Pływaczka

Zaczęłam jeździć na konwenty, gdy miałam osiemnaście lat. Spotkałam wtedy Piotra, który w czasie tamtego konwentu się we mnie zakochał. Miał czternaście lat i nie było możliwości, żebym go odbiła Renacie. Zaręczyliśmy się, gdy jeszcze nie miał osiemnastu lat, bo chodził za mną przez trzy lata. Opowieści schizofreniczki Renaty oraz jej gangu są jej urojeniami i niczym więcej. Piotr cierpiał z powodu opowieści, jakie o nim rozpowszechniała. Ja nadal cierpię z powodu działań ludzi, którzy dali jej się oszukać i uważają mnie za wcieloną diablicę, która jej wszystko zabrała i umożliwiła zrobienie wielkiej kariery filmowej.

Wszystko to bzdura, ale niestety co chwila mam jakiś „beef” z coraz to nową narcystyczną jednostką, która niczego nie weryfikuje i ponieważ jest „team Renata” to postanawia mnie ostro przeczołgać. A schizofreniczka Renata jest bardzo aktywna i nawet nachodziła mnie w pracy (co jest ostatnim etapem zaszczucia przez schizofrenika, wszystkie etapy dokładnie opisane w podręcznikach psychiatrii). Naprawdę nic jej nie ukradłam, Piotr nie był jej narzeczonym, nigdy nie miała szans na karierę inną niż durna sklepowa po zawodówce.

Ja jestem „team Piotr” i tak jak wszyscy jego znajomi wiem, że opowieści Renaty są wzięte z dupy. Prześladowała go i zaszczuła nie mniej niż mnie. Nigdy nie był jej narzeczonym. Nigdy nie była moją przyjaciółką, nic o mnie nie wie.

Mam dosyć. Przyjmijcie do wiadomości, że jeśli trenuję i chudnę, to nie dlatego że przygotowuję się do jakiejś niezasłużonej kariery filmowej, którą ukradłam Renacie, tylko chcę wrócić do pływania. Moi znajomi z klubu sportowego od zawsze chcą, żebym chociaż raz mogła wystąpić w zawodach, tym razem już dla dorosłych. Byłam w tym dobra, tak dobra, że naprawdę miałam szansę na karierę zawodowej pływaczki. Ludzie są wkurzeni tym, jak praktycznie co chwila rzucają się na mnie schizofreniczka ze swoimi wyznawcami i zaszczuwają. W wyniku takiego zaszczucia zawsze tyłam, bo tego chcieli moi napastnicy, i rozpadałam się na milion części oraz rozpadało się moje życie.

Bardzo was proszę, nie róbcie już mi tego znowu. Jeżeli Renata obiecała wam jakąś karierę filmową, może przestać robić sobie na to nadzieję. Naprawdę nie warto traktować ani jej, ani Opus Dei serio. Sami wariaci.

Przyjęcie i co po przyjęciu

Napisałam już o wygłupie koleżanki Michała, która na jego osiemnastce usiadała mu na kolanach okrakiem i zaczęła się do niego intensywnie dobierać. Było to już po naszych wyczynach nad Wisła, więc czułam się pełnoprawną dziewczyną Michała.

Laska z klasy Michała miała na imię Iwona. W momencie, gdy zaczęłam ratować totalnie pijanego Michała, nie spotkało się to ze zrozumieniem, bo laska okazała się być na tyle psychiczna, że rozgadywała wcześniej, że Michał jest w niej zakochany. Była ostra chryja, uznałam, że Michał gra na dwa fronty i wyszłam wkurwiona. Michał był przekonywany, że mam kogoś i że to jest mój mąż. Oczywiście, że w życiu nie miałam męża, a Michał był moim pierwszym kochankiem. (Dla wątpiących, jest na blogu moje zaświadczenie o stanie cywilnym).

Rodzice Iwony z klasy Michała i jej rodzice zaczęli mnie zaszczuwać. Przyszli nawet do budynku Anglistyki i zaczęli ze mnie robić chorą osobę. Cały czas powoływali się na panię Barbarą, która mówiła im, o uczuciach Michała i robiła ze mnie chorą psychicznie mężatkę. Powiedziałam im, że nie jestem, w dowodzie nie miałam wpisane „zamężna” i w ogóle uważałam, że powinni sami się leczyć. Dowiedzieli się ode mnie, że ojciec Michała jest psychiatrą i że powinni się z nim skonsultować. Pobiegli do niego, przekonani, że uda mu się namówić go na leczenie mnie. Zamiast tego laska i jej rodzice dowiedzieli się, że jak najbardziej jestem jego nieformalną synową, że Michał mnie kocha od dawna i łaził za mną na każdym koncercie. Był szczęśliwy, gdy rzuciłam Piotra, za jego jazdę po pijaku. Piotr zabiłby nas oboje, gdyby samochód, na który jechał i z którym miałby czołowe zderzenie, nie uciekł na bok. Wyglądało to tak, jakby bawił się z tamtym samochodem w „chickena” – czyli kto pierwszy stchórzy i ustąpi drogi. Piotr uważał, że zawsze zdąży w ostaniej chwili gwałtownie skręcić. Nie dziwcie się, że go zakapowałam Policji. Całkowicie mnie to nie bawiło.

Iwona, która uwierzyła złośliwej schizofreniczce, która realizuje plan połączenia mnie z kimś kogo nienawidzę, skończyła sama tak rozwalona, bo ojciec Michała ją sklął i oskarżył o chorobę psychiczną, że długo wychodziła z kłopotów psychicznych.

Niestety pani Barbara, razem ze swoim gangiem innych schizofreników, podobnie jak Iwonę potraktowała pewną laskę z fandomu, która rzuciła się na mnie przekonana, że mój narzeczony jest jej facetem, bo tak jej ktoś powiedział, chociaż nie zweryfikowała u niego, przekonana, że schizofreniczka Barbara mówi jej prawdę i że Barbara zna mojego wczesnego narzeczonego i ma prawo mówić w jego imieniu. Wiem, że ten facet absolutnie z panią Barbarą nie chce mieć nic wspólnego i chyba nawet nigdy z nią nie rozmawiał. Ale podejrzewam, że pewnie tak samo jak niegdyś Michał w pewnym momencie mój następny facet może być terroryzowany przez ten gang i panią Barbarę, która będzie chciała go zmusić do urzeczywistnienia jej urojeń na temat tego, kto z kim powinien być. Tak tak samo głupia i schizofreniczna jak „Biszkopt”.

Podobnie pani Barbarę i jej schizofreniczny gang szczuje na mnie pewną panią spoza fandomu. Identycznie jak pewna koleżanka z fandomu też jest przekonana, że tylko ona ma szanse u mojego kolejnego faceta po Michale. Zaszczuła mnie z tego powodu razem ze swoimi koleżankami.

I co mogę powiedzieć w tym momencie? Że powinny naprawdę szanować ludzkie granice i nie rzucać się na faceta, który się im nie oświadczył z uczuciami. Ja nie zerwałam zaręczyn z moim kolejnym facetem po Michale i nie byłam niewierna. Z trudem składałam się do kupy po zaszczuciu przez Opus Dei i ten sam gang schizofreników w latach dziewięćdziesiątych. Nie potrzebne mi były takie afery i wbijanie mi noża w plecy przez jakieś durne fanki, okłamujące i rzucające się na mojego faceta. Wszelkie plotki o mnie były kłamstwem. Szkoda, że ludzie nie są dojrzalsi i niczego nie weryfikują.

A pani Barbara wynajduje wszędzie kolejne takie naiwne idiotki jak ta Iwona z klasy Michała. Drogie Panie, bardzo proszę, porozmawiajcie najpierw z facetem, który podobno za wami szaleje, zanim zrobicie coś, co sprawi, że ludzie was wyśmieją. Zaręczam wam, że Michał ożenił się wiele lat później z kimś innym niż ta Iwona, gdy już stracił nadzieję, że do niego wrócę. Nie wiedział, że utknęłam w syndromie sztokholmskim i straciłam pamięć naszych wspólnych lat. Oczywiście idioci z fandomu okłamywali go równo. Za co nikt im nie dziękuje.

Mam też ostrzeżenie – jeśli się zachowacie, jak ta Iwona, może się to skończyć pozwem o naruszenie nietykalności cielesnej i molestowanie. Facet też jest osobą, której nie można dotykać bez jego zgody. Żadna schizofreniczka nie może wam powiedzieć, że jest „nieśmiały” i że chce, żeby tak zrobiły. Taki pozew jest idealnym rozwiązaniem, jeśli weźmie się pod uwagę, jak bardzo mnie zaszczuli rodzice koleżanki Michała oraz ona samo po tamtym przyjęciu. Naprawdę potrzeba w takich sytuacjach ostrej reakcji.

Mój narzeczony z 2000 roku bardzo dużo zapłacił za to, że uwierzył wariatce, że z nim zrywam(1) i że pocałował pewną fankę, gdy tylko go o to poprosiła. Nadal jestem na niego wściekła.

⛧⛧⛧

(1) Tutaj uwaga – naprawdę jestem na tyle dojrzała, że potrafię zerwać z facetem osobiście. Mój facet, który tak łatwo ze mną zerwał (bo z nim nie zerwałam), ponieważ uwierzył w jakieś plotki, które wyszły od wariatki, stał się w moich oczach równie głupi jak Piotr. Mam pecha do szczeniaków, którzy są niedojrzałymi idiotami, naprawdę mam samych młodszych ode mnie wielbicieli, ale jednak nie zamierzam z tego powodu płakać.

I ostania uwaga – Godzilla to ponad dwumetrowy Szwed, którego poznałam w Londynie, gdy byłam na kursie metodycznym finansowanym przez Unię. Proszę nie wierzyć wariatom, że jest to schizofrenik Rafał i że go kocham. Nienawidzę tego magazyniera z Biedronki jak mało kogo.

List do Avy

Dzień dobry, 

Bardzo długo zastanawiałam się, czy napisać ten e-mail ale stwierdziłam, że warto spróbować wyjaśnić pewne nieporozumienia wynikające z pomówień na mój temat, które wystosowali wariaci, nękający mnie od dzieciństwa. To są ludzie, którzy swoimi działaniami i terrorem nie tylko zniszczyli mi psychikę, ale też doprowadzili do próby samobójczej. Zaszczuli ze skutkiem śmiertelnym dwoje moich przyjaciół w latach dziewięćdziesiątych. 

Niestety schizofrenicy mają zwyczaj przypisywać sobie rzeczy, których nie dokonali i niszczyć osoby, którym zazdroszczą. Nie jestem taką osobą, to ja padłam ofiarą zaszczucia przez schizofreniczkę i jej gang. Jakiś czas temu doszły do mnie plotki, wedle których miałam niby zaszczuć kogoś, kto podaje się za przyjaciółkę Adama Sapkowskiego oraz współautorkę jakiś scenariuszy. Wedle mojej wiedzy ta pani ani nie jest wybitnym psychologiem, ani żadną autorką czy współautorką, a różne osoby podające się za „przyjaciół Andrzeja Sapkowskiego” i twierdzące, że mówią w jego imieniu, są też wariatami. Schizofrenicy z reguły skupiają się w gangach razem z innymi schizofrenikami, a Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie ich sekta Opus Dei i m w tym pomaga. Ja złożyłam już apostazję już lata temu. Stan zdrowia psychicznego tych ludzi był sprawdzany przez biegłych sądowych i niestety nie można wytoczyć im sprawy karnej., bo ludzi chorych psychicznie się na karze. 

To że schizofrenicy pomawiają ofiary swojej obsesji o chorobę psychiczną, to standard w psychiatrii. Proponuję, żeby stwierdzenia typu, kto jest „współautorką Wiedźmina” sprawdzić u Andrzeja Sapkowskiego. Ja się za taką osobę nie podaję. Ani też – o ile mi wiadomo – Andrzej nie nałożył na mnie żadnej fatwy. Ale zapytajcie o to samego Andrzeja.

Nie chcę brzmieć, jak osoba, która się obraziła za nieprzyjęcie prelekcji, ale słyszałam bardzo bolesne plotki na temat mojej prelekcji o Lolicie i filmie z Davidem Bowiem. Miałam podobno się ośmieszyć i bełkotać, i nie należy mojej prelekcji przyjmować. Tak się składa, że śmiała się tylko schizofreniczka, a moja koleżanka z Anglistyki, która została na uczelni, bardzo mnie chwaliła.

Ten listo jest moją ostatnią próbą wyjaśnienia sytuacji. Nie chcę mi się wierzyć, że słowa schizofreniczki i jej gangu mogły mieć wpływ na decyzje programowe, ale z powodu tych plotek oraz zaszczucia, jakie mnie spotkało z powodu ataków tych schizofreników oraz ich gangu, postawiłam przedstawić moją wersję wydarzeń.

Tak jak już napisałam, proszę wszystko zweryfikować u Andrzeja, jeśli rzeczywiście znajduję się na jakiejś czarnej liście klubu Avangarda. Inne kluby nie miały problemów z przyjęciem tej samej prelekcji, więc fakt, że nie znalazło się dla mnie miejsce w programie mnie dziwi w kontekście tych plotek i tego, co usłyszałam od schizofreników. Sądzę, że takie sprawy warto wyjaśnić u źródła.

Jeśli rzeczywiście inne sprawy zaważyły na decyzji programowej, to proszę uznać ten list za nieistniejący.

Pozdrawiam serdecznie, 

Małgorzata Wieczorek

Nycz

Nasz fandomowy „Biszkopt” jest schizofrenikiem. Już wielu osobom zrobił ten numer, że przemocą próbował ich połączyć w pary, przy czym jedna ze stron nic o tym nie wie. Nie rozmawia z najbardziej zainteresowanym człowiekiem, ale zaczyna mieć urojenia na jego punkcie. Leci do wybranej laski (lub faceta) i zaczyna ją nakręcać, jak bardzo ten facet (lub laska) ją kocha. Terroryzuje też ludzi i zaszczuwa ich prawdziwych ukochanych, próbując ich połączyć z kimś innym, albo wysłać do klasztoru. Kłamie, opowiadając wszystkim swoje urojenia. Żeby było gorzej, ma przy sobie schizofreników, których przytulił Kościół i powołuje się też na ich urojenia.

Wiem, że z jedną z jego wybranek, którą przeznaczył komuś, kto jej nigdy nie zechce, jest bardzo źle. Podejrzewam, że rozwali się psychicznie, gdy obiecany jej mężczyzna pojedzie po niej wściekły i powie, co o niej myśli.

Na początku lat dziewięćdziesiątych spotkało to koleżankę mojego byłego, która na przyjęciu, zorganizowanym przez mojego faceta, żeby uczcić nasze zaręczyny, usiadła mu na kolanach okrakiem i pewna swego zaczęła go niemalże dymać przez ubranie i obcałowywać. Mój facet świętował zwycięstwo na swoim rywalem, którego ostatecznie dla niego rzuciłam. Wściekł się makabrycznie i po babce i jej zdrowiu psychicznym nic już nie zostało. Ratowałam ją, tłumacząc, że nie powinna wierzyć Nyczowi, bo jest schizofrenikiem, ale i tak jej to dużo nie pomogło. Stała się cieniem siebie, bo się ośmieszyła, realizując dokładnie to, co jej powiedział schizofrenik, pewien że mężczyźnie od razu stanie i straci dla niej głowę.

Ten schizofrenik ma urojenia, że szczęśliwie połączył w ten sposób wiele par i jest znany w fandomie. Prawda jest taka, że ludzie przed nim uciekają i jeśli mają szczęście, to zdążą sobie kogoś znaleźć, zanim wszyscy uwierzą w urojenia Nycza, że są zajęci i zostaną na lodzie, jak ja w latach dziewięćdziesiątych. Mnie niestety ten schizofrenik ze swoim gangiem zrobił na szaro wiele razy, a także z pomocą swoich intryg i kłamstw rozdzielał z ludźmi, z którymi powinnam być. Jest niebezpieczny, robi swoim ofiarom pranie mózgu, a nawet zaszczuwa na śmierć.

Znam osoby, które szczęśliwie uciekły przed wybranymi im przez Nycza przyszłymi małżonkami. Schizofrenik w swojej chorobie po latach przechwala się, że to on połączył tych ludzi i dzięki niemu są szczęśliwi. Prawda jest taka, że są z osobami, z którymi Nycz zabraniał im być. Jedna z moich przyjaciółek musiała pośpiesznie wziąć sam ślub cywilny, odkładając kościelny na później, żeby tylko zejść z rynku matrymonialnego. Bardzo szybko zaczął się przechwalać, że to on połączył ją z mężem.

Jest to człowiek, któremu absolutnie nie wolno wierzyć. Przeszłam piekło z powodu wadliwego polskiego prawa, które nie przewiduje odpowiednich procedur, które by pozwalały takiego durnego kmiota zacząć leczyć wyrokiem sądu. Jako jego ofiara nie znam nikogo z jego rodziny, a tylko oni mogą złożyć wniosek do Sądu Opiekuńczego, żeby go zacząć leczyć przymusowo.

Zniszczył mi całe życie, doprowadził kilka razy do poważnego rozstroju nerwowego i amnezji z powodu skrajnego stresu. Napadały na mnie jego inne ofiary, które mu wierzyły, że to ja jestem chora psychicznie i dały się na mnie poszczuć.

Wysiadam, nie bywam w miejscach, gdzie on bywa. A jego ofiarom, wierzącym, że nie mają konkurencji, nic nie daje wytłumaczyć. Mogę im tylko współczuć, chociaż nie dziękuję za zaszczuwanie mnie i tłumaczenie akurat mnie, że jestem chora psychicznie, bo niby „zdiagnozował” mnie schizofrenik ze swoim gangiem, którzy kłamią, że jest moim „spowiednikiem”.

Milicja Obywatelska

Mój tata po przybyciu do Polski i ucieczce przed schizofreniczką, która intrygami, kłamstwami oraz urojeniami doprowadziła do jego próby samobójczej, zatrudnił się w drogówce. Łapał piratów drogowych, a także groźnych przestępców, na których trwała obława. Kochał to zajęcie.

Podczas jednej z takich akcji razem z kolegą próbowali zatrzymać groźnego zbira, zrobili blokadę z samochodu. Bandyta, który miał uniemożliwioną drogę ucieczki, zatrzymał się i wyciągnął broń. Mój tata został ranny, jego kolega też. Tata przeżył, ale drugi milicjant zmarł na miejscu, zanim przybyła karetka.

Moja mama postawiła wtedy ultimatum. Miał zmienić pracę, albo się rozwiedzie, bo nie chce się o niego martwić, czy później samodzielnie wychowywać dzieci, gdy go jakiś bandyta w końcu zamorduje. Tata robił różne rzeczy po zwolnieniu się z MOj. Procował w biurze projektowym, aby przejść ponownie do MSW i pracować w Biurze Rejestracji Cudzoziemców, gdzie przyjmował francuskojęzycznych petentów. Ta praca też mu się bardzo podobała, bardziej od bycia inżynierem.

Sama traktowałam Piotra, gdy się spotykaliśmy, podobnie, naśladując mamę. Przeszkadzała mi jego – jak myślałam wtedy – brawura na drodze. Nie chciałam też być kimś, kto musi pochować męża lub narzeczonego, który się rozbije i za wcześnie skończy życie, zabijając po drodze niewinnych ludzi. Zawsze też pojawiał się ktoś, kto mi się bardziej podobał i nikt z tych facetów nie miał na imię Rafał. Piotr był bardzo złym kierowcą, ale prowadził bardzo szybko. Nie miał refleksu, jaki posiadają ludzie, którzy trenowali jako dzieci. Mnie wyrabiano refleks, Michałowi też. Odbił mnie po jakimś czasie Piotrowi. Sytuacja, która mnie zdenerwowała na drodze, gdy jechała z Piotrem, wynikła, gdy chciał kogoś wyprzedzić. Nie zauważył, że władował się pod samochód, który jechał z naprzeciwka. Gdybym na niego nie wrzeszczała, to by też nie zauważył, że ktoś go wpuszcza na pas po prawej stronie. Wykonał bardzo niebezpieczny manewr na drodze, ale wbrew temu, co Renata rozpowiada, nie był ani gwałcicielem, ani nikogo nie zabił. Po prostu poszedł na jazdy doszkalające. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak bardzo tragicznie, że zażądałam, żeby wypuścił mnie z samochodu.

Wiem, że kilka osób rozgłasza jakieś urojone wersje wydarzeń dotyczących życia mojego ojca. Pochodzą z dupy schizofreników, z którymi się nigdy nie przyjaźniłam i nie przyjaźnię, więc bardzo proszę, żeby te wszystkie osoby zamknęły japy i przyjęły do wiadomości prawdziwą wersję wydarzeń. Był najlepszym ojcem oraz cudownym facetem i z całą pewnością nie był pedofilem. Pedofili znajdziecie w Opus Dei i Kościele Rzymsko-Katolickim, a nie w mojej rodzinie. Schizofrenicy, jak ten opisany w Lolicie, bardzo często są pedofilami.

Więzienie

Nieprawdą jest, że dawno temu wsadziłam Piotra do więzienia. Renata i jej gang schizofreników zrobił mi pranie mózgu jakiś czas temu, żeby dowieść, że jednak ona mówi dobrze i więzienie nie jest jej urojeniem. Renata, udając psychologa, „diagnozuje” u różnych ludzi „Alzheimera” i wmawia im swoje urojenia. Takie zabiegi są typowe dla schizofreników, którzy walczą o to, aby świat dostosował się do treści ich urojeń. Przeszłam to kilka razy i mam dosyć. Piotr w życiu nie był w więzieniu.

Zginął wiele lat później na jeziorze, bo prując motorową łodzią o wiele za szybko, władował się w pień drzewa, które zostało złamane przez wichurę i wpadło do wody. Niestety wypadł z łodzi, uderzył głową o coś twardego, stracił przytomność i utonął. Przestudiowałam kiedyś podręcznik o typowych wypadkach i ich przyczynach i niestety bałam się czegoś takiego, tym bardziej, że Piotr nie zapinał pasów w łodzi, bo nie ma przepisów nakazujących robienie tego. Na obszarze chronionej przyrody taki pień, który go zabił, musi zostać w wodzie, bo nie wolno ingerować. Osoba, która z nim była, ledwo się uratowała. Piotr był pechowcem i tyle. Nie był pijany, badanie nie wykazało ani kropli alkoholu w jego organizmie. Jest mi bardzo smutno, że nie wiedział, że w wodzie też może znaleźć się wszystko. Nawet jeśli nie ma wichury, która połamie drzewo, to trąba powietrzna może nawet przenieść wieloryba z oceanu i rzucić truchło do jeziora. Zawsze trzeba spodziewać się najgorszego i zapinać pasy, bo siła uderzenia w takiej sytuacji wyrzuci każdego z łodzi. Czasem niestety na wprost na pień w wodzie, co łamie czaszkę. Jest to typowy wypadek z podręcznika, opisany jako z reguły śmiertelny.

Piotr zginął w bardzo niedobrym momencie, bo starał się mnie postawić na nogi po zaszczuciu mnie przez Opus Dei i chociażby z tego powodu go zabrakło. Był bardzo dobrym przyjacielem.

Bez niego znowu mnie zaatakowano.

Norweżka

Dla rodziny mojego dziadka ze strony ojca jego ukochana była Norweżką i nie chcieli się zgodzić na ślub z nią. Z kolei ona miała zakaz wiązania się z nim, bo był tylko mieszczaninem, a nie szlachcicem.

Ale udało im się jednak pobrać. Już piszę, w jaki sposób do tego doszło.

Dziadkowie ze strony ojca poznali się w czasie studiów i zakochali się w sobie, było to silniejsze od nich i przestali się kontrolować. Wkrótce babcia była w ciąży, nosiła już wtedy mojego ojca w brzuchu, kiedy jej rodzice odmówili zgody na ślub. Oboje byli bardzo arystokratyczni – pradziadek norweski szlachcic, który ożenił się z panną z polskiej utytułowanej rodziny. Nie wyobrażali sobie, żeby wyszła za kogoś spoza swojej sfery. Był to początek lat dwudziestych ubiegłego wieku.

Babcia postanowiła się zabić po tej odmowie. Na całe szczęście ktoś wszedł na czas do pokoju i odciął ją ze sznura. Miała tak ściśniętą krtań, że dopiero po jakimś czasie odzyskała możliwość mówienia i wtedy przyznała się, że jest w ciąży. Zapowiedziała jednocześnie, że spróbuje jeszcze raz popełnić samobójstwo i tym razem nikt jej znajdzie na czas. Dostała wtedy zgodę na ślub.

Rodzina dziadka też się nie zgadzała na ślub. Jak już powiedziałam, była dla nich po ojcu Norweżką i z tego powodu ją odrzucali. Po ślubie przyjęła polskie nazwisko męża. Ale i tak jej nie zaakceptowali, więc dziadek zerwał z nimi relacje. Dlatego też mówię, że nie mam w Polsce krewnych o nazwisku Wieczorek. Trochę zabawne jest, że mieszczanie byli w efekcie bardziej uprzedzeni do arystokratki, niż sami arystokraci do mieszczanina. Rodzina babci bardzo szybko się przekonała, że dziadek był bardzo inteligentny i dobry dla swojej żony. Po pewnym czasie rodzice mojego taty wyemigrowali do Francji, bo babcia chciała dołączyć do swoich sióstr, które tam wyszły za mąż i się przeprowadziły.

Mój norweski pradziadek miał tylko córki. Moja babcia była najstarsza i zgodnie z norweskim zwyczajem ona odziedziczyła tytuł po swoim ojcu. A po niej odziedziczył mój tata. Z kolei mój ojciec mnie wyznaczył na dziedziczkę tytułu, bo chciał mi różne rzeczy wynagrodzić – a dokładniej mówiąc, chodzi o wszystko, co stało się po tym, gdy zgwałcił mnie i zaszczuł schizofrenik, który był ojcem Renaty i Rafała i udawał przed wszystkimi „pedagoga”. Nic nie było w nim z pedagoga, tak samo jak schizofreniczka Renata nie jest żadnym „psychologiem” czy „psychoterapeutką”. Trzeba ludzi przed nią ostrzegać, już zbyt wiele osób wyciągałam za uszy z problemów po kontakcie z nią. Notatki, które mi ukradła i rękopis mojej pracy magisterskiej nie czyni z niej naukowca.

Niestety ta schizofreniczna rodzina oszukała oraz zastraszyła moją matkę i przyczepiła się do niej, wysysając z niej, co tylko mogła. Uważam, że działała pod wpływem syndromu sztokholmskiego, bo wiedziała, że ma od lat siedemdziesiątych zakaz kontaktów z nimi. Została krańcowo zmanipulowana i współpracowała z ludźmi, którzy niszczyli jej dziecko dalej.

Ale to już zupełnie inna historia, która przypomina jeden do jeden wszystko, co spotkało mojego ojca we Francji, z której uciekał z powodu schizofreniczki, która miała na jego punkcie urojenia i uważała się za jego „żonę”. Tą chorą psychicznie zołzę również „opiekował się” pewien katolicki ksiądz, który umacniał jej urojenia oraz oszukał i zmanipulował rodzinę mojego taty. W rezultacie mój tata wylądował w PRL bez grosza przy duszy i cieszył się życiem wolnym od tej wariatki.

Został odcięty od rodzinnych funduszy, ale wolał swoje szczęście małżeńskie z moją mamą, honor oraz tytuł szlachecki (tego mu nie mogli zabrać). Ja też zostałam wychowana w taki sposób, że cenię te wartości wyżej niż pieniądze. I podobnie jak mój tata zawsze będę powtarzać, że niczego mi nie brakuje, bo wystarczy mi, że jestem wolna od schizofrenika Rafała, jego rodziny oraz durnoty „Biszkopta”.

Mój tata nie mógł uwierzyć, że spotyka mnie dokładnie to samo, co jego we Francji i dopiero po mojej próbie samobójczej zaczął ze mną rozmawiać i zrozumiał, że naprawdę to się dzieje. Jako profiler niczemu się nie dziwię – księża są durni i negują istnienie chorób psychicznych, bo ich marna przeciętna inteligencja nie pozwala na zrozumienie tego pojęcia oraz konsekwencji nieleczenia chorób psychicznych. Do tego wokół Kościoła jest zawsze mnóstwo schizofreników, szczególnie rodzin, którym księża zabronili się leczyć. A schizofrenicy mają swoje typowe urojenia, które łatwo skierować na konkretne uzdolnione i wyjątkowe osoby. Arystokracja, bogacze, artyści i wyjątkowo utalentowani sportowcy przyciągają tego typu wariatów jak magnes. Schizofrenicy niszczą takie osoby, żeby się stać nimi i zająć ich miejsce w świecie. Alternatywnie zaczynają mieć romansowe urojenia i podają się za mężów lub żony, ogólnie „prawdziwych” ukochanych, niszcząc życie ofierze. Często też popełniają morderstwa lub zaszczuwają ludzi z wynikiem śmiertelnym. Niestety tak się objawia ta choroba. Nieleczący się schizofrenik to zawistna szuja i Gollum.

Nie miejcie wątpliwości, Rafał mnie nie kocha. Ma urojenia związane z moim mieszkaniem i ścianą nośną, która biegnie wzdłuż przedpokoju oraz rozdziela dwa pokoje. Jest na tyle gruba, że schizofrenik jest pewien, że są w niej zamurowane wielkie sejfy, w których są już „jego” pieniądze oraz biżuteria. Ma plan, żeby – gdy już mnie zmusi terrorem do wyjścia za niego – zburzyć tę ścianę nośną (również ten fragment z przedpokoju, który przylega do mieszkania sąsiada) i dorwać się do urojonych książęcych skarbów. Jego wymarzone działania mogą hipotetycznie skończyć się zawaleniem całego budynku. Ale mam złą wiadomość dla niego. Mój tata naprawdę przybył do Polski skłócony z całą rodziną i posiadał tylko to, co miał na sobie. Schizofreniczka doprowadziła jego firmę we Francji do upadku, a on nie mógł liczyć na pomoc bliskich. Nie wszyscy arystokraci mają pieniądze.

Nocne cuda nad urną

Wspomniałam o tym w jednych z poprzednich wpisów, ale powtórzę, żeby to wszyscy zauważyli. Mam podejrzenia, czy nasze wybory, szczególnie ostatnie, ale nie tylko, zostały przeprowadzone w odpowiedni sposób. Zadziwia mnie z jaką konsekwencją spotykamy się z nocnymi cudami nad urną i pomimo exit polli, które wskazują wygraną niekościelnego kandydata czy partii, w końcu po nocnym liczeniu, okazuje się, że finalny wynik jest zupełnie inny i wygrywa jak zwykle Kościół.

Jedna z przyczyn zafałszowujących exit poll to wstyd człowieka, który wziął udział w badaniu, do przyznania się, że głosował na tego konkretnego kandydata. Może to być związane z presją otoczenia, które głosuje inaczej, ale też może działać pod wpływem sugestii Kościoła i nie chce się przyznać, że dał się zastraszyć Kościołowi i że głosuje na kogoś, kogo też uważa za gorszego kandydata, bo boi się piekła, albo braku rozgrzeszenia. A spotkałam się też z taką presją ze strony Kościoła i to jako ateistka.

Oprócz tego jest pewnie cała masa innych możliwych scenariuszy.

Może być też tak, że za mało jest przedstawicieli lewicy w komisjach zliczający głosy. Nie mówię o celowych fałszerstwach, chociaż i to jest możliwe, bo spotkałam się z postawą „nieważna prawda, ważne żebyśmy zwyciężyli” po stronie prawicy, gdy dotyczyło to mojego życia, szczególnie prywatnego. Mam na myśli zasadę, że zgodnie z typowym profilem lewica jest inteligentniejsza od prawicy, więc podejrzewam też, że lepiej liczy.

Potrzebujemy więcej przedstawicieli lewicy w komisjach liczących głosy. Afery dookoła obecnych wyborów wskazują, że rzeczywiście wystąpiły problemy ze zliczaniem głosów, a wszystkich komisji nie sprawdzono, chociaż pewnie powinno się wszystko zliczyć od początku. Może przyda się też nadzór nad wyborami przez jakieś ciała międzynarodowe?

Bo wygląda na to, że sami sobie nie poradzimy, prawica ma zdecydowanie dyskalkulię.

Wypadek

Piotr zginął w wypadku i nie przewidywał swojej śmierci. Nie był też rozwodnikiem, nie popełnił samobójstwa, nie zdradził ze mną żony. Faktem jest, że można kogoś zaszczuciem i terrorem zmusić do samobójstwa, szczególnie jeśli zniszczy mu się całe życie, ale to bardziej mój przypadek niż Piotra. Mam za sobą dwie próby samobójcze, liczę też świadome wejście pod tramwaj, któremu w ostatniej chwili uciekłam, odskakując w tył. Poczułam jak mi się otarł o rękaw. Tutaj to była wina Opus Dei i ich „egzorcyzmu”.

A dlaczego zostałam egzorcyzmowana? Bo nie chciałam potwierdzić słów schizofrenicznej rodziny, która mnie nęka od dzieciństwa. Oraz odmówiłam wyjść za kogoś, za kogo według sekty Opus Dei powinnam wyjść za mąż.

Nycz ambitnie prał mi mózg, żeby osiągnąć cele sekty, sięgając po rady Renaty, złośliwej schizofreniczki, która lubi się podawać za profesor psychologii. Jedyne, co ona posiada to nie dyplom, ale notatki z kryminologii, które mi ukradła w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. To nie są notatki tylko z psychologii, tylko także z kryminologii i o metodach, jakimi posługują się sekty i terroryści (wszystko bardzo nielegalne) oraz wpływie tych metod na ludzi. Jedną z rzeczy, która jest tam dokładnie opisana jest syndrom sztokholmski. Cała sekta za Renatą uznała wywoływanie syndromu sztokholmskiego za działanie „psychoterapeutyczne”, więc Nycz uważając, że jako ksiądz zna się na wszystkim, zaczął terrorem i przemocą układać mi życie i życie psychicznie zgodnie z wolą schizofreników, czyli Renaty i Rafała.

Jednym z moich narzeczonych był Adam i on jedyny pozostał nieżonaty. Zabroniłam Piotrowi się rozwodzić, za to chciałam odnowić związek z Adamem. Spotkało się to z brutalnym sprzeciwem pilnującej mnie sekty, chociaż nie powinni się tym zajmować, ani zbierać o mnie plotek.

Nycz wraz ze swoją sektą prał mi mózg, próbując „przypomnieć mi” Rafała. Używam nawiasu, bo wszystkie jego „wspomnienia” jakiś wspólnych przeżyć są wzięte wprost z jego urojeń. Ani on, czy jego siostra, czy moje koleżanki z Instytutu Anglistyki nigdy nie byliśmy zaprzyjaźnieni. Ich opowieści o mnie to albo urojenia schizofreników albo ich własne fantazje.

Chłopiec Czyste Zło

Chłopiec Czyste Zło nie istnieje i to nie dlatego, że Piotr nie żyje. Zginął w wypadku, tak jak zawsze przewidywałam. Wcześniej był zaszczuwany przez schizofreniczkę, która chociaż od dzieciństwa jest z tym samym pracowitym facetem, opowiadała, że jest byłą Piotra i oskarżała go o wszystko, co najgorsze, opierając się na własnych urojeniach oraz tym, że – słusznie – nie dawał jej żadnych pieniędzy.

W ramach zemsty Renata i jej banda nazwała Piotra Chłopcem Czyste Zło. Wersja schizofreniczki głosi, że ją wykorzystał, a potem się bezczelnie się do niej nie przyznawał, chociaż podobno łączyła ich wielka miłość. Jest to totalna bzdura.

Piotr był altruistą pomagającym innym ludziom. Widział nierówności społeczne i starał się wspierać zdolnych ludzi i ciągnąć ich w górę. Zerwałam z nim, bo się (bardziej) zakochałam w kimś innym – człowieku, który obecnie jest lekarzem – i odchodząc od Piotra, cierpiałam z powodu tego, że go krzywdzę. Oświadczyłam mu, że jestem głupia i że do niego wrócę, bo na pewno robię błąd. I zawsze nawet jeśli nie byłam z Piotrem, to nadal go na pewien sposób kochałam.

Zdradzając Piotra uratowałam życie nie dlatego, że był złym człowiekiem, ale dlatego, że mój nieformalny teść miał podobną biografię do mnie – prześladowała go schizofreniczka, która urobiła przeciwko swojej ofierze całą rodzinę. Teściu pozbierał się dopiero na psychoterapii, przepracował wszystko i postanowił zostać psychiatrą. Zachęcił mnie do studiów międzywydziałowych, bo uznał, że się nudzę i marnuję na Anglistyce. Nieprawdą jest, że Renata ze mną studiowała, jest to schizofreniczka bez matury, za to całkiem charyzmatyczna i puste osoby mogą się na to nabrać.

Ratuje mnie i wyciąga z syndromu sztokholmskiego mój kolega z Wydziału Nauk Społecznych (a ściślej mówiąc, z Instytutu Kryminologii, który jest częścią tego wydziału). Przebiłam się do niego, bo wiedziałam, co potrafią profilerzy i wiedziałam, że powinien rozpoznać schemat zaszczucia przez schizofrenika. Profiler weryfikuje informacje i potrafi wytypować poprawnie, kto w takiej sytuacji jest zdrowy psychicznie, a kto nie. Biegli sądowi potwierdzili, że to Renata jest chora, a nie ja. Uratowałam się, chociaż sekta Renaty wcześniej poszczuła na mnie i mojego Dzielnicowego, który został bezczelnie okłamany. Nic się nie zgadzało z tym, co oni mu powiedzieli, wszystkie zgromadzone dokumenty mówią coś innego niż zeznania idiotów z Opus Dei.

Piotr mnie także ratował. Nawet gdy już nie byłam jego narzeczoną, rozmawiał ze mnie, gdy mnie spotkał na konwentach, dużo wiedział o tym, co robiłam na studiach. Był przerażony ogromem mojej amnezji po zaszczuciu i zakatowaniu w Instytucie Anglistyki, gdy byłam jeszcze studentką. Niestety obrażeń psychiki nie widać, ale są równie realne, jak na przykład złamana noga. Oczekiwanie, że ktoś zakatowany z dnia na dzień odzyska pamięć i zacznie pracować równie dobrze co poprzednio, mają tyle samo sensu, co oczekiwanie, że ktoś ze złamaną nogą pobiegnie w maratonie. Nie da się tego zrobić. Obrażenia psychiki goją się dłużej niż złamane kończyny.

Chociaż Piotr sam był atakowany w tym czasie, zdołał odświeżyć mi pamięć, zanim mnie znowu zaatakowała sekta.

Jeżeli ktoś jest Czystym Złem w fandomie, to jest to Rafał. Posłużył się moim zaręczynowym pierścionkiem, który dostałam od Piotra, a który został mi zerwany z palca. Podsunął mi pod nos, zaczął się przechwalać jaki to jest bogaty i oświadczył, że się ze mną ożeni, tylko muszę mu zrobić laskę.

Aż taka głupia to nie jestem, żeby się nabrać na taki podryw dla blachar w wykonaniu schizofrenika. Wolałabym, żeby się już ożenił, ale niestety on, jego siostra i sekta Opus Dei wierzy w jego urojenia, że „stracił dziewictwo”, gdy miał jedenaście lat. Zapominają dodać, że było to we śnie (chociaż że dla schizofrenika jest to równie realne, co rzeczywistość). Wszystkie te osoby wmawiały mi, że taka „utrata dziewictwa” się liczy i muszę za niego wyjść, bo tak. Skomentuję to tak – jeśli przez kogoś stracił dziewictwo, to przez księdza pedofila, któremu obsługiwał penisa.

Właśnie przez niego i jego siostrę sięgnęłam po podręcznik psychiatrii, który mi polecił mój nieformalny teść z dawnych lat. Potrafię w rozmowie z nimi wskazać typowe urojenia. Szkoda, że inni nie potrafią zauważyć tego, co ja widzę z łatwością.

Chociaż do pewnego momentu zgadza się z podręcznikiem – schizofrenika bardzo trudno zdiagnozować, jeśli się nic nie weryfikuje. Nie widać na pierwszy rzut oka choroby. Trzeba takiego zbira sprowokować.