Archiwum kategorii: Różne

Diagnostyka

Jak już pewnie Moi Drodzy Czytelnicy wiedzą, mam od lat osiemdziesiątych problem z wariatami z Opus Dei. Spotkałam ich po raz pierwszy przed koncertem Megadeth w Warszawie. Część z nich jest z Gdańska, część z Warszawy. Zgromadzili się, żeby protestować przeciwko Szatanowi, zakamuflowanemu jako heavy metal. Dlaczego akurat przeszkadza im szczególnie ten gatunek? Nie mam pojęcia, nie będę komentować ich braku gustu, ale wiem, że przeszkadza im każda muzyka. Bo „odciąga od Boga”.

Z całego tłumu wyselekcjonowali mnie i zaczęli nawracać, czyli „bronić” przed Szatanem, Heavym Metalem. Nie wiem dokładnie, dlaczego ja im podpadłam, ale mam taką twarz, że zawsze z całej chmary ludzi wariat podejdzie do mnie i mnie zacznie atakować, tak samo jak zawsze jestem zaczepiana przez żebraków na ulicy. Inne osoby przechodzą zawsze obok takiego gościa nie niepokojone.

Wariaci z Opus Dei zabronili mi iść na ten koncert, a gdy nie chciałam posłuchać, tylko się stawiałam – znaczy się, broniłam moich praw – zostałam uderzona pięścią w twarz. Od tej pory jestem przez nich prześladowana. Wśród tych ludzi jest pan Ryszard, który z lubością się przedstawia jako ktoś z mojej rodziny, lub nawet opiekun prawny, wmawiając ludziom, że jestem sierotą. Napiszę wprost – mój tata zmarł, gdy byłam nastolatką, a mama, gdy miałam rocznikowo, brakowało tylko miesiąca, trzydzieści dwa lata. Trudną mnie uznać za sierotę, która wymagała „opiekuna prawnego”. Tak samo nieprawdą jest, że jestem z Gdańska. Bardzo rzadko tam bywałam, a od wielu lat unikam już tego miasta, gdzie mieszkają prześladujący mnie ludzie.

Zabawne jest, że schizofrenicy z Gdańska znajdą sobie zawsze jakiegoś psychiatrę, który ich wysłuchuje i bardzo się przejmuje ich urojeniami. Za to zupełnie już niezabawne jest, że taki psychiatra postanawia wyrzucić przez okno wszelkie zasady etyki oraz metody diagnostyki i zapomina, że nie diagnozuje się na podstawie urojeń schizofrenika. To jest podstawa, wręcz abc tej specjalizacji – jednym z ulubionych zagrań schizofreników jest oskarżania innych ludzi, szczególnie tych, którzy padają ofiarą ich chorej obsesji, o chorobę psychiczną oraz napuszczanie na nich psychiatrów. Próbują w ten sposób zyskać kontrolę nad życiem ofiary i wmówić jej, że schizofreniczne urojenia na jej temat są prawdą.

Istnieje coś takiego jak dobrowolność leczenia, więc absolutnie nie jestem wdzięczna za zakłócanie mojej pracy i gnębienie mnie pod dyktando schizofreników i wmawianie mi, że mam im wierzyć. Schizofreniczny magazynier z Biedronki naprawdę nie jest ani moim jakimś byłym, ani obecnym mężem. Wystąpiły w moim życiu i pracy w pewnym momencie bardzo spore, delikatnie mówiąc, perturbacje, ponieważ moja wersja – prawdziwa – nie zgadzała się z urojoną wersją schizofrenika, którą za to jako prawdę przedstawiał wszędzie pewien psychiatra oraz wmawiał ją różnym decyzyjnym ludziom.

Naprawdę nie było przyjemne udowadnianie, że nie jestem z Gdańska, że całe życie mieszkam i mieszkałam w tym samym miejscu i że nie chodzę z nożem po Gdańsku, prześladując wariatkę, która nigdy nie studiowała na Anglistyce, tylko tam przychodziła mnie nękać razem z innymi wariatami, ani nigdy nie była moją przyjaciółką. Nigdy też jej niczego nie splagiatowałam, ani też nie jest „prawdziwą” autorką moich tłumaczeń. Ani też nigdy nie zniszczyłam jej żadnego związku – jest całkowicie inaczej, to ona fałszywie podawała się za osobę związaną z każdym z moich facetów. Wyciągnęłam z niej w pewnym momencie, że to „Bóg jej mówi, że to jej mąż, a ja niszczę ją, zrywając z tym człowiekiem.” Rozmowy z tą panią oraz innymi wariatami z tej sekty – cóż z tego, że oficjalnie uznanej przez Kościół, który zawsze ich wspiera i im pomaga – należą do jednych z najbardziej nieprzyjemnych i traumatyzujących doświadczeń w moim życiu.

Mam nadzieję, że to już zamyka sprawę tej pani, stopnia w jakim należy jej wierzyć i tym podobnych jeszcze bardziej nieprzyjemnych spraw.

Pranie

Po zaszczuciu przez schizofreników z Opus Dei nadal nie jestem w stanie uwolnić się od różnych fałszywych stwierdzeń, które mi wmówili jeszcze w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – jak na przykład, że działają na polecenie mojej mamy. W języku schizofreników oznacza to tyle, że „kieruje nimi Matka Boska”.

Zostałam z tym wszystkim sama – nie miałam pomocy psychologa i skończyło się rozstaniem z kolejnym chłopakiem (jak zwykle znalazła się schizofreniczka twierdząca, że jest z nim w ciąży) oraz amnezją. Zostałam z powodu kolejnego rozstania oskarżona o chorobę psychiczną. Schizofrenicy z Opus Dei uważają siebie za normę i oskarżają innych o schizofrenię. Oprócz nich ktoś z mojego otoczenia, nie zajmując się zupełnie faktami, wystartował z oskarżeniem o dwubiegunówkę.

Miałam mieć fazę manii, ponieważ biegałam wieczorami. No cóż ja poradzę, spotykałam się ze sportowcem, który mnie namówił na pilnowanie tego, co jem i na bieganie. Dowiedziałam się też dużo o sporcie i ile mam biegać, żeby podnieść pułap tlenowy. W dzieciństwie marzyłam o Torwarze – chęć wzięcia udziału w treningach nie jest chyba dziwne w takiej sytuacji. Tym bardziej, że jako dziecko nauczyłam się jeździć na łyżwach. Nie rozumiem, jak można w takiej sytuacji zakochaną dziewczynę oskarżać o manię…

Analogicznie, gdy mi się rozsypała psychika pod wpływem ataków wariatów oraz tego, że uwierzyłam rozszlochanej schizofreniczce z Gdańska i zerwałam z M., nie należało tego w ogóle rozumieć jako fazę depresji. Był to naturalny w takiej sytuacji dół. Nie poradzę nic na to, że jestem tylko człowiekiem i że w takich sytuacjach nie wyrabiam.

Nigdy nie brałam leków na psychozę maniakalno-depresyjną. Brałam leki przeciwdepresyjne. Po okresie insomnii poszłam się leczyć i po okresie ambulatoryjnej obserwacji wyszłam jako osoba z receptą na same leki przeciwlękowe.

Jedyne problemy jakie rzeczywiście mam, wynikają z tego z zaszczucia – a zaszczuli mnie nie tylko kościelni schizofrenicy, z którymi naprawdę nie da się nic zrobić, bo dobrze żyją z polskiego zabobonu. A przepisy ich chronią.

No cóż, imbecyli o zerowej inteligencji emocjonalnej oraz braku intuicji psychologicznej nie brakuje. A najzabawniejsze jest, że tacy ludzie zostają niedouczonymi psychiatrami, którzy w życiu nie mieli nawet godziny wykładów z psychologii. Dlatego też standardy diagnostyki zakładają, że nie powinni diagnozować bez psychologa klinicznego, ale jest to ogólnie ignorowane. Ani nie powinni diagnozować członków rodziny (a dla pewnego idioty, szcześliwie już martwego) byłam podobno jak przybrana córka. Skandalem jest, że psychiatrzy nie mają pojęcia, jak niszczące dla psychiki jest być zmuszonym do rozmowy ze schizofrenikami, a spotkało mnie to kilkakrotnie. Nie wiem, czym się ten człowiek kierował? Chyba nie sympatią ani życzliwością… Narcyzm w jego zawodzie jest nagminny i przerażający. I na pewno nie kierował się wiedzą, tylko własnym zabobonem i błędami poznawczymi. Zawsze podejrzewałam, że chciał doprowadzić do mojego rozstania z jego synem. I umierał zachwycony, że ma inną synową.

Bardzo dziękuję psychologowi, który wraz z moimi przyjaciółmi zaangażował się w stawianie mnie na nogi. Innym ludziom nie dziękuję.

Koncert

Poznałam M. w czasie koncertu. Był piękny, wysoki, wysportowany i wydawało mi się, z moimi kompleksami, że do niego nie pasuję. Ale uparł się, że musi zostać moim chłopakiem. Wkrótce byliśmy nierozłączni.

Mój chłopak sam wieczorem trenował, więc wtedy miałam czas dla siebie. Zmusił mnie, żebym wtedy zaczęła biegać. Wpadał pomiędzy zajęciami na Akademii Medycznej na Anglistykę. Oboje zaniedbywaliśmy naukę. Zaliczałam wszystkie przedmioty tylko na podstawie rzeczy, które zapamiętałam z zajęć.

Wśród rzeczy, których nie zaniedbywaliśmy były koncert heavy metalowe. Ja sama przykułam uwagę wariatów obstawiających podobne koncerty jeszcze w czasie liceum. Szczególnie gnębią ładne dziewczyny i terroryzują, żeby nie weszły na koncert.

Ponownie na mnie wpadli, gdy byłam studentką. Trafili za mną i M. na Uniwersytet. Mają świra na punkcie dziewczyn. Wariaci z Opus Dei pochodzili z Gdańska. Moja matka nie miała z nimi nic wspólnego, chociaż wmawiali mi, że ona sama ich wezwała, bo się źle zachowuję.

Bardzo szybko pojawili się wariaci, którzy koniecznie chcieli mnie przekonać, że pójdę po piekła, jeśli się nie wyspowiadam i nie pójdę do klasztoru, żeby odpokutować za jakieś urojone przez nich grzechy.

Mój romans z M. rozkwitał. Jego rodzice martwili się, że zawalimy egzaminy i studia, jeśli nie rozwiążą tej sytuacji. Bardzo chcieli jak najszybciej nas hajtać, żebym mogła z M. zamieszkać i żebyśmy mogli w spokoju zająć się nauką. M. opuszczał treningi i to było problemem – jeden z najzdolniejszych, był mistrzem juniorów po pół roku treningów, miał szanse na medale olimpijskie.

Ojciec M. zadzwonił do mojej matki i zaczął opowiadać o nas. Zerwałam z M. – ponieważ nie chciałam ślubu w tak młodym wieku, a poza tym zaczęły się przygotowania do ślubu kościelnego – czego nie mogłam znieść jako zaciekła ateistka. Zaczęłam się dusić w tym związku. Jednocześnie zaczęły się ataki na mnie wariata z Opus Dei, oraz zaszlochanej schizofreniczki z Opus Dei, która łgała, że jest z M. w ciąży. Nie miałby czasu jej zapłodnić, pomiędzy spotkaniami ze mną, zajęciami na Akademii czy treningami. Tak samo jak urojeniami schizofreniczki jest, że plagiatuję tej teksty, czy inne rzeczy które o mnie rozpowszechniała, czy rozpowszechnia.

Wariaci z Opus Dei robili mi pranie mózgu. Wmawiali, że mam sobie przypomnieć, że jestem prostytutką. Podobna rzecz spotkała mnie później w pracy. Problem jest taki, że w Polsce nie można nikogo zmusić do leczenia, jeśli nie chce. A wariaci z Opus Dei są dobrze zorganizowani oraz zawierają małżeństwa pomiędzy sobą, popierając ich również chorzy psychicznie hierarchowie.

Cała wina leżała po stronie wariatów, których ambicją było, żebym „zaniosła dziewictwo do Boga” i dlatego mi wszystko sabotowali. Blond schizofreniczka zaczęła mnie zaszczuwać i oskarżać, że ją prześladuję i mam się od M. odczepić. Zniszczyła mi swoimi urojeniami i kłamstwami wszystko, co tylko można w moim życiu. M. się ożenił o wiele lat później i wcale nie z rozszlochaną schizofreniczką z Gdańska. A ja w wyniku zaszczucia straciłam pamięć. Elementem zaszczuwania było wmawianie choroby psychicznej – bo „nie chodzę do kościoła.”

Problem był taki, że przy tysiącach osób przewijających się codziennie przez Uniwersytet – a także później w pracy – nikt nie potrafił wyrzucać z budynku moich prześladowców. Poszli sobie sami, jak się upewnili, że utyłam i straciłam chęć życia i „już nie będę grzeszyć”, ani nie pamiętam koncertów z M. – lub samego M.

Mam nadzieję, że chociaż starość przeżyję radośnie, bo jak mawiają psychoterapeuci, młodym się jest do śmierci.

Ratuje mnie Klub, dzięki któremu mogłam rozmawiać z psychologiem, który mnie stawiał na nogi.

Przepisy

Przepisy w Polsce bardzo szkodzą ofiarom zaszczuwanym przez schizofrenika. Są skonstruowane w sposób, który wydaje się ludziom, którzy nie znają się na psychiatrii i psychologii, logicznym. Czyli może sprawę do Sądu Opiekuńczego skierować człowiek rodziny lub opiekun prawny. Z jednej strony jest to dobre, bo sądy nie są zasypywane wnioskami napisanymi przez wariatów, którzy koniecznie chcą kontrolować swoje ofiary, ale z drugiej strony ofiara nie może się skutecznie bronić, bo rodzina schizofrenika współdzieli z nim urojenia. I nie pomaga fakt, że Policja ma twarde dowody czy diagnozy biegłego sądowego. Schizofrenik w pewnych przypadkach, z mojego punktu widzenia we wszystkich przypadkach nie do ruszenia.

Moja prześladowczyni z Gdańska ma męża, który jest podobno zdrowy psychicznie. Pisze podobno bo współdzieli on wszystkie jej urojenia i nie daje mu się wytłumaczyć, że jego żona przyjeżdzała do Warszawy bez mojego zaproszenia, wbrew moim chęciom. Wierzy jej we wszystko. Możliwe nawet, że wystąpiły u niego już fałszywe wspomnienia. Jest całkowicie niewiarygodny. Ma odpowiedź na wszystkie pytania – jak na przykład dlaczego nigdy u mnie nie nocowała? Pada od razu wytłumaczenie, że u mnie nie ma miejsca, mieszkam podobno z matką nadal w jednopokojowym mieszkaniu, ojciec był potworem, rodzice się rozwiedli i mam tylko jeden pokój, a mama żyje i podobno mam kłamać na ten temat. Oboje mówią tak samo.

Jak rozumiem z jej przechwałek, wszyscy będą zawsze już tylko jej wierzyć, bo mnie nikt nie zna, więc mam jej oddać „swojego wiedźmina”, bo „ty piszesz, a nie Sapkowski”. Skomentuję to tak – mam nadzieję, że ludzie rozumieją, że jej bełkot pochodzi tylko od niej, a nie ode mnie, i że nie podaję się za nikogo, kto pomaga Sapkowskiemu pisać.

W takiej sytuacji nic się nie da zrobić, tylko informować ludzi. NIestety ta osoba dla wielu była źródłem informacji o mnie i moim chłopaku z lat dziewięćdziesiątych. Nie jestem już nim zainteresowana, ożenił się i ma dzieci. To ja jestem sama. Ale jak zwykle w moim życiu, wiem o kimś zainteresowanym mną, kto jest zdrowy psychicznie, chociaż może niekoniecznie podobałby się mojej matce. Mam możliwość wyjechania za granicę i z niej w końcu skorzystam, jak wiele ofiar schizofreników, którzy nie dostają w naszym kraju pomocy.

Jak już wcześniej napisałam, Policja dobrze wie, kto jest kim, ale nic nie może w naszej prawnej rzeczywistości zrobić. Brak odpowiedniego przepisu, który umożliwiałby po zdiagnozowaniu schizofrenika przez biegłego sądowego – co blokuje Prokuraturze możliwość skierowania sprawy do Sądu Karnego – skierowanie sprawy do Sądu Opiekuńczego. Tak samo nie ma możliwości pozwania takiej schizofreniczki w Sądzie Cywilnym. Jest uznana za osobę, która z powodu choroby nie odpowiada za swoje czyny. Amnezja czy skarżenie się na chorych psychicznie prześladowców, nawet z wystąpieniem fałszywych wspomnień, które się rozwiewają pod wpływem pomocy ludzi zorientowanych w sprawie, nie są elementami, które pozwalają diagnozować chorobę psychiczną jak schizofrenia. Brak kontaktu z rzeczywistością o tym decyduje, jak na przykład twierdzenie, że uczyłam się jeździć na Torwarze, a nie na boisku szkolnym w czasie zimy, gdzie przygotowano lodowisko tymczasowe.

Biegły sądowy razem z Prokuratorem powinni mieć możliwość skierowania sprawy do Sądu Opiekuńczego. Znają sprawę najlepiej, mają dostęp do materiałów policyjnych. Znają odpowiednie techniki weryfikowana informacji i przesłuchiwania osób zamieszanych w zaszczucie osoby zdrowej.

Jestem jedną z licznych osób, które planują uciec z Polski przed schizofrenikami. Na całe szczęście „moi” schizofrenicy (po sztuce z Gdańska i Warszawy), jak mi oświadczyli, mają takie fiśdum dyrdum, że nie chcą mnie znać, jeśli mam na sobie krótką spódniczkę – bo z reguły schizofrenicy są religijni, nawet jeśli – wedle ich słów – nie muszą się modlić, bo mają „kontakt z Bogiem”, to wiedzą, jak kto ma się zachować i „nie wolno nosić takich spódnic czy szortów lub odkrytych ramion”. Miniówa jest dosyć prostym sposobem na nich. i nieważne, że komuś się nie podoba, albo uważa, że nie jest odpowiednia do wieku.

Człowiek jest młody aż do śmierci, a ja muszę odebrać ukradziony mi czas.

Sklepowa

A jeśli się zastanawiacie, jak się to stało, że schizofreniczka z Gdańska tak często wpadała – wbrew moim chęciom – na Anglistykę, żeby mnie nękać i śledzić, to odpowiedź jest prosta. Nie mieszkała w Warszawie, ale ustawiała sobie pracę w sklepie w taki sposób, że mogła wykroić te dwa dni na przyjazd do naszej stolicy, wcale nie tak pięknej, a jeszcze brzydszej, gdy ona się pojawiała.

Nigdy razem nie chodziłyśmy do szkoły, nigdy się nie przyjaźniłyśmy. Wszystko, co powiedziała, to kłamstwa i urojenia. Mam nadzieję, że to już zamyka na zawsze sprawę jej wszystkich pomówień. Nie tylko wobec mojego dawnego chłopaka, ale też wobec mnie.

I tyle.

Sport

Prawda jest taka, że nigdy nie byłam w sekcji sportowej, chociaż przez semestr w podstawówce miałam pływalnię w ramach wychowania fizycznego. Cała klasa wędrowała na basen, była to wyprawa autobusem poza szkołę. Napisałam bzdurę pod wpływem urojeń schizofrenika, który koniecznie chciał udowodnić, że wszystko wie o mnie. Włączyły mi się też kompensacje.

Za to bardzo chciałam dalej trenować pływanie, ale moi rodzice uważali sport wyczynowy za zło. Zresztą do rekreacyjnego też nie mieli zbyt dobrego stosunku. Miało to być zajęcie niegodne inteligenta. Nie będę już tego komentować, ale mam zdanie zupełnie inne i uważam, że ma rewelacyjny wpływ na wychowanie i rozwój dzieci.

Sama nauczyłam się jeździć na łyżwach, ale najpierw zorganizowałam sobie lodowisko przed szkołą. Nie żartuję, zaczęłam biegać po nauczycielach wychowania fizycznego i żebrać, żeby – korzystając z nadciągającego przed feriami znacznego oziębienia – wylali na boisku lodowisko. Wystarczyło ze śniegu zrobić obramowanie i szlauchem wylać wodę. Wyżebrałam u ojca łyżwy i kupił mi czarną parę, innych nie było w moim rozmiarze, w Składnicy Harcerskiej. Chyba przez całą pierwszą połowę ferii waliłam się na lód za każdym razem, gdy próbowałam jeździć, a potem z dumą pokazywałam sińce.(1) Ale się uparłam i zaczęłam jeździć. Doszłam sama do tego, jak się zatrzymywać, podpatrzyłam u kogoś przeplatankę. Nigdy nie jeździłam dobrze, chociaż łyżwiarze twierdzą, że jak na te łyżwy to bardzo dobrze. Za to później schizofrenik zaczął mi wmawiać, że uprawiałam ten sport z nim i że był moim chłopakiem.

Mojego dawnego chłopaka, blondyna z Torwaru, poznałam na początku lat dziewięćdziesiątych na koncercie heavy metalowym. Pognał mnie do uprawiania sportu i pod jego wpływem zaczęłam biegać. Po jakimś czasie biegałam tak dobrze, bieganie uzależniło mnie tak bardzo, że pojawiły się naciski, żebym pobiegła w jakiś zawodach.

Schizofreniczka z Gdańska jak zwykle mnie wyśledziła na mojej uczelni. Nie była nigdy moją przyjaciółką, ani kuzynką, chociaż za takie się przed różnymi ludźmi podawała. Za to ojcu mojego chłopaka i jego samemu sprzedała całe morze bzdur o mnie. Trudno w jej historii rozdzielić celowe kłamstwa, mające na celu kontrolowanie mojego życia, od jej urojeń. Musiałam walczyć i przegrałam z fałszywymi przekonaniami różnych osób, że jestem z Gdańska i że mieszkam w Warszawie „na stancji” i że osoba, u której mieszkam to nie jest moja matka. Bo tak im powiedziała. Za każdym razem jako mojego faceta podaje schizofrenika z Warszawy, bruneta. Dowiedziałam się również, że nie umiem pływać, tylko jestem chora psychicznie, jeśli tak mówię. Jakiś czas temu musiałam umówić się z kimś na pływalni, tylko po to, aby skoczyć ze słupka i przepłynąć 100 metrów, żeby udowodnić, że łżą. Bo tak ludziom zryły beret swoimi kłamstwami, że musieli się upewnić. Zniszczyła mi wtedy mój związek i robi tak dalej z całym moim życiem. Boję się też myśleć, jakie kłamstwa naopowiadała o moim chłopaku, udając moją przyjaciółkę, zniszczyła nam wszystko i zrobiła ze mnie wariatkę. Cokolwiek mi zrobi, cokolwiek powie, nie doprowadzi do tego, żebym ją przeprosiła, czy zapewniała, że jej urojenia są prawdą, czy też chodziła na jej sznurku i robiła, co tylko mi powie. Żaden blondyn mnie nie zgwałcił.

Nie jest moją siostrą, chociaż tak też lubi o sobie mówić.

Opowiedziała też mojej matce morze kłamstw i swoich urojeń o ludziach, których poznałam, nie tylko o moim chłopaku. Kłamała o tym, co robiłam i kim jestem. Jest najmniej wiarygodną osobą we wszechświecie.

Niestety nie jestem krewną tej pani czy jej krewnych/znajomych z Warszawy i nie mogę wystąpić do sądu, aby ich zmusić do leczenia. Jedyne, co mogę zrobić, to edukować. Należy unikać dłuższych dyskusji z takimi osobami, zbyt duże są koszty dla psychiki. Nie tylko ja cierpię po kontakcie z nimi. Wiele osób już odniosło rany psychiczne.

⛧⛧⛧

(1) Cierpiałam, bo uczyłam się jeździć „na dziko”. W klubie trener zakłada dziecku uprząż i trzyma na czymś w rodzaju dużej wędki. Całkowicie i stuprocentowo bezpiecznie. No, ale rodzice w życiu by mnie nie zaprowadzili do jakiegokolwiek klubu sportowego. Tak samo, gdy już się nauczyłam jeździć na łyżwach, nie było mowy, aby mi pozwolili dołączyć do jakiejkolwiek sekcji na Torwarze. Całkowicie wrodzy sportowi – nawet gdy mnie wysłali na jakieś zimowisko, które się okazało obozem narciarskim, to nie dostałam ani nart, ani pieniędzy na wypożyczenie, tylko miałam siedzieć na stoku, gapić się i się nudzić. Mogłam sobie tylko kompensować te braki, dlatego tak popłynęłam w pewnych wpisach.

Jastrząb

W czasie studiów dostałam psa od mojej matki, pojechałyśmy po niego razem, ona zapłaciła. Mały szczeniak był mieszańcem owczarka belgijskiego i niemieckiego. W chwili wzięcia go do domu nie ważył więcej niż pięć kilo. Nazywał się Grendel i wygląd odziedziczył po belgu.

Jego pierwszy spacer mógł być ostatnim, bo nad Warszawą latały wtedy jastrzębie, które ten teren wybrały sobie jako obszar polowań. Moja matka chciała z nim wtedy wyjść, ale zaoponowałam. Pani Joannie, która zajmowała się osiedlowymi kotami, ginęły koty. Stawiałam na jakieś dzikie zwierzę. Po wyjściu z bloku rozejrzałam się i zobaczyłam kołującego ptaka nad głową. Odpięłam smycz, żeby w razie czego mieć wolne ręce i móc użyć jej jako broni, chociaż nie przypuszczałam, że atak może nastąpić na podwórku, które znajduje się praktycznie w centrum miasta. Nie spodziewałam się ataku na psa.

Zostaliśmy zaatakowani przez drapieżnego ptaka. W ostatniej chwili zauważyłam smugę piór koło mnie i strzeliłam jastrzębia smyczą z taką siłą, że nie trafił szponami w mojego pieska. Odleciał i znowu zaczął kołować. Stanęłam bezpośrednio nad psem, żeby ptaszysko nie mogło zaatakować go z góry. Rozglądałam się, ale nic nie widziałam.

Bałam się ruszyć, czy wziąć psa na ręce, żeby nie stracić możliwości swobodnego uderzania smyczą. W końcu zaatakował ponownie, ale nie mnie czy mojego szczeniaka. Usłyszałam przeraźliwy wrzask i się odwróciłam. Jastrząb odlatywał z porwanym zdziczałym kotem, który wydzierał się z przerażeniu i bólu tak głośno, jak żaden kot, którego wcześniej słyszałam. Pani Joanna, która spędzała dużo czasu na podwórku, patrzyła na to w przerażeniu, jedyne, co mogła z siebie wydusić, to – mój kot!

Zgłosiłam atak dzikiego zwierzęcia na psa Policji przez telefon. Wiem, że pani Joanna zrobiła tak samo. Rozpowiedziałam wszystkim na uczelni, co się stało. W telewizji pojawiły się również ostrzeżenia przed atakami, a po jakimś czasie parę zbyt agresywnych niebezpiecznych ptaków wytropili i odstrzelili myśliwi.

Jastrząb może swobodnie porwać stworzenie ważące do dziesięciu kilogramów, mój szczeniak ważył o połowę mniej, a ptak który nas zaatakował był bardzo dużym jastrzębiem. Różne ptaki gniazdują też w mieście, nie mówiąc o tym, że dla dużych ptaków przelecenie na Mokotów chociażby z któregoś z otaczających Warszawę lasów to pryszcz.

Schizofrenicy z Gdańska, których nad życie pokochała moja matka, uznali moje opowieści o tym zajściu za psychozę, bo ich zdaniem to nie mogło się wydarzyć. Nieważne doniesienia prasowe, czy świadectwo sąsiadki, która widziała całe zajście i opłakiwała stratę kotów. Zaczęli mnie z tego leczyć w swoim stylu, czyli piorąc mi mózg i zastraszając. Imbecyle nie mogą więcej rządzić mną, fandomem, światem. Z jednej strony zawsze byłam otoczona idiotkami z uszkodzonym alkoholem mózgiem „bo dzieciom nie szkodzi, a lepiej śpią”, które uważały schizofreników i imbecyli za wybitnych specjalistów, a z drugiej obstawiali mnie autentyczni schizofrenicy, którzy uważają się za świętych. Obie te frakcje zawsze uważały się za mądrzejsze ode mnie i upierały się przy ręcznym sterowaniu mną i moim życiem. Tym razem nie dam się zaszczuć, aż do próby samobójczej, bo mogłaby być udana. Zamiast tego wycinam wszystkich tych idiotów już skutecznie i ostatecznie z mojego życia.

Mam nadzieję, że się odpierdolą po wyśmianiu na blogu. Mój ojciec cierpiał mając głupią żonę, chociaż jednocześnie kochał ją bardzo i nie mógł porzucić. Mam jego inteligencję, ale w przeciwieństwie do niego, nie mam już żadnych sentymentów do różnych osób z mojej rodziny, bo głupotą, jaką można znosić, ma swoje granice.

I odpowiedzieć im mogę, jak Rett Butler, tylko jedno – Frankly, my dear I don’t give a damn. Chociaż akurat on nie jest kryształową postacią, która nadaje się na wzorzec osobowy.

Mydło

Szaleńcy z Opus Dei śledzili i niepokoili mnie też w moim fitness klubie wiele lat temu. Moją obsesję związaną ze sportem – chodzi o to, że nie mogę wrócić do sportu, ponieważ wtedy ich zdaniem grozi, że zwiążę się z Michałem, moim dawnym partnerem z lodowiska. Oczywiście nie grozi, Michał od dawna jest żonaty, a ja zainteresowana zupełnie kimś innym (i jasne jest chyba dla wszystkich, że nie jest to Rafał).

Cytując znowu Ryszarda -„Bo ty go lubisz, to będziesz mieć przyjemność w seksie, a to niedobrze, bo musisz cierpieć, bo ciebie księża nie lubią i jesteś kurwa, bo nie chcesz ust księdzu dać, a księdzu to nie grzech. A ty jesteś kurwa, a nie moje córki, bo one grzecznie wiedziały, co trzeba robić, gdy ksiądz prosi o rozmowę i żeby się nawróciły. A ty idziesz do piekła, chyba, że będziesz cały czas cierpieć w małżeństwie, bo nie możesz być szczęśliwa.”

Świry zrobiły mi wtedy zdjęcie w prysznicu w damskiej przebieralni. Chory psychicznie ksiądz próbował się też wedrzeć do tych damskich pryszniców, skończyło się awanturą i poinformowaniem klubu, co się dzieje, a także zadzwoniłam na Policję.

Schizofrenicy z Opus Dei rozpoznają u mnie demoralizację, która polega na tym, że staram się wypłukać mydło ze wszystkich fałdek ciała. A że w tamtych czasach prysznic w tym klubie posiadał tylko samą głowicę wystającą ze ściany, to nie można było nim manewrować i trzeba było sięgać w różne miejsce rękoma, żeby skierować odpowiedni strumień wody w to miejsce, gdzie powinien trafić. Nie wiem, jak inne osoby, ale nie lubię mieć mydła w vulvie.

Nie wiem, uczono mnie, że nie grzecznie się gapić na inne osoby w przebieralni, ostatecznie jest to damska przebieralnia i wszystkie jesteśmy zbudowane tak samo. Gapią się tylko lesby, jak nie przyganiając córki Ryszarda. Dialogi z tymi ludźmi wyglądają mniej więcej tak, cytuję z pamięci Ryszarda.

„Ale tam się nie wolno dotykać”. „A gówno mnie to obchodzi.” „Idziesz do piekła.” „A co to mnie obchodzi.” „Ta ja się będę za ciebie modlił, ale nie dostaniesz Rafała i idziesz do piekła.” „Nie chcę Rafała, a do piekła idziesz ty.”

Był to jakiś kolejny raz, kiedy zniszczyli mi przyjemność z trenowania i wprowadzili w taki stan, że zaczęłam tracić pamięć.

Mam nadzieję, że nikt już im nie doniesie, gdzie trenuję, ile trenuję i gdzie bywam. Sama też będę ostrożniejsza, bo będę pamiętać, z kim rozmawiam.

Mechanizmy łapówki

Jedną z rzeczy, o których się dowiedziałam w czasie studiów – czytając różne rzeczy na własną rękę – jest jak łatwo ludzie tracą obiektywizm. Dlatego łapówkarstwo jest tak bardzo zwalczane i podlega wysokim karom, tak samo jak chodzenie do łóżka z niewłaściwymi osobami.

Jakie psychologiczne mechanizmy, które za tym stoją? Na przykład duża suma pieniędzy pobudza ośrodek nagrody w taki sposób, że mózg przestaje poprawnie funkcjonować i lekarz lub urzędnik dokonują błędnych dedycji na korzyść osoby, która wręczyła łapówkę. Podobnie działają miłość i seks, niestety są to narzędzia też bardzo często wykorzystywane przez nieuczciwych lub chorych psychicznie ludzi do „sterowania rzeczywistością”. Zakochany człowiek z łatwością przejmuje urojenia swojego schizofrenicznego kochanka.

Pobudzanie ośrodka nagrody to prosty, zawsze bezbłędnie działający mechanizm, który doskonale widać nie tylko u ludzi, ale też u zwierząt. Kończy się warunkowaniem, dlatego diametralnie zmienia ludzkie podejście do osób, lub wręcz uniemożliwia poprawną ocenę sytuacji. Lekarze, szczególnie psychiatrzy, powinni uważać na sytuacje, kiedy są wynajmowani za dużą kasę przez naiwniaków, którzy chcą pomóc, a nie zdają sobie sprawę, że sterują nimi wariaci. Akurat schizofrenik, który ze swojej ofiary robi kogoś chorego psychicznie to standard i każdy lekarz powinien bardzo uważać na wariata, szczującego go na osobę, która ledwo zipie, bo już i tak całe życie ucieka przed schizofrenikami z Opus Dei.

Niestety do niedawna miałam amnezję, więc nie mogłam się prawidłowo bronić, a jak już wcześniej napisałam w innym wpisie, amnezja po zaszczuciu przez schizofrenika z reguły, według podręcznika profilera-kryminologa, kończy się samobójczą śmiercią ofiary zaszczucia. Trzeba ją ratować dużo wcześniej. Muszę też ostrzec, że kontakt z moimi prześladowcami może znowu skończyć się dla mnie źle. Odzyskiwanie wspomnień jest bardzo ciężkim przeżyciem, tym bardziej jeśli związane są z traumą i zastraszaniem, oraz wmawianiem nieprawdy. Czego winni są chyba wszyscy, których wariaci wciągnęli w moje życie w celu zmuszenia mnie do urzeczywistnienia urojeń córek Ryszarda oraz ich krewnego Rafała. I dziękuję za rady, to proszę ten proces skrócić? Niby jak, kiedy każde pojawienie się wariata, łączy się z odnowieniem traumy, którą trzeba przeżyć ponownie przy powrocie wspomnień? A nękający mnie schizofrenicy zadbali o to, żebym miała równie dużo wypartych wspomnień, jak „normalnego” życia, tak często mnie atakowali. Wspierający ich „pożyteczni głupcy” też wywoływali traumę, która wraca z bólem.

Mechanizm nagrody pomógł mi w nauczeniu mojej kotki, że lekarze weterynarii nie chcą jej skrzywdzić. Zadziałało za pierwszym razem. Kotka było młoda, odłowiona z grypy zdziczałych kotów, do około dwunastego tygodnia życia nie miała bliskiego kontaktu z człowiekiem. Na stole weterynaryjnym kotka z lęku zaczynała tak się bronić, że udawało jej się wyrwać i schować lekarzowi pod biurkiem. Musieliśmy z lekarzem pobrać jej krew przed sterylizacją. Była już całkiem duża, po kilku rujach. Była bardzo głodna i na moją prośbę lekarz weterynarii podał jej smaczki przed pobraniem krwi. Nie zdążyły wpłynąć na wyniki krwi. Po przekupstwie kot, który wcześniej walczył jak ryś, spokojnie dał sobie pobrać krew. I od tej pory traktuje stół weterynaryjny ze spokojem.

Zakwas

Jest jedna zasada w życiu – jeśli chcesz być zdrowy, musisz polubić gotowanie. Gdy sam to robisz, kontrolujesz, co jesz, ile jesz i na ile zdrowe i świeże są składniki, jakich używasz. Szczególnie sportowcy są na to wyczuleni. Gdy byłam mała, trener podrzucał mi, jak wszystkim młodzikom, różne przepisy i wiedzę na temat zdrowego odżywiania, dzięki którym zaniedbane dzieci (a uważam, że byłam zaniedbywanym dzieckiem, szczegóły może innym razem, napiszę tylko że moja matka fatalnie i bardzo niezdrowo gotowała) wychodziły na prostą.

Jednym z przepisów, jakie dostałam od trenera i mamy kolegi z lodowiska, był domowy chleb na zakwasie. W odróżnieniu od chleba robionych na drożdżach wykorzystuje dzikie drożdże znajdujące się w powietrzu i zbożach, a także fermentację w wyniku której powstaje kwas mlekowy. Bierze się mąkę żytnią, zalewa wodą i czeka, codziennie podkarmiając „stworzonko” ze słoika dodatkową wodą i mąką. Po około trzech dniach mamy młody zakwas, który ładnie baluje i ma przyjemny, trochę owocowy zapach. Zrobiłam wszystko według przepisu z lodowiska.

W tym momencie pojawiła się w kuchni moja matka i nakręcona praktycznie do psychozy, z której nie dawało się jej wyprowadzić, wylała mi wszystko do kibla, drąc się, że nie pozwoli na produkcję bimbru i nazywając mój zakwas zacierem. Było zero możliwości rozmowy z nią. Moim zdaniem tylko skrajnego durnego narcyza da się tak nakręcić. Dla wszystkich dorosłych związanych z Torwarem była chora psychicznie, a ja byłam jej bezbronną ofiarą. Mogę przypuszczać, że była to indukowana psychoza, która żywiła się jej zauroczeniem schizofrenikiem. Wiele osób próbowało z tego, co wiem, ale nie dało się jej z tego wyprowadzić. Naprawdę nie wiem, czy była chora psychicznie w klasycznym sensie tego słowa, podejrzewam raczej że była skrajnym narcyzem zauroczonym pewną schizofreniczną rodziną i brała za prawdę wszystkie ich urojenia, jak na przykład dziecięcą miłość pomiędzy mną a Rafałem. Wierząc w to wszystko, zniszczyła mi życie.

Dopiero jako dorosła osoba odrabiam zaległości z całego życia, wszystko czego mnie moja durna rodzina pozbawiła. Jakiś czas temu znalazłam w internecie przepis na chleb na zakwasie podobny do tamtego, który chciałam zrobić jako dziecko. Po wymieszaniu składników wkłada się go do zimnego piekarnika i nastawia na odpowiednią temperaturę. Robiłam go wiele razy, kilka osób z fandomu też go kosztowało.

Mam jeszcze wiele innych rzeczy na liście do rzezy do zrobienia przed śmiercią – mam nadzieję, że uda mi się moją osobistą listę po angielsku nazywaną „bucket list” – od powiedzenia „kick the bucket” co znaczy mniej więcej „odwalić kitę” – wypełnić.

A Rafał i jego rodzinka niech w końcu zdechnie.

Wiele osób tłumaczyło mojej matce, że Rafał i jego bliscy to schizofrenicy i że nie należy im wierzyć, szczególnie gdy mówią, że coś wiedzą ode mnie. Nie rozmawiałam z nimi i nie rozmawiam. Niestety moja głupia i złośliwa matka, zamiast mnie chronić przed nimi, zapewniła tym ludziom swobodny dostęp do mnie i pozwoliła, że mnie zaszczuli i skatowali także fizycznie kulka razy, aż do wystąpienia amnezji. Mam zamiar nigdy więcej nie pozwolić się aż tak skrzywdzić. Nie ma mnie tam, gdzie są moi prześladowcy, wolę też nie kontaktować się z ich wielbicielami i obrońcami. A idźcie sobie do piekła.