Nie będę przepraszać żadnej schizofrenicznej kurwy. Nie będę przepraszać Andrzeja. To on powinien przeprosić za swoją współpracę ze schizofrenicznym gangiem i schizofreniczkami z mojej podstawówki, ale mam pewność, że nie przeprosi, bo narcyzi nigdy nie przepraszają. za to niszczą wszystkie osoby, które im kiedykolwiek pomogły, jak na przykład ja i Piotr. No może z wyjątkiem sytuacji, kiedy dociera do nich, jak zła mają sytuację prawną i prawnik im doradzi przeprosiny.
Napadnięto na mnie w moim miejscu pracy, jak najbardziej formalnym. Ale nie tylko mam na myśli jakieś szkoły, w których uczyłam angielskiego, ale też (i to może nawet jest najważniejsze) napady dotyczyły mojego zespołu. Jak najbardziej zawiązał się formalnie i mieliśmy już swojego producenta, Norwega. Każde napady na ludzi w miejscu pracy i doprowadzenie do szkód psychicznych są bardzo źle widziane przez nasz system karny. Niektóre rzeczy powinny się dziać z urzędu, moim zdaniem (tutaj prokuraturę pewnie powstrzymuje moja amnezja), ale zadowolą nas pozwy cywilne.
Ani Ryszard, ani Nycz czy otaczające ich schizofreniczki nie byli moimi przyjaciółmi. Andrzej też nie. Nikt z nich nie studiował psychologii. Nigdy też nie przyjaźnili się z nikim z mojej rodziny. Wszelkie ich poczynania wynikały z ich psychozy i miały na celu zadręczenie na śmierć obiektu, na którego punkcie mają obsesję. Z reguły schizofrenicy spodziewają się, że po samobójstwie ofiary z powodu zaszczucia dostaną przelew pieniężny z całego majątku ofiary, bo uroili sobie jakiś testament i że mają prawo do majątku człowieka, którego zaszczuwali – w ich języku „którym się opiekowali”. Takie zachowanie jest doskonale opisane w podręcznikach psychologii i można bezbłędnie przewidywać działania schizofreników. Jest to podstawowa zasada profilingu – takie same osoby, w takich samych sytuacjach, robią te same rzeczy. Zawsze się sprawdza. I dzięki tej zasadzie i wiedzy z psychologii byłam w stanie pomóc już wielu osobom, które miały na karku ten gang schizofreników.
Andrzej swoją głupotą zniszczył mi życie. Pranie mózgu, terror i zastraszenie to nie są metody terapeutyczne. To są metody jakimi schizofrenicy dokonują egzekucji czyjejś psychiki oraz powodują powstanie fałszywej osobowości, która ma się zgadzać z ich urojeniami. Nikt nie powinien trzymać strony schizofrenika, który nigdy nie był przyjacielem mojego ojca, za to był człowiekiem, który z dużym prawdopodobieństwem (zgadza się to z faktami i typowym postępowaniem schizofreników) doprowadził do śmierci mojego ojca w szpitalu, bo wmówił lekarzom, że jest kimś z rodziny i poinformował, że pacjent czuje się lepiej i nie chce by-passu. Zresztą przyznał mi się do tego w rozmowie ze mną.
Schizofrenicy bardzo chcieli, żebym napisała to, co mi wbijali do głowy, ale nie będę kłamać i kolportować ich urojeń. Ani nikogo wybielać. Ale jak najbardziej chcę pisać ten blog. Doskonale mnie do tego zachęcili.
I nie nazywam się dla was Nowak, tylko Haraldsdottir i jestem bardzo wkurwiona. A problemy z pamięcią i podwójna osobowość to nie opętanie, więc darujcie sobie te egzorcyzmy, do was mówię, zjeby z Opus Dei. Dla was jestem nie tylko ateistką po złożeniu oficjalne apostazji (zaświadczenie na blogu), ale też wiedźmą Wicca, więc odpierdolcie się ode mnie.
Jestem panną (zaświadczenie również na blogu) i nie mam dzieci z powodu głupoty Andrzeja i kilku innych osób, które nie miały prawa się wpierdalać w moje życie, ani kłamać na mój temat, temat moich przyjaciół, czy mojego stanu cywilnego. Moja amnezja i problemy z psychiką to efekt działania Andrzeja oraz gangu schizofreników, a nie metali. I niech Andrzej dalej tylko z Ryszardem się przyjaźni, bo ja go nie chcę widzieć. Zrobił w moim miejscu pracy dokładnie to samo, co zrobił mi wcześniej na Anglistyce. Pomógł schizofrenikom zniszczyć mnie, jak nigdy dotąd. Przy czym dokonał jeszcze większych zniszczeń niż w latach dziewięćdziesiątych, bo okazał się być jeszcze ambitniejszy niż kiedykolwiek wcześniej w popełnianiu przestępstw i łgarstwach. Jest chory psychicznie z powodu kontaktów ze schizofrenikami, bo wciągnęli go w swoje urojenia. Ponownie z całym naciskiem proszę go, aby zaczął się leczyć.
W życiu nie potwierdzę urojeń Ryszarda i jego córek.
I chyba czas już reaktywować ten norweski zespół z polskim gitarzystą.
Czarnym charakterem mojej historii jest ojciec Adama. Wyobrażam sobie, że gdy tylko spotkał moją rodzinę, jeszcze przed urodzinami młodszego syna, wymyślił sobie, że któryś z jego synów musi poślubić dziewczynę, która jest spokrewniona z dwoma rodami książęcymi Europy.
Poznałam więc Adama, gdy miał cztery lata. Podobno chciał „poznać księżniczkę”. Zrobił bardzo złe wrażenie. Podejrzewam również, że jego stary dalej nakręcał zainteresowanie Adama mną. W każdym razie, dostawałam potem telefony z informacjami, że obie rodziny chcą nas połączyć węzłem małżeńskim. Przerażało mnie to to straszliwie.
Tak bardzo nie czułam się dobrze w tej sytuacji, że gdy chodziłam na koncerty, to przed jednym z nich próbowałam „sprzedać” jednej z dziewczynek podrastającego Adama, jako kogoś z kim powinna się spotykać, gdy dorośnie. Wolałabym, żeby to była ona, a nie ja.
Rozmawiałam z Adamem i podejrzewam psychopatię, tak samo jak u jego ojca. Nie tak zachowuje się ktoś, kto podobno się we mnie kocha od dziecka. Nigdy się nie zachowywał, jak ktoś zakochany. Nie chcę znać tego człowieka. Już jako dziecko byłam przerażona jego telefonami i przekonaniem wszystkich, że powinnam się jako dorosła się z nim związać. Zadzwoniłam nawet na Policję jako dziecko i protestował przeciwko dziecięcym zaręczynom, które są nielegalne w Polsce i w cywilizowanym świecie. Jeśli się z nim spotykałam, to tylko z powodu braku pamięci i praniu mózgu. Psychopaci potrafią zniszczyć ludzi, którzy nie chcą się zachowywać zgodnie z jego życzeniami. Ja w końcu po kolejnych atakach na mnie i kolejnym zniszczeniu mi życia poprosiłam prawdziwego psychoterapeutę o pomoc i ratunek. Jako cel terapii postawiłam uwolnienie mnie od zależności od tego człowieka, którą wywołano terrorem i zastraszaniem. Jestem cieniem siebie od czasu, kiedy jego rodzina oraz schizofrenicy napadli mnie w 2000 roku, bo się okazało, że kogoś wolę od niego. Jeśli stanęłam wcześniej na nogi i wyglądało na to, że wrócę do wokalu to tylko dzięki pomocy jeszcze kogoś innego. Ale oczywiście Adam rzucił się na mnie, bo nie mógł znieść, że mogę być szczęśliwa. To są fakty, które zna Policja. Bujdy rozpowiadane przez jego rodzinę i schizofreników się nie liczą.
W efekcie straciłam na cierpieniu i wychodzeniu z traumy oraz przypadłościach (w tym walce ze gangiem schizofreników) ćwierć wieku. Mam prawo robić w końcu to, co ja chcę i spotykać ludzi, których ja chcę spotykać.
Wolę być sama, nie pisać, nie tworzyć i nie śpiewać, niż być z nim. Wolę klepać relatywną biedę. Trudno, niech dalej okłamuje różne osoby, że nie mają u mnie szansy, bo kocham się w nim na zabój od dzieciństwa. Ale i tak się nie ugnę. Praniem mózgu i terrorem nie należy się posługiwać. Zniszczył mi całe życie, storpedował szanse, żeby moją macicę naprawić w Szwecji. Przy czym sam jest nosicielem groźnej choroby, więc nie nadaje się na ojca. Usłyszał to zresztą ode mnie, gdy był dzieckiem i że będę woleć kogoś, kto może spłodzić zdrowe dzieci. Ostrzegłam go wtedy przed złośliwym i narcystycznym postępowaniem, które charakteryzuje narcyzów i psychopatów, którzy chcą postawić na swoim. Pilnowanie mnie, żeby się z nikim się nie związała, aż do momentu, kiedy stracę możliwość posiadania dzieci, nie sprawi, że się złamię i go zechcę. Jeśli wcześniej się nim spotykałam, to tylko dlatego, że straciłam z powodu zaszczucia pamięć i nie wiedziałam, kim jest dokładnie. Teraz pamiętam, kim jest i co musiałam przez niego znieść i ile mi złośliwie zabrał z życia.
Zostałam zaszczuta przez gang schizofreników, a większość znajomych uwierzyła, że „jestem z Romanem” (dla przypomnienia to ten schizofrenik, z którym nigdy nie byłam). W efekcie zostałam sama i przyjęłam zaproszenia na randkę od Adama z wdzięcznością (bo jak już powiedziałam, nie pamiętałam, kim jest). Szybko pożałowałam, bo okazało się, że nasze randki to głównie wdzięczenie się do fotografów, którzy zawsze jakoś nas znajdowali. A Adam bardzo szybko się zmył, boleśnie mnie raniąc, twierdząc, że nie będzie sypiał z „mężatką” – czy jakoś tak. Widział tak samo inni znajomi moje zaświadczenie o stanie cywilnym już w roku 1990, tak dawne są te pomówienia. To co zrobił, to było klasyczne niszczenie ludzkiej psychiki przez psychopatę. Powinien chodzić na psychoterapię już w dzieciństwie.
Nie widzę żadnego sposobu, żeby się mógł w jakikolwiek sposób wytłumaczyć. Oprócz Breta też ktoś inny został okłamany i to w bardziej współczesnym okresie. Na całe szczęście moi prawdziwi przyjaciele zaczęli to wyjaśniać i już wiedzą, jak bardzo to załgany i narcystyczny człowiek. Wykorzystywanie czyjejś amnezji oraz syndromu sztokholmskiego, żeby kogoś zmuszać do związku, to kiepski pomysł, jeśli się chce utrzymać dobre relacje. Jestem dumna, że jestem chyba jedyną kobietą, która przed nim ucieka. Zawsze dochodzę do wniosku, że go nie chcę, że jest z nim coś bardzo źle.
Nadal się nic nie zmieniło, nadal jestem panną.
Gdyby nie moje problemy z pamięcią i terror starego Adama, który mi zrobił pranie mózgu, to w życiu bym nie uwierzyła, że powinnam się wiązać z jego synem. Przyjęłabym wtedy pewne oświadczyny w Toronto i byłabym szczęśliwą, spełnioną kobietą. Tak to zostaje mi tylko zemsta.
Moi znajomi glam metalowcy przybyli na polski konwent w tym samym roku i była szansa, żeby sobie wszystko wyjaśnić, ale znowu wiele osób ich okłamało. Nigdy nie czułam do Adama tego, co czuje zakochana do szaleństwa kobieta – przechodziłam coś takiego, więc znam różnicę. Pomijam oczywiście różne efekty prania mózgu. Nie wiem, skąd pochodzi ten mit, że z Adamem się kochamy od dziecka. Ja go nie kocham.
Mam problemy z pamięcią i podwójną osobowość. Jedna to szczęśliwa metalową, druga to nieszczęśliwa pisarka fantasy, która powstała po praniu mózgu i terrorze, który jej zaserwowano w czasie studiów. Muszę zacząć od metalu, ewentualnie potem dołączyć rzeczy, które mi pasują, wybiorę tylko te, które mi pasują. Większość rzeczy, które robię w życiu to efekt prania mózgu i są elementem fałszywej osobowości, która powstała w wyniku terroru schizofreników oraz rodziny Adama (oraz jeszcze kogoś). W życiu bym nie uwierzyła, że ludzie mogą być tak brutalni i zrobić takie rzeczy, jakie mnie spotkały. Moja prawdziwa osobowość w życiu nie dałaby sobie wmówić, że kocha Adama. I nie rzuciłaby zespołu z Norwegii.
Wiem, że mam podwójną (ale już na etapie spajania) osobowość. Miałam to na studiach (bo studiowałam nie tylko Anglistykę). Moi metalowi przyjaciele potrafili dotrzeć do niej, gdy się odwoływali do przeszłości. Jest kimś innym niż osoba, którą stworzono po roku 1991. jestem krucha i delikatna. Nie dam się więcej skrzywdzić. Mam na tyle wiedzy, że potrafię ocenić, co mi dobrze robi, a co źle. Ludzie powinni szanować moje wybory.
Przy czym oczywiście pewien pan – z tych którzy zrobili mi pranie mózgu w czasie studiów – wymyślił sobie, że ja będę pisać fantasy, a syneczek będzie występował – ewentualnie będą dla niego pisać przeboje. Bo oczywiście jego syneczkowi wolno robić to, co kocha. I oczywiście był to ten sam człowiek, który próbował mnie wyrzucić z mojego norweskiego zespołu. Bo tylko jego syneczek może liderem.
Podobno plotka o szaleńczej miłości pomiędzy mną a Adamem pochodzi od Nycza. Z tym, że podejrzewam, że miał na myśli raczej schizofreniczkę Krystynę, a nie mnie. Ja Adama nie kocham.
Część z moich prawdziwych emocji zaczęło wychodzić ze mnie i postanowiłam napisać email, w którym prosiłam o pomoc psychoterapeuty, który by pomógł w tej sytuacji. Niestety zamiast dostać pomoc, moim przyjaciele (którzy nie potrafili uwierzyć, że nie kocham Adama) zaserwowali mi pranie mózgu, przekonując mnie, że kocham Adama. No co ja poradzę nie kocham.
Tak to wygląda z mojej strony.
Nie kocham i kropka. Jak to mówią behawioryści – kot kocha, albo nie kocha. Nie da się straumatyzowaneigo kota naprawić i zmusić do miłości. Próbując, moi znajomi do reszty zniszczyli mi życie. A ja postanowiłam zagryźć zęby, scalić obie osobowości i dać im popalić.
A pewien dureń może spierdalać na drzewo i się podetrzeć tym, że niby mnie uważa za „swoja przybraną córeczkę”. Spierdolił mi życie, a i tak nie zrobiłam kariery pisarskiej, jaką sobie wymarzył. Niech spierdala. I nie zrobię już kariery, bo takie są układy w polskim fandomie. No chyba, że zacznę pisać po angielsku.
No coż, pewien amerykański metal, który się kiedyś we mnie kochał, też mi powiedział, że uważa mnie za swoją przybraną córkę. I chyba jego jako tatę wolę.
No ca ja poradzę. Mój tata, gdy mnie koledzy wciągnęli w pierwszej klasie liceum do zespołu metalowego, zaczął słuchać tej muzyki, a potem przyszedł na próbę i zaczął się przerzucać z moimi kolegami tytułami i nazwami zespołów.
I bardzo szybko, gdy mój kolega z zespołu do mnie dzwonił, było – Gosia, that’s for you. That Bartek sounds such a nice boy!!!” Nawiązanie do Poison wyszło moim rodzicom przypadkowo.
Mój tata metal rządzi, w odróżnieniu od Andrzeja, który postanowił się wtrącił i mówić mi, co mam robić w życiu. I zniszczył mi wszystko po kilka razy.
Są mężczyźni całkowicie niegodni zaufania i bawiący się kobietami. Opisałam przypadek geja, który nie chce przyjąć swojej orientacji do wiadomości, tylko uwodzi kobiety, a potem znika. Innym typem jest narcyz, który pojawia się, kiedy tylko jego ofiara może ułożyć sobie życie i uwodzi ją na nowo, żeby tylko tego nie zrobiła, bo nie może znieść, że się nim nie interesuje. A potem ucieka, a wcześniej jeszcze zakatuje psychicznie.
Ten drugi typ to człowiek, jak już powiedziałam, który bawi się kobietą w ten sposób, że uwodzi ją i znika. Przy czym powodem znikania nie jest to, że jest gejem. Wręcz przeciwnie prowadzi bujne życie erotyczne, sypiając z prostytutkami. Jasne jest wtedy, jak to się stało, że po upojnym randkowaniu, gdy tylko zaproponowałam łóżko, wyśmiał mnie i zaatakował i zniszczył psychicznie, żeby tylko schizofrenicy byli zadowoleni. Zresztą nie jest to przypadek tylko jego. Tak samo według tego co mi powiedziano, zachowuje się jego ojciec (a przynajmniej przedstawiał się jako jego ojciec), a także pewien inny dostojny i szanowany człowiek.
Przy czym te fandomowe prostytutki to po prostu moje schizofreniczne koleżanki z podstawówki, które nie powinny mieć nigdy nic do powiedzenia, bo wszystko co opowiadają to stek bzdur i urojeń.
Jeszcze innym typem człowieka jest ktoś, kto ma wczesną formę postać raka – która jak najbardziej jest uwarunkowana genetycznie i wie o tym, bo jego wujek wcześnie zmarł – więc nie chce mieć dzieci. Ale jego upatrzona ofiara chce mieć dzieci, więc ją zwodzi i rozkochuje w sobie, a potem rzuca. Alby pojawić się i zmasakrować ją ponownie, gdy tylko na horyzoncie pojawi się ktoś, kto ją kocha i z kim mogłaby ułożyć sobie życie.
Psychoterapeuci nie wierzą w anielskość ludzi i wiedzą, że postawy w pełni altruistyczne są możliwe tylko w rodzinach. To społeczeństwo nakazuje altruizm w kontaktach z innymi. Zakochani mężczyźni są w stanie zachować się altruistycznie, chociaż nie zawsze. Jeśli któryś z nich nie broni ukochanej, bo bywa i tak, bo są mężczyźni, którzy się mszczą na kobietach, które kochają, to znaczy, że jest cynicznym chujem. Wszyscy ludzie kierują się zwykle własnym zyskiem i chętnie wykorzystują innych ludzi. Więc psychoterapeuci robią wszystko, żeby ofiary takich praktyk wydobyć z psychicznego (i nie tylko psychicznego) uzależnienia od typów stosujących przemoc, i zakończyć to wykorzystywanie.
Sama zdecydowałam, że z pewnym panem nie jest mi po drodze i wygoniłam go z wielkim wrzaskiem z pracy.
Mitem jest, że się w kimś kocham od dzieciństwa. Bardziej przerażały mnie jego telefony w dzieciństwie. To nie tak, że zostaliśmy sobie przeznaczeni w dzieciństwie i że rodziny chcą, żebyśmy się pobrali. Uważam, że wmawianie mi tych rzeczy to wycyzelowany atak na mnie, tym bardziej że z faceta wyszedł parę razy tępy prymityw. I nie interesuje mnie, kto co komu powiedział i czy przypadkiem mały chłopczyk nie padł ofiarą kłamstw schizofreników. On i jego ktoś z jego rodziny podpisali mi na początku lat dziewięćdziesiątych oświadczenie przed koncertem, że widzieli moje zaświadczenie o stanie cywilnym. I że przyjęli do wiadomości, że różne historie, które o mnie są opowiadane, pochodzą z pomówień schizofreniczek.
W tej sytuacji, rozkochiwanie mnie w sobie, a potem atakowanie razem z gangiem schizofreników, żeby mnie „leczyć” pod dyktando schizofreników i niszczyć wszelkie szanse na małżeństwo z kimś, kto chce dzieci, jest takim chujostwem, że tego nie wybaczę.
I nie przyjmuję do wiadomości, że jakoś tak samo wyszło. I nie zamierzam się pogodzić, że tylko on mi został. Bo kurwa to nieprawda.
Wiele osób popełnia podstawowe błędy w postępowaniu ze schizofrenikami, ponieważ uważa, że można im przemówić do rozumu i coś wytłumaczyć. Zdrowy człowiek zastanawia się nad argumentami i zgadza się na weryfikację faktów, schizofrenik za to sabotuje weryfikację tak dokładnie, że prędzej jego ofiara się zabije, niż udowodni ludziom, jak jest naprawdę.
Osoby zdrowe są podatne na wiele rzeczy i można im wmówić nieprawdę i w ten sposób doprowadzić do szaleństwa. Schizofrenik nawet nie drgnie, gdy przedstawia mu się coś, co się nie zgadza z jego urojeniami. Można go skonfrontować z ludźmi, którzy zaprzeczają temu, co mówi, ale chory się odwraca i zaczyna twierdzić, że właśnie dostał potwierdzenie swoich twierdzeń. Zaprzeczanie wprost schizofrenikom jest niebezpieczne, ponieważ schizofrenik skonfrontowany z faktami, doznaje wzmożenia psychozy i zaczyna bardzo energicznie walczyć o spełnienie swoich potrzeb schizofrenika. Czyli na przykład o to, żeby schizofrenik był uważany za autora jakiegoś utworu, utalentowaną pływaczkę czy narzeczoną jakiegoś ważnego faceta. Bardzo często podszyte zazdrością i zawiścią potrzeby schizofrenika przyjmują postać podawania się za kogoś innego. Oczywiście osoba, którą schizofrenik udaje, zostaje światu przedstawiana jako chora psychicznie.
Ze schizofrenikiem nie ma poprawnego kontaktu. Można metaforycznie przedstawić jego chorobę jako grzyba, który opanował jego mózg. Ten pasożyt wpływa na myśli i postępowanie tak dokładnie, że schizofrenika nigdy się nie przekona. Istnieje lista sztuczek, do jakich można sięgać – jak na przykład obietnica, że ktoś będzie mógł się skoncentrować i utrzymać pracę, jeśli będzie się leczył. W moim przypadku nawet przez chwilę nie groziła mi utrata pracy.
Napuszczeni przez schizofrenika Ryszarda i jego gang schizofreników psychologowie i psychiatrzy z fandomu zniszczyli mi życie. Latami uparcie stosowali wszystkie metody, żeby mnie przekonać, że jestem niebezpieczną schizofreniczką, ignorując przy tym fakt, że mogą skorzystać z pomocy Policji, która by im umożliwiła weryfikację podstawowych faktów, jak to gdzie się urodziłam i czy jestem stanu wolnego. Ignorowali też wszystkie zasady diagnostyczne. I znowu jak kilka razy już przedtem, dostałam prawidłową pomoc psychoterapeuty, gdy już prawie było za późno, bo straciłam pamięć i całe życie, więc zaczęłam planować samobójstwo.
Znowu powiem – mam dosyć. Ryszard jest najgroźniejszym schizofrenikiem, jakiego poznała polska Policja. Nie tylko dąży do urzeczywistnienia swoim urojeń, ale wspiera też innych schizofreników ze swojej rodziny. Nawet wiedząc, że ich urojenia mają się nijak do rzeczywistości, stoi na stanowisku, że „Bóg im to dał” – czyli ich wewnętrzny głos, mówiący im, że na przykład mają prawo podawać się za współautorkę Wiedźmina jest głosem Boga, który zadecydował, jak naprawdę powinien wyglądać świat. I wszyscy ludzie powinni się dostosować.
A ja nie mam zamiaru się dostosować i wspierać ich urojeń.
Stoję na stanowisku, że Sapkowski sam napisał Wiedźmina. Nikt mu żadnych wydruków czy plików z gotowym tekstem nie dostarczał. I proszę mnie w nic związanego z Wiedźminem, czy Andrzejem nie mieszać. Z tym, że owszem, pewna schizofreniczka z rodziny Ryszarda (to nie jest mój krewny, tylko – przypominam – prześladujący mnie od dziecka schizofrenik) podaje się za współautorkę Wiedźmina i kibicuje jej z zachwytem większość fandomu sf-f.
Moja obecność w fandomie sf-f zniszczyła mi życie. Dopóki obracałam się tylko w fandomie metalowym, miałam jeszcze jakieś życie i ciekawe plany. Niestety środowisko fanów fantastyki, które zostało opanowane przez Ryszarda, jego rodzinę oraz fanów tych zjebanych schizofreników, okazało się mieć tak zły wpływ na moje życie, plany zawodowe i prywatne, że absolutnie nie planuję pojawiać się na jakimikolwiek konwencie. Szkoda, że Michał (ale nie tylko on) nie chciał przyjąć do wiadomości, co rzeczywiście się dzieje, gdy przeprowadzałam akcję informacyjną na początku lat dziewięćdziesiątych.
Michał był powodem, dlaczego rzuciłam Piotra, a nie żaden „powrót do Romana” (przypominam, to jest znienawidzony schizofrenik z mojej podstawówki, krewny Ryszarda). A z Michałem zerwałam, bo mnie zawiódł i zaczął się radośnie tarzać w towarzystwie schizofreników w fandomie sf-f, wbrew moim ostrzeżeniom i prośbom. Zawiódł mnie wtedy jak nikt inny, ignorując jak boleśnie mnie ta zgraja schizofreników atakowała. Nie byłam w stanie znieść jego głupoty i dlatego z nim zerwałam. Może tylko Adam i jego rodzina mu dorównuje w tym zachwycie nad schizofrenikami oraz stopniu w jakim oferował im pomoc w niszczeniu mnie.
Są kurwa granice tego, co można znieść.
Jeśli ktoś, kto jest atakowany przez gang schizofreników, prosi, żeby z danymi osobami nie rozmawiać, to się nie rozmawia. I na pewno już nie podaje dalej ich kłamstw i urojeń jako pewników, wbrew prośbom najbardziej zainteresowanej.
Osoby, które robią takie rzeczy, lądują do liście zjebów, z którymi się nie rozmawia i traktuje jak wrogów już zawsze.
Dorastałam w domu pełnym muzyki – moja siostra grała na pianinie, pamiętam przychodzącą do niej nauczycielkę, mną się też trochę zajmowała, ale byłam bardzo mała wtedy, jestem od siostry młodsza o trzynaście lat. Podejrzewam, że te wspomnienia z dzieciństwa sprawiły, że gdy byłam smarkulą moją najlepszą przyjaciółką została klasyczna pianistka, obecnie mieszkająca w Arizonie.
Jeszcze zanim ją poznałam, koledzy z Reytana wciągnęli mnie do zespołu. Metalowego, a jakże. Mój tata zrobił swój „research” tej muzyki, a potem z Bartkiem wymieniał się nazwami zespołów. Słuchał sobie metalu na słuchawkach i bardzo mu się podobało. Zespół mi się skończył po atakach Opus Dei i intrygach schizofreników z rodziny Ryszarda, którzy postanowili się już zawsze mną „opiekować”. Szczególnie im zależało na połączeniu mnie przemocą z wariatem, który miał urojenia, że w wieku jedenastu lat stracił ze mną dziewictwo. Ja miałam wtedy niby mieć lat dziewięć. Oczywista bzdura i nie zamierzam już do tego wracać.
Niestety Ryszard i jego znajomi nie odpuszczają. Część z nich podobno jest zdrowa psychicznie, ale załgana i dlatego do urojeń Romana dołączyli swoje kłamstwa, Święcie będąc przekonanymi, że ich przywódca religijny nie może kłamać, użyli czegoś, co uważają za „białe kłamstwo” – czyli coś, co ma pomóc innym zrozumieć, że ja nie mam racji i wytrącić mi argumenty z ręki. No cóż – człowiek, którego tak wielbią, jest schizofrenikiem jak Ryszard i na pewno nie jest moim spowiednikiem, tylko radośnie spowiada jedną ze schizofrenicznych córek Ryszarda, która – co jest częste u schizofreników – czuje przymus wyznawania księdzu podobno moich „grzechów”, które sobie uroiła. Mogą to być też rzeczy, które sama zrobiła i się ich wstydzi. I to drugie jest nawet bardziej prawdopodobne.
Ludzie naprawdę powinni byli rozmawiać ze mną spokojnie, a nie terroryzować zgodnie z życzeniami schizofreników. Doprowadzili do bardzo niebezpiecznego stanu, kiedy każdy gwałtowny stres i pojawienie się moich prawdziwych, wykorzystanych przez schizofreników, przyjaciół wiązał się z utratą pamięci ze stresu.
Ryszard nigdy nie był przyjacielem mojego ojca, ani moim chrzestnym (zresztą zaczął mieć urojenia, że chrzczono mnie w Gdańsku), nie jest też moim „opiekunem prawnym” z ramienia Kościoła. Ludzie, któ mu wierzyli zniszczyli mi życie i brali udział w zaszczuwaniu ludzi z wynikiem śmiertelnym.
Z Adamem się przyjaźnię od zawsze. Nigdy, przenigdy nie powinniśmy się spotykać, bo byliśmy tylko dwójką przyjaciół, którzy nic do siebie nie czują. Musiałam Adama poprosić, żeby zrobił się na blond, żeby zaczął mi się choć trochę podobać, ale było to wypracowane podczas tańca i musiał się zrobić na blond.
Przeszłam pranie mózgu, jakie zaserwował mi Ryszard ze swoimi znajomymi z Opus Dei. Widywali mnie tak często z Adamem, że uznali, że chcielibyśmy być razem. W swoich chorych umysłach wymyślili sobie schemat „terapii” – wmawianie mi, że kocham Adama i że chcę z nim być. Ale oczywiście nie chodziło im o Adama, tylko miałam go w jakiś sposób zrozumiały tylko dla schizofreników pomylić Adama z Romanem i „przypomnieć” sobie, że Roman to mój „mąż”. Podejrzewam, że Adam był traktowany analogicznie i prano mu mózg w próbie uświadomienia mu, że powinien sobie przypomnieć sobie, że jest „mężem” Krystyny.
(Przy okazji – ta druga Krystyna całowała Romana, a nie Adama, tylko mi Nycz i Ryszard zrobili pranie mózgu i ich zaczęłam rzeczywiście mylić, ale na całe szczęście tak naprawdę nie kocham żadnego z nich.)
W efekcie tego wszystkie wsiadłam do samolotu do Kanady w stanie po praniu mózgu, już funkcjonując w ramach syndromu sztokholmskiego i całe moje życie wzięło się spierdoliło.
Seksuolodzy znają pojęcie szalonej miłości. Przeżyłam coś takiego z Michałem i wiem, że potrafi bardzo mocno połączyć. Ludzie, którzy nagle poczują bardzo silne pożądanie, powinni być razem, inaczej głowy im się psują (a przynajmniej mnie po praniu mózgu). Oprócz Michała podziałało na mnie w taki sposób dwóch facetów, ale z żadnym z nich nie weszłam w związek z powodu syndromu sztokholmskiego i lęku przed prześladującymi mnie schizofrenikami, którzy mi zabronili żyć, jak ja chcę, tylko nazywali mi być z „Adamem” (co w schemacie ich pseudo-terapii miało oznaczać Romana). Nie dziękuję tym schizofrenikom, nie dziękuję ich sprzymierzeńcom. Mam nadzieję, że będą konać długo i boleśnie. Zablokowałam się na tylu poziomach, że moje życie to katorga i wegetacja, szczególnie w porównaniu z tym, co mogłam robić, zawodowo i osobiście. Ukradziono mi życie prywatne, ukradziono mi sport, ukradziono mi moje pasje zawodowe – przy czym pisanie to najmniej kochane przeze mnie zajęcie. I jedyne, co mogę powiedzieć tym ludziom, to – „spierdalaj czym prędzej i nigdy nie mi się na oczy nie pokazuj!”
Nie dziękuję różnym idiotom z fandomu sf-f za okłamanie Janiego czy Breta i sprzedanie im samych kłamstw na mój temat. Moi znajomi metale chcieli mi pomóc, także zawodowo, a spierdolenie w tamtym momencie do Stanów przed gangiem schizofreników uratowałoby mi życie.
Ci wszyscy kłamcy z fandomu mają się ode mnie odpierdolić, ale muszą wiedzieć, co zrobili.
Ale wróćmy do rzeczy wcześniejszych, czyli okresu, kiedy chodziłam na koncerty heavy metalowe z Piotrem. Byłam na tyle ładna w tamtym okresie, że budziłam zainteresowanie. W pewnym momencie zaczepił mnie Lemmy tekstem, że mogłabym zostać jego kochanką. Odpowiedziałam mu, że nie jest w moim typie, bo moim ideałem męskiej urody jest Bret Micheals. (No co ja poradzę, już w dzieciństwie, mając kilka lat, podpełzłam do telewizora i oświadczyłam, że blondyni są najpiękniejszymi mężczyznami świata i już mi tak zostało. Wszyscy ludzie, którzy mnie znają lepiej, to wiedzą.) Lemmy się roześmiał i dopiero wtedy zorientowałam się, że Bret stoi za mną. To właśnie przed tamtym koncertem zamówiłam go sobie u Bogów, rzucając czary jako wiedźma Wicca, żeby mi się gdzieś pojawił, najlepiej w jakimś samolocie, gdy już będzie wolny.
Piotr wściekł tak, że stał się cały purpurowy. Nie byłam dobrą dziewczyną, czy narzeczoną. A Bret ponownie wpadł wiele lat później w moją linię czasową i był wolny, ale byłam złamana praniem mózgu, które mi zaserwowali schizofrenicy. Nie pamiętałam wcześniejszego spotkania i byłam zablokowana psychicznie.
Wśród mężczyzn, którzy mnie w tamtym okresie zaczepiali, był również jeden z polskich wokalistów black metalowych (ale brunet, co ja poradzę). Wykorzystałam to, że ze mną rozmawia i zapytałam go, jak się wydobywa growl. Nauczył mnie, okazało się nie być to trudne. Podziękowałam i poszłam dalej. Norwedzy chodzili od tamtej pory za mną, tym bardziej że zauważyli, że potrafię zaimprowizować jakieś melodyjki, które sobie nuciłam bezwiednie. Powiedzieli mi, że muszę znaleść sobie jakiś zespół.
Po paru latach zgłosili się do mnie, gdy ich wokalista i lider zginął zabity przez wariata. Zaczęliśmy razem pracować, a ja przybrałam na użytek black metalu nazwisko Haraldsdottir. Stawiam na to, że zabił ich dawnego wokalistę schizofrenik. Niestety ten facet nie był jedyną ofiarą schizofreników, czy innych wariatów. Zamordowany przez fana został nie tylko Lennon, ale też na przykład Dimebag (z którym też w pewnym momencie rozmawiałam). Varg też o mało co nie został zabity przez zjeba, który wziął pierwszy nóż do ręki. Varg obronił się zabijając napastnika w zbiegu okoliczności, który nazywa wypadkiem. Obciążyło go to, że nosił nóż ze sobą, ale biorąc pod uwagę ataki wariatów na metali, to nikt mu się nie dziwi. Norweski zespół ma olbrzymiego pecha, który związany jest z atakami schizofreników czy ogólnie wariatów, a składa się z poważnym i solidnych ludzi. Nigdy nie doszliśmy do etapu prób, utknęliśmy z powodów losowych na aranżowaniu kompozycji.
A ja mam zamiar wrócić do roku 1991 i mieć znów dwadzieścia kilka lat. Nawet jeśli kalendarz coś innego pokazuje. I w końcu zacząć znowu żyć.
Wbrew wariatom z Opus Dei. Nie będę nigdy pokutować za heavy metal i fantasy.
Są ludzie których nigdy nie bolała głowa, są też tacy co to nie wiedzą, co to bezsenność. To są szczęśliwi ludzie, którym nikt nie wyrządził żadnej krzywdy. Osoby takie jak ja – które zostały wielokrotnie poddane terrorowi oraz praniu mózgu przez gang schizofreników – nigdy nie zostaną przez takich ludzi zrozumiane.
Napięciowe bóle głowy czy bezsenność to dopiero początek psychosomatycznych zaburzeń. Dochodzą stany lękowe i związane z nimi wybudzanie się nad ranem, gdy człowiekowi przypomina się gwałtownie, co mu prosto do ucha wykrzykiwał schizofrenik, gdy reszta wariatów z jego rodziny go trzymała. Nie zasypia się po czymś takim, bo dochodzą wspomnienia niesprawiedliwych słów koleżanek, które uwierzyły wariatom oraz gwałtowne bicie serca i kolejne ataki paniki. Przeżywa się ponownie wszystko, co się wydarzyło i słyszy w głowie ryk wariata. I to dopiero początek dnia, bo reszta nie wygląda lepiej.
Niestety trauma ma to do siebie, że z jej powodu traci się pamięć. Wypiera się wszystkie interakcje z prześladującymi schizofrenikami-gwałcicielami, wszystkie z nimi rozmowy i ponowne gwałty, czy wmawianie, że znienawidzony napastnik seksualny jest „ukochanym mężem” i że ma się dzieci, podczas gdy serce wyje z rozpaczy, że jest się tak samotnym, przy czym ataki i plotki rozpuszczane przez schizofreników oraz ich sojuszników uniemożliwiają ułożenie sobie życia. A osoby, z którymi człowiek chciałby się spotykać, atakują nie mniej brutalnie od wariatów. I znowu temu towarzyszą niesprawiedliwe i brutalne traktowanie przez wszystkich innych z otoczenia, którzy uwierzyli, że ofiara prześladowania jest problemem i stanowi zagrożenie. Tak wygląda życie osoby zaszczuwanej przez gang schizofreników.
Nigdy nikomu nie zagrażałam. Nie zasługiwałam i nie zasługuję na takie traktowanie, jak mnie różne osoby traktują, słuchając we wszystkim schizofreników. Wyparte traumatyzujące wydarzenia wracają do człowieka i prześladują echa słów, które zostały wypowiedziane podczas brutalnych ataków. Straumatyzowana ofiara jest w stanie zapisać, co do niej mówiono z dokładnością do jednego słowa, gdy powracają do niej wspomnienia. Do tego dochodzą urojenia schizofreników, które są wtłaczane do głowy ofiary, która musi się potem uporać z tym, w co kazano jej wierzyć. W takim stanie można tylko wegetować, a leki na to nie działają. Można brać leki pomocniczo, z tym że niektóre leki psychiatryczne nie są wskazane przy takich zaburzeniach.Tym bardziej, że trzeba sobie wszystko przypomnieć i przepracować, żeby wyjść z traumy, czy scalić osobowości w jedną całość. Nie można od tego się odwracać. Ludzie w takim stanie decydują się czasem na eutanazję – czyli popełniają samobójstwo, bo już nie chcą tego znosić i nie widzą żadnej nadziei, a schizofrenicy bardzo często lubią wmawiać swoim ofiarom, że nie ma przed nimi ucieczki oraz odbierać nadzieję. Są tacy schizofrenicy, którzy uwielbiają w ten sposób zabijać swoje ofiary i przeżywają niezwykłą przyjemność, gdy się dowiedzą o czyjejś samobójczej śmierci wynikającej z zaszczucia.
Takie życie jest nic nie warte i jedyne, co trzyma pacjenta przy życiu to obietnica, że będzie się mógł zemścić, oraz przyrzeczenie, że ludzie zaczną mu pomagać, więc stanie na nogi i odzyska coś z życia (chociaż kobieta w odróżnieniu od mężczyzny nic już nie nadrobi w pewnym momencie, nie spłodzi dziecka w wieku sześćdziesięciu lat – takiej kobiecie obiecuje się, że będzie się mogła już zawsze zachowywać i bawić jak dwudziestolatka, więc tak zamierzam zrobić). To schemat terapii pod tytułem „Monte Christo”. Dlatego interesuje mnie tylko współpraca z pewną panią dziennikarką, z którą kiedyś umawiałyśmy się na odgrzebywanie wszystkich trupów oraz przestępstw popełnionych przez Kościół. A jest ich sporo – nasi kościelni funkcjonariusze nie różnią się od tych z Kanady czy Irlandii. Na pewno znajdziemy jakieś nielegalne pochówki pomordowanych dzieci, bo tacy sami ludzie w takich samych sytuacjach robią te same rzeczy. A wiem, co potrafią ludziom zrobić kościelni schizofrenicy oraz równie chorzy psychicznie egzorcyści. Przekonałam się na własnej skórze. W podręcznikach też jest sporo o tym, co robią, jeśli tylko mają okazję.
W Polsce jest dobrowolność leczenia. Nikt, żadna z moich koleżanek, czy przekupionych lekarzy czy psychologów nie miał prawa mnie nękać, czy prześladować. Nikt nie miał prawa mi wmawiać choroby psychicznej. Rzeczy, jakie te osoby robiły, to podstawowy błąd w sztuce. Mają w podręcznikach opisane, co potrafią wykręcić schizofrenicy i czym się kierują. Wiadomo, czym są gangi schizofreników i wiadomo, że nie wolno diagnozować na podstawie czegoś innego niż wywiad zebrany od pacjenta, czy wyniki badań. Dotyczy to też psychiatrii.
Mam w rodzinie lekarzy (także z wykształceniem neurologicznym – mogliście sprawdzić, co to Alzheimer i że tego nie diagnozuje psycholog, zresztą schizofreniczka Anna to żaden psycholog tylko tępe, zdemoralizowane babsko bez matury), mam zresztą w rodzinie także psychologa. Naprawdę wasza zajebista, fałszywa „troskliwość” podszyta czystą agresją i wrogością nie była mi potrzebna. Niepotrzebny mi był lincz, ani żadne wrzaski durnowatych ludzi, czy ich kolejne intrygi oraz fałszywe donosy. Mam nadzieję, że zajmie się wami w końcu prokurator, gdy już będę mogła zeznawać. Zniszczyliście mi całe życie. Kilku moim przyjaciołom też.
Nikt wam nigdy nie podziękuje. Wiem, że wam wariaci obiecali moje podziękowania oprócz ukradzionych pieniędzy, którymi was przekupili, udając kogoś z wyższych sfer, ale się nie doczekacie nigdy.
W pewnym momencie, bardzo dawno temu, wymyśliłam sobie pseudonim, bo pojawiły się pewne plany nagrania płyty black metalowej ze znajomymi Norwegami. Moje prawdziwe nazwisko nie jest łatwe do przeczytania dla cudzoziemców. Sięgnęłam zatem do pradziadka oraz do tradycji prosto z Sag. Mój pradziadek nazywał Sigurd (tak jak ten dziad od smoka i złotych pierścieni) Haraldsson. Skróciłam imię i stałam się na użytek świata metalu Gosią Haraldsdottir (no bo przecież nie jestem niczyim synem, tylko córką). Zmieniłam pisownię „dóttir” – poprosiłam, żeby nie stawiać kropeczek, czy innych znaków diakrytycznych nad o. Mam nadzieję, że polskie imię sprawi, że nikt mnie nie będzie podejrzewał o to, że przybyłam z Islandii, bo stamtąd obecnie pochodzą tego rodzaju żeńskie formy nazwisk. Islandzki zachował wiele z dawnego języka staronordyjskiego.
Przy okazji – Haraldsson nie był przodkiem nikogo z Nowaków, żadna Renata czy Anna nie może się szczycić kimś takim.
I nikt z braci Johanssonów nie nazywa się Haraldsson, jak bredziły schizofreniczki z mojej podstawówki. Oraz oczywiście nikt z Johanssonów nie jest z tymi schizofreniczkami spokrewniony. Mają pipy w końcu zamknąć ryje i zostawić mojego przodka w spokoju. Nigdy nie bedą mną. Niech zaczną końcu się leczyć, bo mam już dosyć ich podszytych zawiścią urojeń wraz z ich oszustwami i kradzieżami. Nie mówiąc już o zaszczuwaniu ludzi na śmierć.
Straciłam życie oraz przyjaciół. Naprawdę mam dosyć tych zjebów z Opus Dei.
Zaryzykuję, że się będę powtarzać, ale opiszę ze szczegółami, dlaczego nie należy nigdy, ale to nigdy, pomagać narcyzowi, bo narcyz zawsze w końcu zniszczy osobę, która mu pomogła.
Narcyz źle znosi sytuację, kiedy musi mieć wobec kogoś dług wdzięczności. Mniej lub bardziej świadomie uważa, że sam powinien radzić sobie z jakimiś trudnościami, bo przecież jest taki wspaniały, a to że mu ktoś pomógł przeczy temu przekonaniu i raczej świadczy o tym, że nie jest wcale taki cudowny. Więc z dziką radością nasłuchuje wszelkich plotek, które świadczą o tym, że osoba, która mu pomogła, ma jakieś wady. I niczego nie weryfikuje.
W moim przypadku tą wadą ma być choroba psychiczna i niepamiętanie, że „mam męża” – wiecie tego schizofrenika, który od dziecka mnie prześladuje swoimi urojeniami i przed którym i jego rodziną wielokrotnie ostrzegałam. Także mój tata ostrzegał wiele osób. Narcyz jest tak szczęśliwy, że odkrywa coś, co sprawia, że jego „obiekt wdzięczności” ma jakieś wady, że na całej kurwie leci tej osobie „pomagać” i jest przy tym podwójnie szczęśliwy, bo może udowadniać swoją wyższość. Taki człowiek jest nauczony ufać tylko sobie (znaczy się po tym, jak już uwierzy pierwszej osobie, która mu coś opowie), a jego narcyzm sprawia, że nigdy nie weryfikuje informacji, którą otrzymał. Więc na przykład nigdy nie chciał ze mną spokojnie porozmawiać o tym, co się dzieje i czy ci ludzie są w ogóle godni zaufania. Zamiast tego z całym przekonaniem okłamywał wszystkich na około. Zniszczył wiele osób – nie tylko kilka rodzaj moich karier zawodowych, ale też życie prywatne.
Chyb wszyscy wiemy, o kim piszę? Bez niego schizofrenik Nycz czy schizofrenik Ryszard ze swoją schizofreniczną rodziną nic by nie zdziałali w fandomie, ani by nie przekonali Rektora, że należy mnie zaszczuć nieprawdziwymi oskarżeniami o chorobę psychiczną.
Mam nadzieję, że tej męskiej kurwy nie będę już widzieć nigdy. Jak wszyscy narcyzi zniszczył osoby, które mu pomogły.
I mam kurwa dosyć. Bo do tego bigosu włączyły się także osoby, które stwierdziły, że będą celowo kłamać, żeby tylko postawić na swoim, bo przecież ksiądz nie może się mylić.
No ale co ja poradzę, rozmija się z prawdą tak bardzo jak tylko można. Większość księży i ludzi gromadzących się przy Kościele to schizofrenicy oraz osoby bardzo głupie. Nasz narcyz powinien pociągnąć tych schizofreników za język i dowiedzieć się, co naprawdę myślą o moim tacie oraz mamie. A moim rodzice to ludzie, których poznał – a przynajmniej mojego tatę oraz moją siostrę. Bo byli na konwencie w latach siedemdziesiątych.
Mam nadzieję, że zjeb w końcu zacznie się leczyć, a nie tulić do piersi manipulujących nim schizofreników oraz imbecyli.
Jestem skrajnie obrażona pomówieniami o chorobę psychiczną oraz związki – także małżeńskie – ze schizofrenikami z Opus Dei.
Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że już w podstawówce stwierdziłam, że nie jestem w stanie wierzyć w Boga chrześcijan. W liceum doszłam do wniosku, że moją religią jest Wicca. W liceum też spotykałam się z Bartkiem, który w pierwszej klasie wciągnął mnie do swojego zespołu.
Pewnego razu Bartek zabrał mnie na koncert. Usłyszałam wtedy pierwszy raz o Megadeth. To właśnie przed tym koncertem pobili mnie ludzie z rodziny Ryszarda, którzy oświadczyli, że są z Opus Dei i muszą pilnować porządku. Świadkiem pobicia był Inferno, którego wtedy poznałam. Zaczepił mnie też pewien psychoterapeuta i podał swoją wizytówkę. Stawiał na nogi ofiary Ryszarda i Opus Dei, więc znał tych ludzi aż za dobrze i wiedział, co potrafią zrobić swoim ofiarom. Dałam tę wizytówkę mojej mamie. Kontakt do Inferno, który wtedy był jeszcze smarkaczem, oraz tego psychologa uratował mi życie w czasie studiów, gdy po zaszczuciu przez schizofreniczny gang Ryszarda zaczęłam planować samobójstwo, które tym razem miało mi się powieść, bo już miałam się nie wycofać.
Bartek wtedy zwinął się już na dobre, bo uwierzył w bajdy imbecyli ze schizofrenicznego gangu i uznał, że już mi w nic nie wierzy, bo poznał mojego „męża”. Wściekły, podał mi mój bilet, ale wcale się już tym nie przejęłam, bo rozmawiałam już z nowymi dobrymi znajomymi, którzy okazali się być kolejnymi poznanymi przeze mnie gwiazdami polskiego metalu. A ja po tym koncercie zaczęłam spotykać się z Piotrem.
Naprawdę nie było takiego momentu, żebym mogła być w jakiejś ciąży, której by ktoś nie zauważył, tak często bywałam na koncertach. Więc wszelkie stwierdzenia schizofreników, jakobym w wieku dziewiętnastu lat urodziła dziecko schizofrenika Romana i wzięła z nim ślub, można wyśmiać po całości.
Również z Piotrem byłam na koncercie Motorhead. Spotkałam wtedy nie tylko Lemmy’ego, ale także Breta, który pojawił się ze swoją rosyjską modelką i ich dziećmi. Nigdy nie ukrywałam, ku wściekłości Piotra, że wokalista Poison z tamtego okresu był w moich oczach najpiękniejszym mężczyzną świata. Bardzo bawi to moich znajomych, którzy bardziej mnie kojarzą z thrash lub black metalem.
Piotr miał jeszcze więcej powodów do wściekłości. Z całą bezczelnością wyznałam swoje uczucia Bretowi i powołując się na moje czarodziejskie moce, zamówiłam sobie u Bogów Losu spotkanie go, gdy już będzie wolny. Ale Bogowie są złośliwi, bo gdy go spotkałam na lotnisku w Toronto w 2000 sama byłam zablokowana i zakochana w kimś innym i nie dałam rady zerwać się ze smyczy. Do tej pory nie jestem w stanie darować sobie, że jednak nie weszłam w ten romans, tym bardziej że zaraz po moim powrocie ponownie zaatakowali mnie wariaci w czasie konwentu, a moje życie runęło w gruzach. Dla mnie lepiej by było w czasie pobytu w Kanadzie załatwić sobie wizę amerykańską i już zostać w Arizonie.
W czasie tego lotu poznałam też Lane’a i jego śliczną żonę modelkę. Plus wielu wielu innych glam metalowców.
Piotrowi nie byłam wierna, więc ten nagły atak wierności muszę przypisać praniu mózgu i zastraszaniu, jakie zaserwowali mi schizofrenicy, którzy od lat mnie „leczą”, próbując uświadomić mi, że Roman jest moim „mężem”. Opus Dei sięgało do terroru i zostałam całkowicie zastraszona. Wmawiano mi, między innymi, że Roman to Adam. Bo na pewno można by ich pomylić. Z drugiej strony Adam był atakowany w podobny sposób, bo wmawiano mu, że jego miłością i „żoną” jest niejaka Krystyna, jedna z chorych psychicznie córek Ryszarda, która oczywiście ten cały związek z nim sobie uroiła.
Lotniska, samoloty i wyznaczane przez ich loty linie oplatające Ziemię są z cała pewnością magiczne i kochane przez Los. Na lotnisku, ale tym razem Schiphol, spotkałam znowu Megadeth i Chrisa, którego poznałam, gdy był jeszcze nastolatkiem i z rodzicami zwiedzał Europę. Jakiś czas później minęłam się z Chrisem w jednej z polskich galerii handlowych w Warszawie. Też mu szczena opadła.
Nagły impuls sprawił, że sobie i siostrze bardzo tanie bilety do Sztokholmu. W czasie zwiedzania tego miasta nagle się okazało, że w samochodzie minął nas Tommy i PelleK, których już wcześniej spotkałam. I dodam, że nie miało ich tam być. Oczywiście wysiedli z samochodu, żeby z nami porozmawiać.
Moje opowieści o ciekawych zbiegach okoliczności, które są związane z samolotami, sprawiły, że dostałam w pewnym momencie zakaz latania samolotami bez kontroli mężczyzny. Ale to już inna historia.
Już nie będę mówić, kogo spotkałam w metrze w Londynie, gdzie też byłam z siostrą. Nasze wyprawy są także zawsze obarczone ciekawymi losowymi spotkaniami. Nas obu również nie można nigdzie puszczać bez nadzoru. I już zmilczę, jaki numer odpaliłyśmy potem na lotnisku przed wylotem ze Sztokholmu.
Ciekawych ludzi nie-metali też można poznać w samolocie.
Narcyz potrafi wykończyć wszystkich, jeśli czegoś nie zrozumie. Oprócz narcystycznych rodziców innym typowym przykładem ludzi zadręczających i niszczących tych, których kochają, są narcystyczni wielbiciele.
Taki narcyz rozkochuje w sobie swój obiekt uczuć i znika. Jego ofiara bardzo długo wychodzi z uzależnienia, bo po rozkochaniu w sobie, narcyz niszczy psychicznie swoje wybranki. W moim przypadku dlatego, ze uwierzył w kłamstwa schizofreników, ale sam też miał dużo za uszami.
Mój narcyz pojawiał się zawsze jak wańka wstańka, kiedy tylko miałam szansę ułożyć sobie inaczej życie, ciągnąc za sobą gang schizofreników. Takie zachowanie jest charakterystyczne dla narcyzów, którzy nie przyjmują do wiadomości, że ich ofiara ma prawo do swojego życia i jej wybory powinny być szanowane. Szczególnie, jeśli mówi, że chce się związać z kimś innym.
W pewnym momencie dostałam takiej furii, że przypomniałam sobie, co mi zrobił, więc rzuciłam gościa z wielkim wrzaskiem i awanturą. Tym bardziej, że zaczął mnie przekonywać, że nie ja byłem liderką pewnego zespołu, tylko jego znajoma schizofreniczka.
Nadal trzęsę się w furią, gdy o tym pomyślę. Bo tutaj już kurwa przegiął. Ja wiem, że narcyzi niczego nie weryfikują, bo są durni, ale są granice durnoty.
Każdy w końcu zaczyna takiemu debilowi stawiać granice.
A w takim razie jest moja wersja. Oczywiście nie pomogło, że moja fałszywa osobowość błyskawicznie wypierała interakcje z moimi prawdziwymi przyjaciółmi, o ile dotyczy heavy metalu i osób związanych z tym, czym się zajmowała moja prawdziwa osobowość.
Pranie mózgu, jakie mi zrobił gang schizofreników z Avangardy, też mi nie pomógł.
Naprawdę schizofreniczne zjeby powinny być leczone przemocą.