Brains, brains…

Rozmowy z nieleczącym się schizofrenikiem, szczególnie starym, przypominają rozmowy z zombie. Jest w nich równie dużo sensu. Zombie chce jednego – zeżreć twój mózg, schizofrenik chce w zasadzie tego samego, bo upiera się, że musi narzucić rozmówcy swoje urojenia. Nie ma znaczenia, że prezentuje się takiemu zjebowi dowody na to, że się myli, ponieważ w takiej sytuacji wcale nie rozwiewają mu się złudzenia (co miałoby miejsce w przypadku zdrowej osoby, której można nawet wmusić fałszywe przekonania oraz wspomnienia, wystarczy odrobina czasu i uporu, a tego schizofrenicy mają aż za dużo), tylko narasta psychoza tak bardzo, że schizofrenik zaczyna bardzo energicznie działać i znajdować sobie sprzymierzeńców. Najlepiej takiego zjeba nie budzić, bo ponownie rzuci się zżerać komuś mózg i jeśli ofiara się nie słucha, to spróbuje zmusić ofiarę do samobójstwa. I taką akurat obsesję żywi Ryszard Nowak z Warszawy, który bardzo często straszy na warszawskich konwentach razem z Nyczem.

Jestem drugim pokoleniem, które ma pecha stać się obiektem obsesji schizofreników, więc w mojej rodzinie, w której też są lekarze, bardzo szybko jesteśmy w stanie diagnozować takie przypadki. W przypadku mojego taty byli to schizofrenicy francuscy, ale także działali jako Opus Dei i mieli przy sobie biskupa. Koniecznie też chcieli przejąć wszelkie majątki, jakie tylko się dało, a także dorwać się do dzieci i je „wychowywać”.

Gratuluję rodzicom z fandomu głupoty, która polegała na dopuszczeniu do małych dzieci tego zjeba, który wprawdzie mówi o sobie, że jest profesorem, ale absolutnie nie posiada żadnego dyplomu, bo nie ma nawet matury. Nie rozumiem, jak można być tak bezmyślnym, gdy chodzi o coś, co zawsze jest najcenniejsze dla rodzica – czyli własne dziecko. W znanym mi przypadku zareagował zajmujący się moją sprawą profiler i pogalopował do szpitala psychiatrycznego. Spowodował, że wyrzucono Ryszarda z budynku, a już chciał się rządzić, podobnie jak w przypadku mojego taty, gdy ten czekał na operację serca. Gwarantuję, że Ryszard już do tego szpitala nie wejdzie.

A Ryszard bardzo lubi nękać dzieci, szczególnie płci żeńskiej. Jak to stary schizofrenik cierpi na urojenia, które polegają na przypisywaniu małym dziewczynkom, czy kobietom prostytucji. Uważa, że musi je ratować, więc daje im dwie opcje – albo zgodzą się, że będzie je sprzedawał i zarabiał jako ich alfons (bo wtedy „jest dobrze”, ponieważ będą się kurwić „dla Chrystusa” i jego utrzymywać), albo zgodzą się „wyjść za Chrystusa”, iść do zakonu, i jako pokutujące kurwy będę płakać pod butem równie chorej psychicznie znanej w Opus Dei zakonnicy, ale wtedy i tak będą je różni księża odwiedzać, bo są kurwami. Żadna z tych opcji mi się nie spodobała i od dzieciństwa przeżywam kolejne ataki sekty Opus Dei na moje życie i na życie moich przyjaciół. Niestety znana mi liczba śmiertelnych ofiar schizofreników z Opus Dei wciąż wzrasta. Wzrasta też liczba pomocnych idiotów – czyli enablerów – tej sekty, którzy niczego nie weryfikując, starają się na podstawie pomówień chorych psychicznie „leczyć” swoich znajomych, od których powinni się odpierdolić.

Mam tego pecha, że pracuję w zawodzie nauczycielskim. Badania socjologiczne (bo socjologia właśnie zajmuje się badaniem różnych grup społecznych i jest podstawą profilingu) wskazują, że jak na absolwentów wyższych uczelni nauczyciele są całkiem głupi, ale za to narcystyczni. I jest to niestety smutna prawda (oczywiście piszę o ogólnej regule, zawsze zdarzają się jak wszędzie osoby na krańcach krzywej Gausa). W życiu się nie spodziewałam, aż tak głupich osób w swoim otoczeniu, które tak łatwo dały się poszczuć schizofrenikom na mnie i uznali, że znają się na wszystkim, szczególnie na psychiatrii czy socjologii.

Barbara i Ryszard – jak to przystało na schizofrenicznych i fanatycznych katolików – zrobili sobie całe stadko równie głupich i schizofrenicznych dzieci. Nie wiem, ilu ich tam jest, ale co najmniej pięcioro. Rozmnożyli się w takim stopniu, że nie są w stanie wykarmić tak dużej rodziny, więc kradną i się prostytuują. Z powodu choroby nie są w stanie utrzymać pracy. To są właśnie ideały w świecie katolicyzmu zdaniem Nycza. Wszyscy „pracują” w Kościele – to znaczy są w Opus Dei i zajmują się tropieniem „kurew” – oczywistym jest, że trapią przede wszystkim metali oraz pisarzy fantasy, bo to „satanizm” według ich „objawień”. Oprócz tego rzucają się na każdego, kogo im tylko wskaże typowa dla schizofreników zawiść.

Są to ludzie, którzy patrolują konwenty przede wszystkim Avangardy, ale Nycz potrafi podstawić im busik (tyle jest sztuk w tej rodzinie) i zawieść na jakiś konwent poza Warszawą. Wiem, bo rozmawiałam z nimi o tym, kiedy chodzili głodni po konwencie i żebrali o jedzenie. Postawiłam im nawet jakieś żarcie z litości, ale nie czyni to z nas rodziny czy przyjaciół. Chociaż ta rodzinna sekta chyba zaczęła już myśleć o mnie jak o swojej własności, która ma obowiązek ich utrzymywać. Ale mają się ode mnie odpierdolić. Nie powtórzcie mojego błędu, trzeba ich wyśmiewać, to wtedy sami sobie idą precz. Nie należy podtrzymywać ich urojeń.

Jedna z reguł w psychiatrii głosi, że nie udaje się starych schizofreników namówić na leczenie, bo ich mózgi są już zbyt zniszczone i tracą możliwość autorefleksji. Kierują się swoją obsesją i z uporem dążą do wypełnienia swojej idei fix. W przypadku tej rodziny jest to doprowadzanie kolejnych osób do samobójstwa. Tak więc trzeba przed nimi ostrzegać wszystkich. Powtórzę, stary schizofrenik jest jak zombie i nie można się z nim dogadać. Jedyne co można zrobić, to strzelić prosto w ten psychicznie chory łeb, kierujący się jedną obsesją – zeżreć czyjś mózg i przerobić na swoje podobieństwo. Ale nie wolno takich zabijać, więc unikam kontaktów z tak chorymi ludźmi.

Jedyna nadzieja w tym, że uda się w końcu doprowadzić do zmiany prawa, żeby Prokuratura mogła wysłać wniosek do Sądu Opiekuńczego, bo zdrowych czy leczących się ludzi w takich rodzinach nie ma, bo albo zostali zabici, albo uciekli, zerwali więzy i zatarli za sobą ślady. I nie mają siły na walkę w sądzie z chorymi zjebami. A według obowiązującego obecnie prawa tylko członek rodziny może złożyć taki wniosek.

Ryszard

Ryszard Nowak z Warszawy nie jest profesorem, chociaż Krystyna lubi go tak przedstawiać. Znam tego wariata od dziecka i wiem, że jest schizofrenikiem i ślusarzem, i że jest całkowicie niegodny zaufania. Jak większość nieleczących się schizofreników terroryzuje swoje ofiary i wmawia im, że jego urojenia są prawdą. Jest to bardzo niebezpieczne dla zdrowia psychicznego jego ofiar.

Ryszard nie jest ani moim „opiekunem prawnym”, ani moim ojcem chrzestnym. Nie był też przyjacielem mojego ojca. Wręcz przeciwnie – był osobą, która pojawiła się w szpitalu, w którym leżał mój tata z zawałem i wmówiła lekarzom, że pacjent nie potrzebuje by-passu, który miał tacie uratować życie. W efekcie tata zmarł. Ryszard jest moim głównym i największym wrogiem. Nie zmam gorszego i bardziej niebezpiecznego człowieka.

Jednym ze stałych numerów Ryszarda jest podsuwanie swojego numeru konta różnym moim znajomym i wmawianie im, że jest moim ojcem, i że konto należy do mnie. Okradł w ten sposób wiele osób, między innymi Andrzeja, Krystiana, Piotra. Wziął pieniądze w gotówce od Tommy’ego, który został przez Krystiana wprowadzony w błąd, co do tego kim dla mnie jest Ryszard. Muszę przed nim ostrzegać. Jest niebezpiecznym terrorystą z Opus Dei, tak samo jak jego córka Renata, czy jej krewna Anna. Obie te panie są również schizofreniczkami, których wszystkie opowieści o mnie są niewarte nawet funta kłaków.

Właśnie ten gang schizofreników, który już zaszczuł na śmierć wiele osób, w tym moich. przyjaciół, jest powodem dlaczego Avangarda w pewnym momencie nie dostała zgody na zorganizowanie Worldconu. Po prostu warszawskie konwenty nie są bezpieczne i zawsze będę przed tym zagrożeniem ze strony schizofreników z Opus Dei ostrzegać. I ja i moi przyjaciele, którzy nie chcieli potwierdzić słów kurew z Opus Dei, odnieśliśmy takie rany psychiczne w czasie konwentu, a także poza nim, że nasze traumy nie zagoiły się do tej pory. Zapewniano mnie, że wiele się zmieniło, ale sądząc po odrzuceniu mi prelekcji uważam, że nic się nie zmieniło i zawsze mój głos będzie przeciwko Worldconowi w Warszawie. Avangarda nigdy nic nie zrobiła, żeby chronić uczestników konwentów przed Opus Dei i nie zanosi się na zmianę.

Krystyna i jej ojciec, którzy zrobili chyba wszystko, żeby Opus Dei rozkwitało w warszawskim fandomie, byli ostrzegani przed tym schizofrenicznym gangiem w roku 1990, ale jak zwykle zareagowali agresją i szczuciem schizofreników na osoby, które mają chociaż odrobinę zastrzeżeń wobec tych ludzi. Nigdy nie zachowywali odpowiedniej rozwagi i nie weryfikowali słów schizofreników, w tym Nycza. Opus Dei nie jest przyjaźne wobec metali czy pisarzy fantasy. Oskarżają nas o satanizm i tak naprawdę przychodzą na spotkania fanów tylko po to, aby niszczyć środowisko i wyłudzać kolejne pieniądze. Inaczej nie potrafią się zachować, bo kieruje nimi bardzo ciężka i poważna choroba psychiczna. Nic ich bardziej nie cieszy niż doprowadzenie kolejnej osoby do próby samobójczej, szczególnie udanej.

Renata Nowak to nie Yennefer, nie nazywa się Wieczorek, nie jest byłą Piotra, nie była też nigdy przeze mnie skrzywdzona. Nigdy nic nie napisała. To samo dotyczy też Anny. Nie zniszczyłam tym paranoicznym schizofreniczkom nic z ich życia, wręcz przeciwnie, wiele osób z ich powodu straciło życie, a ja sama żyję tylko dlatego, że mnie o to poproszono i całe moje życie to wegetacja i walka o każdy dzień. Absurdem jest, że te schizofreniczne małpy i oszustki korzystają z ochrony Avangardy.

I w tej sytuacji jedyne, co mogę powiedzieć to – pierdol się Avangardo, naprawdę nikt was i waszych schizofreników nie potrzebuje. Mam tylko jedyną prośbę, trzymajcie się ode mnie już zawsze z daleka. Żadnych schizofrenicznych wjazdów do mojej pracy, czy zakłócania treningów.

Chiński mur, kurwy, chiński mur.

Marketing

Z punktu widzenia marketingu pisarze nie powinni tracić czasu, występując w czasie konwentów. Całkowita strata zasobów – bo nie tylko to kwestia zmarnowanego czasu (a tego nikt nam nie zwróci), ale też pisarze sami najczęściej kupują sami sobie bilety i płacą za nocleg. Oceniam, że w czasie całego roku konwentowego można sprzedać w ten sposób – czyli stojąc przy swoim stoliczku i opowiadając o swojej powieści publiczności – co najwyżej około trzystu sztuk. Dochód nie wystarczy nawet na pokrycie opłat za stoiska.

Bezsensowne zatem z punktu widzenia marketingu jest bycie prelegentem, co jest ulubionym zajęciem Krystyny i dzięki czemu roi sobie, że jest popularną pisarką. Każda sala pomieści co najwyżej kilkudziesięciu widzów, co naprawdę nie przekłada się na decyzje zakupowe, bo ludzie przychodzą tam, żeby miło spędzić czas, a nie coś kupić.

Z punktu widzenia biznesu jedyne, co ma sens, to właśnie marketing oraz odpowiednio duże zasoby wydawnictwa przeznaczone na reklamę. Pisarze, którzy mają szczęście, bywają zapraszani do studia telewizyjnego i w tym przypadku wydawnictwo nie musi ponosić żadnych kosztów. Ale najczęściej też sam pisarz musi uruchomić swoje kontakty, żeby się pojawić w studio. Brak nakładów na reklamę jest zresztą standardem w przypadku polskich bieda wydawnictw z rynku fantastycznego, które skąpią na wszystkim, co najwyżej wykupią sobie reklamę w takim miesięczniku jak Nowa Fantastyka.

Wydałam sama swoją powieść, ponieważ Opus Dei (oraz ich sprzymierzeńcy z Avangardy) zablokowali mi możliwość wydania jej w jakimkolwiek innym wydawnictwie. Wiem, bo mi to zapowiedzieli. Stanęłam sama z krewnymi przy stoliku z tą powieścią w czasie Warszawskich Targów Fantastyki, więc mogę powiedzieć, jak to wygląda od strony finansów. Za stoisko zapłaciłam około 800 złotych (plus krzesła), sprzedałam około trzydziestu egzemplarzy. Marketingowcy czasem robią coś takiego bez jakiejkolwiek reklamy, żeby ocenić potencjał danego produktu na rynku, więc powiem, że jest całkiem nieźle. Oczywiście nie zwróciły mi się nakłady finansowe, ale nie o to chodziło w tym ćwiczeniu. Nawet płacąc 400 złotych jako powracający wystawca też bym nie zarobiła dosyć, żeby wyjść na swoje. Nie ma więc sensu tam się wystawiać, jeśli ktoś coś takiego robi, to tylko jako miły gest wobec fanów, a na to mnie nie stać.

Miałam pewną umowę z Piotrem. W momencie, kiedy wydam swoją powieść – a była dostępna w czasie Targów oraz księgarniach internetowych – oraz napiszę pierwsze dziesięć rozdziałów kolejnej części, miał przelać mi na konto znaczną sumę pieniędzy, którą mogłabym przeznaczyć na założenie wydawnictwa. Niestety te plany przerwała jego śmierć. Ale pomimo tego wypełniłam wszystkie warunki.

Bo umów zawsze się dotrzymuje. Nawet jeśli druga strona z powodów obiektywnych nie może dotrzymać swojej części paktu.

Schizofrenicy

Od dziecka jestem prześladowana przez rodzinę schizofreników, którzy – jak to schizofrenicy – lubią się podawać za osoby, którymi nie są. Od dziecka mam na głowie między innymi Renatę, która, jak już napisałam wcześniej, od samego początku podawała się za mnie i przedstawiała jako Małgorzata Wieczorek, znana w szkole pływaczka. Ja sama zostałam napadnięta przez nią i jej rodzinę tak dotkliwie, jak tylko może zostać napadnięta ofiara zawistnego schizofrenika. I z powodu przyczyn psychicznych już dwa razy porzucałam treningi – raz dzieciństwie, raz jako studentka. Marzeniem klubu i moim był powrót do sportu, ale gdy tylko odzyskiwałam formę, ponownie pojawiali się Nowacy wraz ze zwolennikam i byłam za każdym razem brutalnie zakatowana.

Niestety Nowacy i ich wielbiciele robią w fandomie, co chcą i wszędzie rozwija się przed nimi czerwony dywan, podczas gdy ja stałam się obiektem kpin oraz zaszczucia – również w miejscu pracy.

Błędem moich rodziców było, że nasze kłopoty ze schizofrenikami pozostawały prywatną tajemnicą, ja wiem, że należy z takich rzeczy robić sprawy publiczne. Przestudiowałam na własną rękę dostatecznie wiele podręczników psychiatrii, żeby wiedzieć, czym się kierują moi prześladowcy. Wiem również, że się nie zatrzymają – bo schizofrenicy zawsze się kierują się swoją obsesją i ścigają swoimi urojeniami swoje ofiary, aż je zaszczują na śmierć. Fatalne jest też, że z reguły sobie tworzą całe gangi, które w tym pomagają. „Moi” schizofrenicy są na tyle starzy i zdemoralizowani, że nie namówi się ich na leczenie, więc jedyne co mi pozostaje to tak jak mój ojciec wyjechać z kraju (przypominam uciekł z Francji przed innym schizofrenicznym gangiem) i zatrzeć za sobą ślady. Moja koleżanka z podstawówki też przed nimi uciekła. Też ją zakatowali w dzieciństwie.

Jedną z przyczyn, dlaczego mnie prześladuje Opus Dei, jest pochodzenie mojego dziadka. Był Serbem, który wykorzystał prababcię Polkę, żeby uciec z zawsze gorących Bałkanów i znaleźć szczęście w Polsce. Był wyznawcą Allaha, ale w życiu nie był tego powodu prześladowany. A jego żona była bardzo religijną katoliczką. Niestety już w dzieciństwie wariaci z mojej dzielnicy z powodu jego południowej urody uznali, że jest moim ojcem i Żydem. Od tamtego momentu próbowali mie „ratować” oraz „nawracać”.

Zresztą nawet jeśli byłby Żydem w życiu nie powinnam z takich powodów być zaszczuwana i poddawana praniu mózgu, czy też egzorcyzmom. Nie powinnam być też nękana całe mojego życie.

Mam dosyć. Nie pojawię się na żadnym fandomowym spotkaniu jeśli ci schizofrenicy nadal są tam mile widziani, a ich zwolennicy oraz „rycerze” nadal wmawiają wszystkim, że to ci schizofrenicy zostali skrzywdzeni. Jest wręcz przeciwnie. To ja i para innych pisarzy zostałam skrzywdzona i zaszczuta. Prawda jest taka, że schizofreniczka Renata, żeby tylko udowodnić, że jest mną, kradnie ludziom konspekty. W dwóch przypadkach porwała ze stolika konspekt, nad którym pracował pisarz. W moim przypadku skradziono mi całą teczkę, także z moimi notatkami oraz pracą, która miała być wtedy pracą magisterską. Oprócz tego włożyłam do teczki dokładny konspekt oraz dopracowany początek powieści. Wszystkie kradzieże zostały zgłoszone Policji. Zawartość mojej teczki na całe szczęście została wcześniej skserowana i, jak mi powiedziano, mój były kopię zachował – jej zawartość jest teraz materiałem dowodowym.

Osoba, która dostała konspekty była za każdym ostrzegana, że została obdarowana przez schizofreniczkę, która dokonała kradzieży i że nie powinna tych materiałów wykorzystywać. Kurwa mać, Renata nie nazywa się Małgorzata Wieczorek i nie jest tą osobą, o której Sapkowski mówi Yennefer. Ale owszem Renata przyjaźni się z Krystyną, która próbuje zostać „największą pisarką fantasy”, zachwycona, że ta schizofreniczka ją popiera. Ciekawe, jak jej w tym dalej będzie pomagać Opus Dei.

Czas żeby odpowiednie kluby wyjęły głowy z dup.

Jeśli o mnie chodzi, to sytuacja wraca do sporu poprzedniego. Nie jeżdzę na konwenty, nie interesuję się tym, co dzieje się w fandomie. Zresztą nikomu przechwałki w czasie konwentów nie zbudowały pozycji pisarskiej, sportowej czy muzycznej. To osiąga się pracą praz talentem. Ja na pewno nie posuwałam się do plagiatowania innych ludzi. Mam dosyć własnych pomysłów, które chętnie rozdaję, ale nigdy w życiu niczego nie podarowałam Krystynie, ani się z nią nie przyjaźnię.

Jedyne czym się zajmuję to mój powrót do zdrowia psychicznego i fizycznego, bo nadal odczuwam skutki poprzedniego napadu na mnie gangu Krystyny i Renaty w mojej pracy. Bardzo nie dziękuję za zniszczenie moich wysiłków, dzięki którym mogłam zostać po raz pierwszy i jedyny w życiu matką czy wrócić do sportu. Wcale nie zamierzałam związać się wtedy Adamem, więc Krystyna nie powinna była być aż tak zazdrosna.

Nie zamierzam nawet komentować kłamstw tego towarzystwa, które złośliwie rozpowiadało wszystkim, że jestem żoną schizofrenika Romana i koniecznie chciało nas „godzić”. Macie na blogu moje zaświadczenie o moim stanie cywilnych i się zamknijcie. Nie dziękuję wam też za wciągnięcie w swoje intrygi Andrzeja. Szkoda, że dawny przyjaciel mojego taty dał się tak zrobić w chuja, że uwierzył, że mnie cokolwiek z tym groźnym wariatem łączy..

Jesteście – mówię to radosnym imbecylom, którzy mnie psychicznie i fizycznie zniszczyli – psychopatycznymi skurwysynami, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Macie się ode mnie wszyscy odpierdolić, a Krystyna ma przestać kłamać, że jest moją przyjaciółką.

Bo kurwa nie jest.

Nikt z tego gangu nie ma prawa kiedykolwiek ponownie zakłócić mojego miejsca pracy. Ja ze swojej strony robię wam tę uprzejmość, że nie ma mnie na żadnym konwencie. Róbcie sobie co chcecie z tymi schizofrenikami. Nie obchodzi mnie to.

I tak już pozostanie, bo jestem tak obrażona na środowisko, że nigdy nie zmienię zdania.

Złośliwość schizofrenika

Napisałam już wcześniej o zawiści schizofrenika-Golluma, która objawia się między innymi tym, że schizofrenik przypisuje sobie dokonania lub cechy swojej ofiary, a ofiarę oskarża o wszystko, co sam robi, wcześniej nauczywszy się wszystkiego, co mu jest potrzebne, żeby podawać się za taką osobę, jaką niszczy. Zajmijmy się teraz złośliwością schizofrenika.

Schizofrenik nie ma przyjaciół wśród ludzi zdrowych, tylko udaje przyjaźń. Najczęściej w celu złośliwego niszczenia osoby, której podobno pomaga. Wynika to z wyjątkowej złośliwości schizofrenika. Gabinety psychoterapeutów są pełne osób, które uwierzyły w zapewnienia osób chorych psychicznie, że wszystkich znają i mogą mówić w czyimś imieniu, bo najlepiej orientują się w czyiś uczuciach.

Gwarantuję, że nikt z Nowaków nie zna Adama, ani nikogo innego z moich znajomych czy przyjaciół. Wszelkie ich zapewnienia o tym, że wszyscy mnie nienawidzą lub, że wiele osób zniszczyłam, można sobie wsadzić w dupę, bo są schizofrenicznym wymysłem. Schizofrenicy uwielbiają tworzyć sobie gangi idiotów, których szczują na swoją ofiarę, by potem radośnie cieszyć się konsekwencjami i zniszczonym całym życiem.

Jednym z ulubionych numerów schizofreniczki Renaty jest wskazywanie nierealnych celów miłosnych i szczucie lasek na facetów, którzy ich w ogóle nie znają. Ma w tym dwa cele – ośmieszenie osoby, która rzuca się całować obcego faceta, a także zniszczenie życia zamieszanym w taką aferę ludziom. Powiedzmy sobie szczerze – zdrowy psychicznie facet nie zakocha się w kobiecie, która zaczyna znajomość od tego, że po pijaku wpija mu się w usta, jednocześnie oskarżając jego laskę o chorobę psychiczną i posiadanie męża. Ludzie – jak też cała reszta gatunków monogamicznych – potrzebuje czasu i zalotów, żeby być gotowymi na takie naruszenie sfery intymnej. Po prostu nie lubimy dotyku obcych. Wszelkie akcje typu one night stand, czy chodzenie do łóżka na pierwszej randce to odstępstwa od normy. Powiedzmy sobie też szczerze, jest to też powód, dlaczego większość prostytutek to schizofreniczki, jak moje koleżanki z podstawówki, czyli Renata i Anna.

Schizofreniczki, które same prowadzą bujne życie seksualne, bardzo cieszy, że swoimi intrygami czy wręcz praniem mózgu doprowadzają do tego, że ich znajome oraz „przyjaciółki” są same, nieszczęśliwe i nie mają dzieci. Gabinety psychoterapeutów są również pełne osób, które nie wiedzą, dlaczego są samotne. Prawda jest taka, że bardzo często są ofiarami schizofreników, którzy się ich życiem „zaopiekowali”. czyli wyznaczyli im „męża” czy „żonę”, o której ofiara nawet może nie wiedzieć, za to wszyscy wiedzą, że ofiara jest zajęta, czy też szczują nieświadomych na obiekty, które nigdy nie odpowiedzą pozytywnie na brutalne awanse zrobionych w chuja idiotek czy idiotów. Schizofrenicy uwielbiają się bawić ludźmi.

Nigdy nie przyjaźniłam się z nikim z Nowaków. Nie nazywam się Nowak z domu, Ryszard i Barbara są dla mnie obcymi ludźmi, byli obcymi ludźmi także dla moich rodziców. To schizofrenicy, którzy uparli się, że po tym, jak zniszczą mi życie, odziedziczą po mnie mój majątek. Biorąc pod uwagę, że mają za sobą chorego psychicznie duchownego, który gotowy jest poświadczyć każde gówno (jak na przykład „list do Dyrektora Opus Dei”, który mnie ta sekta zaczęła przypisywać), to nawet mogłoby im się udać ) i dlatego też ogłaszają wszędzie, jak bardzo jesteśmy zaprzyjaźnieni (tylko, że nie jesteśmy). Należy ich unikać i traktować gaśnicą na szkodniki.

Bardzo często osoby, które uwolnią się spod wpływu schizofreników i opowiedzą, jak bardzo są wolni i samotni, doświadczają cudownego naprawienia losów, czego też życzę kilku idiotom i idiotkom z fandomu.

Ruch Obrony Muzyki

O Ruchu usłyszałam jeszcze przed studiami. Wiele razy byłam wcześniej ze swoją przyjaciółką Iwoną na koncertach metalowych, ale nigdy wcześniej nie byłam na koncercie sama. Ale na szczęście byłyśmy znane z widzenia wielu metalom, szczególnie ekipie z Gdyni.

Iwona była bardzo zajęta w tamtym czasie, tak samo Piotr. Mój facet kupił mi bilet, bo nie chciał, żebym straciła koncert Motörhead, a rzadko się trafiała taka okazja – i już się nigdy nie trafi. Jednym ze zwyczajów zaciekłych fanów muzyki jest przychodzenie na koncert o wiele wcześniej, żeby się pokręcić przed budynkiem, bo jest wtedy szansa zobaczyć muzyków. Byłam sama i z mocno podkreślonymi oczyma i z tego powodu zaczepił mnie Lemmy Kilmister z pytaniem, kto może za mnie poręczyć. Dowiedziałam się wtedy o zasadach the Movement, który chroni muzyków przed kurwami z Opus Dei, które nie tylko wykańczają artystów, ale przede wszystkim niszczą dobre kobiety oraz zabijają dzieci. Brzmi to wszystko wręcz nieprawdopodobnie, ale nic nie jest nieprawdopodobne czy przesadzone, gdy w grę wchodzi Opus Dei oraz uwielbiane przez nich „święte” kurwy, które cierpią na schizofrenię, więc w efekcie ich choroba psychiczna (aka wizje/przekazy od Boga) kieruje tą sektą, oraz ich popędem seksualnym czy też metodami zdobywania pieniędzy. Jednym z zadań, jakie postawiło przed sobą Opus Dei to walka z heavy metalem oraz fantastyką, więc ta organizacja stara się infiltrować oba środowiska i niszczą też pisarzy, nie tylko metali.

Na swoje nieszczęście założyłam na koncert długą spódnicę i t-shirt bez dekoltu. Okazało się to być problemem, bo tak ubierają się kurwy z Opus Dei, które wstydzą się swojego ciała (co – podobnie jak przesadna, ostentacyjna religijność i nienawiść do innych kobiet i dzieci – jest psychiczną reakcją na zajmowanie się nierządem). Porządne kobiety odsłaniają dekolt i noszą krótkie spódnice, chociaż się nie malują, bo nie muszą cały czas uwodzić. Istnieją jeszcze inne zalecenia, ale zostawię te dodatkowe reguły dla siebie. Ważne jest, że zawodowe „święte” kurwy-schizofreniczki nie założą mini czy t-shirtu odsłaniającego obojczyki. Na całe szczęście poręczyła za mnie znajoma ekipa z Gdyni. Opowiedziałam muzykom o swoich problemach z Opus Dei oraz inaczej wystylizowałam t-shirt, żeby nie wyglądać jak ktoś z Opus Dei, więc tylko skończyło się na pouczeniu, jak powinnam się ubierać, a nie na wygonieniu z koncertu przez Lemmy’ego, który miał swoje własne bardzo tragiczne doświadczenia z Opus Dei, bardzo podobne do tego, co spotkało mnie, moich rodziców, siostrzenicę oraz Varga, czy też innych znajomych. Byłam tym zajściem autentycznie przerażona. A wydarzyło się to całkiem szybko po pobiciu mnie przez Opus Dei przed koncertem Megadeth. Zrobili to wtedy ci sami wariaci co zawsze, bo uważają mnie za swój „obiekt” od czasów podstawówki i ich zdaniem nie wolno mi chodzić na koncerty – za to mam zgodzić się „pokutę” za jakieś urojone grzechy i niewolniczą pracę dla Opus Dei (co ma oznaczać, że stanę się praktycznie niewolnicą Renaty).

Poznałam przed koncertem Motörhead nie tylko Lemmy’ego, ale też Michała, którego przez jakiś traktowałam jako kumpla od koncertów (Piotr mnie przywoził, dawał bilet, a Michał wchodził na koncert ze mną). Chociaż myślę, że metale dobrze wiedzieli, jak to się skończy, bo ich zdaniem Piotr zostawiając mnie przed koncertem zachowywał się bardziej jak „brat” niż mój facet. Zresztą świry z Opus Dei też potrafią zapuścić włosy, więc to, że darował sobie wcześniej koncert Motörhead, też było podejrzane. Podpadłam Lemmy’emu nie tylko moim czarnym ubraniem z długą spódnicą… A czułam się tak bardzo Goth.

Moimi znajomymi z koncertu Motörhead są także metale z Norwegii oraz Szwecji, którzy wykorzystali okazję obejrzenia na żywo tego zespołu, który nie miał zaplanowanych koncertów na północy Europy. Wszyscy fani wiedzieli, że Motörhead rzadko się pojawiał po naszej stronie Dużej Wody i z powodów osobistych frontmana dawno nie grał w ogóle. Moi znajomi Norwedzy i Szwedzi są w Ruchu i bardzo nie lubią kurw z Opus Dei. Boją się ich (i słusznie, bo te świry potrafią człowieka wykończyć i doprowadzić do samobójstwa), więc spotykają się tylko z osobami, za które ktoś poręczy. Jeden z Norwegów, z którym się w pewnym momencie zaczęłam spotykać, dał się zrobić w bambuko, ponieważ uwierzył, że Ryszard i Barbara z Opus Dei są moimi rodzicami. Niestety „poręczyła” za nich schizofreniczka z mojej podstawówki, która wszędzie się przedstawiała jako moja „siostra” i przypadkowo ma na imię Anna, jak moja rzeczywista siostra. Niestety schizofrenicy wszędzie i zawsze podają się jako najlepsi przyjaciele swoich ofiar lub ich rodzina i dbają o to, aby zamknąć wszelkie kanały komunikacji, jakie posiada ofiara i ją izolować od ludzi, którzy są okłamywani przez schizofreników.

Pisarze fantasy na równi z muzykami są atakowani przez Opus Dei i czas, żeby oba środowiska połączyły siły. Niestety kurwy z Opus Dei z łatwością zawsze znajdują sobie kolejne ofiary, które wciągają w swoje intrygi i które potem są obiektami zemsty członków Ruchu, ale to już zupełnie inna historia. Ludzie powinni być ostrożniejsi i kierować się uczciwością. Kurwy z Opus Dei też są karane.

Jedną z zasad społecznych jest nakaz weryfikowania wszystkiego, szczególnie jeśli ofiara zaszczuwana przez schizofreniczny gang upiera się, że jest inaczej.

Istnieje w takich sytuacjach obowiązek weryfikacji, ponieważ najwyższym autorytetem we własnych sprawach jest zawsze konkretny człowiek, na temat którego są rozpowszechniane schizofreniczne bzdury. Dotyczy to także Wikipedii, która już dawno powinna kilka wpisów poprawić, ale to jeszcze inna historia, bo mojego artykułu na całe szczęście jeszcze nie ma. A przynajmniej nie było, kiedy ostatnio sprawdzałam.

Szon patrol

Od jakiegoś czasu krążą po ulicach debile w odblaskowych kamizelkach z napisem „Szon Patrol”. Pisała o nich nawet prasa. Słowo szon jest skróconym słowem, które utworzono od określenia „kurwiszon”. Patrole wyszukujące te „kurwiszony” sekują dziewczyny ubrane w krótkie spódniczki i wprowadzają atmosferę szariatu.

Poprawka – nie jest to atmosfera szariatu, tylko naszej katolickiej zjebanej Opus Dei. Słowo „szon” usłyszałam pierwszy raz od schizofreników, z którymi chodziłam do podstawówki. Żeby było zabawniej są to osoby z marginesu, które zajmują się kradzieżami i właśnie prostytucją. Socjologa badającego przestępczość to nie zdziwi, bo większość świata przestępczego to ludzie głupi, którzy przy okazji są też mniej lub bardziej chorzy psychicznie i właśnie tacy nie potrafią utrzymać żadnej uczciwej pracy, ani podjąć decyzji o leczeniu. W podjęciu decyzji o leczeniu przeszkadza im zresztą Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie Opus Dei, który z całym zabobonnym przekonaniem wmawia im, że nie należy się leczyć, bo wtedy przestaje się słyszeć „słowa Boga i nie ma się wizji, które od niego pochodzą”. Oczywistym jest, że stoją za tym księża, którzy sami są mniej lub bardziej chorzy i otępiali.

Kryminologia (czyli część socjologii zajmującej się społecznym zjawiskiem przestępczości) opisuje świat przestępczy, jego metody wychowania dzieci oraz zwyczaje. Wiadomo też bardzo dużo o przestępstwach, jakie typowo popełniają nieleczący się schizofrenicy, kierujący się zawiścią i chęcią zniszczenia osoby, której zazdroszczą. Przypisują wszystkie swoje złe uczynki i wszystko, czego się wstydzą, swojej ofierze.

Ani ja ani moja mama nie byłyśmy nigdy prostytutkami, chociaż schizofreniczne koleżanki z podstawówki tak o nas mówią. To one zajmowały się prostytucją, którą usprawiedliwić miał głód, chociaż tak naprawdę nie o tylko to chodziło, bo lubią za pomocą seksu wpływać na ludzi.

Ludzie Kościoła sami bardzo często cierpią na schizofrenię, a nieleczący się schizofrenik to najprawdopodobniej pedofil i gwałciciel, który ma znormalizowaną nie tylko pedofilię, ale też prostytucję i uważa, że „wszystkie ładne kobiety to prostytutki”. Czepiają się też wszystkich ładnych pań, szczególnie jeśli są to osoby z kontrkultury, która nienawidzi prostytucji i z nią walczy. Ta kontrkultura kocha za to inteligentne laski.

Jest grupa społeczna, w której nie wypada się malować, żeby nie uchodzić za dziwkę. Niepomalowane laski są traktowane z szacunkiem i nikt ich nie zaczepia. Z drugiej strony w tej kulturze nie wypada nosić spódnic czy sukienek, które są długie. Wszystkie laski powinny nosić tylko mini, bo nie są katolickimi prostytutkami.

Moje znajome schizofreniczne prostytutki (które są tak bardzo uwielbiane przez Opus Dei) noszą zapięte pod szyje bluzki i koszule oraz się malują. Uważają, że „szony” noszą krótkie spódnice oraz dekolty odsłaniające obojczyki. Ich poglądy zgodne są z tym, co można wyczytać na temat psychologii prostytucji w podręcznikach kryminologii. Tak bardzo się wstydzą swojego zajęcia, że muszą się zakrywać oraz są na wskroś religijne. Za tą religijność odpowiada nieleczona schizofrenia oraz kompleksy, które rozwijają się już u kurwiących się dzieci.

Niestety schizofrenicy usuwają z rodzin ludzi zdrowych, którzy są albo zabijani, albo uciekają gdzie pieprz rośnie. Jedna z tych pań, o których piszę, zabiła dwie swoje zdrowe córki, chociaż zdrowy psychicznie ojciec starał się przejąć nad nimi kontrolę. Zginęły, ponieważ „Bóg do nich nie mówił”. Przy tak silnej schizofrenii nic się dało zdziałać, chociaż zaalarmowani kryminolodzy wiedzieli, co z cała pewnością się stanie.

Tak bardzo sarkastycznie proszę, dalej utrzymujcie przepisy, które uniemożliwiają prokuraturze wysłanie wniosku do Sądy Opiekuńczego, które by takie panie zmusił do leczenia psychiatrycznego. Bardzo nie dziękuję politykom, którzy wciąż pozostają głusi na wnioski i prośby kryminologów badających przestępczość ludzi chorych psychicznie.

Mam propozycję dla młodocianych inceli, tworzących szon patrole – odpierdolcie się od uczciwych dziewczyn, a zamiast tego zacznijcie śledzić i terroryzować zapięte pod szyje i ubrane w długie sukienki prawdziwe kurwy. Od miniówek się odczepcie, warto je nosić i należy im się szacunek.

Zakochani narcyzi

Krystyna nie jest pierwsza, przeżyłam już atak zakochanej kobiety narcyza około 1990 roku. Byłam wtedy z Michałem. Zorganizował dla mnie przyjęcie, na którym pragnął się oświadczyć. Jego koleżanka ze studiów nie była zaproszona, ale odpaliła się na bóstwo i wdarła na przyjęcie, przekonana, że idzie po swoje.

Mój nieformalny dawny teść był psychiatrą, który leczył takie przypadki. Niestety zakochane laski, które zostały przez tatusiów wychowane w przekonaniu, że są dla nich najważniejszymi kobietami na świecie i że podobnie każdy facet im się nie oprze, bo są skończonymi pięknościami, są nieznośne i niestety powodują wiele cierpień i innych ludzi. Tutaj zaznaczę, że ani ja ani moja siostra nie byłyśmy chwalone za urodę, ogólne byłyśmy bardziej krytykowane niż chwalone, a to że robimy coś dobrze, było uważane za oczywiste i niczego mniej od nas nie oczekiwano.

Narcyz, który nie dostaje tego, co jego zdaniem powinien, staje się potworem i nawet wpada w psychozę. To są bardzo niebezpieczne osoby, nie trzeba do tego negatywnego wpływu, jaki na ich psychikę mają schizofrenicy, którzy nękają mnie od dzieciństwa i po kolei różnym kobietom obiecują moich narzeczonych.

Jeszcze zanim mnie odbił Michał, na Piotra na Anglistyce (wpadał do mnie z wizytą pomiędzy zajęciami) zasadzała się jedna z moich koleżanek, też święcie przekonana, że mam męża i jestem chora psychicznie, a mój narzeczony będzie jej. Z Krystianem było podobnie, chociaż on od początku wpadł w sidła moich „nowych rodziców” (czyli schizofreników Ryszarda i Barbary), którzy nim manipulowali od dnia zero. Pod ich wpływem zaczął mnie atakować i „leczyć”, tak jak mu kazali. Niestety ataki osób, które się kocha, wywołują tak duże rane psychiczne, że mogą popchnąć do samobójstwa, a nawet wywołać kompletną amnezję. Przyjaciele też ranią, chociaż nie tak śmiertelnie. Dodajmy do tego ataki samych schizofreników i mamy obraz tego, co wiele razy wydarzyło się w moim życiu.

Piszę ten blog, żeby to się już więcej nigdy nie powtórzyło, chociaż schizofrenicy oraz ich pomocnicy zniszczyli mi w życiu wszystko, co tylko się dało. Moi prawdziwi przyjaciele obiecali pomoc i że postawią mnie na nogi, żebym tylko im uwierzyła, że wato żyć i nie wykonała na sobie eutanazji z powodu cierpień psychicznych, wywołanych przez bardzo ciężki przypadek syndromu sztokholmskiego. Wychodząc z czegoś takiego walczy się w swojej głowie z narzuconymi nakazami prześladowców oraz fałszywymi przekonaniami i wspomnieniami oraz bardzo poważnymi stanami lękowymi. Bezsenność i wieczne zmęczenie też jest w pakiecie. Nie wolno niskiego tak traktować, jak ja zostałam potraktowana przez moich niby przyjaciół.

Wiele z tym osób mam nadzieję nigdy nie zobaczyć. Wiem, że mają bardzo poważne problemy z prawem, co pomoże mi ich nie oglądać.

Ale wróćmy do dawnego przyjęcia. Koleżanka Michała usiadła mu na kolanach okrakiem i zaczęła całować. Michał siedział z zamkniętymi oczyma i nie wiedział, kto go całuje. Przerwałam to i usłyszałam od larwy, że oni z Michałem się kochają, a jam sobie przypomnieć, że mam męża. Skończyło się wyciąganiem z urzędu mojego zaświadczenia o stanie cywilnym, który Michał idiotce zaprezentował. Obroniliśmy nasz związek, ale musiałam wcześniej znosić atak larwy ze studiów Michała na siebie. Przylazła ze swoim tatusiem do mnie na uczelnię i zaczęła „leczyć” i przekonywać, że mój związek z Michałem jest urojony i że on się w niej kocha nad życie. Jedyne, co mój facet mógł zrobić, to zaszczuć i ośmieszyć idiotkę u siebie na wydziale. Później już go szczęśliwie unikała.

Dokładnie tak samo jest z Krystyną, która rzuciła się na Adama. Zachęca i upita przez schizofreników, okłamała Adama co do mojego stanu cywilnego i wykorzystując jego oszołomienie, wpiła mu się w usta. Krystyna również napadła na mnie z tatusiem, przekonana, że Adam ją wielbi ją dzieciństwa.

Jedyne, co mogę poradzić w takiej sytuacji, to strzelenie plaskacza w twarz atakującej zmorze oraz formalne oskarżenie idiotki o napaść seksualną. Jest to jedna z rzeczy, które wcześniej zrobił Michał i poskutkowało.

Żadna baba nie ma prawa posuwać się do takich zagrań. Nie wolno okłamywać ludzi na podstawie bredni dobrze znanych w fandomie wariatek, nie wolno też rzucać się na nikogo i gwałcić, jeśli nie dostało się zachęty, tylko na podstawie jakiś opowieści bez potwierdzenia uczuć od faceta czy laski. Zresztą w łóżku też warto o wszystko pytać.

Krystyna i Adam nigdy nie byli razem, jest dla niego obcą osobą. Znam Adama skąd skończył cztery lata, a jego brata i rodziców poznałam osiem lat wcześniej w czasie wakacji na morzem. Rodziny utrzymały kontakt.

Doliczyłam się około czterej bab, które się na mnie rzuciły, z powodu zazdrości o faceta oraz intryg schizofreników. Każda z nich miała pomoc tatusia, które również mnie zaszczuwał oraz zaręczał prześladującym mnie córuniom, że wyjdą za wymarzonego mężczyznę o dużym majątku, chociaż ten mężczyzna ani im się nie oświadczył, ani nie był w ich kręgu znajomych, ani nic o nich wcześniej nie wiedział.

Mam dosyć tych oskarżeń mnie o chorobę psychiczną, tortur psychicznych i wydawania przemocą za schizofrenika Romana. Rozumiem, że córunie tatusiów bardzo chętnie w taki sposób usunęłyby mnie z pola walki, ale nie są to metody akceptowane przez nikogo. I naprawdę nie zamierzam z tymi paniami walczyć. To facet decyduje, bo nikt nie jest niczyją własnością, żeby go „dawać”, jak zarządała fałszywa Yennefer. A moje zaświadczenie o stanie cywilnym z bieżącego roku znajduje się na tym blogu i jestem panną. Żadne plagiatorki nie mają prawa mówić o mnie inaczej.

Edyta

O ile mi wiadomo, nie istnieje ktoś taki jak Edyta Nowak. Znaczy się, może gdzieś tam jest mnóstwo osób o tym imieniu, ale jeśli chodzi o mnie, to wbrew zapewnieniom schizofreników Nowaków nie nazywam się Edyta Nowak. Nowakówna, z którą chodziłam do podstawówki, tak mnie przedstawiła kilku osobom z warszawskiego fandomu. Zamiast tego wszystkim się przedstawia jako moja najlepsza przyjaciółka – oczywiście tym osobom, które mnie znają. Innym przedstawia się jako Małgorzata Wieczorek, ale oczywiście nie przedstawiła żadnych dokumentów na podparcie swoich żądań, żeby ją wielbić jako Yennefer. Powiedzmy sobie szczerze, Małgorzata Wieczorek nie jest niską schizofreniczną blondynką. Schizofreniczna blondynka, córka Ryszarda, w życiu nic nie napisała, ani nie opublikowała. Nie jest mną, czyli osobą znaną wielu ludziom z Internetu.

Schizofreniczka Renata ciągnie te swoje gierki od czasu mojej podstawówki i mam tego dosyć. Jej najlepszą przyjaciółką nie jestem ja, ale pewna pani, która wciąż czeka na Adama. Jest na tyle głupia, że dała sobie wmówić, że Adam ją kocha, tylko o tym nie wie. Ma facet podobno uświadomić sobie stan swoich uczuć, gdy przekona się, że ta pani wciąż na niego czeka. Krystyna, wciąż czekając na Adama, odrzuciła dwóch bardzo przystojnych i dzianych facetów. Moje źródła zapewniają mnie, że jeśli tak dalej będzie postępować, zostanie jej tylko sklepowe popychadło Roman, którego nikt nie chce z powodu jego schizofrenii i uporu, że jest moim urojonym mężem oraz ojcem urojonej „Michaliny”. Tak się składa, że Krystyna spełnia wszystkie wymagania Romana, a ja nie. Laska nie pisze fantasy i nie wątków satanistycznych w swoich tekstach.

Muszę się bronić przed pomówieniami i dlatego tak dokładnie o tym piszę. Nie jestem kurwą z marginesu, która działa w Opus Dei jak Nowakówna. Ale cóż schizofrenicy tak postępują – przypisują sobie wszystko, czego innym zazdroszczą, przypisując swoim ofiarom, własne cechy i działania, których wstydzą, z łatwością zaszczuwają ludzi z wynikiem śmiertelnym. Nowakówna nienawidzi mnie szczerze, ale nie zwróciłaby na mnie uwagi, gdyby nie zamówienie mojej katechetki, która też jest z Opus Dei. Jak najbardziej działo się wszystko za wiedzą ówczesnego biskupa, do którego podrałowała tamta zakonna ździra, o czym sama mnie poinformowała. A Nycz, jak mi sam powiedział dawno temu, przejął tę „sprawę” po dawnym biskupie. Uważał, że zaszczucie mnie lub wzruszenie do współpracy w Opus Dei będzie proste, ale jak widać bardzo się przeliczył. Ani nie będę pisać dla Kościoła, ani nie będę jego kolejną marionetką w PiSie. Nie pójdę też usiąść w żadnej komisji wyborczej, żeby „pomylić się” i przypisać kościelnemu kandydatowi więcej punktów, niż naprawdę dostał. Nowacy mnie zapewnili, że Opus Dei tak robi.

Jest mi bardzo przykro, że takie rzeczy się wydarzyły i wydarzają, ale jednocześnie jestem rozbawiona głupotą ludzi z Avangardy, którzy postanowili bronić Krystyny i Nowakówny do krwi ostatniej. No cóż, po ostatnim prezesie, który – jak się dowiedziałam – sam podał się do dymisji, nikt nie chciał podjąć się tej funkcji i sygnować działania Opus Dei. Ta organizacja odpowiada za zaszczuwania na konwentach pisarzy fantasy oraz metali. Takie mają cele, jeśli równie źli, jak Hello Kitty oraz Harry Potter. Ale jak widać mój wygrany tekst też był „obrazą Chrystusa” – chociaż było to science fiction, a ściślej mówiąc space opera, to Nycz oraz jego znajomy egzorcysta dopatrzyli się w nim elementów satanistycznych i zaczęli mnie z tego powodu prześladować.

Opus Dei upiera się, że dopóki nie „przyjmę Chrystusa” (co zdaje się ma oznaczać, że mam sypiać za pieniądze z wyznaczonymi mi przez Nowaków mężczyznami, albo iść do klasztoru i zastawić im moje mieszkanie i pieniądze, typowe schizofreniczne żądania), nie zrobię żadnej kariery ani niczego nie wydam. Okazało się to częściowo nieprawdą, bo nawet gdy nie mam wydawnictwa, udało mi się umieścić swoją powieść na rynku. Skończyłam też studia, co miało mi się udać. Prawdą za to okazało się, że nie założę rodziny i nie będę mieć dzieci, bo Opus Dei z całą brutalnością swoimi intrygami zaszczuwała i terroryzowała mnie oraz moich wybranków. No cóż, te niepowodzenia miłosne wcale mnie lepiej nie nastawiły do Kościoła oraz Opus Dei.

Zniszczono mi też dwa zespoły heavy metalowe, z którymi miałam występować i tworzyć.

Test na inteligencję

W podstawówce przyczepiła się do mnie schizofreniczna koleżanka Renata. Była zazdrosna w zasadzie o wszystko – o moje pochodzenie, talenty, angielski po szkole a także treningi pływackie. (Które zresztą wznowiłam potem na studiach. Wysiłki trenerów, żebym wróciła do sportu to też dłuższa historia.) Z całych sił ta Nowakówna starała się udowodnić, że jestem imbecylem, a ona córką Mariana Wieczorka. Zresztą podawanie się za mnie kontynuuje też na w czasie warszawskich konwentów – na wyjazdy jej najczęściej nie stać.

Okazała się na tyle wpływowa, że przez część fanów jestem rozpoznawana jako ktoś, kto ma schizofrenię, kto ma się nazywać z domu Nowak. Oszukuje też takie osoby jak Krystyna (która od tej schizofreniczki została różne skradzione konspekty). Krystyna i jej przyjaciółki pod wpływem tej Nowakówny zaszczuwała mnie na większości konwentów jako osobę, która nie jest mną, ale jak najbardziej jestem sobą, to ja publikowałam w Nowej Fantastyce i tak dalej. Za to Nowacy zakłócali mi wszystko, co się da, łącznie wdzieraniem się na treningi pływackie i darciem ryja na mnie, że mi nie wolno pływać.

Ale wróćmy do czasów podstawówki. Renata złapała skądś test na inteligencję i chciała, żebym jej wypełniła. Odmówiłam tej debilce pomocy. Okazało się, ze zaniosła wypełniony przez siebie test do psychologa, jako dowód, że powinnam iść do szkoły specjalnej bo jestem idiotką. No więc, niestety to Renata jest schizofreniczką i debilem, a nie ja. Sprawa skończyła się na Policji, gdzie zgodnie z radą profilera zrobiono mi wszystko konieczne testy. Policja ma moje testy na inteligencję, oraz wszystkie wypisy ocen, idiotki inspirowane przez Nowaków nie muszą ich oglądać. Mam zła wiadomość dla Nowaków – wszystko wskazuje na to, że jestem geniuszem. Mam na dowód dosyć bezpośredni, bo tylko geniusz może skończyć szkoły i uniwersytet, ciągnąć dwa kierunki, jednocześnie znosząc zaszczuwanie, tortury oraz gwałty.

Intrygi tej rodzinnej sekty Nowaków (nie żartuję z tą sektą – dla wielu osób z Kościoła Renata jest święta i to ona rządzi tą rodziną schizofreników i o wszystkim decyduje) doprowadziły też do tego, że miałam robione testy w liceum w gabinecie psychologa. Wiem, że wybitnie inteligentna i potrafię nauczyć się wszystkiego.

Przeżyłam kolejne fale zaszczuwania przez Kościół, schizofreników Nowaków oraz ich „enablerów” tylko dzięki Hydroksyzynie. To naprawdę niegroźny lek na uspokojenie, który można przepisywać także dzieciom. Naprawdę nie róbcie ze mnie groźnej psychotyczki i nie pozwalajcie Nowakom oraz chorym psychicznie księżom czy zakonnikom na kolejne akty terroru.

A Straż Akademicka na całe szczęście słucha się już Policji (a nie kogoś innego) i wyrzuca z budynków schizofreników oraz innych zjebów z Kościoła. Mam też obiecaną każdą pomoc. Nie będę zakonnicą i nie zostawię kościelnej kurewce Renatce całego mojego majątku, jak sobie wymarzyła już w dzieciństwie.

Niech spierdala na drzewo razem ze swoimi wielbicielami oraz fanami.