Mandat

Musiałam usuwać wariatów z mojego mieszkania jeszcze, gdy byłam studentką. Przyszli za mną z uczelni, a przynajmniej tak myślę. Wyśledzili, gdzie mieszkam i zadzwonili do drzwi. Ku zdziwieniu mojej mamy wleźli do środka obwieszczają, że jeden z nich to mój „wujek”, a drugi „mąż”, który uważał, że ma prawo z nami mieszkać, bo jest „u siebie” – czyli oczywiście naszli nas Ryszard z Rafałem. Wmawiali nam, że mam jakieś dziecko z Rafałem i że mieliśmy ślub cywilny. Moje zaświadczenie o stanie cywilnym twierdzi inaczej. Nie mówiąc o mojej pamięci, nie mówiąc o pamięci moich krewnych. Chociaż tych argumentów wariaci nie przyjmują do wiadomości, bo ważniejsze są dla nich ich własne urojenia i wsparcie, jakie dostali od Kościoła.

Przeraziłam się tak, że wzięłam z kuchni nóż, stanęłam broniąc siebie i mamy, a drugą ręką sięgnęłam po telefon, błagając Policję, żeby ich usunęła z naszego mieszkania. Przyjechał patrol i panowie schizofrenicy zostali wyprowadzeni na zewnątrz. Niestety później również przychodzili do nas i nękali moją mamę swoimi urojeniami na nasz temat, która jako lekarz próbowała ich namówić na leczenie. Miało to bardzo zły wpływ na jej psychikę i w końcu jej też zniszczyło życie.

W końcu podjęłyśmy decyzję o kupnie psa obronnego. I w ten sposób w naszym życiu pojawił się Grendel, mieszkanka owczarka niemieckiego oraz belgijskiego. Bardzo mądry i posłuszny pies, który nikogo nigdy nie ugryzł bez powodu. Był warczącym argumentem, dzięki któremu schizofrenicy zrezygnowali z wdzierania się do naszego mieszkania. Wkurzeni, że broni wejścia, polecieli na niego skarżyć Policji, ale nie muszę chyba dodawać, że wszelkie oskarżenia były nieprawdziwe i mandat, który miałam już zapłacić, został cofnięty po moim proteście i prośbie, żeby spojrzeć dokładniej na to, kto się skarży, co nam zrobił i jak różne zajścia opisywali świadkowie.

Śnieg

Mój tata jako dziecko był wywożony w Alpy, żeby zobaczył śnieg, ponieważ wnuk Norwega i prawnuk Szwedki nie mógł wyrastać nie znając śniegu, a we Francji, gdzie mieszkał, śniegu było tyle co pies napłakał, więc trzeba go było szukać w górach. Ja byłam wychowywana w podobny sposób, gdy tylko się dało, byłam wysyłana w Tatry, żebym przypadkiem nie zapomniała, skąd nasza rodzina ze strony pochodzi (w sensie z miejsca, gdzie zimno i śnieżnie) i jak wygląda sam śnieg.

Nadal się cieszę, gdy czuję zapach nadchodzącego śniegu w powietrzu i nie przeszkadza mi śnieg w zimie. Ma być śnieżnie w czasie zimy i jestem jedną z tych osób, które szlochają z powodu zmiany klimatu. Kiedyś to były zimy, hej!

Na przykład Zima Stulecia. Przypadła na lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, kiedy byłam zupełnym gówniakiem. Powiem tylko tyle, że to była odpowiednia ilość śniegu w moim rozumieniu. Ryłam tunele w zaspach, tyle śniegu napadało. Chowałam się w wykopanych pieczarach. Spędzałam godziny poza domem.

Po powrocie zdejmowałam mokre od tarzania się w śniegu spodnie, a matka neurolog widząc moje czerwone z zimna nogi kazała mi pokazać palce u nóg. Doliczyła się wszystkich, nie było odmrożeń.

Mój tata nie podzielał jej paniki, uspokajał ją, że jestem genetycznie dostosowana do zimna i że nic sobie nie odmrożę, chyba że trafię rzeczywiście na Prawdziwą Północ. Wiecie, tam gdzie do tej pory mieszkają Lodowi Olbrzymi i panuje Prawdzie Zimno. Chociaż i wtedy nic mi się nie stanie. Bo nie, bo to jego geny.

Lubię ciepłe morza, ale i tak nadal marzę o wyprawie na Prawdziwą Północ motorowymi saniami, tam gdzie w ciszy padają płatki śniegu i panuje arktyczna noc zakłócana co najwyżej zorzami.

Bo to mi po prostu Bóg mówi…

Czyli wspomnienie z dyskusji ze schizofrenikiem Ryszardem, w czasie której próbowaliśmy go przekonać, żeby jednak się leczył. Dla tych, co nie pamiętają – Ryszard to jest wariat z Gdańska, który pierwszy raz usłyszał o mnie od mojej katechetki, która zasugerowała mu jednocześnie, że ktoś powinien mnie adoptować. Z kolei pomysł takiej adopcji został oparty na urojeniach moich schizofrenicznych znajomych z podstawówki.

A katechetka i Ryszard znają się z Opus Dei, czyli takiej organizacji dla turbo-katolików, w której Ryszard ze względu na swoją schizofrenię uchodzi za świętego, czyli osobę, której Bóg „objawia” różne sprawy. Między innymi „objawił” przesłanie według którego heavy metal zniszczy świat, a ja mam być jego siostrzenicą, którą musi „ratować”. Dobre i tyle, że jego schizofrenia nie jest odmianą paranoidalną.

Ryszard i jego otoczenie „badali” sprawę mojego pochodzenia (jego zdaniem urodziłam się w jednej ze wsi w okolicy Gdańska), zadając mi pytania na temat hipotetycznej sprawy zgwałconej przez księdza dziewczynki. Ksiądz wstrzelił się w pierwszą owulację, jeszcze przed wystąpieniem miesiączki. Oczywiście, przekonana, że jest to świeża sprawa, zaczęłam domagać zorganizowania dla niej pomocy i nielegalnej aborcji. Ale nie o to im chodziło.

Wariaci w ten sposób upewnili się, że urojenia Ryszarda są prawdziwe. A kim jestem według jego urojeń? Jego siostrzenicą, osobą bez wykształcenia, która pochodzi ze wsi i ma na sumieniu przeraźliwy „grzech”, jakim miała być aborcja. A przypomnijmy, że w dekadzie kiedy się urodziłam i później do początku lat dziewięćdziesiątych, aborcja była całkowicie legalna. I słusznie, bo do dwunastego tygodnia ciąży trudno mówić o jakimkolwiek systemie nerwowym, jest to po prostu zlepek komórek i naprawdę powinno się w końcu fundamentalistom w polityce pokazać drzwi.

Jednocześnie Ryszard wie, że Renata i Rafał poznali mnie w mojej podstawówce i od dziecka mieszkałam w Warszawie (czyli od pierwszego dnia życia). Zostałam też ochrzczona w Warszawie, a moimi rodzicami chrzestnymi na pewno nie byli Ryszard i Beata. Mogę przedstawić moich prawdziwych rodziców chrzestnych w każdej chwili.

Ryszard bez złego wpływu Kościoła Rzymsko-Katolickiego nie byłby kimś groźnym. W czasie naszej rozmowy, gdy pokazano mu sprzeczność pomiędzy jego urojeniami (gdańska wieś), a rzeczywistością (warszawska podstawówka), chciał się leczyć. Wydawało się, że zdobędzie się na to, aby znaleźć sobie psychiatrę. Ale zamiast tego pobiegł do zainteresowanego sprawą hierarchy, a ponieważ jest to człowiek negujący istnienie chorób psychicznych, hierarcha wmówił mu ponownie, że nie ma żadnych urojeń, tylko odbiera „przekazy” od Boga i że ma ignorować rozbieżności pomiędzy urojeniami a rzeczywistością. Obaj w końcu zracjonalizowali sobie to w ten sposób, że Renata ma się mylić, bo ja nie chodziłam z nią do jednej podstawówki. Mam nie być z Warszawy.

Tylko, że jestem z Warszawy. Nie można być bardziej z Warszawy niż ja jestem, z moim warszawskim akcentem oraz wspomnieniami mojej rodziny z Powstania Warszawskiego.

Ostatecznym argumentem Ryszarda za tym, że pochodzę z Gdańska i że on sam trzymał mnie do chrztu, jest fakt, że poznałam Adama, gdy był dzieckiem. Owszem, Adam jest z Gdańska, ale tłumaczę po raz ostatni, Adama poznałam w czasie koncertu Megadeth w Warszawie, a nie w Gdańsku. Adam miał wtedy dziesięć lat, ja byłam już pod koniec liceum. Był to koncert, na którym byłam ze swoim chłopakiem. I na pewno nie był to schizofrenik Rafał.

Był to koncert, przed którym zostałam zaatakowana przez Ryszarda, hierarchę oraz schizofreniczne rodzeństwo, czyli Rafała i Renatę. Zostałam przez nich pobita za to, że śmiałam pójść na koncert heavy metalowy i zaprzeczałam, że moim facetem jest Rafał. A skąd się dowiedzieli, że idę na ten koncert? Wcześniej Renata przyszła do mnie do szkoły, jak najbardziej w Warszawie, i pociągnęła za język, wypytując o moje plany i skoro zaprzeczyłam chęci związania się z jej bratem, postanowiła ściągnąć ludzi, których uważała za moich „rodziców chrzestnych” i interweniować.

Są to ludzie, którym nigdy nic nie należy o mnie mówić, bo każda informacja o tym, że żyję, jak ja chcę, wywołuje. ponowne ataki na mnie.

Naprawdę nie byłam z Rafałem fizycznie nigdy, a już szczególnie nie od czasu tamtego koncertu. Nigdy nie byliśmy parą, nie wzięliśmy ślubu cywilnego, bo nigdy nie byłam w ciąży. Powtarzam, nigdy nie byłam w ciąży. I też żadnej ciąży nie usunęłam. Mam już dosyć tych pomówień.

Jedyny „seks”, o jakim może Rafał mówić, to gwałt oralny, gdy byłam studentką. Znowu zostałam pobita, związana, tak samo jak wtedy, jak byłam dzieckiem w warszawskiej podstawówce, i dopiero wsadzono mi brudnego penisa w usta. I znowu temu patronował pewien hierarcha, który też miał swoją kolej. Który oczywiście uważa, że ten fakt sprawia, że ma nade mną władzę i może mnie tym szantażować. I mam być jego własnością i z tego powodu mu się podporządkować.

Jestem innego zdania.

Szkoda tylko, że wiele osób decyzyjnych postanowiło uwierzyć tym schizofrenicznym urojonym „rodzicom chrzestnym” zamiast mnie i zostałam zmuszona do rozmów z nimi, które skończyły się moim zaszczuciem oraz amnezją. Specjalnie w czasie studiów wypożyczałam amerykańskie opracowania, żeby się dowiedzieć, co tacy schizofrenicy robią ludziom i jak się przed nimi ratować. Szkoda, że cała moja wiedza została zignorowana, a mnie zniszczono do końca życie.

Co planuję? Wszystko, tylko nie dziękować tym schizofrenikom i ich wielbicielom z różnych moich szkół czy miejsc zatrudnienia. Naprawdę możecie się ode mnie odpierdolić.

Będę robić tylko to, co ja chcę, a nie ci wariaci.

Najgorsze jest, że wariatka Renata ukradła mi moje notatki z kryminologicznych lektur i zaczęła udawać nie tylko studentkę anglistyki, ale też psychologii. W ten sposób ona i jej gang dowiedzieli się, jak jeszcze lepiej niszczyć ludzi i co z człowiekiem można zrobić za pomocą syndromu sztokholmskiego. Wykorzystali całą tę wiedzę (czyli o procesie robienia z kogoś niewolnika, dzięku praniu mózgu po gwałcie i zastraszeniu), żeby terrorem dostosowywać ofiary Renaty, Rafała oraz Ryszarda do ich urojeń, a jeśli ofiary nie chcą „współpracować”, żeby ich zaszczuwać aż do popełnienia samobójstwa. Ja żyję dzięki interwencji moich przyjaciół oraz biegłych sądowych, którzy stawiali moją psychikę na nogi. To naprawdę nie jest „leczenie”, a oni nie są „terapeutami”.

W ten sposób z dosyć niegroźnego schizofrenika i maniaka religijnego Ryszard zmienił się w jednego z najgroźniejszych wariatów znanych Policji.

Zaklęta w sokoła

Zacznijmy od tego, że tytułowa Ladyhawke jest jastrzębiem. Taki sam ptak tylko większy o mało co nie porwał mojego psa w latach dziewięćdziesiątych z podwórka.

Ale jakoś tak się utarło dziwnie tłumaczyć i na przykład Hawkeye z serialu M*A*S*H to po polsku Sokole Oko.

Przypomnę pobieżnie fabułę Zaklętej w sokoła. Film opowiada o nieszczęśliwych kochankach, którym na drodze do szczęścia stanął zły biskup. Mężczyzna to rycerz, Etienne de Navarre, dawny kapitan straży biskupa, kobieta to Isabeau D’Anjou. Opętany żądzą zdobycia Isabeau biskup rzuca na nich klątwę – Etienne przemierza las nocą jako czarny wilk, a w dzień Isabeau wznosi się pod chmury jako jastrząb. W ten sposób rozdzielił ich na zawsze.

Nie napiszę w jaki sposób szczęśliwie zakochani, ale jednak nieszczęśliwi kochankowie zrywają to złe zaklęcie. Warto, żeby każdy fan fantasy sam obejrzał ten film, tym bardziej, że zawiera na tyle mityczne elementy, że dla wielu osób jest filmem bardzo ważnym. Szkoda tylko, że powstał w latach osiemdziesiątych i jak na obecne możliwości wygląda na tanią produkcję. Może ktoś się pokusi o remake?

Napiszę dlaczego dla mnie jest ważny i co jest moją klątwą, jak najbardziej rzuconą przez biskupa, który kieruje się obsesją na moim puncie. Pisałam już wcześniej o tym, że zostałam zgwałcona oralnie przez kogoś z Kościoła. W chorej wyobraźni pedofila miało to służyć wyzwoleniu mnie z urojonej przez schizofreników demoralizacji. Od tego momentu ten człowiek uważa się za mojego właściciela i razem ze swoimi schizofrenikami robi wszystko, żeby kontrolować moje życie. Zapowiedział mi już dawno temu, że albo wyjdę za osobę, którą dla mnie przeznaczył, albo nie wyjdę za nikogo.

Zgodnie z klątwa pedofila nie wyszłam za nikogo, a mój Navarre już nie żyje. Spędziliśmy życie osobno, ponieważ on sam i jego otoczenie zostali przez mojego gwałciciela i prześladowcę okłamani. Co gorsza posługiwał się swoją agentką, która z nim ściśle współpracowała, roznosząc po ludziach z fandomu nieprawdziwe wieści, jakobym była już dawno mężatką. Fałszywie też podawała się za przyjaciółkę mojej mamy.(1) Do obmowy i pomówień muszę dodać jako jeszcze bardziej dotkliwą klątwę, czyli moją amnezję, która była efektem gwałtów i zaszczuwania przez hierarchę-pedofila i jego wspólników, którzy uparli się zmusić mnie do związania się z jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób – mam na myśli schizofrenika Rafała. Nie zapominajmy też o ogólnej niechęci, jaką okazywały mi osoby urobione przez schizofreników, którym ten hierarcha się zawsze otaczał i którym umożliwiał bezproblemowe działanie. Ale co ja poradzę – Kościół zawsze działał jak magnes na schizofreników, zawsze byli tam doceniani i gładzeni po główkach.

Mój Navarre miał przyjaciela, który tak samo jak mój Navarre zajął się wyciąganiem mnie z amnezji i traumy. Chciał przywrócić mnie życiu. Niestety intrygi złego biskupa i jego entourage’u sprawiły, że znowu pogorszył się mój stan psychiczny i znowu ukradziono mi najcenniejsze lata z życia, które spędziłam na mocowaniu się z traumą i zbieraniu okruchów pamięci, żeby zrozumieć, co w ogóle się stało i skąd się wzięli ci ludzie, którzy tak fałszywie podają się za moich obrońców oraz osoby predysponowane do wchodzenia z butami w moje życie. Niestety tak się często zdarza, że kontakt z osobami chorymi psychicznie jest tak traumatyzujący, że takie zajścia są wyparte.

Nigdy nikt z otoczenia hierarchy czy pani Barbary nie powinien był być brany pod uwagę, jeśli chodzi o moje sprawy, bo nie zasługują na nic. Ich zdanie nie powinno torpedować mojego, tym bardziej że nie zostałam przez nikogo ubezwłasnowolniona. To zakłamani pedofile, który wierzą paranoidalnym schizofrenikom. Plus kilka osób, które koniecznie chciały się wypromować rozpowszechniając fałszywe plotki lub pomagając schizofrenikom mnie niszczyć. Nikt, naprawdę nikt, tych paranoików nie skrzywdził.

Uważam za skandal, że wbrew moim zapewnieniom, że byłam chrzczona w Warszawie, schizofrenicy z Gdańska okazali się być jedynymi wiarygodnymi dla pewnej decyzyjnej osoby w tej sprawie i zabroniła wyrzucić gdańskiego wariata Ryszarda z mojej pracy. Za to inne osoby, autentycznie ze mną zaprzyjaźnione, zostały uznane za personea non gratae. Więc następca mojego Navarre nie mógł mi dalej skutecznie pomagać.

⛧⛧⛧

(1) Żadna z jej przyjaciółka mojej mamy. Jest to idiotka, która uwierzyła schizofrenikom, że moja mama była prostytutką i o niej w ogóle nie mówi. Jeśli mówi coś o „mojej mamie”, ma na myśli schizofreniczkę z Gdańska, która razem ze swoim mężem, również schizofrenikiem, Ryszardem, cierpi na urojenia, że są moimi rodzicami chrzestnymi. Wbrew temu co mówią, byłam chrzczona w Warszawie. Mam na to papier, a schizofrenik Rafał nie jest, ani nigdy nie był, moim Navarre.

Odmowa

Odmowa Prokuratury w sprawie oskarżenia pana hierarchy oraz pani Barbary (nie mówiąc o certyfikowanych wariatach, czyli Renacie, Rafale oraz Ryszardzie) wynikła z faktu, że wszyscy jak jeden mąż zostali uznani za chorych psychicznie. (Rozmawiałam z biegłym, który próbował ich namówić na leczenie, chociaż to oni mnie bardzo chcieli „leczyć”.) W przypadku pierwszej dwójki zgłosiłam votum separatum, bo mogą być tylko głupi i wierzyć wariatom (a u imbecyli nie rozpoznaje się chorób psychicznych). Niestety osoby, które tak szczerze uwierzyły wariatom, że posuwają się do zaszczuwania kogoś całe życie, są traktowane jako chore. Bo z definicji – osoby, które zaprzeczają prawdzie, są chore.

Pech chciał, że w swojej głupocie obie te postaci uznały, że milczenie Prokuratury oznacza, że mają rację. Bo inaczej ktoś by zareagował i postawiłby ich przed sądem. Więc nie przestali mnie nękać i wciągnęli w to też inne osoby. Które też zostały z kolei uznane na podstawie tego, co napisały Policji za chore. Nie było jednak sposobu prawnego, żeby zakończyć ten łańcuch i doprowadziło to do mojej ponownej amnezji. Wiem, że wiele osób chce zmiany prawa, bo obecny stan prawny dopuszcza do sytuacji, w której psychicznie chorzy bez przeszkód zaszczuwają swoje ofiary na śmierć. Nikt nic nie robi i nie ma psychologów, którzy by się specjalizowali w pomocy dla osób, które są prześladowane przez schizofreników. Jakimś cudem w Polsce nadal nikt nie interesuje się tematem, co swojej ofierze potrafi zrobić schizofrenik ze swoim gangiem. Więcej na ten temat wie kryminolog. Psychoterapeuci powinni umieć rozpoznać objawy syndromu sztokholmskiego i poprawnie ratować ofiary zaszczucia. Tym bardziej, że obecny system prawny robi wszystko, żeby gangi schizofreników mogły swobodnie działać i zdobywać coraz to nowych sojuszników, których wciągają w swoje intrygi.

Pozostają procesy cywilne, ale żeby wziąć w nich udział, muszę być w dobrej formie. Czyli mniej więcej kojarzyć wszystko, co się działo. A i tak obiecano mi, że będę oszczędzana.

Ale przynajmniej nie należy się spodziewać, że hierarsze uda się przekonać Prokuraturę, żeby objąć mnie postępowaniem karnym za to, że zaprzeczam wariatom i upieram się, że jestem sobą. Chociaż hierarcha bardzo tego chciał.

Ciekawe, co będzie się działo dalej – czy będzie chciał szukać jakiś „ukradzionych” Renacie pieniędzy w postępowaniu cywilnym?

Mam nadzieję, że zostanie on sam, jak i pani Barbara, przebadani na odpowiednim sprzęcie, a nie diagnozowani „na oko”, co jest standardem w Polsce, a nigdy nie powinno mieć miejsca w postępowaniu sądowym lub przygotowawczym. Jestem przekonana, że wbrew opinii biegłego psychiatry okaże się, że są tylko głupi i będzie ich można skazać w procesie karnym. To że wierzą schizofrenikom i postępują pod ich dyktando nie byłoby problemem, gdyby nie to, że odmawiają weryfikowania czegokolwiek i są tak pewni siebie, że posuwają się do kłamstwa, oszczerstwa i jeszcze mają śmiałość twierdzić, że wiedzą coś „ode mnie” i że „mówią w moim imieniu”. Zbyt wiele osób zostało przez nich zrobione w ten sposób w *uja, żeby mogło im to ujść na sucho. Są przestępcami i mają być tak traktowani. To nie jest ich choroba psychiczna, to narcyzm, demoralizacja i głupota.

Mam to nieszczęście, że moi prześladowcy – czyli chore psychicznie rodzeństwo z mojej podstawówki – cierpią na schizofrenię paranoidalną. Udało im się złapać kontakt z osobami związany z Kościołem i przekonać ich, że są moimi ofiarami. Od początku podstawówki jestem przez nich zaszczuwana. Nie wierzą mi, wierzą we wszystkie paranoidalne urojenia tego rodzeństwa. Nie jestem zagrożeniem dla nikogo. To mnie zniszczono życie i kilka już razy doprowadzono mnie na skraj śmierci. Ten gang Renaty i Rafała bardzo się cieszy, kiedy doprowadzi mnie do stanu, w jakim już nic nie pamiętam, bo wtedy „Renata czuje się bezpieczna” – no pewnie, bo wszystkie jej potrzeby schizofrenika zostały zaspokojone, bo może się przechwalać kim jest, a ja nie mogę tego skontrować i jestem na skraju śmierci (a moja śmierć jest jej największą paranoidalną potrzebą).

Przykre jest, że ta schizofreniczka razem z bratem wciągnęli w to prawie cały fandom. Szkoda, że pewien pisarz też stał się ich wielbicielem, przynajmniej tak uważam, bo prowadza się po konwentach w towarzystwie hierarchy oraz pani Barbary, czyli ostatnich osób, które chce oglądać, tak dużo włożyli w zniszczenie mi życia. Przypominam, to są ludzie odpowiedzialni za wszystkie nieszczęścia, jakie na mnie spadły w moim życiu. A wszystko tylko dlatego, że paranoidalna schizofreniczka „musi się czuć bezpiecznie”. Ta pani musi brać jedną tabletkę dziennie, tylko wtedy będzie się czuć bezpiecznie, bo zawsze sobie znajdzie kogoś innego, kogo uzna za zagrożenie, kogo bezzasadnie oskarży, że ją prześladuje i zostanie fałszywie oskarżony o chodzenie za nią z nożem.

Nie chcę znać wielu osób z fandomu. W każdej innej sytuacji, ci schizofrenicy dostaliby pomoc i zaczęli się już leczyć. Ale właśnie ci ludzie sprawili, że schizofrenicy mieli luksus niszczenia ludzi.

Wpadam na Polon tylko pokazać tym świrom, że jeszcze żyję, że mnie nie zabili. Łapię kontakt z przyjaciółmi i chowam się w miejscu, gdzie mnie ci schizofrenicy ze swoimi poplecznikami i protektorami nie znajdą.

Nie tylko ja się przed nimi ukrywam i rezygnuję z planów zawodowych.

W ramach samoobrony jedyne, co mogę zrobić, to poinformować moje środowisko o tym, co rzeczywiście się dzieje. Ale szczerze mówiąc, obrona mnie, moich przyjaciół i mojej rodziny przed tymi wariatami oraz ich protektorami powinna należeć do Policji i Prokuratury. Państwo nie powinno patrzeć bezdusznie, jak ci schizofrenicy niszczą kolejne osoby.

Mam nadzieję, że inne bezzasadnie atakowane przez Renatę i Rafała osoby też zaczną o nich informować na swoich profilach na Facebooku, forach i wszędzie, gdzie się da. Przechodzicie piekło, wiem o kilku osobach, które padły ich ofiarą (oraz innego schizofrenika podającego się niezgodnie z prawdą za „psychoterapeutę”) damy radę się razem obronić przed zaszczuciem. Nie zdziwcie się liczbą tych schizofreników, bo mają tendencje tworzyć grupy, a do tego przyciągają ich wszelkie organizacje religijne, szczególnie Kościół Rzymsko-Katolicki, który z nich lubi robić osoby o bardzo bogatym życiu „duchowym” lub wręcz „święte”, którym Bóg „objawia prawdę o innych ludziach.” Księża nie mówią o tym wszystkim wiernym, ale naprawdę w ich doktrynie jest zawarte negowanie istnienia chórób psychicznych. Znają tylko opętania i nie jest to dla nich metafora. Traktują to dosłownie. I wbrew temu, co oficjalnie opowiadają egzorcyzmy to nie tylko modlitwa, ale tortury jak obozie Al-Kaidy. A przynajmniej coś takiego udało mi się z pewnego hierarchy wyciągnąć. Jego deklaracje zgadzają się z opisem obrażeń psychicznych, jakie według pewnego reportażu miała odnieść jedna z kościelnych ofiar egzorcyzmów. Zresztą powiedzmy sobie szczerze – nie przypuszczam, żeby wśród egzorcystów był chociaż jeden zdrowy człowiek, a schizofrenik, szczególnie hołubiony przez Kościół i nazywany świętym, potrafi zakatować człowiekowi psychikę, jak żaden inny wariat. Bo musi kogoś zniszczyć, żeby „dojść prawdy” i będzie prześladować, aż do przyznania się, że oskarżenia schizofrenika są prawdą.

Kościelni wariaci to terroryści i jak wszyscy terroryści potrafią doprowadzić swoje ofiary do takiego stanu, że te się zabijają lub bezwolnie wykonują ich polecenia. Ludzie zmuszeni praniem mózgu do samobójczych zamachów, to nie mit popkultury. To jest coś, do czego potrafi doprowadzić wariat i w odpowiednich warunkach każdy da się złamać na tyle, że zaczyna chwilami wierzyć w „sprawę” po gwałtach i zastraszeniu, nawet jeśli w innych chwilach z tym walczy i obiecuje sobie nic nie robić.

Tutaj naprawdę nie Renatę czy Rafała trzeba ratować.

A Ryszard nie jest żadnym moim krewnym. To niebezpieczny schizofrenik, który wszystkich niezgadzających się z nim, zaczyna „leczyć”, a jak się nie dają „wyleczyć”, popycha do samobójstwa. Można kogoś zabić wykorzystując mechanizmy wywołujące syndrom sztokholmski. Za wiele osób już w ten sposób ten człowiek zabił, żeby się nie leczył.

Fałszerstwo

Z serii, czym jeszcze groził mi znany w fandomie hierarcha.

Rozmawialiśmy o liście do Dyrektora Opus Dei, jaki za mnie, kierując się tym, czego się dowiedział od wariatów, napisał pan Nycz (tak się przedstawił), dopuszczając się fałszerstwa. Namówiła go na napisanie tego listu schizofreniczka Renata (która jest jego zdaniem murowaną kandydatką do zostania świętą), a on na to przystał „bo ona wie, co tam powinno być.”

Oczywistym jest dla mnie i ludzi którzy mnie znają (w tym moich krewnych), że wszystko co tam się znalazło, jest urojeniem jego Renaty. Jestem ostatnią osobą, która żałując za grzechy oddałaby się w niewolę Opus Dei, żeby móc w ramach pokuty zapracowywać się na śmierć. Nie mam za co przepraszać Bogini (w mojej religii jest Bogini i nie chodzi o to, że współczesna teologia wskazuje na problem rzutowania antycznych standardów na boski gender, bo Bóg nie powinien mieć płci, ale po prostu w moim panteonie dosłownie znajduje się Bogini oraz Rogaty Bóg).

Problem nie jest w tym, że ta pani, której urojenia są źródłem jego wiedzy, obsługuje go seksualnie za różne przysługi, w tym odpuszczenie grzechów (odpuszczał kłamstwa o mnie, bo „ona się boi, że kłamie, a ona jest ostatnia, która powinna się bać”), czy błogosławieństwo. Problemem jest, że on wierzy w każde jej słowo (i to od lat siedemdziesiątych) i utrudnia, a nawet wręcz uniemożliwia jej skorzystanie z pomocy psychiatrów. Nie powinien był wbijać w jej głowę, że urojenia nie istnieją i że będzie zawsze ją chronił.

Jako zabawny dodatkowy fakt dodam, że ta pani od dziecka dla osób z otoczenia hierarchy (jak i jego samego) uchodzi za kogoś z darem „bilokacji”, bo podobno miała „duchowo” przenosić się za mną na pływalnię i „widzieć”, że tam się tylko kurwię, bo tam miał być burdel. No doskonały żart, milordzie.

Próbowałam mu wytłumaczyć, że Renata – jak całe rzesze podobnych jej schizofreników – tworzy sobie „dowody”, żeby potwierdzić swoje urojenia i że nic w tym liście do Dyrektora Opus Dei nie jest prawdziwe. No, ale jak się okazało, ten dowód w rzeczywistości powstał z inspiracji pana Nycza, który postanowił zrobić tej schizofreniczce przyjemność, lub koniecznie odfajkować sobie kolejne „nawrócenie” i sam go napisał.

Tak samo nieprawdziwy jest – lub będzie – mój hipotetyczny testament, jeśli go razem sfałszują (bo jak powiedział „zawsze jej to da”). Naprawdę wierzy tej schizofreniczce, że ukradłam jej jakąś znaczną sumę pieniędzy, a sfałszowany testament ma to „naprawić”, czy też że „chcę to przekazać na Kościół”. Oczywiście, że jest całkowicie odwrotnie, za prześladowanie, które trwa całe moje życie, będę domagać się odszkodowania od nie tylko od indywidualnych osób, ale też całego Kościoła. (Jeśli możecie, dosyłajcie kolejne donosy Policji.)

Dowiedziałam się w odpowiedzi, że to mnie pan Nycz postanowił przypisać fałszowanie „dowodów” i że nigdy nie uwierzy w prawdziwość mojej apostazji czy zaświadczenia o stanie cywilnym. Zarzucił mi, że planuję fałszerstwo. Powiedział, że nawet jeśli będzie zmuszony do ucieczki z konwentu po pokazaniu przeze mnie dowodów, że jestem panną z Warszawy, to zamierza wnieść sprawę do sądu, żeby udowodnić, że jestem kimś innym, niż mówię. Zamierza udowodnić istnienie urojonej „Michaliny” wraz z urojonym przez Rafała małżeństwem ze mną.

Nie chodzę za Renatą z nożem i jej nie prześladuję. Jeśli jestem na konwencie, to żeby spotkać się z przyjaciółmi, a nie z tą schizofreniczką, czy jej równie chorym bratem. Jestem pisarką, redaktorką i tłumaczką, chcę do tego wrócić. A przez nich wycofałam się ze wszystkiego, co kochałam. Mam dosyć ich paranoidalnej schizofrenii oraz imbecyli, których w tę historię wciągnęli.

Nie fałszuję żadnych dokumentów. Nie jestem plagiatorką. Nie kłamię na swój temat. Nie ukradłam nikomu żadnych pieniędzy.

No cóż, nie ja stracę na pozwaniu mnie. Żaden sąd nie wykopie mu spod ziemi papierów, które wskazywałyby na moje pochodzenie z Gdańska czy bycie żoną Rafała lub matką jakichkolwiek dzieci, czy też pieniądze, które powinnam komukolwiek oddać. Na moim koncie lądują tylko przelewy z mojej jak najbardziej realnej i legalnej pracy. Jak wydaję za dużo, to zaciągam debet lub obciążam kartę kredytową. Jak wszyscy inny ludzie, którzy pod względem dochodów lokują się klasie średniej. Wszystko kupuję na raty.

Naprawdę sąd mu tutaj nic nie znajdzie. Nie mam żadnych ukradzionym komukolwiek miliardów, czy nielegalnie przejętej rezydencji. Nie jeżdżę Teslą, tylko komunikacją miejską.

A mieszkanie legalnie odziedziczyłam po moich ciężko pracujących rodzicach. Też nikomu nie zostało ukradzione.

Z tego, co słyszałam, cała sprawa mogła już dawno trafić do sądu, tylko prokuratura to odrzuciła, bo są w sprawę zamieszane osoby chore psychicznie.(1) Ciekawe, czy prokuratura tym się zajmie w przypadku, kiedy to ja jestem obiektem ataku, czy proces będzie cywilny? Naprawdę będzie chciał mi w procesie karnym udowodnić, że jestem żoną Rafała?

Could you, please, finally fuck off and die?

⛧⛧⛧

(1) Nie tylko ja, ale kilka innych osób diagnozujemy pana hierarchę jako imbecyla, a nie jako osobą chorą. Nie rozumie, czym jest choroba psychiczna, nie zmienia zdania pod wpływem dowodów, bo już komuś uwierzył wcześniej, jest niezdolny do spojrzenia z boku na siebie i dokonania oceny moralnej swoich poczynań, co więcej uważa, że ma prawo kłamać, żeby postawić na swoim, bo „wie lepiej”, co inni powinni robić. Okłamywał nie tylko mnie i Piotra.

Kapelusz kardynalski

Znany w fandomie hierarcha próbował mnie przekonać do ukrycia prawdy o Renacie i Rafale, oraz schizofreniku Ryszardzie (czyli moich prześladowcach, rozpowszechniających o mnie same kłamstwa, z których chce koniecznie zrobić „świętych”), używając argumentu, że chce dostać kapelusz kardynalski. Nie zamierzam dla niego kłamać i udawać „nawróconej”, gówno mnie obchodzi jego awans, nie będę też ukrywać faktu, że Rafał, Renata oraz Ryszard to schizofrenicy. Niestety dla niego (a na całe szczęście dla mnie) ktoś z Kościoła, kto mnie poznał dawno temu na pewnym przyjęciu, postanowił porozmawiać ze mną, a nie zadowalać się samymi pomówieniami znanego w fandomie hierarchy. Zaczął z nim rozmawiać i próbował na niego wpłynąć. Znany w fandomie hierarcha usłyszał kilka ostrych słów, ale się nie ugiął. Stąd też wynikł jego ponowny atak na mnie jakiś czas temu.

Uważa, że po zaszczuciu przez schizofreników „zrozumiem, co dla mnie dobre”. Więc nie, fałszywe przyznanie, że jestem o cztery lata starsza niż jestem, że pochodzę z dołów społecznych i że byłam dziecięcą prostytutką (bo tak powiedzieli hierarsze schizofrenicy) nie jest czymś, co jest dla mnie dobre.

Mam na blogu poświadczenie mojej apostazji, więc widać, ile mam lat, gdzie byłam chrzczona i tak dalej. Nic się nie zgadza z wersją hierarchy i jego ulubionych schizofreników. Łatwo też znaleźć zaświadczenie o moim stanie cywilnym, nigdy nie wyszłam za mąż. Tak „zaopiekował” się mną ten hierarcha oraz jego schizofrenicy i maniacy religijni, tworzący kręg pedofilski. Uznali mnie za swoją niewolnicę i zadecydowali zniszczyć mi wszystko w życiu.

Szkoda, że tyle osób zdecydowało im się pomagać.

A co ze znanym w fandomie hierarchą? Nadal upiera się, że ze swojej kurwy Renaty zrobi świętą, bo tak chce, poza tym wypromowania świętej mu zapewni pozycję w Kościele, i jeżeli musi mnie do odwołania wszystkiego, to odzyska wszystko.

Nie zamierzam dla niego kłamać.

Zniszczył już dostatecznie wiele żyć tylko dlatego, że chciał swoim kurewkom, które obsługiwały go za pieniądze, gdy były dziećmi (i co z tego co mi mówił wcale się nie urwało), zrobić przyjemność.

Naprawdę już najwyższy czas zamknąć go w więzieniu.

Do zarzutów należy dorzucić próby zastraszenia mnie oraz szantażowania mnie opowieściami jego schizofreników. A niech sobie wszystkim opowie, co jego kurwy sobie o mnie uroiły. Ten blog powstał, żeby ludzie mogli poznać moją wersję wydarzeń.

Wcale się go nie boję, bo zebrałam już odpowiednie dokumenty.

Usłyszałam od niego, że w przypadku jednaj z moich przyjaciółek, która została również zaatakowana przez Renatę jako ktoś, kto „ukradł jej teksty” ten skurwiel podobno potrafił przystopować swoją schizofreniczkę, i tak nią sterował, że przeprosiła za fałszywe oskarżenia i później siedziała już cicho (czyżby tak mało w niej było schizofrenii, a więcej zdemoralizowanej kurwy, bo jeśli to prawda, że tak łatwo się opanowała, to nie ma schizofrenii schizofrenikowi by wzrosła psychoza, tylko świadomie łże). Podejrzewam, że po prostu w moim przypadku nie chce jej ogarniać, bo zbyt dużo zainwestował w tę swoją fałszywą świętą, żeby zrezygnować z niej i swojej szansy na zostanie kardynałem, gdy ją wypromuje. I za dobrze się bawi (jak sądzi bezkarnie) niszczeniem mi życia.

Ale uważam tą całą opowieść, że Renata miała niby przeprosić moją przyjaciółkę, za jedno z jego kolejnych kłamstw, jakich już wszędzie dostatecznie dużo puścił. Jest krańcowo zdemoralizowany. Pani Barbara też celowo i świadomie kłamie, byle tylko postawić na swoim. Nie ważne, czy mają rację.

Możliwe, że kieruje się swoją obsesją na moim punkcie, która sięga mojego dzieciństwa i nic go nie powstrzyma.

Gdzieś po drodze padła propozycja, że za milion złotych zrezygnuje z nękania mnie i ogarnie swoich schizofreników. Ale po pierwsze nie mam takich pieniędzy na koncie. A po drugie honor mi nie pozwala na uleganie szantażyście.

Jedyny wniosek jaki z tego wyciągam jest taki, że to on jednak kontroluje tych schizofreników, a nie oni jego. Nie jest biednym misiem, który się pomylił, bo uwierzył schizofreniczce. Wiem to również od niego, nie mam najmniejszych wątpliwości, że nimi także manipuluje i ich wykorzystuje. Jest ich przywódcą religijnym, robią, co on chce. Chyba, że jest – jak by pobieżny profiling wskazywał – imbecylem, który „nie wie, co mówi i co robi”. Ale w to wątpię, bo z rozmowy z nim wynikało, że jest psychopatycznym skurwielem, który upiera się, że wszystko kontroluje.

Ach, no tak, prawie zapomniałam – uważa, że schizofrenik Ryszard i Rafał są jakimś dowodem. Moja apostazja wraz z zaświadczeniem o stanie cywilnym rozprawiły się, jak mniemam, z wiarygodnością tych jego schizofrenicznych „świadków.”

Nie jestem z Gdańska, a Rafał nigdy nie był moim mężem.

Przepisy nie przewidują

Są osoby przekonane, że to ja powinnam udowodnić, że nie mam dzieci, bo tylko wtedy uwierzą, że Rafał ma urojenia. Chciałabym, ale Państwo Polskie mi nie pozwala, bo nie istnieją odpowiednie przepisy, które by zezwalały na wydawanie takich dokumentów.

Obawiam się zatem, że nawet jeśli mnie Rafał z Nyczem pozwą, żeby mi udowodnić, że byłam w związku z Rafałem i mam z nim dziecko, to i tak w sądzie usłyszą, że to Rafał ma przedstawić akt urodzenia owej urojonej „Michaliny”. A jeśli nie potrafi udowodnić, że ktoś taki istnieje, to niech spierdala.

Dobrze rozumiem, że nie dowodzi się nieistnienia bytów i że obowiązek dowodu spoczywa na stronie postulującej istnienie czegoś, ale nie jestem w stanie wytłumaczyć tego ludziom pozbawionym rozumu.


Poniżej email od najlepiej poinformowanej osoby w Warszawie, jakie przepisy obowiązują USC i jakie zaświadczenia są wydawane. Plus jeszcze niżej dokładniejsze wyjaśnienie, o który przepis chodzi.

Jednocześnie jeszcze raz bardzo pragnę Pani Dyrektor podziękować za udzieloną pomoc w wyjaśnieniu, jakie obowiązują w Polsce przepisy.

Tresura

Wychowanie to nie tresura, ale wiele osób myli te dwie rzeczy, na przykład katecheci. To co robią w czasie katechezy woła o pomstę. Naprzemienne stosowanie bodźców przyjemnych i nieprzyjemnych, bycie miłym i zastraszanie wraz z ciągłym powtarzam, co człowiek ma robić, tworzy pozbawionych własnych myśli niewolników, którzy odruchowo na hasło lub i bez niego robią wszystko, czego zażąda on nich ksiądz, przekonani, że inaczej będą się smażyć w płomieniach. Są dobrze wytresowanymi pieskami, które dobrze wiedzą, że na dzwonek mają sypać kasą, bo Kościół się sam nie wyżywi, a także bez zastanowienia iść wszędzie za księdzem i robić, co ksiądz karze.

Sama pamiętam z katechezy, jak uczono nas bezrefleksyjnego odruchowego odpowiadania wyuczonymi formułkami na słowa księży. Mieliśmy się zawsze zastanawiać tylko nad tym, co czeka nas po śmierci, konanie z bólu w piekle, czy raj. Sprzedawanie wiernym wizji nieustannych cierpień po śmierci, oczywiście zdaniem Kościoła jest wychowaniem do miłości i ma przekonać o litościwości Boga. Ciekawe, że rządzą za pomocą naprzemiennego straszenie karą lub obiecywania raju, w sytuacji, gdy obie te rzeczy są tak bardzo rzadko spotykane, że nikt nam o ich nie może opowiedzieć, bo nikt po śmierci do nas nie powrócił.

Można stwierdzić, że włączanie z opowieścią o Chrystusie-zombie, wszystkie przedstawienia piekła czy raju pochodzą z chorych mózgów schizofreników.

Dokładnie wytresowany człowiek zrobi coś, chociaż przysięgał sobie wcześniej tego nie robić. Po prostu zapomina, albo o wcześniejszej decyzji, albo robi coś, lub nie robi (mam na myśli zapięcie pasów bezpieczeństwa i rozwinięcie nadmiernej prędkości) zupełnie bez kontroli świadomości, upierając się, że wcale tak nie robi. Można też w ten sposób kogoś oślepić, jeśli bezmyślnie pstryknie sobie sterydem zbyt blisko oczu, ponieważ wytresowani ludzie bezwiednie wypełniają polecania prześladowcy-tresera, nie zdając sobie sprawy, co robią.

Dla Kościoła niepojętym jest, że ktoś ma czelność posiadać własne myśli, tak bardzo jego hierarchowie są przyzwyczajeni do czapkowania oraz narzucania innym swojej woli. W zderzeniu z kimś, kto chce im zwrócić uwagę, że się mylą, dostają furii i postanawiają tę osobę zniszczyć, skoro tresura w dzieciństwie nie zadziała. Kontynuują tresurę i sięgają do syndromu sztokholmskiego, jak przystało na terrorystów rządzących strachem i zniewoleniem.

Drugie źródło władzy Kościoła to właśnie wspomniany syndrom sztokholmski. Byłam przekonywana, że od hierarchy, który mnie nęka od dziecka, zależy moje przeżycie. Wędrował po moich zwierzchnika oraz nauczycielach razem z panią Barbarą i złośliwie dezinformował ich na mój temat. Mści się w ten sposób za moją odmowę wzięcia udziału w spektaklu tworzenia fałszywych świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czyli Renaty i Ryszarda. Powinien był przyjąć do wiadomości, że są to dla mnie obcy ludzie i wbrew temu, co mi wmawia wcale nie jestem „własnością Kościoła”. Nie wierzę, że jak mi powiedział, może mnie zabić, chociaż mi tym groził.

Muszę mu przypomnieć, że wcale nie ma żadnego dokumentu, w którym „przyznaję się do wszystkiego”. Chodzi o list do Dyrektora Opus Dei, który napisała Renata, bo „wie, co tam powinno być.” Jest to fałszywka stworzona przez niego oraz Renatę, w której nie ma słowa prawdy na mój temat. Wmawiał mi, że mam nie pamiętać, co napisałam na tej kartce chociaż dobrze wie, że nie ma tam ani jednego słowa prawdy. Napisałam na tym liście dokładnie to – że się składa cały z nieprawdy. Nie mam nic wspólnego z Gdańskiem, ani nigdy nie byłam kurwą. W odróżnieniu od pewnego rodzeństwa z piekła z mojej podstawówki, które było przeszczęśliwe, że dostało kasę od księdza za seks – bo dzięki temu byli „kimś”.

„Biszkopt” prał mi mózg, wmawiając, że ma zostać jego służącą i mu się oddać z ochotą. Tak duża jest jego ochota, żeby postawić na swoim. Brutalny oralny pedofilski gwałt, w czasie którego byłam związania i zastraszona z czasów mojej podstawówki najwidoczniej tylko go rozochocił na tyle, że będzie uparcie polował na mnie całe życie. Z pewną złośliwą satysfakcją muszę wspomnieć o filmie Ladyhawke, bo cała historia naprawdę jest analogiczna to tej baśni. Gdy dotrze do mnie płytka z tym filmem postaram się go odpowiednio zrecenzować.

Wyszedł przy okazji na jaw ciekawy fakt dotyczący doktryny Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Zdaniem hierarchy wszystko jest w porządku i on nie popełnia żadnego wykroczenia, jeśli trwa w uporze, że jego źródło (czyli moja znajoma schizofreniczka z podstawówki) mu powiedziało dobrze i wmawia sobie, a przede wszystkim mnie, że widzi tu grzesznicę, która przeprosić Boga. Brzmi to tak, jakby nie było w doktrynie Kościoła obiektywnej rzeczywistości, tylko plastyczny blob, którym klecha operuje. Przypomnę jego słowa – „nie ważne jaka jest prawda, ważne w coś ludzie wierzą.” Obiecał mi, że jeśli będzie chciał, to „z kurwy zrobi świętą, a z niewinnej osoby kurwę.” Obiektywna rzeczywistość istnieje i wygląda tak, że jestem niewinną ofiarą pomówień, co ten człowiek słyszał już wiele razy, więc nie może udawać świętej naiwności, która dopiero teraz się dowiaduje, że istnieją choroby psychiczne.

Malował przede mną wizje piekielnych płomieni, w które mam się zanurzyć, jeśli nie poprę słów Renaty. Nic dziwnego, że przeżyłam dotkliwe stany lękowe, ale wiedząc odpowiednio dużo o takich indukowanych stanach z wściekłością rzuciłam apostazję, jednocześnie walcząc w wmówieniem, że moi rodzice chcieli dla mnie kariery kościelnej. Żeby było ciekawiej ten sam człowiek wmawiał mi wcześniej, że chcieli mnie sprzedać do burdelu i on mnie ocalił. Oczywiście miał na myśli inny zestaw rodziców – do Kościoła chceli mnie wysłać urojeni „rodzice chrzestni”.

A wszystko w warunkach pracy, w której do rozmowy z nimi i jego wariatami zmusiła mnie moja przełożona, która również zabroniła ochronie wypełniania moich próśb o usunięcie osób, które nie pracują czy się uczą z budynku. Oczywiście przełożona jest katoliczką, tak samo jak pani Barbara dobrze wytresowaną do słuchania księży.

Wszystko to wypełnia wszelkie warunki, żebym mogła mówić o syndromie sztokholmskim, porównywalnym z tym, co spotkało Patty Hearst. Ale na całe szczęście, wbrew modlitwom hierarchy prawda jest jedna i obiektywna ora istnieje poza jego chciejstwem.

Wracając do jego perspektywy – ciekawe jest, że w jego wierzeniach zawiera się przekonanie, że dopiero kiedy udowodni mu się, że wszystko, co powiedziała mu Renata o mnie i moich przyjaciołach, jest nieprawdą, zasłuży na piekło. Moim zdaniem łamie tyle kanonów Kościoła wraz z przykazaniami, że nie ma możliwości na stosowanie takiego relatywizmu. Zaszczucie jest zaszczuciem, morderstwo morderstwem, a kłamstwo, kłamstwem, bez względu na to, czy zdołam mu udowodnić, że kłamie. Istnieje obiektywna rzeczywistość. Wykorzystanie zaszczucia oraz syndromu sztokholmskiego do zdobycia „dowodu” na „prawdomówność” Renaty (nie można mówić o jej prawdomówności, ona jest chora), jest czymś, co powinno tego człowieka już dawno zaprowadzić do więzienia. Syndrom sztokholmski sprawia, że ludzie mówią to, co chce ich oprawca, nawet jeśli jest to nieprawda. Niestety rządzą nami dobrze wytresowani przez Kościół politycy, więc pozew karny był niemożliwy, a z amnezją nie byłam w stanie wytoczyć drabowi procesu cywilnego.

Pozostaje go ośmieszyć i dalej grać już zgodnie z tym, co będzie robił. Postawienie mnie przed sądem, aby udowodnić, że jestem matką urojonego dziecka Rafała to coś, co powitam z radością jako przyjemność, w odróżnieniu od tego, co mnie do tej pory spotkało.

A reszcie fandomu i jego zaciekłym fanom (oraz fanom Rafała) szczerze nie dziękuję.

Świętość

Pomimo wielu rozmów i dyskusji pani Barbara nadal upiera się, że schizofreniczka Renata jest moją przyjaciółką i „wie o mnie wszystko”, a Rafał powinien zostać moim mężem, bo niby mamy wspólne dziecko. I jest kimś z wyższych „sfer”.

Nie daje się jej nic wytłumaczyć, bo z rozmowy z Nyczem wyszła z przekonaniem, że Renata jest kolejną „żywą świętą”, a Nycz ma być w tych sprawach specjalistą i potrafi „rozpoznać świętość”.

Na całe szczęście pani Barbara zamierza dalej trwać przy swoich przekonaniach i bronić swojej religii, tym razem w sądzie, gdzie zamierza mi udowodnić, że mam dziecko, Rafał jest moim byłym, za którego powinnam wyjść, czy wręcz „odnowić śluby”, a ona sama i Renata zasługują na przeprosiny. Renata zaś jest „święta”, bo mnie „nawróciła” i to nie raz. I to sąd zdaniem pani Barbary i Nycza potwierdzi.

Co ja mogę powiedzieć? Chcieliśmy tego procesu już o wiele wcześniej, ale politycy zablokowali prace Prokuratury. Żałuję, że traciłam tyle z życia. Są to rzeczy, których już nie odzyskam, oraz ludzie, z którymi już nie będę rozmawiać, ponieważ zostali całkowicie niepotrzebnie zaszczuci na śmierć, bo ktoś nie chciał przyznać, że choroby psychiczne istnieją i urojenia uparcie nazywa „objawieniami”.

Cieszę się, że pani Barbara i jej przyjaciele z Kościoła zrezygnują z ochrony polityków, bo chcą koniecznie udowodnić istnienie urojonej Michaliny.

Mogą robić, co chcą, ale akt urodzenia mojej siostrzenicy nie jest urojony czy sfałszowany, a badania genetyczne nie wyjdą tak, jak chce wariat, tylko dlatego, że Nycz się modli za „poprawne” rozpatrzenie sprawy…