetowym, co było chyba dla mnie najciekawsze.

Wszystko przez pewien czas działało bez problemu, aczkolwiek studenci, co chyba zupełnie nie jest dziwne, gdy weźmie się pod uwagę, że angielski był całkowicie niekierunkowym przedmiotem, niezbyt chętnie się udzielali na forum. Zaczęłam zatem zaglądać tam rzadziej i rzadziej, a nawet trochę o nim zapomniałam.

Otrzeźwił mnie telefon od jednej z dziewczyn z Administracji.

– Małgosia, ty zarządzasz anglojęzycznym forum? – padło pytanie.

– Tak? – odparłam zdziwiona.

– Mam informację, że są tam zdjęcia nagich penisów.

Zamarłam. W głowie wciąż miałam informacje o wymaganiach wobec nauczycielek obowiązujące w dziewiętnastowiecznych Stanach Ameryki Północnej. Miały być pannami, mężatki nie miały wstępu do tego zawodu, gdyż ciąża, która nieodwołalnie kojarzyła się z seksem, mogła poważnie zgorszyć młodzież. Inne miejsce, inne czasy, ale  fotki kutasów były o wiele gorsze niż ciąża, a ja nadal nie miałam stałej umowy o pracę.

– Zupełnie nic o tym nie wiem! – wyjąkałam. – Zaraz sprawdzę!

Pobiegłam do laptopa i zalogowałam się na forum. Były! Nie w erekcji, więc z ulgą stwierdziłam, że raczej nikt mnie nie oskarży o rozpowszechnianie pornografii. Zaczęłam je usuwać. Było ich mnóstwo i mnóstwo, zbyt dużo, żeby łatwo usunąć. Zablokowałam więc forum na dobre, i napisałam mejla do Administracji, że nie ja je wrzuciłam i że może to być sprawa dla policji.

W odpowiedzi przeczytałam, że nikt mnie nie podejrzewa o umieszczanie takich zdjęć. Wtedy odetchnęłam z ulgą, faktycznie nie posiadam odpowiedniego oprzyrządowania i nie dam rady wyprodukować podobnych obrazów w żaden sposób.

Czasem zastanawiam się tylko czyje to były penisy i dlaczego w szkołach średnich do obowiązkowych badań okresowych dla nauczycieli należą badania WR. Na uczelniach ich nie ma.