Kapelusz kardynalski

Znany w fandomie hierarcha próbował mnie przekonać do ukrycia prawdy o Renacie i Rafale, oraz schizofreniku Ryszardzie (czyli moich prześladowcach, rozpowszechniających o mnie same kłamstwa, z których chce koniecznie zrobić „świętych”), używając argumentu, że chce dostać kapelusz kardynalski. Nie zamierzam dla niego kłamać i udawać „nawróconej”, gówno mnie obchodzi jego awans, nie będę też ukrywać faktu, że Rafał, Renata oraz Ryszard to schizofrenicy. Niestety dla niego (a na całe szczęście dla mnie) ktoś z Kościoła, kto mnie poznał dawno temu na pewnym przyjęciu, postanowił porozmawiać ze mną, a nie zadowalać się samymi pomówieniami znanego w fandomie hierarchy. Zaczął z nim rozmawiać i próbował na niego wpłynąć. Znany w fandomie hierarcha usłyszał kilka ostrych słów, ale się nie ugiął. Stąd też wynikł jego ponowny atak na mnie jakiś czas temu.

Uważa, że po zaszczuciu przez schizofreników „zrozumiem, co dla mnie dobre”. Więc nie, fałszywe przyznanie, że jestem o cztery lata starsza niż jestem, że pochodzę z dołów społecznych i że byłam dziecięcą prostytutką (bo tak powiedzieli hierarsze schizofrenicy) nie jest czymś, co jest dla mnie dobre.

Mam na blogu poświadczenie mojej apostazji, więc widać, ile mam lat, gdzie byłam chrzczona i tak dalej. Nic się nie zgadza z wersją hierarchy i jego ulubionych schizofreników. Łatwo też znaleźć zaświadczenie o moim stanie cywilnym, nigdy nie wyszłam za mąż. Tak „zaopiekował” się mną ten hierarcha oraz jego schizofrenicy i maniacy religijni, tworzący kręg pedofilski. Uznali mnie za swoją niewolnicę i zadecydowali zniszczyć mi wszystko w życiu.

Szkoda, że tyle osób zdecydowało im się pomagać.

A co ze znanym w fandomie hierarchą? Nadal upiera się, że ze swojej kurwy Renaty zrobi świętą, bo tak chce, poza tym wypromowania świętej mu zapewni pozycję w Kościele, i jeżeli musi mnie do odwołania wszystkiego, to odzyska wszystko.

Nie zamierzam dla niego kłamać.

Zniszczył już dostatecznie wiele żyć tylko dlatego, że chciał swoim kurewkom, które obsługiwały go za pieniądze, gdy były dziećmi (i co z tego co mi mówił wcale się nie urwało), zrobić przyjemność.

Naprawdę już najwyższy czas zamknąć go w więzieniu.

Do zarzutów należy dorzucić próby zastraszenia mnie oraz szantażowania mnie opowieściami jego schizofreników. A niech sobie wszystkim opowie, co jego kurwy sobie o mnie uroiły. Ten blog powstał, żeby ludzie mogli poznać moją wersję wydarzeń.

Wcale się go nie boję, bo zebrałam już odpowiednie dokumenty.

Usłyszałam od niego, że w przypadku jednaj z moich przyjaciółek, która została również zaatakowana przez Renatę jako ktoś, kto „ukradł jej teksty” ten skurwiel podobno potrafił przystopować swoją schizofreniczkę, i tak nią sterował, że przeprosiła za fałszywe oskarżenia i później siedziała już cicho (czyżby tak mało w niej było schizofrenii, a więcej zdemoralizowanej kurwy, bo jeśli to prawda, że tak łatwo się opanowała, to nie ma schizofrenii schizofrenikowi by wzrosła psychoza, tylko świadomie łże). Podejrzewam, że po prostu w moim przypadku nie chce jej ogarniać, bo zbyt dużo zainwestował w tę swoją fałszywą świętą, żeby zrezygnować z niej i swojej szansy na zostanie kardynałem, gdy ją wypromuje. I za dobrze się bawi (jak sądzi bezkarnie) niszczeniem mi życia.

Ale uważam tą całą opowieść, że Renata miała niby przeprosić moją przyjaciółkę, za jedno z jego kolejnych kłamstw, jakich już wszędzie dostatecznie dużo puścił. Jest krańcowo zdemoralizowany. Pani Barbara też celowo i świadomie kłamie, byle tylko postawić na swoim. Nie ważne, czy mają rację.

Możliwe, że kieruje się swoją obsesją na moim punkcie, która sięga mojego dzieciństwa i nic go nie powstrzyma.

Gdzieś po drodze padła propozycja, że za milion złotych zrezygnuje z nękania mnie i ogarnie swoich schizofreników. Ale po pierwsze nie mam takich pieniędzy na koncie. A po drugie honor mi nie pozwala na uleganie szantażyście.

Jedyny wniosek jaki z tego wyciągam jest taki, że to on jednak kontroluje tych schizofreników, a nie oni jego. Nie jest biednym misiem, który się pomylił, bo uwierzył schizofreniczce. Wiem to również od niego, nie mam najmniejszych wątpliwości, że nimi także manipuluje i ich wykorzystuje. Jest ich przywódcą religijnym, robią, co on chce. Chyba, że jest – jak by pobieżny profiling wskazywał – imbecylem, który „nie wie, co mówi i co robi”. Ale w to wątpię, bo z rozmowy z nim wynikało, że jest psychopatycznym skurwielem, który upiera się, że wszystko kontroluje.

Ach, no tak, prawie zapomniałam – uważa, że schizofrenik Ryszard i Rafał są jakimś dowodem. Moja apostazja wraz z zaświadczeniem o stanie cywilnym rozprawiły się, jak mniemam, z wiarygodnością tych jego schizofrenicznych „świadków.”

Nie jestem z Gdańska, a Rafał nigdy nie był moim mężem.

Przepisy nie przewidują

Są osoby przekonane, że to ja powinnam udowodnić, że nie mam dzieci, bo tylko wtedy uwierzą, że Rafał ma urojenia. Chciałabym, ale Państwo Polskie mi nie pozwala, bo nie istnieją odpowiednie przepisy, które by zezwalały na wydawanie takich dokumentów.

Obawiam się zatem, że nawet jeśli mnie Rafał z Nyczem pozwą, żeby mi udowodnić, że byłam w związku z Rafałem i mam z nim dziecko, to i tak w sądzie usłyszą, że to Rafał ma przedstawić akt urodzenia owej urojonej „Michaliny”. A jeśli nie potrafi udowodnić, że ktoś taki istnieje, to niech spierdala.

Dobrze rozumiem, że nie dowodzi się nieistnienia bytów i że obowiązek dowodu spoczywa na stronie postulującej istnienie czegoś, ale nie jestem w stanie wytłumaczyć tego ludziom pozbawionym rozumu.


Poniżej email od najlepiej poinformowanej osoby w Warszawie, jakie przepisy obowiązują USC i jakie zaświadczenia są wydawane. Plus jeszcze niżej dokładniejsze wyjaśnienie, o który przepis chodzi.

Jednocześnie jeszcze raz bardzo pragnę Pani Dyrektor podziękować za udzieloną pomoc w wyjaśnieniu, jakie obowiązują w Polsce przepisy.

Tresura

Wychowanie to nie tresura, ale wiele osób myli te dwie rzeczy, na przykład katecheci. To co robią w czasie katechezy woła o pomstę. Naprzemienne stosowanie bodźców przyjemnych i nieprzyjemnych, bycie miłym i zastraszanie wraz z ciągłym powtarzam, co człowiek ma robić, tworzy pozbawionych własnych myśli niewolników, którzy odruchowo na hasło lub i bez niego robią wszystko, czego zażąda on nich ksiądz, przekonani, że inaczej będą się smażyć w płomieniach. Są dobrze wytresowanymi pieskami, które dobrze wiedzą, że na dzwonek mają sypać kasą, bo Kościół się sam nie wyżywi, a także bez zastanowienia iść wszędzie za księdzem i robić, co ksiądz karze.

Sama pamiętam z katechezy, jak uczono nas bezrefleksyjnego odruchowego odpowiadania wyuczonymi formułkami na słowa księży. Mieliśmy się zawsze zastanawiać tylko nad tym, co czeka nas po śmierci, konanie z bólu w piekle, czy raj. Sprzedawanie wiernym wizji nieustannych cierpień po śmierci, oczywiście zdaniem Kościoła jest wychowaniem do miłości i ma przekonać o litościwości Boga. Ciekawe, że rządzą za pomocą naprzemiennego straszenie karą lub obiecywania raju, w sytuacji, gdy obie te rzeczy są tak bardzo rzadko spotykane, że nikt nam o ich nie może opowiedzieć, bo nikt po śmierci do nas nie powrócił.

Można stwierdzić, że włączanie z opowieścią o Chrystusie-zombie, wszystkie przedstawienia piekła czy raju pochodzą z chorych mózgów schizofreników.

Dokładnie wytresowany człowiek zrobi coś, chociaż przysięgał sobie wcześniej tego nie robić. Po prostu zapomina, albo o wcześniejszej decyzji, albo robi coś, lub nie robi (mam na myśli zapięcie pasów bezpieczeństwa i rozwinięcie nadmiernej prędkości) zupełnie bez kontroli świadomości, upierając się, że wcale tak nie robi. Można też w ten sposób kogoś oślepić, jeśli bezmyślnie pstryknie sobie sterydem zbyt blisko oczu, ponieważ wytresowani ludzie bezwiednie wypełniają polecania prześladowcy-tresera, nie zdając sobie sprawy, co robią.

Dla Kościoła niepojętym jest, że ktoś ma czelność posiadać własne myśli, tak bardzo jego hierarchowie są przyzwyczajeni do czapkowania oraz narzucania innym swojej woli. W zderzeniu z kimś, kto chce im zwrócić uwagę, że się mylą, dostają furii i postanawiają tę osobę zniszczyć, skoro tresura w dzieciństwie nie zadziała. Kontynuują tresurę i sięgają do syndromu sztokholmskiego, jak przystało na terrorystów rządzących strachem i zniewoleniem.

Drugie źródło władzy Kościoła to właśnie wspomniany syndrom sztokholmski. Byłam przekonywana, że od hierarchy, który mnie nęka od dziecka, zależy moje przeżycie. Wędrował po moich zwierzchnika oraz nauczycielach razem z panią Barbarą i złośliwie dezinformował ich na mój temat. Mści się w ten sposób za moją odmowę wzięcia udziału w spektaklu tworzenia fałszywych świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czyli Renaty i Ryszarda. Powinien był przyjąć do wiadomości, że są to dla mnie obcy ludzie i wbrew temu, co mi wmawia wcale nie jestem „własnością Kościoła”. Nie wierzę, że jak mi powiedział, może mnie zabić, chociaż mi tym groził.

Muszę mu przypomnieć, że wcale nie ma żadnego dokumentu, w którym „przyznaję się do wszystkiego”. Chodzi o list do Dyrektora Opus Dei, który napisała Renata, bo „wie, co tam powinno być.” Jest to fałszywka stworzona przez niego oraz Renatę, w której nie ma słowa prawdy na mój temat. Wmawiał mi, że mam nie pamiętać, co napisałam na tej kartce chociaż dobrze wie, że nie ma tam ani jednego słowa prawdy. Napisałam na tym liście dokładnie to – że się składa cały z nieprawdy. Nie mam nic wspólnego z Gdańskiem, ani nigdy nie byłam kurwą. W odróżnieniu od pewnego rodzeństwa z piekła z mojej podstawówki, które było przeszczęśliwe, że dostało kasę od księdza za seks – bo dzięki temu byli „kimś”.

„Biszkopt” prał mi mózg, wmawiając, że ma zostać jego służącą i mu się oddać z ochotą. Tak duża jest jego ochota, żeby postawić na swoim. Brutalny oralny pedofilski gwałt, w czasie którego byłam związania i zastraszona z czasów mojej podstawówki najwidoczniej tylko go rozochocił na tyle, że będzie uparcie polował na mnie całe życie. Z pewną złośliwą satysfakcją muszę wspomnieć o filmie Ladyhawke, bo cała historia naprawdę jest analogiczna to tej baśni. Gdy dotrze do mnie płytka z tym filmem postaram się go odpowiednio zrecenzować.

Wyszedł przy okazji na jaw ciekawy fakt dotyczący doktryny Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Zdaniem hierarchy wszystko jest w porządku i on nie popełnia żadnego wykroczenia, jeśli trwa w uporze, że jego źródło (czyli moja znajoma schizofreniczka z podstawówki) mu powiedziało dobrze i wmawia sobie, a przede wszystkim mnie, że widzi tu grzesznicę, która przeprosić Boga. Brzmi to tak, jakby nie było w doktrynie Kościoła obiektywnej rzeczywistości, tylko plastyczny blob, którym klecha operuje. Przypomnę jego słowa – „nie ważne jaka jest prawda, ważne w coś ludzie wierzą.” Obiecał mi, że jeśli będzie chciał, to „z kurwy zrobi świętą, a z niewinnej osoby kurwę.” Obiektywna rzeczywistość istnieje i wygląda tak, że jestem niewinną ofiarą pomówień, co ten człowiek słyszał już wiele razy, więc nie może udawać świętej naiwności, która dopiero teraz się dowiaduje, że istnieją choroby psychiczne.

Malował przede mną wizje piekielnych płomieni, w które mam się zanurzyć, jeśli nie poprę słów Renaty. Nic dziwnego, że przeżyłam dotkliwe stany lękowe, ale wiedząc odpowiednio dużo o takich indukowanych stanach z wściekłością rzuciłam apostazję, jednocześnie walcząc w wmówieniem, że moi rodzice chcieli dla mnie kariery kościelnej. Żeby było ciekawiej ten sam człowiek wmawiał mi wcześniej, że chcieli mnie sprzedać do burdelu i on mnie ocalił. Oczywiście miał na myśli inny zestaw rodziców – do Kościoła chceli mnie wysłać urojeni „rodzice chrzestni”.

A wszystko w warunkach pracy, w której do rozmowy z nimi i jego wariatami zmusiła mnie moja przełożona, która również zabroniła ochronie wypełniania moich próśb o usunięcie osób, które nie pracują czy się uczą z budynku. Oczywiście przełożona jest katoliczką, tak samo jak pani Barbara dobrze wytresowaną do słuchania księży.

Wszystko to wypełnia wszelkie warunki, żebym mogła mówić o syndromie sztokholmskim, porównywalnym z tym, co spotkało Patty Hearst. Ale na całe szczęście, wbrew modlitwom hierarchy prawda jest jedna i obiektywna ora istnieje poza jego chciejstwem.

Wracając do jego perspektywy – ciekawe jest, że w jego wierzeniach zawiera się przekonanie, że dopiero kiedy udowodni mu się, że wszystko, co powiedziała mu Renata o mnie i moich przyjaciołach, jest nieprawdą, zasłuży na piekło. Moim zdaniem łamie tyle kanonów Kościoła wraz z przykazaniami, że nie ma możliwości na stosowanie takiego relatywizmu. Zaszczucie jest zaszczuciem, morderstwo morderstwem, a kłamstwo, kłamstwem, bez względu na to, czy zdołam mu udowodnić, że kłamie. Istnieje obiektywna rzeczywistość. Wykorzystanie zaszczucia oraz syndromu sztokholmskiego do zdobycia „dowodu” na „prawdomówność” Renaty (nie można mówić o jej prawdomówności, ona jest chora), jest czymś, co powinno tego człowieka już dawno zaprowadzić do więzienia. Syndrom sztokholmski sprawia, że ludzie mówią to, co chce ich oprawca, nawet jeśli jest to nieprawda. Niestety rządzą nami dobrze wytresowani przez Kościół politycy, więc pozew karny był niemożliwy, a z amnezją nie byłam w stanie wytoczyć drabowi procesu cywilnego.

Pozostaje go ośmieszyć i dalej grać już zgodnie z tym, co będzie robił. Postawienie mnie przed sądem, aby udowodnić, że jestem matką urojonego dziecka Rafała to coś, co powitam z radością jako przyjemność, w odróżnieniu od tego, co mnie do tej pory spotkało.

A reszcie fandomu i jego zaciekłym fanom (oraz fanom Rafała) szczerze nie dziękuję.

Świętość

Pomimo wielu rozmów i dyskusji pani Barbara nadal upiera się, że schizofreniczka Renata jest moją przyjaciółką i „wie o mnie wszystko”, a Rafał powinien zostać moim mężem, bo niby mamy wspólne dziecko. I jest kimś z wyższych „sfer”.

Nie daje się jej nic wytłumaczyć, bo z rozmowy z Nyczem wyszła z przekonaniem, że Renata jest kolejną „żywą świętą”, a Nycz ma być w tych sprawach specjalistą i potrafi „rozpoznać świętość”.

Na całe szczęście pani Barbara zamierza dalej trwać przy swoich przekonaniach i bronić swojej religii, tym razem w sądzie, gdzie zamierza mi udowodnić, że mam dziecko, Rafał jest moim byłym, za którego powinnam wyjść, czy wręcz „odnowić śluby”, a ona sama i Renata zasługują na przeprosiny. Renata zaś jest „święta”, bo mnie „nawróciła” i to nie raz. I to sąd zdaniem pani Barbary i Nycza potwierdzi.

Co ja mogę powiedzieć? Chcieliśmy tego procesu już o wiele wcześniej, ale politycy zablokowali prace Prokuratury. Żałuję, że traciłam tyle z życia. Są to rzeczy, których już nie odzyskam, oraz ludzie, z którymi już nie będę rozmawiać, ponieważ zostali całkowicie niepotrzebnie zaszczuci na śmierć, bo ktoś nie chciał przyznać, że choroby psychiczne istnieją i urojenia uparcie nazywa „objawieniami”.

Cieszę się, że pani Barbara i jej przyjaciele z Kościoła zrezygnują z ochrony polityków, bo chcą koniecznie udowodnić istnienie urojonej Michaliny.

Mogą robić, co chcą, ale akt urodzenia mojej siostrzenicy nie jest urojony czy sfałszowany, a badania genetyczne nie wyjdą tak, jak chce wariat, tylko dlatego, że Nycz się modli za „poprawne” rozpatrzenie sprawy…

Nawrócenie

Jednym z aspektów sprawy zaszczucia mnie przez schizofreników oraz maniaków religijnych jest, że wszystko odbywało się pod hasłem „nawracania mnie”. Liczcie w tym gwałty, zaszczucie, pomówienie, ataki werbalne i fizyczne.

Pierwsze „nawrócenie” miało mieć podobno w podstawówce. Renata uroiła sobie, że nie chodzę na religię. Oczywiście, że chodziłam. Podeszłam do Pierwszej Komunii w wyznaczonym czasie.(1) Za to maniacy religijni uroili sobie, że pedofilski gwałt i pranie mózgu sprawiało cud i podobno nie tylko przyjęłam komunię, ale też obiecałam pójść do zakonu w podzięce dla Renaty. Oczywiście to jedno z narcystycznych urojeń Renaty, która wymyśliła sobie, że jedyny wybór jaki mam, to spełnienie tej „obietnicy” lub związanie się z jej bratem. Nie zamierzam wykonywać żadnego z poleceń chorej psychicznie Renaty, szkoda tylko że do tej pory zaszczuwają mnie jej debilni fani.

Ta moja urojona przez Renatę „przysięga” miała być pierwszym „zwycięstwem” Nycza.

Drugim był koncert Megadeth, na którym mnie ci maniacy pobili za pójście na koncert. Powiedziałam im, że nie idę na koncert, żeby mnie zabili, ale oczywiste, że poszukałam sobie ludzi, którym opowiedziałam, co się stało i poprosiłam o ochronę, bo gdzieś podział się mój chłopak. I poszłam na koncert.

Trzecim zwycięstwem miało być na zniszczenie mnie na Anglistyce, bo za dobrze mi szło na podwójnych studiach. Renata uznała, że tylko ona może studiować (z tym, że nie, nie studiowała, tylko przeżywała swoje urojenia, przychodząc do budynku IA i rozpowszechniając wszystkie urojenia).

Czwarte zwycięstwo to ma być wygnanie mnie z fandomu i zniszczenie w pracy wraz z całkowitym zniszczeniem mojego życia osobistego. Swoimi schizofrenicznymi intrygami doprowadziła do tego, że jestem sama. Stworzyła sobie dowód na to, że jestem kimś gorszym od niej, bo nikt mnie nie chciał. A ona ma wszystko i ma męża. Oczekuje, że zabierze mi każdą rzecz, jaką mam i że udowodni, że pochodzi z wyższej klasy społecznej (chociaż upiera się mówić o wyższej „sferze”). W jej urojeniach wszyscy ją kochają, a mnie nienawidzą.

Bardzo proszę, nie karmcie tego potwora, nie wolno być dla niej miłym. Zacznijcie mnie ratować.

I naprawdę nie zamierzam iść do klasztoru, żeby jej sprawić przyjemność, ani być jej służką, czy Nycza.

⛧⛧⛧

(1) O ile dobrze zrozumiałam, urojenie Renaty na mój temat głosi, że jestem od niej o cztery lata starsza. Nie wiem, ile ona ma lat, więc nie wiem, ile jej zdanim powinnam mieć lat. W każdym razie, jej zdaniem miałam być już nastolatką, kiedy podeszłam do komunii, co miało stać się pod jej wpływem, bo wcześniej nie chodziłam na religię. Muszę wszystkich fanów urojeń Renaty rozczarować, zaczęłam chodzić na religię, gdy miałam siedem lat, a podeszłam odpowiednio do wieku.

Upadek nieletniej

Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości i sądzi, że kiedykolwiek pani Barbara był moją przyjaciółką, to powinno wystarczyć opowiedzenie, jakie ma naprawdę poglądy na mnie i na to co robię, oraz robiłam w życiu. Niestety opiera swoje stwierdzenia na tym, co powiedzieli jej schizofrenicy, ale bez względu, co jej ja i inne osoby mówią, postanowiła nigdy nie zmieniać zdania.

Jedyną moją realną obroną przed nią jest opisać ją z mojego punktu wiedzenia tak dokładnie, jak tylko się da.

Zacznijmy od tego, że pani Barbara uważa mnie za kogoś, kogo ocaliła, ponieważ pochodzę jej zdaniem z nizin społecznych, jej zdaniem mój tata był alfonsem-pedofilem, który mnie sprzedawał, a moja mama prostytutką, która mnie w to zajęcie wciągnęła. Miałam zamiast uczyć się i trenować, włóczyć się, pić oraz nękać biedną, białą jak lilia Renatę.

Nie musze chyba dodawać, ze mój tata był bohaterem wojennym i inżynierem z wykształcenia oraz bardzo dzielnym i dobrym człowiekiem, a moja mama osobą anielską, która wszystkim chciała pomagać i doskonałym lekarzem neurologiem.

Oczywiście zdemoralizowana byłam tylko w oczach chorej psychicznie Renaty oraz kościelnego pedofila, który za demoralizację uważał niechęć do przyjmowania penisa jako hostii do ust.

Zniszczenie mnie psychicznie w podstawówce pani Barbara uważa za „pierwsze zwycięstwo Nycza”, bo wtedy miał mnie „nawrócić”. Bo tak opowiada Renata. Ciekawe, że pani Barbara uważa zniszczenie kogoś psychicznie za „zwycięstwo”. Gratuluję braku moralności, jeśli pani Barbara uważa doprowadzenie – ponowne – ofiary gwałtu do załamania psychicznego za coś, czym zasłużyła na moją wdzięczność.

Pani Barbara uważa, że tylko dzięku kościelnemu pedofilowi skończyłam podstawówkę, a dalej ciągnął mnie za uszy dobry przykład Renaty. Przypomnijmy, Renata to jest ta schizofreniczka, która nie potrafiła utrzymać pracy w Zarze, za to miała urojenia, że jest studentką, albo pracuje jako lektorka języka angielskiego. Jak najbardziej skończyłam podstawówkę własnymi siłami i to mając przeciw sobie wielu urobionych przez ten gang nauczycieli, którym wmówiono, że pochodzę z marginesu społecznego, kurwię się i że trzeba mnie dalej traktować jak śmiecia.

Podejście pani Barbary do mnie jest jak podejście kolonizatora, który widząc kogoś, kogo (błędnie) bierze za tępego Murzyna postanawia tego Murzyna ucywilizować za wszelką cenę, co w rzeczywistości oznacza zrobienie ze mnie jej niewolnicy. Żeby było ciekawiej jej „cywilizacja” to krąg pedofilski i przekonywanie ofiar pedofila, że „dzieciom nie szkodzi” oraz wierne służenie kościelnym pedofilom za obietnice awansu, bo „tak działa świat”. Jeśli „tak działa świat” to wolę być anarchistką oraz poganką. Psychiatrzy oraz psycholodzy wiedzą, jak człowieka przerabia się na niewolnika, ale pewnie nie spodziewali się, że uczestniczy w tym ktoś, kto podobno jest nauczycielem.

Naprawdę nie zamierzam z tą panią współpracować, ani się przyjaźnić. Jej przekonywanie mnie, że białe jest czarne, a czarne białe, nie ma najmniejszej szansy na powodzenie.

Niech ją już w końcu ktoś zamknie w więzieniu, bo mam babska dosyć. Mam nadzieję, że wyskoczy ponownie jak diabeł z pudełka dopiero w czasie Polonu. Podczas jednego z warszawskich konwentów wygoniła mnie z niego razem ze schizofrenikami, zaszczuwając jako kurwę. Nie mogłam opanować łez, bo nigdy nie zasługiwałam na takie traktowanie i rozmyślne traumatyzowanie.

Mam nadzieję, że tym razem jeśli spróbuje tego samego, dostanie wszystko na co zasługuje.

Kliniczny narcyz

Kliniczny narcyz jest najgroźniejszym rodzajem człowieka obok schizofrenika, przy czym schizofrenika łatwiej zdiagnozować. Narcyz w przeciwieństwie do schizofrenika kłamie, podczas gdy osoba chora psychicznie kieruje się urojeniami. Narcyz ma pełne prawa obywatelskie – znowu inaczej niż schizofrenik – więc ma też prawo do pójścia do więzienia. Znaczy się, zakładając, że ktoś – powiedzmy na przykład prezydent – nie wpłynie na Prokuraturę i nie ukręci łba jak najbardziej prawidłowemu śledztwu. Bo przecież pani Barbara jest wszystkim politykom znana i nie może być kimś takim, jak ją maluję. I nie może się mylić do co tego schizofrenika, który twierdzi, że jest moim mężem.

Z tym twierdzeniem, że jest moim mężem jest różnie w zależności od sytuacji i kto co chce ugrać. Pani Barbara i Rafał okłamywali rzesze ludzi w fandomie, twierdząc, że Rafał jest moim ślubnym mężem, przy czym ten ostatni zaręczał, że jak najbardziej była cywilna ceremonia, tylko nie zmieniłam nazwiska. W sprawę wmieszał się jeszcze, gdy byłam dzieckiem, inny schizofrenik, Ryszard z Gdańska. Gdy dowiedział się, że moja siostra zaręczyła, że nigdy nie brałam ślubu z nikim, zmienił śpiewkę i zaczął mnie zadręczać pod pretekstem, że skoro mam dziecko z Rafałem, to muszę za niego wyjść. Nie, nie mam. Nie, nie muszę wyjść. I po raz trzeci nie, nie muszę go utrzymywać.

Niestety prawnik, z którym się konsultowałam, zaręczył mi, że żaden urząd nie wystawi mi zaświadczenia, że nie mam dzieci. Bo nie ma takich przepisów. Również Policja nie ma w zwyczaju udzielać tego typu informacji pracodawcy, bo to Policja zbiera informacje, a nie ich udziela. Nie na tym polegają jej zadania. Dla wszystkich jest oczywiste, że wiążące jest zdanie osoby, która została pomówiona o bycie matką dziecka tego schizofrenika. Więc w ogóle tej afery w mojej pracy być nie powinno.

Sprawa byłaby prosta, gdyby sprawą nie zaopiekowały się dwie narcystyczne idiotki (na Anglistyce taką narcystyczne idiotką była pani Szkwał, licząc ją to trzy). A na czym polega problem z narcyzem? Można taką osobę porównać do kury, która została uwarunkowana na dziobanie karty danego koloru w zamian za ziarno. Za nic taka kura nie nauczy się, że trzeba przewartościować reguły postępowania i będzie upierać się przy swoim do końca. Dla wszystkich jest to znak, że narcyz jest głupi (to jest cecha imbecylizmu, że raz przyjętej błędnej informacji się nie wymienia na prawidłową), dla narcyza jest to bohaterskie trwanie przy swoim zdaniu, tym bardziej, że narcyz uważa się za nieomylnego. Narcyz czuje przymus postawienia na swoim, choćby miało to innych kosztować życie. Takie matki mordują swoje dzieci, doprowadzając je do samobójstwa, bo nie wytłumaczy im się, że jakaś informacja jest niewiarygodna, bo pochodzi od złośliwego, zdemoralizowanego przestępcy albo od schizofrenika. Zarąbią dziecko na śmierć i zaszczują, a nie wytłumaczy im się, że jest inaczej. Narcyz się nigdy nie przyzna do błędu. Za to będzie cały czas tłumaczył, że kieruje się miłością i czyimś dobrem. Za takie postępowanie narcyz trafia do więzienia.

Straciłam całe życie na tłumaczeniu pani Barbarze, co mi zrobiono i jak wygląda rzeczywistość. Najprawdopodobniej ułożyłabym sobie życie (i to kilka razy), gdy nie upór pani Barbary oraz idiotki, z którą pracuję, że będą mnie chronić. Nie mają prawa tak postępować z dorosłą osobą. Zostałam praktycznie przez nie ubezwłasnowolniona. Amnezja nie jest podstawą do ubezwłasnowolnienia, poza tym coś takiego jest w gestii Sądu, który dobrze zbadałby sprawę i żądania ubezwłąsnowolnienia mnie zostałaby szybko oddalone, bo wyszłoby na jaw, że to ja dobrze oceniam sytuację, a te panie nie. A biorąc sprawę od strony psychologii i psychoterapii – zawsze się idzie za pacjentem, bo nawet jeśli na poziomie świadomym nie pamięta zajść, które wywołały traumę i amnezję, to te informacje tkwią w mózgu (na poziomie dawnych struktur, które trudno uszkodzić), więc można ufać reakcjami emocjonalnym i odruchowym. Moja niechęć do Rafała, Renaty, ich ojca oraz Ryszarda jest najlepszą wskazówką, że to oni mnie skrzywdzili, a nie moi prawdziwi przyjaciele.

Narcyzi zamieszani w tę sprawę są tak uparci, że – jak to narcyzi – uważają, że mają prawo kłamać, żeby postawić na swoim. Nie tylko kłamią, są tak wredni i zdemoralizowani, że kłamiąc, mają śmiałość powoływać się na mnie i mówią zakochanemu we mnie mężczyźnie, że prosiłam je, aby w moim imieniu powiedziały mu, że pamiętam już, że mnie zgwałcił i że nie chcę go widzieć nigdy więcej w życiu. Dowiedziałam się, że o mały włos nie popełnił samobójstwa. Gdyby nie psy, które mnie poznały, nie zdiagnozowałabym sobie amnezji, co udowodniło, że te dwie wszy łżą jak porąbane. Nie powinny się wybielać i wmawiać ludziom, że zaszczuwanie mnie przez osoby chore psychicznie było „terapią” i że czuję się dobrze i wszystko pamiętam. Nie powinny tak kłamać. Ryszard chciał wykorzystać moją amnezję i zaczął urabiać, twierdząc, że wie, że gwałcicielem był mój dobry przyjaciel. Nie udało mu się to, bo nie jestem kimś, kto da się w ten sposób oszukać i zasugerować. Za to te moje znajome narcyzy wprost mi powiedziały, że będą kłamać, żeby mnie „chronić”. Bo one wiedzą lepiej i już zawsze będą się mną „opiekować”. I zrobią ze mnie kogoś takiego, jak chcą, lekceważąc moje protesty.

Sama o mało co nie popełniłam samobójstwa, żeby uciec przed Rafałem i Ryszardem. Żyję tyko dzięki własnej wiedzy, uporowi i temu, że obiecałam komuś się za niego zemścić.

Życzę sobie, aby nikt nigdy z tymi paniami na mój temat nie rozmawiał. Nigdy.

Absolutnie nigdy.

Blokowanie urojeń

Zostałam zakatowana przez schizofreników kilka razy pod hasłem „blokowania mi urojeń”. Nie ma czegoś takiego. Zasada jest taka – jeśli wariatowi zacznie się udowadniać, że ma urojenia, jego psychoza wzrasta i wybucha. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego psychiatrzy wolą, żeby pacjent sam doszedł do wniosku, że jest chory i żeby sam się diagnozował. To podejście ma bardzo dużo wad, szczególnie w przypadku zdrowego człowieka, bo pacjent nie ma w głowie wiedzy na temat chorób psychicznych, więc nie może się zdiagnozować, za to może ulec sugestii prześladującego go schizofrenika i przyznać się do nieistniejącej choroby.

Jeśli tłumaczy się zdrowemu człowiekowi, który coś źle pamięta, albo wytworzono mu fałszywe wspomnienie, że mija się ze stanem faktycznym, nie będzie się awanturował, tylko machnie ręką. Dlatego przy oskarżaniu mnie, że mam dziecko, którego nie pamiętam, nie przejmowałam się tym, tylko poprosiłam, żeby mi w takim razie przyniesiono akt urodzenia. Ja ze swojej strony mam utrudnione działanie, bo bardzo trudno udowadnia się nieistnienie czegoś. I bardzo możliwe, że nie dostanę zaświadczenia o tym, że nie posiadam dzieci, bo jak mi ktoś powiedział, coś takiego dopiero dostaje sąd po zwróceniu się do odpowiedniego urzędu.

Nie spodziewałam się, że będę tak brutalnie atakowana przez swoje koleżanki pod dyktando wariatów.

A wracając do „blokowania urojeń” – składało się na nie mordowanie mojej psychiki i wywoływanie amnezji pod dyktando schizofreniczki Renaty, która koniecznie chce uchodzić za mnie. Zabrano mi w ten sposób karierę sportową i zniechęcono do pływania. Schizofreniczka była zazdrosna o moje romanse – wmówiono mi, że nie mam powodzenia i że nigdy nie byłam w żadnym związku. Schizofreniczka była zazdrosna o to, że piszę, zaczęto mi wmawiać, że nigdy nic nie napisałam i że nie mam talentu. Tak samo ta zazdrosna wariatka traktowała moje studia i moją pracę. Ale bez względu, co zrobią uczynni głupcy oraz pani Barbara, nie będzie mną.

Mam już dosyć znoszenia ataków różnych uczynnych idiotów, którzy koniecznie chcą mi „pomóc”. Wystarczą schizofrenicy.

Jak pokonać schizofrenika

W momencie, kiedy ktoś stał się ofiarą obsesji schizofrenika, który uznał, że jego ofiara ma coś, czego on pragnie jedyne, co można zrobić, to drzeć mordę „schizofrenik!” i mieć nadzieję, że chory nie zwerbował do swojego gangu nikogo na tyle głupiego, żeby postanowił za to zaszczuć ofiarę. Niestety pani Barbara postanowiła się sprawą „zaopiekować” i stąd całe morze nieszczęść. Jest bardzo głupia, bardzo maniacko-religijna i uparta. Przy czym chamska i zdemoralizowana. I nic o mnie nie wie, tylko o wszystko pyta schizofreniczkę Renatę. W momencie, kiedy Renata została już unieszkodliwiona, jej tubą została pani Barbara, która zupełnie nie chce przyjąć do wiadomości, że Renata i Rafał to rodzeństwo. Widziała gdzieś Piotra z Rafałem (a znali się z konwentu, gdzie każdy może zaczepić każdego) i już uznała, że pochodzą z jednej warstwy społecznej. Już nikt nigdy jej nie wytłumaczy, że się myli.

Jeżeli odgonienie schizofrenika nie zadziała, bo ma wsparcie ludzi naiwnych, należy zadbać o to, aby schizofrenik nigdy nie zaspokoił swojej schizofrenicznej potrzeby. Bardzo często w przypadku mężczyzny taką potrzebą jest zawarcie związku małżeńskiego, spłodzenie dziecka. Po wypełnieniu tych obowiązków kobieta schizofrenikowi już jest niepotrzebna, bo dostał już od niej wszystko. Morduje wtedy żonę i dziedziczy majątek. Rafał, w chwili kiedy wydawało mu się, że tryumfuje, już mi zapowiedział śmierć, przekonany w swoim chorych mózgu, że tego chcę, bo nikt mnie nie kocha. Schizofrenik naprawdę tak myśli i czuje przymus wciągnięcia w swoje przekonania swojej ofiary. W momencie, kiedy ją przekona, że rzeczywiście świat wygląda jak czarna dziura, może namówić ją też do samobójstwa. Bo sam woli nie zabijać. Ale jak mi zapowiedział, jak sama tego nie zrobię, to sam weźmie siekierę.

Moja przyjaciółka schizofreniczka pamięta z dzieciństwa ojca goniącego matkę z siekierą. To są prawdziwe historie. Schizofrenicy są realnym zagrożeniem, bo chcą po przejęciu wszystkiego, co im może dać ofiara, ją zabić. Bardzo często tym, czego chce schizofrenik jest dziecko, gdy zaczyna samo jeść, matka jest zbędna. Jak żaden inny rodzaj wariata mylą miłość z nienawiścią. Leki pomagają bardzo i schizofrenik przestaje myśleć, że jest Bogiem i powinien mieć wszystko, co sprawia, że inni ludzie błyszczą lub są podziwiani. Nie chce już wszystkiego innym ludziom odbierać.

Rafał przestał chcieć mnie zabić, gdy się okazało, że nie dam mu żadnych pieniędzy, bo nie mam ich na koncie. Wrócił do fazy uwodzenia swojej ofiary. Wpłynęło to też na Ryszarda, bo Rafał jest kimś, kto zarządza tym gangiem. Wszyscy, w tym siostra Rafała, Renata, kierują się jego życzeniami.

Kiedy pokazuje się schizofrenikom, że ich ofiara jest przez wszystkich kochana, wpadają w szał, bo przeczy to ich wewnętrznemu przekonaniu, że ofiara ich obsesji jest nikim, podczas gdy oni sami zajmują o wiele wyższe miejsce w społeczeństwie i to oni powinni przejmować każde pieniądze, o których się dowiadują i być podziwiani. Są przekonani o własnej wyższości i ludziom głupim potrafią to przekonanie narzucić. To jest przypadek pani Barbary oraz pani Szkwał. Pragną doprowadzić do wyrzucenia ofiary z pracy. Pani Barbara nie mogła się pogodzić, dlaczego mnie tu [czyli w mojej pracy] „trzymają”, skoro ja się na niczym nie znam, wedle jej słów miałam sobie powtarzać, że nic nie umiem, że zajmuję miejsce, które powinno być dla Renaty. Dodatkowym argumentem było, że mam być kurwą, a Renata nie. Oczywiście opinia, że na niczym się nie znam pochodziło z dupy, to znaczy z urojeń chorej psychicznie Renaty, która mocna jest tylko w mordzie, a realnie nie posiada nawet matury. Zadziwiające jest, że pani Barbara przynajmniej oficjalnie z wykształcenia jest nauczycielem, ale całkowicie nie potrafi w rozmowie określić kompetencji intelektualnych swojego rozmówcy i bierze Renatę za kogoś wykształconego. A mnie za kogoś, kim trzeba pomiatać i zniszczyć.

Chcę z całym zdecydowaniem zaznaczyć, że twierdzenia pani Barbary, że jest kimś ze mną zaprzyjaźnionym są fałszywe. Jest osobą, której nawet nie toleruję i uważam za skrajne niebezpieczną z powodu jej uwielbienia dla schizofreników i wypełniania ich wszystkich pragnień. Zniszczyła mi życie już w latach dziewięćdziesiątych, później wypełniła rolę, jaką jej wyznaczyła Renata, do końca. Gratulujemy bezmyślnego wypełniania poleceń schizofreniczki z Zary, która nawet tej pracy nie potrafiła utrzymać.

Renata upiera się mnie odwiedzić „pomóc” w „przeprowadzce”. Chce mnie wyrzucić z mojego mieszkania, bo ma urojenie, że do niej należy. Podobnie jak ona zachowuje się pewien chory psychicznie hierarcha lubi zaszczuwać ludzi, a potem fałszować testamenty, aby przejąć mieszkanie. Wiem, że ten człowiek chce pomóc Renacie.

Mam nadzieję, że ci ludzie będą już zawsze mieli utrudniony kontakt ze mną.

Bo ty go masz utrzymywać

Uświadomiłam sobie, o co jeszcze putlał się Ryszard, gdy mnie zaszczuwał w pracy przy pomocy pani Barbary i pewnej koleżanki, która postanowiła im we wszystko uwierzyć, więc rozpoczęła kampanię plotek i oszczerstw wraz z oskarżaniem mnie o chorobę psychiczną, skoro miałam czelność zaprzeczyć wariatom i utrzymywać, że nie mam dziecka.

Niestety Rafał widział mnie w czasie konwentu z moją siostrzenicą i od tego czasu ma bardzo silne urojenia, że to nasze dziecko. Więc nie, powtarzam nie. Nie mamy dziecka, a moja siostrzenica nie nazywa się Michalina. A Ryszard – jak to on – do swojego zestawu urojeń, wedle których jestem jego chrześnicą, dołączył urojenia, że był na urojonym chrzcie urojonej Michaliny, czyli niby tego naszego nieistniejącego dziecka.

Akcja wariatów wraz z naiwniakami polegała na wmawianiu mi, że skoro niby mamy z Rafałem dziecko, to mamy obowiązek się pobrać. Nie rozumiem tej idei, mniejsza o to, że dziecko urojone. Urodzenie Michaliny miało przypadać na okres po mojej maturze, a przed powtórnym egzaminem na studia (bo niestety za pierwszym razem oblałam). Nie uważam tego czasu za całkowicie stracony, bo w Studium dla sekretarek miałam angielski na odpowiednim poziomie oraz takie przedmioty, jak pisanie na maszynie, ekonomię oraz podstawy księgowości. Zwiałam stamtąd w drugim semestrze, bo mnie wariaci tam wytropili. Wcale nie dlatego, że byłam w zaawansowanej ciąży i zaczęłam rodzić.

Ryszard napadł na mnie i zaczął przekonywać, że skoro mamy dziecko (urojone), to mam obowiązek ojca dziecka utrzymywać. Jest to totalny bełkot, bo po pierwsze nie mamy dziecka, a po drugie jeśli już, to facet płaci babie alimenty. A wiem, że grosza nie zobaczyłam. Poza tym, to Rafał ma jakieś urojone bogactwa. Ach, tylko że nie ma. I gdy się orientuje, że jednak jest biedakiem, to żąda kasy ode mnie. Naprawdę nic mu nie ukradłam, żebym musiała oddawać.

Naprawdę nie będę tego wariata utrzymywać.

Już raz próbowałam dostać z Urzędu Stanu Cywilnego papier, że nie mam żadnych dzieci, co powinno dać się udowodnić, bo po prostu nie znajdą w rejestrze żadnego aktu urodzenia, na którym figuruję jako matka jakiegokolwiek dziecka. Niestety mój najbliższy USC poinformował mnie, że nie wystawiają takich zaświadczeń.

Miałam kartkę z danymi głównego warszawskiego Urzędu i chciałam napisać email do Sekretariatu, ale niestety kartka z danymi została mi w pracy zabrana, a ja sama zaszczuta do wystąpienia amnezji, tak mnie zaczęli ci schizofrenicy „leczyć”. Moja koleżanka było tak ambitna, że poszczuła na mnie chyba wszystkich w pracy i zrobiła ze mnie osobę na tyle chorą psychicznie, że nie wiem, ile mam dzieci (no więc mam okrągłe zero). Tak samo uznała, że za mnie zadecyduje, z kim mogę się związać.

Amnezja ustępuje, więc nadrabiam rzeczy, których wcześniej nie mogłam zrobić. Znowu odwiedziłam najbliższy USC i dostałam namiary, gdzie mieści się centralny urząd. Wysłałam już email przedstawiający tę sytuację z prośbą o umówienie mnie do Dyrektora, bo potrzebuję dla Sądu Cywilnego zaświadczenie o tym, że nie ma w rejestrze aktu urodzenia moich dzieci (jak tylko dostanę ten dokument, to wywieszę na moim blogu). Moim koleżankom nie chcę już nic pokazywać.

Bo naprawdę wiem, że nie mam dzieci. Moi krewni też wiedzą, że nie mam dzieci. Tak samo wszyscy wiemy, że nigdy nie byłam z Rafałem i nigdy z Rafałem nie będę.

Odmaszerować wszyscy i zajmijcie się pracą. W pracy się pracuje, a nie wpierdala w osobiste sprawy koleżanek. Szczególnie jak się nie wie, o co chodzi i wbrew wyraźnym prośbom biega po instrukcje do wariatów.