Odmowa Prokuratury w sprawie oskarżenia pana hierarchy oraz pani Barbary (nie mówiąc o certyfikowanych wariatach, czyli Renacie, Rafale oraz Ryszardzie) wynikła z faktu, że wszyscy jak jeden mąż zostali uznani za chorych psychicznie. (Rozmawiałam z biegłym, który próbował ich namówić na leczenie, chociaż to oni mnie bardzo chcieli „leczyć”.) W przypadku pierwszej dwójki zgłosiłam votum separatum, bo mogą być tylko głupi i wierzyć wariatom (a u imbecyli nie rozpoznaje się chorób psychicznych). Niestety osoby, które tak szczerze uwierzyły wariatom, że posuwają się do zaszczuwania kogoś całe życie, są traktowane jako chore. Bo z definicji – osoby, które zaprzeczają prawdzie, są chore.
Pech chciał, że w swojej głupocie obie te postaci uznały, że milczenie Prokuratury oznacza, że mają rację. Bo inaczej ktoś by zareagował i postawiłby ich przed sądem. Więc nie przestali mnie nękać i wciągnęli w to też inne osoby. Które też zostały z kolei uznane na podstawie tego, co napisały Policji za chore. Nie było jednak sposobu prawnego, żeby zakończyć ten łańcuch i doprowadziło to do mojej ponownej amnezji. Wiem, że wiele osób chce zmiany prawa, bo obecny stan prawny dopuszcza do sytuacji, w której psychicznie chorzy bez przeszkód zaszczuwają swoje ofiary na śmierć. Nikt nic nie robi i nie ma psychologów, którzy by się specjalizowali w pomocy dla osób, które są prześladowane przez schizofreników. Jakimś cudem w Polsce nadal nikt nie interesuje się tematem, co swojej ofierze potrafi zrobić schizofrenik ze swoim gangiem. Więcej na ten temat wie kryminolog. Psychoterapeuci powinni umieć rozpoznać objawy syndromu sztokholmskiego i poprawnie ratować ofiary zaszczucia. Tym bardziej, że obecny system prawny robi wszystko, żeby gangi schizofreników mogły swobodnie działać i zdobywać coraz to nowych sojuszników, których wciągają w swoje intrygi.
Pozostają procesy cywilne, ale żeby wziąć w nich udział, muszę być w dobrej formie. Czyli mniej więcej kojarzyć wszystko, co się działo. A i tak obiecano mi, że będę oszczędzana.
Ale przynajmniej nie należy się spodziewać, że hierarsze uda się przekonać Prokuraturę, żeby objąć mnie postępowaniem karnym za to, że zaprzeczam wariatom i upieram się, że jestem sobą. Chociaż hierarcha bardzo tego chciał.
Ciekawe, co będzie się działo dalej – czy będzie chciał szukać jakiś „ukradzionych” Renacie pieniędzy w postępowaniu cywilnym?
Mam nadzieję, że zostanie on sam, jak i pani Barbara, przebadani na odpowiednim sprzęcie, a nie diagnozowani „na oko”, co jest standardem w Polsce, a nigdy nie powinno mieć miejsca w postępowaniu sądowym lub przygotowawczym. Jestem przekonana, że wbrew opinii biegłego psychiatry okaże się, że są tylko głupi i będzie ich można skazać w procesie karnym. To że wierzą schizofrenikom i postępują pod ich dyktando nie byłoby problemem, gdyby nie to, że odmawiają weryfikowania czegokolwiek i są tak pewni siebie, że posuwają się do kłamstwa, oszczerstwa i jeszcze mają śmiałość twierdzić, że wiedzą coś „ode mnie” i że „mówią w moim imieniu”. Zbyt wiele osób zostało przez nich zrobione w ten sposób w *uja, żeby mogło im to ujść na sucho. Są przestępcami i mają być tak traktowani. To nie jest ich choroba psychiczna, to narcyzm, demoralizacja i głupota.
Mam to nieszczęście, że moi prześladowcy – czyli chore psychicznie rodzeństwo z mojej podstawówki – cierpią na schizofrenię paranoidalną. Udało im się złapać kontakt z osobami związany z Kościołem i przekonać ich, że są moimi ofiarami. Od początku podstawówki jestem przez nich zaszczuwana. Nie wierzą mi, wierzą we wszystkie paranoidalne urojenia tego rodzeństwa. Nie jestem zagrożeniem dla nikogo. To mnie zniszczono życie i kilka już razy doprowadzono mnie na skraj śmierci. Ten gang Renaty i Rafała bardzo się cieszy, kiedy doprowadzi mnie do stanu, w jakim już nic nie pamiętam, bo wtedy „Renata czuje się bezpieczna” – no pewnie, bo wszystkie jej potrzeby schizofrenika zostały zaspokojone, bo może się przechwalać kim jest, a ja nie mogę tego skontrować i jestem na skraju śmierci (a moja śmierć jest jej największą paranoidalną potrzebą).
Przykre jest, że ta schizofreniczka razem z bratem wciągnęli w to prawie cały fandom. Szkoda, że pewien pisarz też stał się ich wielbicielem, przynajmniej tak uważam, bo prowadza się po konwentach w towarzystwie hierarchy oraz pani Barbary, czyli ostatnich osób, które chce oglądać, tak dużo włożyli w zniszczenie mi życia. Przypominam, to są ludzie odpowiedzialni za wszystkie nieszczęścia, jakie na mnie spadły w moim życiu. A wszystko tylko dlatego, że paranoidalna schizofreniczka „musi się czuć bezpiecznie”. Ta pani musi brać jedną tabletkę dziennie, tylko wtedy będzie się czuć bezpiecznie, bo zawsze sobie znajdzie kogoś innego, kogo uzna za zagrożenie, kogo bezzasadnie oskarży, że ją prześladuje i zostanie fałszywie oskarżony o chodzenie za nią z nożem.
Nie chcę znać wielu osób z fandomu. W każdej innej sytuacji, ci schizofrenicy dostaliby pomoc i zaczęli się już leczyć. Ale właśnie ci ludzie sprawili, że schizofrenicy mieli luksus niszczenia ludzi.
Wpadam na Polon tylko pokazać tym świrom, że jeszcze żyję, że mnie nie zabili. Łapię kontakt z przyjaciółmi i chowam się w miejscu, gdzie mnie ci schizofrenicy ze swoimi poplecznikami i protektorami nie znajdą.
Nie tylko ja się przed nimi ukrywam i rezygnuję z planów zawodowych.
W ramach samoobrony jedyne, co mogę zrobić, to poinformować moje środowisko o tym, co rzeczywiście się dzieje. Ale szczerze mówiąc, obrona mnie, moich przyjaciół i mojej rodziny przed tymi wariatami oraz ich protektorami powinna należeć do Policji i Prokuratury. Państwo nie powinno patrzeć bezdusznie, jak ci schizofrenicy niszczą kolejne osoby.
Mam nadzieję, że inne bezzasadnie atakowane przez Renatę i Rafała osoby też zaczną o nich informować na swoich profilach na Facebooku, forach i wszędzie, gdzie się da. Przechodzicie piekło, wiem o kilku osobach, które padły ich ofiarą (oraz innego schizofrenika podającego się niezgodnie z prawdą za „psychoterapeutę”) damy radę się razem obronić przed zaszczuciem. Nie zdziwcie się liczbą tych schizofreników, bo mają tendencje tworzyć grupy, a do tego przyciągają ich wszelkie organizacje religijne, szczególnie Kościół Rzymsko-Katolicki, który z nich lubi robić osoby o bardzo bogatym życiu „duchowym” lub wręcz „święte”, którym Bóg „objawia prawdę o innych ludziach.” Księża nie mówią o tym wszystkim wiernym, ale naprawdę w ich doktrynie jest zawarte negowanie istnienia chórób psychicznych. Znają tylko opętania i nie jest to dla nich metafora. Traktują to dosłownie. I wbrew temu, co oficjalnie opowiadają egzorcyzmy to nie tylko modlitwa, ale tortury jak obozie Al-Kaidy. A przynajmniej coś takiego udało mi się z pewnego hierarchy wyciągnąć. Jego deklaracje zgadzają się z opisem obrażeń psychicznych, jakie według pewnego reportażu miała odnieść jedna z kościelnych ofiar egzorcyzmów. Zresztą powiedzmy sobie szczerze – nie przypuszczam, żeby wśród egzorcystów był chociaż jeden zdrowy człowiek, a schizofrenik, szczególnie hołubiony przez Kościół i nazywany świętym, potrafi zakatować człowiekowi psychikę, jak żaden inny wariat. Bo musi kogoś zniszczyć, żeby „dojść prawdy” i będzie prześladować, aż do przyznania się, że oskarżenia schizofrenika są prawdą.
Kościelni wariaci to terroryści i jak wszyscy terroryści potrafią doprowadzić swoje ofiary do takiego stanu, że te się zabijają lub bezwolnie wykonują ich polecenia. Ludzie zmuszeni praniem mózgu do samobójczych zamachów, to nie mit popkultury. To jest coś, do czego potrafi doprowadzić wariat i w odpowiednich warunkach każdy da się złamać na tyle, że zaczyna chwilami wierzyć w „sprawę” po gwałtach i zastraszeniu, nawet jeśli w innych chwilach z tym walczy i obiecuje sobie nic nie robić.
Tutaj naprawdę nie Renatę czy Rafała trzeba ratować.
A Ryszard nie jest żadnym moim krewnym. To niebezpieczny schizofrenik, który wszystkich niezgadzających się z nim, zaczyna „leczyć”, a jak się nie dają „wyleczyć”, popycha do samobójstwa. Można kogoś zabić wykorzystując mechanizmy wywołujące syndrom sztokholmski. Za wiele osób już w ten sposób ten człowiek zabił, żeby się nie leczył.