Niewiele osób wie, w jaki sposób zostaje się takim katolikożercą jak ja. Większość ludzi przechodzi przez cała swoją edukację religijną i nawet nie natknie się na jakikolwiek ślad czegoś, co dla Nycza i innych ludzi z hierarchii Kościoła jest sednem katolicyzmu. Chodzi mianowicie o tak zwanych „żywych świętych” – czyli mówię o pewnych, zdaniem ich protektorów, kandydatach do beatyfikacji, która o dziwo może nastąpić nawet za życia.
Takimi „świętymi” dla Kościoła Rzymsko-Katolickiego są osoby, które dla psychoterapeutów oraz psychiatrów są klasycznymi przypadkami schizofrenii. Sam schizofrenik jest bardzo, że tak powiem, przykry dla otoczenia – jeden z moich byłych został zabity przez takiego chorego psychicznie człowieka, chociaż atakujący działał sam i nawet nie miał odrobiny wsparcia takiej organizacji jak Opus Dei. Jego kolega został przez tego schizofrenika zaatakowany i szczęśliwie wariat nadział się na nóż, który sam złapał, żeby niewinnego człowieka zaszlachtować po kłótni o jakieś urojone biznesy i pieniądze.
Kłótnie o pieniądze to najczęściej sedno działań schizofreników. Mają potrzebę szybkiego wzbogacenia się i zaczynają mieć urojenia, że wszystko do nich należy. Nie ma znaczenia, mąż czy narzeczony znajomej, jej mieszkanie, jakieś konspekty powieści, czy też rzeczy, których dokonała. Przejmowani są jej znajomi, a schizofrenicy jak Gollum zaczynają żyć życiem swojej ofiary, którą cały czas oskarżają o chorobę psychiczną, a siebie fałszywie przedstawiają jako rodzinę lub przyjaciół. Zresztą podawanie się osoby, którymi się nie jest, stanowi chleb powszedni schizofreników. Przyjmują każde role, które pozwolą im urobić otoczenie i przeprowadzić swój schizofreniczny plan przejęcia czyjegoś majątku, czy zabicia kogoś, czyje miejsce w społeczeństwie chcą zająć. Bardzo często zabijają lub doprowadzają do śmierci swoich ofiar przekonani, że istnieje jakieś zlecenia przelewu, które po śmierci ich ofiary sprowadzi na schizofreników szczęście gwałtownego wzbogacenia się.
I gdzie w tym wszystkim jest Kościół? Jak najbardziej po stronie złodziei i przestępców. Wystarczy, że ci ludzie cierpią na urojenia i zostają okrzyknięci „świętymi”. Schizofrenicy od razu wyczuwają chachę i opowiadają o jakiś dokonanych przez siebie „cudach”, pomawiając swoje ofiary. Jest to bardzo zabawne, bo jeden z podręczników psychoterapeuty rozprawia się z takimi urojeniami oraz metodami, jakimi schizofrenicy chcą przekonać otoczenie, że faktycznie przepowiadają przyszłość lub dokonują jakiegoś cudu. Nie ma żadnych cudów. Nic nie takiego nie potwierdzono. Ani razu.
Oczywiście zabobonny lud z Kościoła już samą schizofrenię uważa za „cud”. Idiotka, która uczyła mnie religii, naprawdę traktowała schizofrenika Ryszarda, jako magiczny hotline do Boga, dzięki któremu mogła dowiedzieć się o rzeczach, których Ryszard nie widział. lub o ludziach, których on nie znał. Mój tata nie był pedofilem. Nigdy się na niego nie skarżyłam. Byłam za to małą pływaczką, która wystąpiła w telewizji i to przyczyniło się do rozwinięcia patologicznej zawiści schizofrenicznych siostrzenic Ryszarda. Mój tata był bardzo znanym w środowisku fanem fantastyki. Bywał na konwentach polskich i zagranicznych już od lat siedemdziesiątych. Był tam samo lubiany jak ja. Tak samo jak ja pomagał wielu osobom i zachęcał do pisania. Dzielił się też pomysłami. Andrzej rozmawiał ze mną tylko dlatego, że pamiętał i cenił mojego tatę. Szkoda, że Andrzej dał się oszukać Opus Dei, Ryszardowi oraz Nyczowi na temat urojonego związku mojego i Romana. Ryszard nigdy nie był przyjacielem naszej rodziny. Nycz też nie.
Nigdy nie przyjęłam do wiadomości, że mam wybierać pomiędzy klasztorem i Romanem, czy też zostawał niewolnicą rodziny Ryszarda i Renaty. Nie zamierzam im służyć, nie interesuje mnie ich sfałszowany listo do Dyrektora Opus Dei. Nie ja go napisałam, nie ja oddałam się w służbę Opus Dei. Ludzie z moim pochodzeniem nie są niewolnikami i nie dam się tak traktować. Bardzo ciekawe jest, że dla Kościoła wszyscy ochrzczeni ludzie stanowią „trzodę”, z którą mogą robić, co chcą. Stąd też to wyznaczenie Ryszarda jako mojego oficjalnego kościelnego „opiekuna” oraz próby odebrania mi wolności, zaszczucia i oddania mojego majątku schizofrenikom, tylko dlatego że o to „święci” schizofrenicy poprosili. Wszystko tylko po to, aby dalej ci wariaci byli zadowoleni i dalej popierali Nycza w jego ambicjach. Bo chyba nie wierzycie w istnienie ludzi tak zabobonnych, że negują istnienie chorób psychicznych.
Byliśmy wszyscy bardzo szczęśliwa rodziną dopóki nie pojawiły się schizofreniczne, zawistne kurwy z Opus Dei i nie zaczęły „wyrównywać szans”. Bardzo szybko sobie wymyśliły, że mnie zmuszą do pójścia do klasztoru, a ja z „wdzięczności” zostawię im cały mój majątek i że już zawsze im będę dupę lizać i czołgać się, żeby błagać o jakąś kromkę chleba. Zaczęły się nieprawdziwe oskarżenia mnie o prostytucje, a także pobicie mnie z prawie skutkiem śmiertelnym na lodowisku szkolnym. Kopano mnie także po głowie do momentu, aż – w próbie ratowania życia – potwierdziłam, że jestem „kurwą”. Miałam obowiązek zrobić wszystko, żeby ratować życie, do takiego doszłam wniosku. I tak zaprzeczałam tak długo, że wylądowałam na obserwacji ze wstrząśnieniem mózgu oraz połamanymi żebrami.
Niestety dorośli popełnili pewien błąd. Nie wiedzieli, że takie kurwy ze schizofrenią, ich rodziców oraz kler należało błyskawicznie postawić przed sądem, chociażby cywilnym. Skończyłyby się oskarżenia mnie o rzeczy, których nie zrobiłam, przypisywanie sobie moich dobrych cech i oskarżanie mnie o rzeczy, które te schizofreniczne kurwy same zrobiły. Sąd – nawet cywilny – może wyznaczyć obserwację psychiatryczną i zaczęły by moje prześladowczynie brać leki. Zamiast tego, przyjmowaliśmy jakieś nic nie warte przeprosiny i cały czas stanowiliśmy cel ataku kurew z Opus Dei oraz chroniącego ich kleru.
Schizofreniczki ukryły swój spisek, który wyniósł Nycza na fotel biskupa. Zaczęły opowiadać o cudzie „nawrócenia mnie”. Tylko jakoś – kurwa – nie nie mogę potwierdzić. Tak samo jak nie mogę potwierdzić ich opowieści o mnie i moich rodzicach. Uparcie rzeczywistość nie chce przyjąć formy, jaką chce jej nadać Opus Dei. Zamiast potwierdzić cokolwiek, co Renata czy Anna mówią, straciłam już całkowicie wiarę w jakikolwiek kościół chrześcijański i nigdy nie potwierdzę ich cudów. Chociaż o mało co nie zakatowano mnie na śmierć, nie zaszczuto w pracy, bo zaczęłam mówić prawdę o Renacie i Annie.
Schizofrenicy dążą do tego, aby nadać rzeczywistości formę swoich urojeń, żeby zmusić ludzi do potwierdzania tego, co sobie uroili. Kościół Rzymsko-Katolicki jest dla nich ulubionym schronieniem, chociaż – jak to schizofrenicy – Ryszard oraz siostrzeniec i siostrzenice udają, że są nowocześni i wykształceni, a ja niby mam być maniacko religijna. Zabawne jest to, że Roman, którego przyparto do muru, zaczął zapowiadać, że jeśli w sądzie udowodnią mu, że jego urojenia są nieprawdziwe, to zacznie modlić się o cud i że on nastąpi.
Ja jestem skrajnie racjonalna i nie zamierzam się modlić, ani pomagać Nyczowi, aby został papieżem. Urojenia moich znajomych z podstawówki – którzy przekonali kler, że Nycz jest bożym „wybrańcem” i przyszłym biskupem Rzymu – wystarczyły, aby dochrapał się stanowiska biskupa. Moja odmowa pójścia do klasztoru oraz walka z Nyczem zahamowała jego triumfalny marsz do Watykanu. Został kardynałem jako starzec, czyli jak mi powiedziano wcześniej z powodu wieku. Dopiero w momencie awansu Nycza kler miał przeprowadzić weryfikacje dokumentów, czyli ustalenie, czy znajduje się w nich to, co rodzina Ryszarda – szczególnie schizofreniczka Barbara – powiedziała, że się znajduje.
Zamiast moich podziękowań dla tej chorej psychicznie rodziny, znajduje się tam moja apostazja, w której przedstawiam się jako poganka. Postarałam się też, aby wiele osób napisało, co naprawdę o rodzinie Ryszarda i o „świętej” Barbarze myślą. Znalazły się tam też źródła z Policji, świadczące o tym, że wszelkie przechwałki Barbary czy jej siostrzenic wzięły się tylko z ich choroby.
Wedle mojej wiedzy powinno to zatrzymać Nycza w ataku na tron biskupa Rzymu, chociaż miał już podobno ustaloną z Prevostem (czy jak tam on się nazywa) przyszłą abdykację, aby Nycz mógł przejąć tron. Wątpię, żeby w tej sytuacji to nastąpiło. Szkoda tylko, że to bydle w chęci zdobycia władzy nad katolickim światem, zniszczyło całą moją rodzinę, moje życie osobiste, karierę sportową czy muzyczną, oraz każdy inny aspekt mojego życia wraz ze sprowadzeniem cierpień, przez które przechodzą ludzie zaszczuci i skazany na walkę z syndromem sztokholmskim, a także doprowadziło do tego, że schizofreniczny gang z mojej podstawówki przejął władzę nad Avangardą. Ale cóż, Avangarda zawsze bardziej mnie potrzebowała niż ja jej. Więc pokazuję wszystkim debilom dużego latającego fucka.
Nigdy nie byłam osobą z opowieści Nycza, Ryszarda, Renaty, czy dzieci z ich rodziny. Opisywana przez nich osoba pochodzi z urojeń schizofreników i nigdy nie była prawdziwa. Nie mogę nic potwierdzić z ich dziwacznych opowieści o mnie. Nic nie zgadza się z dokumentami.
Szkoda tylko, że Nycz zniszczył ruch fanów fantastyki, popierając schizofreniczki i za nie ręcząc. Ale cóż, Opus Dei po równo nienawidzi metali jak i fantasy. Ciekawe tylko, kim jest ten jego „syn” (podobo biologiczny), który tak bardzo ważny jest w warszawskim klubie. Może moi znajomi powinni go wytropić. Albo zrobić porównanie genetyczne pomiędzy Romanem, a Nyczem? Takie sugestie, że to syn Barbary i Nycza, usłyszałam od Ryszarda już dawno temu. Ale to wariat, więc wszystko trzeba weryfikować.
Ryszard nie jest moim ojcem, chociaż tak potrafi o sobie mówić. Kto jest naprawdę moim ojcem, widać dobrze na potwierdzeniu mojej apostazji oraz zaświadczeniu o stanie cywilnym. Oba dokumenty do znalezienia na blogu.
Najgorsze jest, że schizofrenicy nigdy nie przestają tropić i nękać swojej ofiary, więc zawsze mogę się spodziewać z ich strony dogrywki. A nadal jestem zbyt słaba, aby ciągać ich po sądach cywilnych w nadziei, że zostaną skierowani na obserwację. Do Sądu Opiekuńczego nie mogę iść, bo nie jestem ich rodziną. Mój znajomy z Arizony w podobnej sytuacji, gdy jego córki zostały zaatakowane przez schizofrenika, dostał każdą pomoc policji amerykańskiej. A i tak dziewczynki przeżyły zeznania w sądzie bardzo mocno i ratowała ich tylko obecność psychoterapeuty, co poradziłam.
Chociaż na całe szczęście moja apostazja i ośmieszenie Nycza powinno zdjąć mi Kościół z karku. Małe, a cieszy.