Śródziemie

Każda z osób wypracowuje sobie swój własny idiolekt, czyli sposób wyrażania się dla niej charakterystyczny. Czasem używa słów z innym znaczeniu, czasem je przekręca. Nie świadczy to o chorobie psychicznej, tylko o kreatywności i lotności umysłu. Była też tak, że elementy idiolektu stają się szerzej znane i używane przez innych, wpływają wtedy nawet na dialekt jakiegoś języka.

Lubię czasem fandom (czyli środowisko miłośników fantastyki) nazywać Śródziemiem. Śródziemie to kraina wzięta z „Władcy pierścieni” Tolkiena pełna stworzeń, których nie spotkamy w naszej przaśnej rzeczywistości.(1) Zamieszkują ten ląd elfy, krasnoludy, hobbici (czy też niziołki), magowie, orkowie, nie mówiąc o licznych zwierzętach, tak różnych od naszych. Dla wielu z nas świat fantasy jest ucieczką od męczarni dnia codziennego – czyli tego, że mamy na przykład nie do końca satysfakcjonującą pracę, bliscy nas nie rozumieją, budżety się z trudem spinają, czy też przeżyliśmy jakiś zawód miłosny.(2) Można wtedy wziąć udział w sesji RPG i wcielić się w rolę elfa, czy maga i zacząć razem z innymi brać udział w magicznej przygodzie. Dlatego społeczność fantastów jest pełna osób, które mają swoje alternatywne persony używane w czasie gry i po terenach konwentów chodzą elfy, krasnoludy czy magowie, szczególnie jeśli biorą udział nie w klasycznym RPG, ale w LARPie, który wymaga też odpowiedniego przebrania, bo zbliża się do improwizowanego teatru. Nazwałam naszą społeczność fantastów Śródziemiem po raz pierwszy chyba w latach osiemdziesiątych i sądzę, że całkiem dobrze oddaje specyfikę życia konwentowego.

Oczywiście pisarze nie muszą grać w RPG, dostatecznie dużo zabawy daje wymyślanie i pisanie oderwanych od rzeczywistości historii. Muszę przyznać, że najczęściej nudzą mnie ogromnie powieści czy seriale ściśle obyczajowe. Codzienne życie ma za oknem.

Więc może coś jeszcze napiszę.

⛧⛧⛧

(1) Darujcie mi ten łopatologiczny wywód, ale spotkałam się z ludźmi, którym takie rzeczy trzeba tłumaczyć jak krowie na miedzy, chociaż brali udział w spotkaniach miłośników fantastyki, które nazywamy konwentami.

(2) W Dla wielu innych ludzi podobnym wentylem bezpieczeństwa i ucieczką jest muzyka i koncerty, szczególnie metalowe. To też jest fandom, który spaja poczucie lojalności. Dodatkowo w tej muzyce jest obecnych tak wiele elementów fantastycznych, że spokojnie można uznać na przykład black metal za gatunek fantastyczny. Z tymi duchami, diabłami, demonami, alternatywnymi światami czy czarnymi papieżami.

Zielona sukienka i szpilki

Na początku lat dziewięćdziesiątych spotykałam się z Christianem. Znajomość zaczęła nabierać tak poważnego charakteru, że wymógł na mnie założenie zielonej sukienki, którą sam mi kupił. Dostałam kasę i miałam sobie dokupić szpilki. Kupiłam obcasy tak wysokie, że zażądałam przez telefon, żeby podjechał po mnie pod sam blok. Nie zdążył wjechać na podwórko, bo podbiegłam do samochodu. Okazało się, że bardzo dobrze sobie radzę na szpilkach każdej wysokości. Christian też się wystroił.

Zostałam zabrana do fajnej restauracji i napojona margheritami w wersji skinny (bo pilnowałam wagi). Pierwsze drinki z tequilą w moim życiu. Po upiciu mnie Christian mi się oświadczył i jego oświadczyny zostały przyjęte. Zażartowałam, że zdecydował się na oświadczyny, bo seksownie zlizałam sól z kieliszka. Dostałam drogi pierścionek, który mi potem imbecyl Rafał z kolegami zerwał z palca w budynku Anglistyki. Zgłosiłam kradzież przez telefon Policji. Christian poszedł na komisariat zgłosić ten napad na mnie. Niestety nie zrobił zdjęcia tego pierścionka przed podarowaniem mi go. A powinien, bo był bardzo drogi. O ile dobrze pamiętam białe złoto ze szlachetnymi kamieniami.

Nie mam już tej sukienki, ani szpilek, bo bardzo szybko po oświadczynach Christiana moja matka oddała je przypadkowemu człowiekowi. Zgłosiłam ponownie kradzież i wyłudzenie. Dowiedziałam się niedawno, że trafiły do Rafała, żeby mógł utrzymywać fikcję, że jesteśmy razem. Nie wiem, ile ma ukradzionych mi rzeczy, ale Policja ma dokładną listę.

Wściekłe trio, czyli zakonnica-katechetka, Rafał i Ryszard nadal chyba uważają, że zaszczuwając mnie, kradnąc moje rzeczy i fałszywie wmawiając wszystkim ludziom – włącznie z moim najbliższym otoczeniem – że jestem związana z Rafałem, zmuszą mnie do małżeństwa z tym imbecylem, który uważa że gwałcenie kobiet i bicie ich pięścią po głowie, gdy stawiają opór, oznacza miłość. Zniszczyli mi życie, odegnali od mnie wszystkich moich ukochanych swoimi kłamstwami, ale nigdy za Rafała nie wyjdę.

Byłam dwa razy zaręczona, nigdy z Rafałem. Za to ten imbecyl uważa, mnie za swoją „kurwę”, którą może dyscyplinować biciem po głowie i zaszczuwaniem (w czym pomagają mu gorliwie debile, którzy decydują się olewać moje zapewnienia, że to bandzior z półświatka – a sądzę nie tylko po manierach i możliwościach intelektualnych, ale też po tym, co mi wprost powiedział o sobie i swojej rodzinie, i do czego mnie próbował zmusić już w podstawówce, gdy wymyślił sobie z kolegami, że zrobią sobie ze mnie swoją kurewkę i że sam będzie alfonsem jak ojciec). W efekcie już prawie dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo i parę razy traciłam pamięć. Prześladuje mnie od początku podstawówki. I mam tego dosyć.

Weźcie strzelcie się sami w ryło, zanim znowu zaczniecie mi wmawiać, że ten zdemoralizowany skurwiel był kiedykolwiek moim ukochanym. Mam o wiele lepszy gust do mężczyzn i kobiet.

Z tego, co wiem, moja matka dała mu bardzo dużo pieniędzy. Serio uważam, że została zrobiona w chuja przez zawodowego przestępcę. Mam nadzieję odzyskać wszystkie moje rzeczy. Ciekawe czy zdecyduje się bandzior oddać z dobrej woli, bez wyroku sądu, czy trzeba mu wpuścić na kwadrat ekipę policyjną, która mu zrobi rewizję.

Sukienka była z Zary i ma wartość sentymentalną, chociaż sobie odkupiłam podobną. Niektórzy powiedzą też że „tylko z Zary”, ale metale nie kupują ubrań od designerów, takie są zasady kontrkultury. Taka skromność(1) nie dotyczy biżuterii, więc pierścionek nie był z żółtego złota – bo metale nie noszą złota – ale z pieruńsko drogimi kamieniami. I nie łudźcie się, mój były podał Policji dokładną cenę i szkic, jak wygląda pierścionek. Inne rzeczy, które mi ukradliście, to pikuś w porównaniu z tą błyskotką. Więc macie duże kłopoty.

⛧⛧⛧

(1) Chodzi nie tyle o skromność, mówiąc dokładniej, ale o niszczenie planety przez przemysł odzieżowy. Chyba żadna inna gałąź przemysłu nie zakłada tak ekstensywnej gospodarki i nie zalewa nas tak niszczącymi ściekami. Sama kupuję praktycznie wszystkie swoje ubrania na wyprzedażach, żeby za dużo nie zarobili. W czasie wyprzedaży metale się rzucają na sklepy, nawet jeśli śpią na workach z kasą. A wielu śpi, nie tylko ci bogaci z domu.

Myślenie

Miałam scysję z zakonnicą na religigii. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że zarówno ona sama, jak i debilni smarkacze, których miała pod swoją opieką prześladują mnie do tej pory.

Jedną z rzeczy, o którą się z nią pokłóciłam było, czy należy myśleć. Sama zakonnica była raczej durna, ucząc dzieci, że należy wszystkim ufać, nic nie weryfikować, kierować się emocjami i wtedy człowiek będzie szczęśliwy. Wtedy katolik będzie szczęśliwy. Zaoponowałam ostro, bo mnie uczono w domu myśleć. Jako przykład czegoś, co może człowieka bezmyślnego zwieść na manowce podałam fakt, że moja matka pracuje w nocy. Ktoś durny i przesądny mógłby pomyśleć, że jest prostytutką, bo tylko to kojarzy mu się z pracą w nocy, ale tak naprawdę jest lekarzem, który z całym oddaniem spędza noce na SORze (czyli oddziale ratunkowym) w Szpitalu Wolskim, ratując ludziom życie. (Za to ją lubię. Za jej narcyzm i uzależnienie od Ryszarda, nie.)

Niestety zakonnica była jednym z głąbów, którzy uważają, że jak oni zamykają oczy, żeby się przespać w nocy, cały świat się zatrzymuje razem z nią. Nie ma żadnych wypadków, szpilate do rana się zamykają, a na ulicach można spotkać tylko kloszardów. Jej. głupota prześladuje mnie do tej pory. Niestety pewien Rafał i jego ojciec uznali, że mają traktować mnie jak gówno w celu „nawrócenia mnie”. I serio są ludzie, którzy do tej pory uważają, że byłam prostytutką i córką prostytutki. Nawet na uczelni robili mi pranie mózgu, każąc „przypomnieć sobie”, że byłam prostytutką i mam za to pokutować. Nie zamierzam odpowiadać za głupotę tych ludzi, którzy uważają, że kobiety nie mają prawa do przyjemności w czasie seksu. I że ktoś, kto chce się cieszyć dobrym seksem jest „zagrożony prostytucją”.

Zdzira, która mnie uczyła religii, do tej pory uważa, że ze swoim gangiem ma prawo oczekiwać, że pójdę do klasztoru i zostawię im swój majątek, tym bardziej, że nie mogę urodzić dziecka. Niedoczekanie tej suki, chociaż dążyła całe swoje życie, do tego momentu, wkurwiając się na każdy mój mały sukces. Najzabawniejszym jest, że głąby z jej sekty uważają, że za poprawianie zakonnicy lub sprzeciwianie się jej mylnym nauczaniom idzie się do piekła, jakby miała zapewnioną nieomylność niczym któryś z papieży. Nie miała pizda prawa „wybierać mi męża” i pilnować całe moje życie posługując się swoimi pionkami i kłamstwami, żebym nie związała się z kimś, kto mnie odpowiada, a nie jej. Jej Rafał w życiu nie będzie moim mężem, w życiu nic po mnie nie odziedziczy – bo takie zaczął mieć plany, że po mojej śmierci, ustawiony finansowo (bo mógłby na przykład starać się o rentę po mnie), weźmie sobie kogoś równie durnego jak on i będzie cieszył się rodzicielstwem.

Jak każdy imbecyl, gdy zapytany, odpowiedział szczerze, bo nie ma czasu, żeby wymyśleć kłamstwo, ani nie wie, jaki efekt wywołują jego słowa. Szczerze podzielił się swoimi pragnieniami ze mną, myląc – jak każdy imbecyl – swoje pragnienie z moim pragnieniem. Naprawdę zaczął mi wmawiać, że chcę umrzeć i wszytko mu zostawić w spadku. Równie durny jak Ryszard z córkami, zakonnica i kilka innych osób. Trzeba jeszcze dodać, że każdy imbecyl oprócz uważania, że wszyscy dzielą jego przekonania, kłamie jak z nut. Dzieje się tak, bo jego słaby mózg nie jest w stanie pomieścić tak zaawansowanych pojęć jak etyka lub odwaga cywilna. Nie ma tutaj znaczenia czy „chodzi do kościoła”, jak powtarza jeden z tych imbecyli. Będzie kłamać, bo musi ukryć to, że jest głupi, to jego strategia przetrwania. Do tego jak kura, nie może zmienić sposobu myślenia o kimś i wykonać poprawnego – użyjmy katolickiego pojęcia – rachunku sumienia. Chociaż ja nazywam to autorefleksją. Taka osoba potrafi nakłamać prowadzącemu przedmiot, że studentka przyznała się jej, że wszystko ściągnęła, żeby się na niej zemścić. W życiu z tą pizdą zakonna nie rozmawiałam w innym celu niż, żeby ją zdiagnozować. Nie wiem, jakie moje słowa przekręcił jej głupi mózg, żeby wyszło jej to, co chciała usłyszeć, żeby móc mnie zniszczyć.

Najzabawniejsze jest, że ta zakonnica ma jakaś własną definicję gwałtu. Dowiedziałam się z rozmów z imbecylem, że „gwałt” może również oznaczać satysfakcjonujący obie strony stosunek seksualny. ponieważ „ona wtedy nie pójdzie do nieba”. „Bo nie może mieć przyjemności.” A gówno mnie obchodzi, co jakaś zakonnica uważa za konieczny warunek zbawienia, przypominam, że od dziecka jestem ateistką i – nie bójmy się tego słowa – pogwałcono moje wolności obywatelskie, prześladując mnie, pomawiając o religijność i próbując zmusić do pójścia do klasztoru. Powiem więcej, według niektórych imbecyli miałam przerwać studia i był już jakiś czas w zakonie, tylko uciekłam. WTF?

Skąd się biorą takie imbecyle w Kościele? Z debilizmu i chorej ambicji rodziców imbecyli. Opiszę to na przykładzie Rafała i jego kolegów. Nauczyciele i psycholog szkolny chcieli go wysłać do szkoły specjalnej, gdzie by go nauczono jak sobie radzić z różnymi błędami poznawczymi i żeby nie kierował się impulsami. Ale rodzice się nie zgadzają na przeniesienie dziecka do takiej szkoły, gdzie miałby pomoc wykwalifikowanych pedagogów. Kibluje więc taki głąb w podstawówce, aż osiągnie pełnoletność, nauczyciele przepychają go z klasy do klasy na siłę, nic nie umie, ściąga wszystko, bo jego mózg nie potrafi niczego przyswoić, ale za to potem się szczyci, że ma wykształcenie (podstawowe). Trzeba uważać w rozmowie z takim, bo sarkazm i kpinę bierze na serio, więc uważa, że naprawdę komuś zaimponował ukończeniem takiej szkoły.

Zakonnica też jest kimś takim. Zamiast iść do szkoły specjalnej, zadręczyła nauczycieli, a potem poszła do klasztoru. Ale bez odpowiedniego nadzoru pedagogiczno-psychologicznego wyrosła na narcystycznego imbecyla, rwącego się do nauczania innych, bo „ona wie, jak trzeba żyć”. (Zresztą jest to fraza, którą ci wszyscy imbecyle powtarzają jak mantrę, bardzo chcą nam mówić, jak mamy żyć, mszcząc się za swoje braki intelektualne, kierując się zawiścią i chęcią zysku.) Nie byłoby problemu z wyborami życiowymi takich zakonnic, gdyby rzeczywiście siedziały za klasztorną furtą, a nie wychodziły na świat, żeby nas prześladować.

Największym problemem jest Kościół w tym momencie. Podobno zakonnica dostała jakąś specjalną misję od Biskupa i ją wypełnia, obiektem tej misji mam być ja. Zaś inny, znany w fandomie ksiądz na lewo i prawo ręczy za zakonnicę, Ryszarda i jego córki. Sorry, not sorry, ale imbecyle – bez odpowiedniej szkoły – nie są prawdomówni, mają psychikę Golluma i jego intelekt. Szkoda tylko, że inne osoby nie chciały tego dostrzec.

Życzę wszystkim udanych łowów na tych imbecyli. I na tego debilnego księdza.

Klasztor

Po tym, jak mnie sekta Opus Dei rozdzieliła z ukochanym (dla przypomnienia – to naprawdę nie jest Rafał) i zniszczono mi możliwość zostania matką i żoną, wmawiając mojemu narzeczonemu, że jestem czyjąś żoną, ci maniacy religijni nadal o mnie nie chcą zapomnieć. Wiem z rozmów z nimi, że mają zamiar zmusić mnie, żebym poszła do klasztoru w chwili przejścia na emeryturę. Wybije mi sześćdziesiąt lat i oni ponowią swoje ataki na mnie. Do tej pory mało kto zapewniał mi bezpieczne warunki pracy, było wręcz jeszcze gorzej – kilka osób przyłączyło się do zaszczuwania mnie przez wariatów, a córka Ryszarda swobodnie rozsiadała się w pokoju lektorskim i wbrew moim protestom znalazła chętnych, których karmiła swoimi urojeniami. Tak było wszędzie, gdzie pracowałam jako anglistka, chociaż wcześniej udawało mi się zmienić pracę na czas i nigdzie mnie tak brutalnie nie potraktowano jak w obecnej pracy.

Zrobię wszystko, żeby im uciec, gdzie nie będą mieli do mnie tak łatwego dostępu. Nie chcę uciekać w śmierć, chociaż byłam już bliska temu. Ale też nie chcę przeżywać ponownych ataków na siebie.

To nigdy nie byli moi przyjaciele, to nigdy nie była moja rodzina. Nikt z nich nigdy nie był jakimkolwiek psychologiem.

Paryż

Moja matka pojechała z moim tatą odwiedzić naszą rodzinę we Francji niedługo po ślubie. Zrobiła takie sobie wrażenie. NIkt jej nic złego nie powiedział, ale nie tylko słoma wyszła jej z butów, ale też dostała furii, ponieważ jako narcyz nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji, gdzie miała odczynienia z ludźmi z wyższych sfer o międzynarodowym pochodzeniu.

Mój ojciec był dowcipnie określany jako mieszaniec, ponieważ odziedziczył po swoim ojcu narodowość norweską, a po swojej mamie francuską, babcia zaś wychowała go na Polaka, więc przyjechał tutaj po wojnie. Sam dziadek, pomimo matki Polki, uważał się za pełnokrwistego Norwega – poszedł, zgodnie z własną wolą, do norweskiej szkoły z internatem, chociaż oczywiście nie była to znienawidzona szkoła kadetów, z której pradziadek niechcący uciekł do Polski (bo chciał dotrzeć do swojego krewnego Króla, by go poinformować o oficerze wariacie, pod którego „opiekę” trafił). Dziadek studiował później też w Norwegii.

Zagraniczna część naszej rodziny była zawsze bardzo życzliwa. Interesowali się nami. Pamiętam sama rozmowę telefoniczną z dziadkiem, którą odbyłam, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem. Przedstawiał mi jako jedną z opcji szkołę z internatem, dzięki której mogłabym się wyrwać z szarzyzny PRL-u i dostać odpowiednie wykształcenie. Sam tata marzy dla mnie o Balu Debiutantek w Paryżu. Niestety furia mojej matki temu przeszkodziła. Moją chęć wyjazdu uznała za zdradę i sama skatowała mnie psychicznie i fizycznie. Unieszczęśliwianie mnie stało się jej konikiem od tamtej pory.

Ściągnęła nas na dół. Cała moje rodzina ze strony ojca składała się z humanistów-filologów. Ojciec też był taki, ale kazała zakochanemu głupcowi studiować na Politechnice, w każdym razie taka była wersja mojego dziadka. Tata miał absolutorium, ale nie dał rady napisać pracy magisterskiej. W końcu wylądował w biurze, gdzie prowadził rejestr obcokrajowców odwiedzających Polskę. Dzięki jej „opiece” też nie robię w życiu tego, co powinnam.

Nie wiem, jak to się stało, że moja matka była tak głupia, żeby dać się wodzić za nos Ryszardowi, ale uwierzyła, że mieszane pochodzenie i uczenie się kilku języków w dzieciństwie może skończyć się wpadnięciem w szaleństwo i że trzeba uciąć lekcje norweskiego i francuskiego, których udzielał mi ojciec. Norweski był jeszcze bardziej znienawidzony niż francuski przez nią. Moja matka jest osobą, której całkowicie nie rozumiem. Doprowadziła do wydziedziczenia mojego ojca i do zerwania relacji z rodziną z Francji i Norwegii. Uznała, że musi też zniszczyć moją karierę sportową. Próbowała cały czas wydać mnie z mąż za kogoś, kogo szczerze nienawidzę. Polskiego szlachcica uważała za niebezpiecznego gangstera. I w swoim narcyzmie nie chciała przyjąć do wiadomości, że wszytko wmówili jej wariaci.

Do końca życia uważała, że rozmawia z wyedukowanymi ludźmi, a nie wariatami bez wykształcenia, chociaż durnota i zabobon bije od nich taką łuną, że aż oślepia. Wierzyła, że musi we mnie zdusić pamięć o moim kosmopolitycznym pochodzeniu, bo inaczej się nie dostosuję i będę nieszczęśliwa. Jestem nieszczęśliwa dzięki jej działaniom.

Mam nadzieję, że jej „pogrobowcy” dadzą sobie w końcu siana i przestaną realizować jej chory pan zniszczenia mnie do końca.

Pogrzeb

Moja matka miała zakaz kontaktów z Ryszardem wydany przez mojego ojca. Zagroził rozwodem po tym, jak zostałam przez Ryszarda pobita. Ale już zaraz po śmierci matka się z nim skontaktowała i zaprosiła na pogrzeb taty wbrew mojej prośbie, żeby tego nie robiła. Widać wystarczyło jej, że nie pamiętałam o kogo chodziło. Jeżeli miała złudzenia, że mój brak pamięci tamtego wydarzenia wynika z tego, że nic mi nie zrobił, to świadczy to tylko o jej głupocie i braku jakiejkolwiek wiedzy medycznej i psychologicznej. To że neurolog (czyli ona) takich rzeczy nie wiedział, lub nie chciał wiedzieć, woła o pomstę do nieba. Zostałam zakatowana, poddana praniu mózgu i zastraszona tak, że straciłam pamięć. U dziecka łatwo to wywołać, szczególnie jeśli znajduje się w matni i rodzice nie chcą mu pomóc w starciu z groźnym wariatem-maniakiem religijnym.

Ryszard pojawił się na pogrzebie ojca wbrew mojej woli i rzucił się na mnie, próbując wywołać wrażenie, że coś nas łączy. Nie łączy nas nic. Jest maniakiem religijnym, który chce mnie unieszczęśliwić, a swoje córki uszczęśliwić, szczególnie sprawić, żeby po mnie dziedziczyły. Ściga mnie wszędzie, pojawił się nawet z innym wariatem w szpitalu na Solcu. Nie ja go zaprosiłam, niestety wbrew moim prośbom, nadal ma wiernych wyznawców w różnych miejscach, którzy mu donoszą o moich posunięciach, i którzy mu wierzą, że się „mną opiekuje”. Cieszy go to, że udało się mnie zapędzić w taką sytuację, że nie mogę mieć dzieci i jestem sama. Rafał jest taki sam jak on, nie należy mieć złudzeń.

Przeklęłam Ryszarda na pogrzebie mojego taty, nazywając go psychopatą i robiąc scenę z tego powodu, że przyszedł. Jak już napisałam już wcześniej, ofiara przemocy doskonale wie, kto ją skrzywdził, nawet nie potrafi sięgnąć do aktywnych wspomnień. Bardzo proszę nie nazywajcie go „ukochanym wujkiem”, to jest największe zło, jakie spotkało moją rodzinę.

Ryszard nie jest moim bliskim, nie jest moim prawnym opiekunem (a za takiego potrafi się podawać), jest groźnym przestępcą, chociaż trudno z nim sobie poradzić, bo zgodnie prawem za jego czyny i kłamstwa odpowiada jego choroba psychiczna i prawo nie chce mu zrobić krzywdy. Wszyscy woleliby, żeby po leczeniu (na które trzeba go zapędzić sądownie), pokazał mi się wyleczony i zaczął przepraszać. Ja widzę w nim oprócz choroby też skrajną demoralizację i nie wierzę, żebym się kiedykolwiek doczekała takich przeprosin.

Zakochana kobieta, jak moja matka, wykorzystywana przez niebezpiecznego wariata, to w psychiatrii norma, niestety. Ale bardzo proszę, nie idźcie tą drogą. Informujcie o jego akcjach Policję zamiast mu pomagać, wystarczy email do własnego dzielnicowego, to taki odpowiednik lekarza pierwszego kontaktu, nie należy się bać Policji. Wariaci doskonale potrafią uwieść swoje ofiary (bo takie kobiety też są ofiarami) i owinąć dookoła palca. Mnie prawie też w pewnym momencie urobił, uratowało mnie tylko to, że jestem metalem i szanuję Adama Darskiego, więc nazwisko Ryszard Nowak działa na mnie odstręczająco. Bo wiem o bataliach sądowych Adama z takimi typami i wiem, że tylko chore psychicznie prosięta skarżą artystów o urazę uczuć religijnych.

Biegły

Jakiś czas temu miałam nieprzyjemność rozmawiać z biegłym sądowym, który był psychiatrą. Oczywiście zaczęło się jak zwykle od Ryszarda, który chciał mnie wsadzić do psychiatryka za to, że słucham heavy-metalu i nie chcę wyjść za mąż za wyznaczonego mi przez zaburzoną psychicznie zakonnicę (czyli Rafała). I za to, że nie lubię jego córek.

Przy okazji, nielubienie ich jest zdrowym odruchem, bo przez całe moje życie te wariatki zbierają o mnie informacje i brutalnie ingerują, żeby upewnić się, że znowu zostanę sama. Nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami. Wiem, jaką mają motywację te psychopatyczne zmory, ale naprawdę nie wyniosę się do klasztoru lub na tamten świat i nie zostawię im mojego majątku. Ani nie mogą po mnie dziedziczyć tytułu szlacheckiego, to jest fizycznie niemożliwe. Nie ma też żadnego księstwa.

Rozmawiałam z tym panem biegłym jak gęś z prosięciem. Ja prosiłam, żeby w końcu prześladującego mnie wariata wsadzono do psychiatryka (czyli Rafała, Ryszard też się nadaje do obserwacji zresztą). Pan psychiatra, jak sobie uświadomiłam dopiero co, mówił o kimś innym. Oczywiście – jak zawsze debile – łyknął wszystkie celowe kłamstwa tej kościelnej szajki o tym, że zgwałcił mnie metal. Jest to nieprawda. Nigdy nie byłam zaatakowana przez Johanssona. Zawsze był bezpodstawnie oskarżany. To w mentalności kościelnej mieści się przekonanie, że zgwałcona kobieta ma obowiązek się zakochać w napastniku i że wsadzony mi przemocą w usta penis Rafała oznacza, że jestem jego własnością. Muszę pisać dosłownie, bo już mam dosyć idiotów, chodzących na pasku sekciarzy z Opus Dei i wierzących w te wszystkie kłamstwa. Rafał zły, metal dobry.

Mam dosyć pomyłek psychiatrów-debili, którzy decydują, że mam być wydana na żer świra z Opus Dei, który może mnie bezkarnie zastraszać, nękać, bić i robić mi pranie mózgu. Straciłam wszystko co można w życiu stracić z powodu zmowy psychiatry z wariatami z Opus Dei. Znowu zostałam zaszczuta tak, że o mało co nie popełniłam samobójstwa. Rafał nigdy nie był moim narzeczonym, nigdy nie byliśmy parą.

Przez tę błędną decyzję straciłam pamięć i znowu stałam się bezwolną ofiarą. Zamiast wyjechać do Szwecji i tam leczyć macicę, trafiłam w łapska rzeźnika, który najwyraźniej przekonany przez wariatki, że mam groźną genetyczną chorobę psychiczną i że już kiedyś zabiłam swoje dziecko (dodam, że nigdy nie byłam w ciąży), chciał mi oprócz macicy wyciąć też jajniki. W ostatniej chwili udało mi się z dużym trudem zmienić plan operacji. Na całe szczęście, na tyle znam łacinę, że zorientowałam się, jaki zakres zabiegu został opisany na zgodzie, którą mi podsunięto w szpitalu.

Mogłam mieć już wszystko, mogłam mieć już dorastające dzieci. Ale nie, zawsze musi się trafić debil, którzy nie wierzy w mój ateizm, czy też nie chce zaakceptować faktu, że mam od dzieciństwa problemy z prześladującymi mnie wariatami. Jest to zastanawiające, że żeby odebrać jakieś wyniki badań, trzeba albo kogoś upoważnić specjalnie, ale lekarze bez najmniejszego problemu tulą do serca każdą wariatkę, która biegnie do nich ze swoją celową dezinformacją. Osobiście mam w dupie, czy ktoś odbierze moją morfologię, czy też dowie się w jakim jestem stanie po operacji. O wiele bardziej martwi mnie beztroska lekarzy – i to chyba każdej specjalizacji – która sprawia, że każdy wariat ma do nich dostęp i jest wysłuchiwany. Boję się, że w pewnym momencie jakiś lekarz zostanie nakarmiony takimi nieprawdziwymi informacjami na mój temat, że pożegnam się z życiem. Już byłam blisko udanego samobójstwa przez podobne lekceważenie życzenia najbardziej zainteresowanej osoby, czyli mnie. Na całe szczęście nie mam też jakiś groźnych alergii, więc nie zabije mnie podanie niewłaściwego leku. Ale boję się, że w pewnym momencie lekarze odstąpią od leczenia i zejdę na zawał, bo lekarz uwierzy wariatowi (który chce mnie zniszczyć i po mnie odziedziczyć), że mam zaawansowanego raka. Nie jest moim bliskim, nie ma prawa po mnie dziedziczyć, czy też udzielać o mnie informacji. Bo mnie nie zna i kłamie, żeby mi zaszkodzić. Powinien powstać przepis, że do udzielania informacji lekarzowi też trzeba kogoś upoważnić. Może z ewentualnym wyjątkiem, że ktoś jest nieprzytomny.

Metale mają prawo mieszkać w Polsce. Mam prawo nie chodzić do Kościoła, mam prawo nie wypełniać woli zakonnicy. Mam prawo układać sobie życie tak jak chcę. A lekarze mają obowiązek leczyć mnie, tak jak ja chcę. Miałam prawo mieć rodzinę z kimś, kogo sobie sama wybrałam. Mam nadzieję, że kilka osób zobaczy celę od wewnątrz.

Skurwiel

Nie wiem, jak to się dzieje, że biegli sądowi z największą łatwością i bez większego zastanowienia decydują, że ktoś jest chory psychicznie i nie odpowiada za swoje czyny. Bo winna jest choroba.

O, już mi tu łezka leci, biedny mi chory! Rozmawia się z nim jak z psychopatą, ukradł już chyba miliony, zaszczuł na śmierć kilka osób, a biegły pochyla się nad takim, cmoka z troską i orzeka, że nic się nie da zrobić. Wystarczy, że taki skurwiel wyciągnie kartę pod tytułem „bo ona nie chodzi do Kościoła, to ma się nawrócić, bo tak chce zakonnica i ma wyjść za Rafała”, żeby nagle wymiarowi sprawiedliwości łapki opadły i ofiara prześladowania słyszy, że to niestety osoba chora psychicznie i jedyne, co mogę zrobić, to pisać blog i drzeć ryja ostrzegając przed tym diabłem i jego córkami.

Zgłaszam sprzeciw.

Po pierwsze jako ktoś, kto liznął trochę pedagogiki i psychologii, wiem że nie diagnozuje się imbecyli jako chorych psychicznie. Imbecyl zawsze będzie bredził głupoty, bo to imbecyl. Załamują się standardowe metody diagnostyki. Co gorsza, ma rozum kury, co znaczy, że jak już go nauczono w szkole specjalnej, że ma słuchać jakiegoś autorytetu, to nie zmieni zdania. W polskiej rzeczywistości imbecyl uważa, że Polską rządzi kler i że należy słuchać zakonnicy. Więc nie da rady go przekonać, że jestem kimś wolnym. To jak z kurą – jak raz już się nauczy, że za dziobanie danej karty dostaje ziarno, to za nic nie zrozumie, że reguły się zmieniły i ma dziobać inną kartę, tylko robi się agresywna, bo nie dostaje tego, co chce dostać. Nie należy takich ludzi rozpieszczać, bo po złapaniu ręki, chcą zjeść całego człowieka, zagarnąć cały majątek.

Po drugie nie diagnozuje się jako chorych psychicznie ludzi z innej kultury. A kultura kościelna jest tak inna i niezrozumiała dla ludzi wykształconych, że albo uznamy, że wszyscy tam są wariatami, albo przyznamy, że ludzie związani mocno z Kościołem kierują się własnymi, niezrozumiałymi dla innych zasadami. Na przykład skurwiel, z którym rozmawiałam, a który mnie nęka z przerwami praktycznie całe życie, uważa za odpowiednie powoływanie się na wolę Boga, która mu została objawiona. W pierwszej chwili można uznać, że rozmawia się z wariatem, ale po zadaniu dodatkowych pytań okazuje się, że ten człowiek wcale nie ma jakiś „objawień” czy urojeń, tylko tylko tak mówi, bo chce zastraszyć i posługuje się sztafażem średniowiecznego kaznodziei, bo tak wypada mówić. Także wie, że ludzie wtedy zaczynają się bać, więc stosuje takie metody „wpływu”, które są po prostu niczym innym jak praniem mózgu. Świadomie także wmawia nieprawdę, żeby człowiek osłabł psychicznie i zaczął wątpić w swoich bliskich. Jest skrajnie autorytarny i ma ambicję postawić na swoim, ale nie doświadcza typowych objawów schizofrenii. Za to może liczyć na poklask ludzi z grupy społecznej, w której wypada się tak zachowywać. To co robi, uchodzi w Kościele za działania „terapeutyczne” i odpowiednie. Ma zaufanie swojego środowiska, które poleca go innym rodzicom, mówiąc o im jako o doskonałym „psychoterapeucie” lub „wychowawcy”. Zawsze próbuje z dziecka, z którym rozmawia, zrobić przemocą psychiczną zakonnicę lub księdza, bo jak sam powiedział – w Kościele osoba, która ma najwięcej takich „nawróceń”, czyli osób, które „ukształtowała” w ten sposób, że porzucili świat, jest najbardziej szanowana i uchodzi za świętą. Ciekawostką jest, że oczekuje się też, że takie dziecko idące do Kościoła odda swojemu „psychoterapeucie” cały swój majątek w „podzięce” za pomoc w „odnalezieniu” powołania. Normalnym ludziom wydaje się to być szalone. Ale na ile to szaleństwo, na ile imbecylizm wyrosły w dziwacznej kulturze, a na ile przebiegły, psychopatyczny plan wzbogacenia się, tego nie potrafię osądzić. Zawsze się dziwię, że tak łatwo biegli uniewinniają ludzi z powodu choroby psychicznej bez należnego, obiektywnego badania pracy mózgu z pomocą odpowiedniego sprzętu.

Dużo z tego, co wymieniłam, to wady charakteru, a nie sprawy, które zwalniają z odpowiedzialności karnej. Mam prośbę, żeby nie traktować tego skurwiela za łagodnie.

Mezalians

Mój ojciec popełnił mezalians, z powodu którego został wydziedziczony. Kochał moją matkę tak bardzo, że chociaż cierpiał z powodu potępiania przez dziadka, był szczęśliwy, że spędza z nią czas, chociaż pomiatała nim i manipulowała wszystkimi. Miała romans z Ryszardem, który bardziej do niej pasował mentalnie – chociaż trzeba też przyznać uczciwie, że z dużym znawstwem nią manipulował i robił w konia. W końcu przez ten jej romans i odmowę rozwodu mój ojciec został wydziedziczony, zgodnie z zapowiedzią nestorów rodziny sprowadzając na swoje córki nieszczęście za nieszczęściem.

Moi rodzice odwiedzili naszą norwesko-francuską rodzinę w Paryżu jeszcze zanim urodziła się moja starsza siostra Ania. Moja matka, jej plebejskość i narcyzm były odpowiednio ocenione przez tych ludzi, którzy są dla mnie prawdziwą rodziną. Byli i są wykształceni, są wśród nich śpiewaczka operowa i wykładowca wyższej uczelni. Moja babcia ze strony matki nie miała z kolei pełnej podstawówki, nie mogła się uczyć, bo wysłano ją do pracy. Spotkało to też moją matkę, którą wysłano – według jej opowieści – do roboty, każąc jej się posłużyć dowodem jej starszej kuzynki, bo nie była pełnoletnia. Mój ojciec ją ratował, stworzył jej możliwości awansu społecznego i zdobycia wykształcenia. Odpłaciła mu się zdradą i stanięciem po stronie prymitywa i zawodowego oszusta, który ją uwiódł.

Moja matka koniecznie chciała stworzyć z Ryszardem jakąś patchworkową rodzinę, zmuszając mnie, abym słuchała tylko niego i jednocześnie rozpieszczając jego córki. Kupowała każde kłamstwo Ryszarda, zakonnicy i jej sekty, doprowadzając do mojego załamania psychicznego w dzieciństwie. Wierzyła, że na Torwarze poznałam syna jakiegoś groźnego gangstera i zabroniła mi jeździć na łyżwach. Nie dawało jej się wyjaśnić, że polski szlachcic nie jest gangsterem.

Ratował mnie dziadek, trener z Torwaru i ich znajomy psychoterapeuta. Ryszarda przy tym nawet nie było, nie powinien przypisywać sobie jakichkolwiek zasług. Moja matka postawiła mnie w sytuacji nie do zniesienia. Chciała, żebym córki Ryszarda, zepsute, durne, zakłamane i psychopatyczne jak ojciec szuje, traktowała jak własne siostry. Spełniała każde żądanie Ryszarda w nadziei, że w końcu się rozwiedzie i będzie mogła być tylko jego. Oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru tak zrobić, bo pogrywał z nią w celu wzbogacenia się, a także w celu zniszczenia kogoś z wyższych sfer, co sprawiało temu psycholowi radość.

Jego córunie nie powinny udawać norweskich szlachcianek. Opowiadają o sobie same kłamstwa i są tymi złymi siostrami z Kopciuszka. Uroiły sobie, że końcu mnie zmuszą, abym im służyła. Nie doczekają się tego, chociaż swoimi kłamstwami zniszczyły mi życie. Nigdy z nimi nie rozmawiam, ale od lat siedemdziesiątych ciągną tę samą grę. Przedstawiają się jako moje najlepsze przyjaciółki i naiwniakom wciskają ciemnotę, że czegoś się dowiedziały ode mnie. Naprawdę, bardzo proszę, weryfikujcie wszystko ze mną. Te pizdy w życiu nie mają prawa się o mnie wypowiadać, bo nie utrzymuję z nimi kontaktu. To jest kłamstwo tak samo, jak to że są autorkami lub współautorkami moich tekstów.

Moja matka pod wpływem Ryszarda wyrzuciła z domu wszystkie norweskie pamiątki ojca, wszystkie dokumenty, jakie po nim zostały. Zerwała kontakt z rodziną z Francji. Na całe szczęście listy dziadka ma mój kolega z lodowiska, więc wola księcia jest nam znana. Nie wiem, jak się mogło stać, że moja matka uwierzyła, że sport lub uczenie się francuskiego i norweskiego mogą doprowadzić do moich problemów psychicznych. Bycie obywatelką kilku krajów nie jest dla nikogo rozumnego problemem. Rozumiem z tego tylko tyle, że wredne pizdy z rodziny Ryszarda leczyły sobie kompleksy całe szczęśliwe, że kłamstwami na mój temat niszczą mi wszystko co tylko da się komuś zniszczyć. Zrobiły sobie zabawę ze mnie i z moich przyjaciół. Ryszard jest żadnym wychowawcą. Nauczył swoje córki, że mogą kłamać, niszczyć ludzi. Dowiedziałam się też od niego, że mogą się też prostytuować, bo mają prawo do wszystkiego, więc jeśli im brakuje, to dla niego oczywiste, że mają tak robić, żeby im wystarczyło. Przyparty do muru, mówi wprost, że to mnie chce wysłać na ulicę, a je wynieść i zmusić, abym im zostawiła swój majątek. Nie ma mowy o tym. Dowiedziałam się, że są chore psychicznie po matce, więc nie wierzcie w nic, co mówią. Za to ich ojciec, zamiast je leczyć, spełnia ich każde żądanie, bo „nie chce, żeby cierpiały”. Są chore psychicznie, zawsze będą wymyślały sobie nowe cele i nowe osoby, z których zrobią sobie swoje ulubione cele ataków. Podejrzewam, że zrobiły mojej matce pranie mózgu, chociaż stan ostrego zakochania, czy uzależnienie psychiczne od osób chorych psychicznie, też tłumaczy wiele z jej postępowania.

Bez względu na to, co zrobią nigdy nie nazwę ich siostrami. Mają wypierdalać. Nic ode mnie nie dostaną, zbyt dużo już mi i tak odebrały.

Crowley

Noszę pentagram zamknięty w kole na znak, że znam granice, ale jestem satanistką i poganką. Granice mojej wolności są wyznaczone przez wolności innych ludzi. Nie krzywdzę celowo innych ludzi niesprowokowana. Mam wrażenie za to, że poznani przeze mnie w dzieciństwie chrześcijanie nie znają granic i upodobali sobie naruszanie moich praw, szczególnie prawa do wolności.

Nie biorę z satanizmu wszystkiego bezkrytycznie, ale z nauk Aleistaira Crowleya przyswoiłam sobie wyliczenie do czego człowiek ma prawo. Przede wszystkim mam prawo do wolności i mam prawo bronić tego prawa w każdy niezbędny sposób. Więc radzę nie wchodzić mi w drogę i próbować mnie naginać do świata, w którym – jak widać bezkarnie – można niszczyć innym życie i mówić, kogo mają prawo kochać.

Mam prawo żyć tak, jak ja chcę, a nie jak chce jakiś katolicki ksiądz lub opętana żądzą postawienia na swoim zakonnica. Sama wiem, kogo kocham, a kogo nie cierpię, więc proszę mi więcej nie robić prania mózgu, ani zmuszać do rozmowy z ludźmi, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego.

Ktoś z rodziny znanego w fandomie księdza zdziwiony pytał mnie kiedyś o mój satanizm. No cóż ja poradzę, bardziej mnie dziwi chrześcijaństwo, które jest światem na opak. Bo jak można poważnie traktować religię, która śmierć nazywa życiem (wiecznym)? Przypomnijmy, że jest to świat, w którym zaleca się wiernym kontemplowanie cierpień ukrzyżowane mężczyzny, a świątynie są pełne przedstawień tej tortury i wykrzywionej twarzy ofiary. Jest to też religia, która bazuje na wywoływaniu poczucia winy z powodu najprostszych ludzkich potrzeb, a seks jest taką potrzebą (szczególnie w przypadku dwojga zakochanych ludzi, których się uczy, że nie mogą odczuwać przyjemności w czasie stosunku).

Katoliccy księża nie tylko udają, że dzięki nim jest możliwy dostęp do bardzo rzadkiego dobra, czyli zbawienia – a przypomnę jest to dobro tak rzadkie, że oprócz maniaków religijnych i schizofreników nikt nie ma pewności, że istnieje i nikt go nie widział. Udają także, że tak znane zbawienie jest możliwe tylko po spełnieniu wyznaczanych przez nich zadań, czy ograniczeniu się pod ich dyktando. Zagrabili sobie kwestię seksualną i – sami będąc w stanie bezżennym – limitują i obwarowują warunkami coś tak naturalnego i zdrowego jak pociąg do mężą i żony. Niektórzy nawet próbują narzucać pozycje, w jakich można uprawiać seks. Jest to sposób na zdominowanie i podporządkowanie sobie człowieka, którym się rządzi za pomocą poczucia winy i zezwalania na miłość tylko po dostaniu pozwolenia od dyspozytora.

A nawet jeśli nie jest to pociąg do męża lub żony tylko do kogoś, z kim się chce spędzić tylko upojną godzinę, to żaden katol nie powinien w to ingerować i bronić moralności zaszczuwając tych ludzi. Wara wam od tych spraw. Nie wprowadzajcie nam tu Iranu.

Może nie wszystkie kobiety w Iranie czy Afganistanie ubierały się tak, jak na tym zdjęciu w latach siedemdziesiątych, ale coś się złego stało w tamtych krajach w sprawie wolności kobiet. Uważam, że tamte społeczeństwa przespały pewien moment, chwilę w której przekroczono masę krytyczną i maniacy religijny przejęli rządy i skazali kobiety na cierpienie. Oczywiście nie twierdzę, że krótkie spódniczki gołe się wyznacznikiem demokracji, ale są papierkiem lakmusowym. W momencie, kiedy maniacy zaczynają dyktować, jak się mają ubierać (i jakiej muzyki słuchać), ginie też demokracja i prawa człowieka.

Mamy jeszcze przed sobą ten moment w Polsce, ale poznałam – wbrew własnej chęci – osoby, które by nam chętnie wprowadziły Iran lub Afganistan, ale katolicki. Są to osoby nienawidzące kobiet, które by chętnie na wszystkie kobiety sprowadziły morze cierpień, uważając, że mamy cierpieć całe życie za „grzech Ewy”. Sama jestem najlepszy dowodem do czego takie zakłamane, fanatyczne zbiry są w stanie się posunąć.

Dla wielu osób pozytywny stosunek do seksu, ludzkich potrzeb i praw kobiet jest wyznacznikiem czy ktoś jest satanistą. W takim razie wszyscy jesteśmy satanistami, tylko ja nie wstydzę się nosić pentagramu.

Zupełnie nie rozumiem, jak można nie być satanistą.