Mam dosyć

Całkowicie rozumiem postać świętego Mikołaja z poniższego teledysku.

Całe życie mam na karku schizofreniczną rodzinę oraz otaczającą ich sektę przekonaną, że są świętymi. I jak to bywa z sektami prowadzonymi przez schizofreników, przywódczyni sekty wyobraża sobie, że może decydować, kto z kim ma być. Piotr padł jej ofiarą, ja też. Swoimi intrygami oraz kłamstwami ta sekta sprawiła, że straciłam trzech narzeczonych, przekonanych, że kocham kogoś innego i że jestem chora psychicznie. Za każdym razem zostałam brutalnie rzucona, co powodowało mój wybuch wściekłości i nienawiści do faceta, który mnie rzucił. Bo jeśli chodzi o tę sektę i schizofreników, którzy mnie prześladują od dzieciństwa, mam bardzo zniszczone nerwy i reaguję bardzo nerwowo na każdy kolejny przypadek takiego zaszczucia. W pewnym przypadku nawet przyłapałam faceta na uściskach z idiotką, zanim w ogóle mnie poinformował, że mnie rzucił. Zmusiłam go, żeby mi powiedział prosto w twarz, że już nie chce być ze mną. Nie zdziwcie się, że ma u mnie bardzo złą opinię. I nie jestem w stanie mu zaufać.

Ta sekta – znowu jak to sekty i schizofrenicy – próbuje doprowadzić świat do takiego stanu, żeby wszystko zgadzało się z urojeniami schizofreników. Ja od dzieciństwa z nimi walczę. Już w dzieciństwie doprowadzili do moich problemów z pamięcią. Powtarza się to regularnie. Pod wpływem syndromu sztokholmskiego podejmuję złe decyzje, ale działając w wyznaczonych mi granicach, nadal pozostaję sobą – czyli kimś, kto nigdy nie był i nie będzie związany ze schizofrenikiem Rafałem. Nigdy też nie przytaknę tym świrom i nie potwierdzę ich rewelacji na temat mojego ojca, czy tego, że byli adopcyjnymi rodzicami. Sama Renata i jej chora psychicznie córka bredzą cały czas bez sensu.

Nawet walcząc z kolejnym zaszczuciem i pranie mózgu przez sektę, moi tak zwani przyjaciele lub tylko znajomi z fandomu bardziej się przejmowali tym, żebym ratowała i pomagała innym ludziom, zamiast zastanowić się, że znowu walczę o życie z nękającym mnie schizofrenikiem. Uważam, że Policja i biegli sądowi, tak samo jak moi znajomi, przyczynili się do wywołania tak dużego syndromu sztokholmskiego, jak nigdy wcześniej. Nie miałam wcześniej tylu fałszywych wspomnień, czy przekonań. Ani tak dużych problemów z pamięcią. Niestety to wina Nycza, który poczuł w sobie „moce psychoterapeutyczne”. Zostałam przez pewną idiotkę z pracy zmuszona do regularnych z nim rozmów i kobieta zniszczyła mi życie.

Wszystko odbyło się zbiorowym wysiłkiem fandomu i kilku idiotek. Mam nadzieję, już nigdy więcej nie być na żadnym konwencie.

Mam dosyć ludzi, którzy troszczą się o innych, uważając, że ja to sobie zawsze jakoś poradzę. I że mi to nic nie jest. Stałam się ofiarą przestępstwa, a cała uwaga otoczenia skupiła się na tym, aby ludzie którzy mnie doprowadzili do próby samobójczej przypadkiem nie mieli problemów z prawem. I że to ja mam wszystko ludziom tłumaczyć.

Kolejny imbecyl.

Nowak

Wbrew temu, co rozgłaszają pewne żmije z warszawskiego fandomu, nie nazywam się Nowak, a nazwisko jakim się posługuję jest nazwiskiem panieńskim, a nie po jakimś mężu. Jestem panną, a zaświadczenie o stanie cywilnym z tego roku też jest do odnalezienia na tym blogu. Mam za to od dzieciństwa na karku schizofreniczną rodzinę, która się nazywa Nowak. Zostali poszczuci na mnie przez kler, inaczej by nie wiedzieli o moim istnieniu. Niestety dla zabobonnych i niedouczonych katolików pan Nowak, który rozgłaszał wszem i wobec swoje urojenia, miał dostawać swoje wizje od Boga, który go w ten sposób wyróżnił. Taki schizofrenik już za życia został przez moją katechetkę określony jako „święty”.

Szczęśliwie już nie żyje, ale pałeczkę po nim przejęła jego córka Renata (z domu Nowak, a nie Haraldsson, hahaha). Ani nie jest moją przyjaciółką, ani krewną. Nie kontaktuję się z nią, więc też nie może powoływać się na to, że coś jej powiedziałam. Nie jest też byłą żoną czy narzeczoną Piotra. Nie była też wybitną sportsmenką, której ktoś zniszczył karierę. Nie jest jest „współautorką Wiedźmina”, chociaż tak rozpowiada o sobie. Za to ma bardzo dużo przyjaciółek i jest bardzo ambitna, jeśli chodzi o rozgłaszanie plotek o mnie.

Na początku lat dziewięćdziesiątych schizofreniczną rodzina Renaty zniszczyła mnie psychicznie i swoimi intrygami zmusiła mnie do rozstania z facetem, z którym miałam spędzić całe życie. Nie był to Piotr. Facet sam mnie rzucił, bo uwierzył, że kocham kogoś innego, a z nim „się męczę, bo go nie kocham”. Nie daruję tego tym ludziom nigdy. Znaleźli sobie wtedy sojuszników, którym opowiedzieli stek bzdur o mnie. Od tamtej pory nienawidzi mnie pewna Krysia, która już jako dziecko stanęła całkowicie po stronie schizofreniczki, która przedstawia się jako „Yennefer”, całkowicie pomijając weryfikację jej przechwałek u Sapkowskiego. Wiem, że kilka osób z fandomu spytało naszego Mistrza o tę „Yennefer”, która ma być niby „współautorką Wiedźmina” i osobą, której miałam podobno zniszczyć życie. To „niszczenie” jest oczywiście całkowicie jej urojeniem, bo to ona uwielbia – jak to schizofrenicy – zaszczuwać swoje ofiary, aż je doprowadzi do samobójstwa. Moi znajomi już dawno temu dostali informacje, że jej stwierdzenia o wyjątkowym literackim talencie to bzdura i mnie przeprosili. Fascynujące jest, że obecnie te osoby są również obiektem zaszczuwania przez fandom schizofreników. Nie wiem, jak oni, ale ja mam dosyć powtarzających się ataków na mnie.

Nikogo nie zniszczyłam i nie jestem osobą niebezpieczną, chociaż schizofreniczną rodzina wraz ze swoimi sojusznikami tak o mnie rozpowiada. Mogą zrobić wykład na temat, czym się kierują schizofrenicy, ale w skrócie chodzi o jedno – atakowani są ludzie zdolni, którym schizofrenicy tacy jak Nowak zazdroszczą. Ważne jest, że ludzie powinni weryfikować u najbardziej zainteresowanych takie krzywdzące stwierdzenia. Niestety kilka osób z mojej pracy pobiegło w tą samą stronę, co Krystyna i dołączyło się do zaszczucia mnie. Zaczęło podważać każde moje stwierdzenie na mój własny temat – lub co gorsza nękać za ostrzeżenia przed schizofrenikami Nowakami – i wynajdywać sobie urojone „dowody” na moją chorobę psychiczną. Rodzice Renaty czy jej krewni o nazwisku Nowak nigdy nie byli moimi „opiekunami”, ich zainteresowanie mną wynika ze schizofrenii. Zaszczuli i wykończyli psychicznie chyba wszystkich moich bliskich.

Zostałam brutalnie zaatakowana przez schizofreniczkę Renatę i jej przyjaciół po wygranym konkursie Genius Creations. Nic nie poradzę na to, że mój tekst został oceniony najwyżej. Są w nim niedoróbki, dlatego się niektórym jurorom nie podobał tak bardzo jak innym, ale takie są zasady. Sumarycznie zdobył najwięcej punktów. To, że schizofrenicy nie potrafili się z tym pogodzić, nie jest moim problemem, chociaż to ja zostałam przez nich zniszczona psychicznie.

Nie wiem, jak to się stało, że dostali tekst zanim jeszcze ukazała się antologia ze wszystkimi nagrodzonymi utworami. Zadziwia mnie to. Tekst został poddany wiwisekcji, czepiano się każdego mojego słowa i wbijano w ziemię. Udowadniano mi, że nie potrafię pisać. Napisałam ten utwór na prośbę Piotra, wiedząc, że warszawski fandom zrobił mi cancelling za „zaszczucie Yennefer” (oczywiście, że nikogo nie zaszczułam, wszelkie takie zarzuty, jak już powiedziałam, wynikają z paranoicznej schizofrenii, tak samo jak przypisywanie sobie przez Renatę osiągnięć innych). Podejrzewałam, że tylko anonimowy konkurs sprawi, że mój tekst będzie oceniony sprawiedliwie. Został oceniony poprawnie.

Żałuję, że napisałam ten tekst, bo przyciągnął uwagę schizofreników i wywołał atak również fanatycznie zakochanej w tej schizofreniczce Krystyny oraz jej ojca. Zrobili mi dokładnie to samo, co w latach dziewięćdziesiątych. Zostałam zniszczona psychicznie tak, że wolałabym już mieszkać za granicą i nigdy nic nie opublikować. Zresztą podejrzewam, że właśnie o wywołanie takiej reakcji im chodziło. Wiem, że panna Krysia jako dziecko postanowiła zostać największą pisarką fantastyki (w czym miało jej pomóc to, że poznała wyjątkowo utalentowaną „Yennefer” – czyli schizofreniczkę Renatę), oświadczyła mi tak. Mam nadzieję, że Andrzej wytłumaczy tej pani, kim dla niego jest Renata i wyleczy ją z fanatycznego uwielbienia dla tej schizofreniczki. Powtórzę tutaj jeszcze raz – zaszczuwaniem innych pisarzy nie buduje się popularności. A przynajmniej nie powinno. Ale jak widać warszawski fandom ma inne zdanie.

Przy okazji – Krystyna nigdy nie była narzeczoną Adama, chociaż schizofreniczka Renata bardzo chciała Adama do tego związku zmusić. Niestety schizofrenikom, szczególnie przywódcom sekt, bardzo się podoba wizja, w którym mogą decydować, kto z kim ma być. Tak samo Renata nie była narzeczoną Piotra, to są jej urojenia. A ja w życiu nie byłam związana ze schizofrenicznym bratem Renaty.

Nie nazywam się Nowak, tylko Wieczorek, córka Mariana. Do momentu zaszczucia na Anglistyce byłam bardzo dobrze przyjmowana w fandomie, bo wszyscy olewali schizofreniczne szlochy Nowaków. No cóż, zmieniło się to, a ja jak mój ojciec dochodzę w wniosku, że trzeba spierdolić ze środowiska, którym nadal rządzi schizofrenia Nowaków. Mój tata uciekł z Francji przed prześladującą go schizofreniczką i jej gangiem, ja też nie chcę narażać się na kolejne ataki wielbicieli Nowak.

Naprawdę spokój jest wart bardzo dużo i dla niego warto zrezygnować z wielu rzeczy. To że Kościół lubi robić ze schizofreników świętych, to ich prywatna sprawa, ale nie powinni wjeżdżać do fandomu ze swoimi urojeniami na temat tych schizofreników. Ja w życiu nie potwierdzę „świętości” Renaty czy jej ojca. Ten pedofil na nic nie zasługuje.

Kler doprowadził mnie praktycznie do załamania psychicznego, próbując zmusić mnie do potwierdzenia „świętości” Renaty oraz przyznania, że urojenia jej rodziny na mój temat są prawdą. Jedyne, co osiągnęli to moja formalna apostazja. Złamali także mi życie, tak jak Nycz sobie zaplanował. Potwierdzenie mojej apostazji wisi gdzieś na blogu. Niech sobie Nycz to potwierdzenie wydrukuje i dorzuci do „dokumentów” dowodzących „świętości” Renaty. Podobno już zaczął nieformalny proces beatyfikacyjny swojej stałej dupy i pewnie przyda mu się wiedza, że wcale mnie cudownie nie „nawróciła”, za to zabiegi jej kościelnych protektorów doprowadziły do mojego ostatecznego i nieodwracalnego zerwania z katolicyzmem. Czego i innym życzę, bo z tego zabobonu należy spierdalać. Psychiatrzy dobrze wiedzą, jak bardzo katolicyzm niszczy ludzi i nie mają żadnych złudzeń wobec Kościoła.

O co chodzi Opus Dei

Wbrew własnej chęci musiałam odbyć długie dyskusje z imbecylami z Opus Dei, którzy praktycznie doprowadzili mnie do szaleństwa. Tutaj zaznaczę, że Opus Dei ma dwie warstwy. Zewnętrzna to użyteczni idioci, którzy nie mają do końca informacji, jak ta sekta naprawdę działa. Warstwa wewnętrzna to schizofrenicy i „opiekujący się” nimi duchowni.

Moja dawna katechetka była z Opus Dei i była właśnie z tej wewnętrznej warstwy. Pokłóciłam się nią straszliwie jako dziecko nie tylko o rolę kobiet i ich prawa, ale także o ludzi chorych psychicznie. Mój tata miał zmarnowane swoje francuskie życie z powodu wariatki i świadomość chorób psychicznych w moim domu była zawsze wysoka. Katechetka zaś bredziła o świętych, którym Bóg mówi wszystko. Dla mnie oczywiste było, że opisuje choroby psychiczne.

W rezultacie tej kłótni napuściła na mnie rodziców Renaty i Rafała. Od początku było wiadomo, że są chorzy psychicznie, którzy – jak to głosiła sekta – zostali „uratowani” przez księdza z Opus Dei. Przestań brać leki na tę swoją schizofrenię, więc „cudownie ozdrowieli” i odblokowali swoją „łączność z Bogiem”. Schizofrenicy bez leków stali się potworami, a sekciarze zaś mieli i mają swoją radość, że mają swoich „świętych”. Założyciel tej chorej organizacji miał taką właśnie swoją „świętą” i wszyscy chcą go naśladować. Takie „ratowanie” schizofreników jest w DNA tej sekty, która jest oficjalna przybudówką Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Podejrzewam, że akurat tych zadań sekty Opus Dei nie ma w oficjalnym statucie, jeśli w ogóle taki powstał. Każdą sektę charakteryzują odstępstwa od realnych zasad głównej religii, bo sekta ma swoje własne zasady i swoje własne cele. Nie mam żadnej wątpliwości, że Opus Dei to sekta, jest tak zresztą opisana w podręcznikach psychiatrii.

To właśnie tacy „święci” od tej katechetki oraz ich ksiądz zaczęli mnie i moją rodzinę „diagnozować”. Od tamtej pory wszędzie pojawiają się nieprawdziwe plotki o mnie, a sekta coraz szerzej rozpościera swoje demoniczne skrzydła i coraz bardziej niszczy mi życie.

Problem z Opus Dei polegana tym, że nie tylko odciągają chorych od leczenia, ale też – jak już wspomniałam – „opiekują się” nimi. W praktyce oznacza to, że podtrzymują wszystkie ich urojenia i zaszczuwają ludzi, którzy pojawili się w tych urojeniach, a którzy nie chcą potwierdzić prawdziwości urojeń tych „świętych” wariatów. Bo – jak chce sekta – nikomu nie wolno podważać objawień świętych. Otoczenie Renaty i Rafała kradnie duże ilości kasy dla swoich „świętych”, którzy zachowują się jak klasyczni schizofrenicy, czyli chcą przejąć wszelkie materialne oznaki luksusu należące do innych osób, ale też sobie przypisują dokonania innych. Sekta walczy o to, żeby wszyscy inni też byli przekonani, że „święci” nie kłamią. Sekta stara się też o promowanie osób, które im pomagają, a niszczenie osób które jej przeszkadzają.

Nie jestem jedyną osobą zaszczucia i prania mózgu, którymi posługuje się Opus Dei. Nie tylko mnie próbowano zmusić do samobójstwa, bo nie chciałam potwierdzić słów ich „świętych” schizofreników. Moi przyjaciele nie żyją przez takie zabiegi. Osoby z Opus Dei naprawdę wierzą, że wyrywy mózgów opętanych przez schizofrenię, to wyroki żywych Bogów i że nie należy im się sprzeciwiać. Mam ich dosyć i każda osoba, która im pomaga ląduje na mojej osobistej shit list. Zbyt dużo mi ukradli, zbyt dużo z życia mi zniszczyli. W życiu się nie ukorzę i nie zacznę odgrywać roli, jaką mi napisała schizofrenia Renaty, Rafała oraz ich rodziców. Sprawa toczy się od lat siedemdziesiątych i naprawdę już wystarczy.

Teraz ja i moi przyjaciele zaczniemy walczyć o zmianę prawa w Polsce, dzięki którego chorzy psychicznie są świętymi krowami. Mój norweski przyjaciel, gdy już wiedział, że różne oskarżenia wysuwają osoby chore psychicznie, błyskawicznie dostał odpowiednią pomoc i jego schizofrenicy z Opus Dei wylądowali w psychiatryku. Stało się ku wielkiemu żalowi polskiej części Opus Dei, bo ludzi którzy zaczną się znowu leczyć, nie chcą z nimi już nigdy więcej „współpracować”.

Ofiara prześladowana przez schizofrenika nie ma w Polsce żadnej możliwości obrony. Policja nie ma żadnej wiedzy, jak postępować w takich przypadkach. Tylko rodzina schizofrenika może złożyć w Sądzie Opiekuńczym wniosek o przymusową hospitalizację, ale jest to coś, co tylko teoretycznie jest możliwe. Najczęściej zdrowe osoby w rodzinie schizofrenika same walczą o życie, podobnie jak ofiara prześladowań. Mój znajomy z rodziny Renaty nie dał rady przeprowadzić procedury, bo został zaszczuty. Niestety zdrowi członkowie rodziny schizofrenika albo są zabijani w takiej sytuacji, albo nękani do momentu, gdy sami się zabiją. Nic się nie da zrobić, szczególnie, gdy schizofrenik jest częścią Opus Dei i ma za sobą tą całą, oplatającą cały świat, organizację. Są to terroryści, a terror i pranie mózgu wywołuje problemy z pamięcią oraz celowo wywołany syndrom sztokholmski, który ma być dowodem, że schizofrenik mówi prawdę.

Jedyne, co można zrobić, to informować, jaka jest prawda i karać osoby, które pomagając schizofrenikom, posunęły się za daleko i złamały prawo. Wolałabym, żeby ta upiorna rodzina trafiła przymusowo do szpitala w latach siedemdziesiątych i miała swojego kuratora, ale wystarczy mi wychowywanie chamów oraz idiotów, którzy nie raczą niczego zweryfikować i próbują zamordować niewinne osoby. Powinni iść do więzienia, szczególnie jeśli dostali łapówki, które miały ich przekonać, że urojenia wariatki są prawdą i że naprawdę jest bogaczką z Norwegii. Bo wariatka i wariat rozdają hojną ręką wszystko, co dla nich ukradło Opus Dei. A że schizofrenicy zachowują się jak Gollum, to tej kasy przepalają mnóstwo i żądają coraz to nowej.

Krótkie ostrzeżenie

Opus Dei lubi kraść pieniądze, tak samo jak sam Kościół. Nycz, Barbara, Ryszard oraz schizofreniczne rodzeństwo Renata i Rafał bardzo lubią podawać się fałszywie za moich bliskich. U schizofreników mnie to nie dziwi, bo schizofrenik gdy tylko może, będzie żył z oszustw. Piotr został przez Rafała okradziony na dużą sumę pieniędzy, bo podawał się za mojego męża, a mój były narzeczony chciał, żeby mi niczego nie brakowało. Schizofrenicy kupili sobie za to mieszkania.

Schizofrenik Rafał próbował również okraść Andrzeja, również w tym przypadku podając się za mojego męża. Udało mi się to zablokować, bo porosiłam kogoś, żeby skontaktował się z Andrzejem, więc schizofrenik nie wziął kasy za jakieś urojone in vitro.

Również moi znajomi Szwedzi zostali okradzeni z pieniędzy, które chcieli mnie przekazać. Tym razem Nycz podawał się, według tego, co usłyszałam, za kogoś mi bliskiego. Przechwalał mi się, że dali mu szwedzkie korony, które Barbara dała moim nieświadomym koleżankom, jednocześnie wmawiając im, że Szwedzi są krewnymi Renaty i pieniądze są dla nich. A przynajmniej tak głosi ta opowieść. Wiem, że wariaci z Opus Dei są najmniej godnymi zaufania osobami, więc pewnie zmyślają, podobnie jak zmyślili opowieść o romansach Rafała. Więc nie, nie tworzy sobie haremu na wzór innych schizofreników, podejrzewam, że jest wręcz zablokowany przez konieczność obsługiwania penisów różnych kościelnych pedofili w dzieciństwie.

Krysia (wbrew temu, co mi bredzili durnie z Opus Dei, pewnie chcąc wywołać zazdrość i zmanipulować mnie do tego stopnia, żebym jednak dała się tak zeszmacić, żeby przyjąć znienawidzonego przeze mnie Rafała) nie rzuciła dla tego schizofrenika pewnego miłego faceta, tylko postanowiła uwierzyć złej osobie, że jest największą miłością innego gościa, który wedle tego, co ja sama usłyszałam, wcześniej w ogóle o niej nie słyszał. Zadziwiająca jest taka łatwowierność i narcyzm. u tej pani, ale podejrzewam, że wiem, skąd się wziął.

Jakby nie było, uważajcie na te numery i przekazujcie informacje lub pieniądze prosto do rąk osób, które rzeczywiście powinny je dostać. Nie wierzcie też, że zostaliście gdzieś zaproszeni, jeśli sami nie usłyszeliście tego od organizatorki przyjęcia.

Opus Dei to zdemoralizowane głupy chodzące na pasku schizofreników, których mają za wyrocznię i świętych. Im uwierzą we wszystko i zaszczują dla nich każdego. Jedyne w co nigdy nie uwierzą to istnienie chorób psychicznych. Dlatego naprawdę uważam, że założyciel ich sekty był sam chory psychicznie i mają w swoim organizacyjnym DNA nakaz „chronienia” schizofreników. Których tak naprawdę niszczą, odmawiając im leczenia.

Nie wolno im w nic wierzyć. Każde kłamstwo potrafią usprawiedliwić „dobrem Kościoła”, które tak naprawdę jest ich własnym dobrem i wytrychem pozwalającym zaszczuwać ludzi.

Gate crasher

Jednym z numerów jakie wycięła mi schizofreniczka Renata, było „zaproszenie” w moim imieniu Barbary na przyjęcie zaręczynowe, jakie urządzili dla nas rodzice Piotra. Chyba nie muszę dodawać, że Barbara nigdy nie była zaproszona.

Muszę tutaj zaznaczyć kilka rzeczy – nigdy nie utrzymywałam (i nie utrzymuję) żadnych kontaktów z tą schizofreniczką, więc nic jej nie mówiłam o sobie. Nie wiem, skąd się dowiedziała o tym przyjęciu, ale schizofrenicy są sprawni w zdobywaniu informacji o obiektach swojej obsesji. Nie tylko nie rozmawiałam ze schizofreniczką Renatą, w ogóle nie wiedziałam, kim jest Barbara. Domyślam się, że schizofreniczka Renata utrzymywała z nią kontakty z nią w „moim imieniu”, tak samo jak Nyczowi „spowiadała się” za mnie.

Dla przypomnienia – gdzieś na blogu jest moja apostazja sprzed kilku lat. Jestem ateistką i nienawidzę Kościoła od dziecka właśnie za ich numery ze schizofrenikami. Nie znam Barbary, Nycza oraz ich schizofrenicznych podopiecznych i nie chcę znać. Nie życzę sobie być zmuszana do rozmowy z nimi.

Barbara przyszła w zasadzie tylko po to, aby mnie obrzucić wyzwiskami. Wszyscy potraktowali ją jako wariatkę i nadal tak traktują. Babsko uwierzyło w szlochy paranoidalnej schizofreniczki, która jej wmówiła, że „ukradłam” jej mężczyznę oraz „karierę” filmową, więc postanowiło „zrobić ze mną porządek”. Jest osobą, która mnie śledzi i zaszczuwa swoimi kalumniami już blisko pięćdziesiąt lat – przypominam sobie tę głupią intrygantkę z czasów podstawówki, kiedy zaczęła zaszczuwać mnie na prośbę chorej psychicznie katechetki z Opus Dei.

Barbara wyszła z przyjęcia zaręczynowego wyprowadzona przez Policję. Żałuję, że były to czasy bez smartfonów i nikt nie zrobił z tego filmowej relacji na Facebooka. Chociaż z drugiej strony przypominam sobie teraz, że był tam jakiś filmowiec z kamerą, więc może jeszcze znajdzie się nagranie tego wiekopomnego wydarzenia i wszyscy będą mogli zobaczyć, jak się ośmieszyła. Bywaliśmy potem razem z Piotrem w wielu miejscach, więc wygłupy Barbary nie zniszczyły naszego związku. Prawda jest taka, że rzuciłam go później dla Michała.

Tutaj mały rys historyczny. Poznałam Piotra, gdy miał czternaście lat w czasie konwentu. Chodził za mną trzy lata, aż w końcu owinął mnie sobie dookoła palca i zgodziłam się za niego wyjść. To ja byłam starsza od Piotra, a nie Piotr ode mnie. Wszelkie stwierdzenia, że miał kogoś przede mną i że tę osobę skrzywdziłam, są czystymi urojeniami schizofreniczki, która w życiu Piotra nie poznała wcześniej. Piotr też nie wiedział, o kogo babsku chodzi.

Nie jestem też kimś, kto nagle i znikąd wziął się w fandomie. Już mój tata pokochał spotkania fanów fantastyki w latach siedemdziesiątych, pamiętam że kiedyś mnie wziął na takie spotkanie. Do śmierci był stałym bywalcem. Ja sama na pierwszym konwencie byłam dekadę później i przekonałam się, że ludzie mojego tatę oraz mnie zapamiętali. Mój tata był też metalem i kochał każdy rodzaj muzyki.

Piotr został bardzo skrzywdzony przez Barbarę oraz jej intrygi. Gdyby nie chciała koniecznie postawić na swoim, to w tamten fatalny weekend Piotr ja i jeszcze kilka osób bylibyśmy na obiedzie u jego rodziców. Niestety mój stan psychiczny uniemożliwił mi to spotkanie i zorganizowanie narady rodzinnej, bo zostałam krańcowo zaszczuta i sterroryzowana. Gdyby Piotr został w Warszawie, nie rozbiłby się o pień na jeziorze. W czasie wypadku był w towarzystwie kelnerki, którą odwoził do domu, bo uciekł jej ostatni autobus. Gdyby jej nie odwoził, nie trafiłby na ten pień, który znajdował się w części jeziora, którego nie znał. Nie miał z tą kelnerką romansu, po prostu wolał spędzić ten czas z dala od rodziny i się zasiedział w restauracji, bo się zamyślił. Wolał spędzać czas w restauracji, a nie sam w chałupie. Był w bardzo złej formie psychicznej i bardzo się martwił wszystkim, co się stało. Niestety lata wcześniej został zmuszony przez intrygantów i ich kłamstwa do zrobienia rzeczy, których żałował i potrzebował trochę „me time”.

Piotr się ugiął, ja nie, więc nie wyszłam za kogoś, kogo mi przeznaczyła sekta skupiona wokół schizofreniczki Renaty. Nadal są na mnie naciski – tym razem mam innego mężczyznę komuś „oddać”, jakby był rzeczą – ale się nie poddam. Facet ma prawo decydować o sobie i nie będę z niego robić niewolnika, wystarczy już, że Opus Dei uznało mnie za swoją „własność”.

Wyśmiejcie idiotkę Barbarę, gdy tylko ją gdzieś zobaczycie. Do tej pory terroryzuje mnie i szantażuje, grożąc że upubliczni urojenia Renaty na mój temat i wszyscy „się dowiedzą”, że „jestem prostytutką”, moja matka też i że wszyscy w rodzinie mnie „nienawidzą”. Jakby co, bardzo proszę każdy taki jej wyczyn raportować Policji. Ja naprawdę nie jestem właścicielką jakiegokolwiek mężczyzny, więc nie mogę go „oddać” Renacie, Krystynie, czy innej Basi. Naprawdę, co ta baba ma w głowie, to ja nawet nie wiem… Moim zdaniem jest wariatką. W moim świecie wszyscy są wolni i sami podejmują decyzję.

I naprawdę nie kłamię na temat swojego stanu cywilnego – nie jestem mężatką i na blogu jest moje całkiem niedawne zaświadczenie o stanie cywilnym. I powtarzam, moja siostrzenica nie nazywa się Michalina i nie jest moją córką. Macie przestać rozpowszechniać te kłamstwa.

Bardzo brzydkim zwyczajem są próby odbicia faceta przez wmówienie mu, że jego wybranka jest dzieciatą mężatką, by potem rzucić mu się na szyję i wpić w usta. Równie brzydkie jest mściwe zaszczuwanie rywalki z zamiarem doprowadzenia do samobójstwa, żeby się jej pozbyć. Takie kłamstwa i zaszczucie to są już sprawy kryminalne i tym razem nikt nie będzie czekał na przeprosiny.

Sami wiecie, o kim piszę…

Metamorfoza

Ktoś mi niedawno zarzucił, że się zmieniłam. Jest to prawda, ale też i truizm. Ludzie, których źle potraktowano z reguły uczą się nienawidzieć. I jeszcze to coś naturalnego, a nawet wskazanego – chęć zemsty (czyli zeznawaniu w czymś procesie karnym) jest czasem czymś, co utrzymuje przy życiu. Nie ma się wtedy cierpliwości do imbecyli, ani pogody ducha.

Wychowano mnie jako osobę, która – pomimo ataków wariatów z czasów podstawówki – była zawsze pogodna i pomocna. Uważam, że należy zmniejszać ilość cierpienia na świecie i że z każdym warto rozmawiać. Niestety dotyczy to tylko zdrowych psychicznie ludzi. Nie dotyczy to schizofreników oraz ich enablerów. Dosyć w życiu wycierpiałam, żeby cierpliwie znosić, że wariatka znowu próbuje mnie zmusić do zrobienia rzeczy, których nie chcę zrobić i które są dla mnie bardzo szkodliwe. Mam dosyć też idiotów, którzy uważają, że jakaś schizofreniczka jest „profesorem psychologii”, bo tak powiedziała. Zadziwiające, że naiwnym ludziom wystarcza i nikt nie stara się nawet weryfikować jej słów. Ja za to wciąż muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem, bo nawet moją znajomość angielskiego się podważa. Podobno „nie radziłam sobie w pracy lektorki”.

Wiem, że schizofreniczka ma wokół siebie enablerów, którzy ją kryją i ułatwiają popełnianie oszustw, bo tak rozumieją miłość. Wiedzą też, że na lekach grzecznie by siedziała przy mężu, a nie wpuszczała ich do łóżka. Ich motywacje są dla mnie oczywiste, bardzo lubią spełniać życzenia swojej schizofreniczki i chcą nieba jej przychylić. Nie rozumiem za to osób, które postanowiły mnie „wychować”, bo jakieś przybłędy przyszły do środowisk, w których już byłam znana i nic nie wskazywało na to, żebym była albo źle socjalizowana, albo chora psychicznie. Schizofrenicy uwielbiają oskarżać swoje ofiary o chorobę psychiczną, ale nie jest to powód, żeby banda amatorów nagle zaczęła kogoś „diagnozować” czy „leczyć”, bo ktoś nie chce ze schizofreniczką rozmawiać, czy nie potwierdza jej wersji wydarzeń. Szczególnie źle takie akcje wyglądają w pracy.

Schizofrenik z reguły dąży do przejęcia kontroli nad mózgiem swojej ofiary. Walczy z jej prawdziwymi wspomnieniami, które pod wpływem stresu zostają wyparte, a na ich miejsce wmawia swoje urojenia. Stąd też oskarżenia wysuwane przez taki schizofreniczny gang o „Alzheimera”, którym koniecznie musi zaopiekować się „pani psycholog” bez matury. To oskarżenie też jest śmieszne, bo Alzheimer to degeneratywna choroba mózgu, którym zajmuje się neurologia, a nie psychologia. W momencie uszkodzenia mózgu utracone wspomnienia są stracone na zawsze. Nękanie mnie pod pretekstem, że mam „Alzheimera”, jest mało zabawne. Tak samo mało zabawne było wciąganie mnie przemocą w urojenia dwójki schizofreników. To że moje życie i pamięć nie zgadza się z tym, co mówi pewien hierarcha, chroniący schizofreników oraz wybielający ich działania, nie oznacza, że wolno mnie z tego powodu atakować.

Dodatkowy kontekst tym oskarżeniom o „Alzheimera” stanowi fakt, że moja mama była neurologiem, moja siostra jest neurologiem, chociaż już jest na emeryturze. Mam w rodzinie jeszcze dwójkę lekarzy. Mój szwagier kontaktuje się dodatkowo, jeśli trzeba, z psychiatrą. Śledzi mój blog, bo go o to poprosiłam. Nigdy nie potrzebowałam żadnej „interwencji” osłów z fandomu. Nie jestem osobą tak samotną, że muszą się mną zajmować przypadkowe osoby, które naprawdę nic nie wiedzą ani o medycynie, ani o mnie. Sama też nie jestem aż tak głupia, żeby nie móc się auto-diagnozować – tym bardziej, że najlepiej wiem, kim są różni ludzie, co mi zrobili i z kim się spotykałam. Dodatkowo moje życie, to moja sprawa. Nikt nie będzie mojego życia za mnie układać z użyciem przemocy. Wypraszam sobie. To że jakaś schizofreniczka od dzieciństwa ma ambicję zmusić mnie do wyjścia za jej brata jest karygodne. Tak samo karze powinni podlegać ludzie, którzy chcą razem z nią do tego doprowadzić wbrew mojej woli. Mają się ode mie odpierdolić. Nie jest to facet, z którym bym chciała spędzić nawet godzinę. Chodzenia za mną po konwencie to nie jest „związek”. Nic innego nas nigdy nie „łączyło”. Wszystko, co o mnie powtarzacie, to kłamstwa.

Człowiek, któremu zrobiono pranie mózgu, jest bardzo kruchy i bardzo bezradny. Bardzo nie dziękuję ludziom, którzy wzięli udział w demolowaniu mojej świadomości oraz mojego życia. Próbowaliście też zmusić mnie do samobójstwa. Dwójka moich przyjaciół została w taki sposób zaszczuta ze skutkiem śmiertelnym. Ja prawie też pożegnałam się z życiem.

Jeżeli komuś nie podoba się prawda, to trudno, ale musi wiedzieć w czym wziął udział, tak bardzo radośnie się ciesząc, że może kogoś bezkarnie torturować psychicznie i zastraszać. Wyszło z was czyste zło.

Enabler schizofreniczki

Jak już wiele osób wie, mam na karku schizofreniczkę, która udaje profesor psychologii oraz moją przyjaciółkę. Zaręczam, nie jest ani psychologiem, ani nawet moją znajomą, za to ma wokół siebie wianuszek zachwyconych nią osób, które jej lepiej nie poznały.

Może to dziwić, ale tylko osoby, które nie spędziły dosyć czasu na zgłębianiu psychiatrii na własną rękę. Ja miałam szczęście pożyczyć kilka tomów od mojego dawnego nieformalnego teścia, więc intrygi tej schizofreniczki oraz jej dworu powodują u mnie tylko wzruszenie ramion.

Sama schizofreniczka nie byłaby nawet taka groźna, ale ma dwóch stałych kochanków, a przynajmniej o tylu wiem. Niestety obaj są enablerami i postępują zgodnie z podręcznikiem – czyli bardzo dużo ich energii jest wydawana na ukrywanie faktu, że ich ukochana jest chora psychicznie. Jest instruowana przez nich, co ma mówić i robić, żeby wybrnąć z podbramkowych sytuacji. Inaczej ludzie by się zorientowali, kim jest. Jej enablerzy jeszcze więcej energii spędzają, próbując doprowadzić świat do takiego stanu, żeby zgadzał się z jej urojeniami, a ludzie robili to, co ona chce. Bardzo pragną, żeby była z nich zadowolona. Z całym cynizmem doprowadzili u mnie do syndromu sztokholmskiego. Ale bez względu na to, co zrobią, nie będę się z tą schizofreniczką przyjaźnić, ani nie zostanę jej niewolnicą, jak sobie wymarzyła. Napewno też nie wyjdę za jej równie schizofrenicznego brata, który mnie nachodził w miejscu pracy.

Ten cały gang schizofreniczki stanął też na głowie, żeby zepsuć mi reputacje w kilku miejscach. Ratuję się na razie tym blogiem, ale jest to dopiero początek. Mój przyjaciel specjalista PR obiecał mi o wiele bardziej profesjonalną akcję w innych mediach.

Jedyne, co mogę powiedzieć, to odpierdolcie się ode mnie, jeśli nie jesteście po mojej stronie.

Pani Psycholog

Jak już wiedzą chyba wszyscy, którzy mnie znają od czasów Usenetu, mam na karku schizofreników, którzy się do mnie przyczepili już w czasach mojej podstawówki. Jakiś czas temu przetrwałam atak na siebie wystosowany przez schizofreniczkę Renatę oraz wielbiący ją tłum z fandomu. Muszę tutaj więc wyjaśnić, dlaczego udało im się też nakłonić do przeprowadzenia „interwencji” pewną durną psycholog.

Tak się składa, że psycholodzy nie diagnozują chorób psychicznych, więc nie posiadają wiedzy, jaką ja zgromadziłam broniąc się przed gangiem schizofreników. Wyjaśniłam już w jaki sposób trafiłam do Wydziału Psychologii – zachęcił mnie do studiowania tam mój nieformalny teść z czasów początków studiów – w inne miejsca w ramach studiów międzywydziałowych zagnała mnie potrzeba ratowania się przed zaszczuciem przez Opus Dei, którzy ubóstwili (dosłownie) prześladującą mnie schizofreniczkę.

Instytut Kryminologii UW i przedmioty, które tam wzięłam, dużo mi wyjaśnił w sprawie tego, co się działo wokół mnie, ale nadal potrzebowałam więcej informacji o schizofrenikach. Mój dawny nieformalny teść był Profesorem Psychiatrii i biegłym sądowym. Pożyczył mi kilka tomów, w tym też ten o typowych błędach medycznych. Wiedza z tego podręcznika przydaje się w kontaktach z lekarzami, wierzcie mi, bywają bardzo roztargnieni. Dodatkowo mam też w głowie typowe badania przesiewowe, którym należy się poddawać.

Informacje o schizofrenikach, które posiadam, nie pochodzą z podręczników psychologii. Tak więc nie ekscytujcie się tym, że jakaś pani Iwonka nie potwierdziła moich słów. Naprawdę kilka idiotek z fandomu za to bierze udział w zaszczuciu różnych osób stworzywszy gang kobiet, który spełnia życzenia schizofreniczki i jej przyjaciółki.

Jestem od dziecka zaszczuwana przez schizofreniczną rodzinę związaną z Kościołem, która dla Kościoła jest rodziną „świętych”, bo podobno mnie – wedle ich przechwałek – „nawrócili”. Moi dobrze znajomi wiedzą, że nie słowa prawdy w tym, co ci idioci o mnie mówią. A cała reputacja Renaty (dla Kościoła „świętej”, a dla fandomu „skrzywdzonej pisarki”) opiera się na jej schizofrenicznych opowieściach o sobie.

Schizofrenicy prześladują swoje ofiary do momentu, aż się ich zmusi do leczenia. Nie jest prawdą, że Renata „zna wszystkich” i „wie wszystko”, jak uważa sekta wokół niej zgromadzona. Owszem jest pytana o wszystko, ale w momencie pytania już wytwarza sobie urojenia na temat różnych osób i wydarzeń. Nie jest „psychologiem”, jest tępą schizofreniczką bez połowy mózgu, która – co jest zgodne z tym, co wiedzą psychiatrzy – stworzyła sobie różne „dowody” na potwierdzenie, że jej urojenia są prawdą. Razem ze swoim gangiem, ukradła mi pracę magisterską z kryminologii, którą miałam zanieść do zawodowej maszynistki do przepisania. Praca rozważa obowiązujące prawo (kryminologia zajmuje się także rozważaniem, co stanowi przestępstwo i jak/czy powinno być karane, czyli też przepisami prawa) dotyczące osób chorych psychicznie. Nic z tego nie jest psychologią. Psycholog nie zajmuje się chorymi psychicznie, nie zajmuje się też z reguły syndromem sztokholmskim, ani nic nie wie o zaburzeniach pamięci związanych ze stresem i zaszczuciem przez osoby chore psychicznie. Kryminolog za to zajmuje się prawnymi aspektami terroru oraz prawem dotyczącym sekt.

Miałam to szczęście, że moja dawna praca magisterska została skserowana przez mojego ówczesnego faceta o to. Nie wiedziałam, że to zrobił. Chciał mieć kopię, bo była tak dobra. Według mojej wiedzy jego kopia została zeskanowana i przekazana Policji.

Muszę dodać, że każdy psycholog po rozmowie z Renatą powinien się zorientować, że babsko nic nie o psychologii. Nie trzeba być, kurwa, do tego profilerem. Z tym, że rzeczywiście psycholog nie wie o typowych zachowaniach schizofreników takich jak Renata czy Rafał. Renata to naprawdę Gollum, przypisujący sobie wszystkie rzeczy, których nie zrobiła. Jeżeli istnieją w fandomie plotki, które się nie zgadzają się z tym, co mówi Renata i jej sekta za nią, to są rozpuszczane przez takie osoby jak Andrzej lub jego znajomi. Ja o sobie nie opowiadam.

Mam nadzieję, że już nikt z fandomu nie będzie mnie nachodził w pracy i zaszczuwał wraz z ludźmi, z którymi nie mam nic wspólnego. Nie są ani moimi przyjaciółmi, nie są też moimi bliskimi czy krewnymi. Są samowolnymi debilami, kierującymi się jakimiś ekscentrycznymi nakazami religijnymi, które jeżą włos na głowie ateistom i ludziom zdrowym psychicznie.

Niestety pewne panie też z innych miejsc niż fandom też przyczyniły się do zaszczucia mnie. Im też nie dziękuję. Straciłam przez tych schizofreników i ich sektą przyjaciół, którzy zostali zaszczuci ze skutkiem śmiertelnym. Niestety, Policja nie ma schematów postępowania w takich sytuacjach i też prowadząc śledztwo lub wykorzystując ofiary zaszczucia do uczestniczeniu w namawianiu schizofreników do leczenia, pogarsza ich stan. Ja musiłam napisać do Prokuratury, prosząc, żeby w końcu pojawili się tej sprawie biegli sądowi, którzy ocenią mój stan. Prawie mnie wykończyła konfrontacja z ojcem Renaty i Rafała, który był moim napastnikiem z dzieciństwa i z czasów studiów. Rafał też jest osobą, z którą nie mogę rozmawiać, bo działał wtedy razem z ojcem. Dwójka moich przyjaciół nie przeżyła takiej „pomocy” Policji i popełnili w latach dziewięćdziesiątych samobójstwo. Nie odpowiadam za ich śmierć, dwoiłam się i troiłam, żeby ich uratować.

Polska ma gówno, a nie standardy postępowania ze schizofrenikami i istniejące przepisy nie wystarczają, żeby ratować ofiary zaszczuwane przez osoby chore psychicznie, które kierują się obsesją na punkcie swoich ofiar, a także mają cechy paranoidalne, wiec szlochają, że to one są ofiarami.

Uważam, że każdy psychoterapeuta powinien też przeczytać podręcznik psychiatrii, żeby przestał bredzić i szkodzić pacjentom, którzy są na celowników schizofreników. Schizofrenicy sami nie zerwą ze swoją obsesją i zaszczuwanie trwa całe życie ofiary. Bardzo często kończy się samobójczą śmiercią ofiary.

Jestem w stanie się z tym pogodzić, że mnie fandom nie chce. Nie muszę bywać na konwentach i nie muszę pisać(1), proszę bardzo, moja stopa nie stanie w miejscu, gdzie mogę zostać ponownie zaatakowana. Ale na pewno nie będę pisać za schizofreników, żeby mogli udawać pisarzy, bo i takie żądania też wobec mnie wysuwali. Zbyt długo wygrzebywałam się z syndromu sztokholmskiego (jak najbardziej zdiagnozowanego przez biegłego), żeby narażać się na jakieś nieprzyjemności. Ale mam prawo wygłaszać swoje zdanie.

Tak więc, trzymajcie się, durne kurwy, ode mnie z daleka.

⛧⛧⛧

(1) Piszę tak, bo zagrożono mi zniszczeniem kariery pisarskiej, jeśli nie podporządkuję się i nie zacznę wypełniać żądań moich prześladowców. Nie zamierzam przepraszać nikogo ze schizofreników, czy Opus Dei. Nie przeproszę też pewnej „rycerki”. Mam nadzieję, że w życiu już ich nie zobaczę.

Team Me

W fandomie zwalczają się dwie grupy ludzi – osoby, które znały Piotra i wiedzą, że nigdy nie był z Renatą oraz ludzie, którzy nie są w stanie rozpoznać w Renacie schizofreniczki, bo mają za mało danych, żeby ją przyłapać na urojeniach. Są też osoby infantylnie w niej zakochane, które nie przyjmują do wiadomości, że Renata jest totalnym świrem i jej żądania są wzięte z dupy, tak samo jak żądania jej brata. Są też narcyzi, którzy nigdy niczego nie weryfikują, tylko dają się złapać charyzmatycznej schizofreniczce.

Schizofrenicy są charyzmatyczni, ich zaszczute ofiary nie, bo zamiast się przechwalać i stroić wielkopańskie miny, ledwo dyszą po zaszczuciu i nie wiedzą o całym morzu plotek i bzdur, jakie są odbywają się za ich plecami. Do tego tak drastyczne okoliczności jak zaszczucie przez schizofrenika wywołują problemy z pamięcią, więc bardzo trudno się obronić. Z reguły zaszczucie aż do wystąpienia amnezji oznacza śmierć dla ofiary schizofrenika, bo schizofrenik z łatwością wtedy doprowadza do samobójstwa osoby, na której punkcie ma obsesję.

W najgorszym wypadku schizofrenik zgromadzi wokół siebie grupę ludzi, którzy go zaczynają chronić, bo wierzą w jego urojenia. W przypadku Renaty doszedł jeszcze do tego Kościół i schizofrenicy zgromadzeni w oraz wokół Kościoła, którzy uznali ją za „świętą”, bo przechwalała moim „nawróceniem”.

Znałam Piotra, więc nigdy nie będę team Renata. Bardzo proszę już na mnie nie napadać i mi nie „przypominać” o rzeczach, które podobno „zapomniałam”. Moją prawo to robić tylko moi bliscy, czyli ludzie należący do „team Me”, którzy rzeczywiście mnie znają i odnoszą się do mnie z szacunkiem. Ale gdy musze wybierać, to zawsze będę team Piotr, bo był po prostu olbrzymim pechowcem, tak samo jak ja. Był bardzo dobrym facetem.

Schizofrenicy potrafią oszukać nawet najlepszego psychiatrę. Pamiętajcie o tym. Wszystko trzeba weryfikować od razu, a nie po zaszczuwaniu ofiary schizofrenika przez całe jej życie, które zostaje zmarnowane na mozolne wychodzenie z traumy i syndromu sztokholmskiego, które są co chwila pogłębiane. W takiej sytuacji naprawdę niewiele można „naprawić” i trzeba się zmierzyć z konsekwencjami tego, co się zrobiło pomagając schizofrenikom. Ja naprawdę nikogo, kto utrudniał mi życie, nie będę ratować.

Każdy odpowiada sam za siebie i nie jestem niczyją niewolnicą, żeby mnie zmuszać do zrobienia rzeczy, których nie chcę zrobić.

Barbara

Barbara jest tak samo chora psychicznie jak Ryszard. Oboje należą do Opus Dei, oficjalnej przybudówki Kościoła Rzymsko-Katolickiego, która zrzesza samych wariatów i jest wymieniana wśród groźnych sekt w podręcznikach kryminologicznych.

Barbara i Ryszard przedstawiają się często jako moi „rodzice chrzestni” albo „opiekunowie prawni z ramienia Kościoła”. Jest to totalna bzdura. Moimi prawdziwymi rodzicami chrzestnymi są osoby z mojej rodziny. Oboje przyczepili się do mnie po mojej scysji z katechetką i od tamtem pory mnie prześladują.

W pewnym momencie zaczęli prześladować także moją matkę, która nie miała doświadczenia z osobami chorymi psychicznie, a naprawdę można się pomylić, bo osoby chore są bardzo sugestywne, a ofiara przez nich prześladowana bardzo często nie potrafi powiedzieć nawet, kim oni są i skąd ją znają. Niestety kontakty z ludźmi chorymi są tak traumatyzujące, że z reguły się je wypiera.

W pewnym momencie zaczęłam organizować pomoc dla mojej mamy, bo się nie powiodła pierwsza próba przeszczepienia jej soczewek. Andrzej zgodził się jej pomóc i zaczęły się przygotowania do kolejnej operacji, już nie na NFZ. Ale moja mama zaczęła się źle czuć i trzeba było to odłożyć. Trafiła do szpitala i miała operację brzuszną. Wszystko byłoby dobrze. gdyby miała zdrowsze serce. Nastąpiły komplikacje i zmarła. Dlatego należy uprawiać sport, wtedy serce będzie w dobrym stanie conajmniej do dziewięćdziesiątego roku życia. Sportowcy żyją dłużej i mają więcej z życia.

Andrzej wiedział o prześladującej mnie Renacie oraz o problemach, jakie Piotr miał z nią. Porozmawiał o niej i o mnie z moją mamą, która wcześniej czerpała informacje od Renaty i Barbary. Moja mama przeprosiła mnie za różne swoje akcje z przeszłości i rozmawiała na temat obu wariatek z Policją. Całkowicie zerwała wtedy kontakty z Barbarą i ją przeklęła. Wszelkie przechwałki tej kreatury, że jest przyjaciółką mojej mamy, są albo jej celowym kłamstwem (schizofrenicy mają zniesione hamulce zabraniające kłamania i popełniania przestępstw), albo są wzięte wprost z jej urojeń. Moja mama nie żyje od roku 2000 i nie mogła z nią niedawno rozmawiać, a takie rzeczy od Barbary słyszałam. Nawet jeśli moja mama miałaby zdrowe serce, to prawdopodobnie już by nie żyła, bo urodziła się w 1931, a ja jestem późnym dzieckiem.

Nie wierzcie Barbarze w nic. Jest tak samo niegodna zaufania jak Renata i Rafał.