Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Dementi

Czuję potrzebę zebrania wszystkiego w jednym miejscu.

A zatem zaczynam.

Schizofrenik R. z Gdańska nie jest moim krewnym, ani opiekunem prawnym, chociaż za takiego się podaje. Tak samo warszawska R. nie jest moją przyjaciółką, a warszawski R. nie jest moim „mężem”. Nigdy nie byłam też z nim związana. On też odpowiada za pobicia i gwałt oralny, a nie M.

Warszawska R. w życiu nie była narzeczoną ani B., ani P. Również nie była żoną M. Za to jakiś czas temu bardzo chciała wiedzieć, jak na imię ma Godzilla (jest to przezwisko, jakie nadałam jakiś czas temu pewnemu człowiekowi). R. wie tylko, że gość siedzi w Szwecji. Jeśli się domyślacie o kogo chodzi, nie mówcie jej, bo nie chcę wysłuchiwać, że jest jego żoną z kolei. R. zna tylko to przezwisko, ale i tak już zaczęła zmyślać, że to biznesman, który ją kocha. Żeby było zabawniej jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wspomniałam przy niej V., co ta schizofreniczka pamięta do tej pory i myśli, że mi na nim zależy, więc nie zdziwcie się, że zapytana lub nie, będzie się podawać za „żonę” V. – nieważne, że facet ma legalną żonę, dzieci i siedzi we Francji.

To wcale nie jest prawda, że gdański R. atakuje mnie przez przypadek i istnieje jakaś „gdańska kurwa”, która prześladuje mnie oraz warszawską R. „Gdańska kurwa” jest urojeniem R. na mój temat, które współdzieli z gdańskim R. oraz warszawskim R. Nie mylę się, bo wiem kogo ten gang schizofreników atakuje i prześladuje. Pojawiali się w każdej mojej szkole oraz pracy, zbierając o mnie informacje oraz okłamując ludzi na mój temat.

Ostatni ich wyczyn to pojawienie się u mnie w pracy. Nie mam sił o tym mówić, ale oprócz pobicia, zmuszania do rozmów oraz prania mózgu pobiegli do mojego Szefa Szefów okłamując go, że jestem krewną R. z Gdańska. Miałam nie mieć nawet matury i z powodu choroby psychicznej podawać się za anglistkę i pisarkę. Zostałam wtedy tak psychicznie zniszczona, że nadal z trudnością funkcjonuję.

Mam dosyć udowadniania kim jestem, więc muszę przed tym gangiem idiotów wszystkich ostrzegać. Wszystkie ich wyczyny raportujcie Policji, jest to bardzo potrzebne. Są tak groźni, że jest szansa w końcu wyrokiem sądu zamknąć ich w psychiatryku. Ale musicie pomóc.

Moja koleżanka ze studiów M. nigdy za nic nie odpowiadała.

Lolita

Praktycznie od początku mojego życia Lolita Nabokova stanowi oś mojej niezgody z Kościołem. A jak do tego doszło? Oczywiście mogę zgadywać, jeśli chodzi o rzeczy, które rozegrały się poza moją wiedzą, ale to i owo sobie zrekonstruowałam z pamięci i z rozmów ze schizofrenikami, którzy mnie ścigają od lat siedemdziesiątych.

Jak już pewnie uważni Czytelnicy tego bloga wiedzą, chodziłam do warszawskiej podstawówki z chorymi psychicznie dziećmi, które uczęszczały do równoległej klasy. Podejrzewam że zaczęło się od zawiści koleżanki warszawskiego R. – nazwijmy ją również warszawską R. (stanowczo łatwiej by było, gdyby schizofrenicy zamieszani w całą sprawę nie miali tych samych inicjałów, ale nic na to nie poradzę). Podobno warszawski R. zwrócił na mnie uwagę na korytarzu szkolnym i to rozpoczęło cała akcję i stałam się obiektem psychotycznej zawiści jego przyjaciółki i pomówień. Jeśli o mnie chodzi, oboje powinni już dano trafić do psychiatryka i się pobrać, bo są dla siebie stworzeni.

Warszawska R. zaczęła swoją kampanię oszczerstw, która trwa do chwili obecnej. Równie chory warszawski R. się podłączył, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że go nie chcę, a informacje R. pochodzą z jej dupy, czyli schizofrenii. Warszawska R. oraz jej równie chory ojciec postanowili działać, więc wystarali się o audiencję u biskupa oraz urobili wszystkich kogo się dało w parafii. Zadziwiające jak dla takich osób prawdziwą władzą na danym terenie jest Kościół.

Niestety chodziłam wtedy na religię i uczyła mnie niezbyt lotna zakonnica, która pod wpływem tych opowieści postanowiła mnie umoralnić, więc zaczęła od przedstawienia postaci Lolity jako małej kurewki, która ma stanowić antywzorzec dla dorastających młodych panien. Zauważmy tylko, że miałam wtedy około ośmiu lat. Sama nie sięgnęłam po tę lekturę. Mój ojciec opowiedział mi, o czym tak naprawdę jest. I powiedział mi prawdę – Lolita nikogo nie „uwiodła”, jest ofiarą brutalnego pedofila, który ją osaczył i nawet ożenił się z jej matką, żeby mieć łatwiejszy dostęp do swojej ofiary. Pierwszy raz przeczytałam Lolitę dopiero na studiach i nawet dla mnie jako osoby dorosłej była bardzo ciężka i prawie jej nie skończyłam. Musiałam się zmusić, żeby czytać dalej – tak bardzo traumatyzujące jest wejrzenie w umysł tak zatwardziałego, zwyrodniałego przestępcy jak gwałciciel Lolity.

Z drugiej strony mój pogląd jest taki, że jeśli jakieś dziecko jest dostatecznie duże, żeby zostało zgwałcone, to jest dostatecznie duże, żeby przeczytać Lolitę – razem z mądrą rozmową z kimś dorosłym może stanowić dobre narzędzie psychoterapeutyczne i pomóc nazwać zło po imieniu.

Kolejnym elementem nie do końca oficjalnego nauczania Kościoła, ale jednocześnie czymś, ż czego nie chcą zrezygnować, jest przekonanie, że nie istnieją choroby psychiczne. Wynika stąd, że każdy schizofrenik jest stuprocentowo wiarygodny dla każdego hierarchy i proboszcza. A co zamiast chorób istnieje dla Kościoła? Ano opętania, złe i dobre duchy, bogate życie duchowe oraz bezpośrednie przekazy od Boga. I tak każdy schizofrenik jest materiałem na świętego.

W ten sposób usłyszałam pierwszy raz o gdańskim R., który miał być takim przykładem „żywego świętego” i którego zakonnica-katechetka znała z Opus Dei. A ja jako osoba, która podpadła zakonnicy oraz biskupowi stanęłam na przeciwko schizofrenika, który nigdy nie powinien nic się o mnie dowiedzieć.

Gdański R. razem z warszawską R. stworzyli wspólnym wysiłkiem razem nieistniejącą postać, w którą mnie ubrali. Miałam być jakąś dziecięca kurwą z gdańskiej wsi, krewną gdańskiego R., która prześladowała warszawską R. w jej podstawówce. Podobno mieszałam w jakim burdelu, jak najbardziej w Gdańsku. Jakimś cudem jednak byłam codziennie w szkole na warszawskim Mokotowie oraz uczęszczałam z kurs angielskiego z Emmą po południu. Nie wiem, jak miałam to pogodzić z podróżowaniem w te i wewte z i do Gdańska.

W ramach umoralniania mnie ta psychotyczna trójka wmawiała mi, że gdański R. ma być moim zastępczym ojcem, jego równie popierdolona żona moją mamą, a warszawska R. siostrą. Jeżeli kiedyś jechałam po mojej matce, to chodziło mi o gdańską „matkę” oraz warszawską „niby-siostrę”, czyli schizofreniczną R. Cały ten schizofreniczny gang z uporem fałszywie używał tych określeń wobec siebie i zupełnie mnie w pewnym momencie skołowali.

Kampania kłamstw tej schizofrenicznej trójki na R trwa do dzisiaj. Mam nadzieję, że w końcu ludzie zaczną ich namawiać na leczenie i się ode mnie oraz mojego życia odpierdolą.

Nie jestem chora psychicznie, a gdański R. nie jest jakimś moim, no naprawdę nie mogę, pożalcie się Bogowie, „opiekunem prawnym”, jak mi wmawiał. Przyjacielem mojej rodziny też nigdy nie był. Moja rodzona siostra w panice pytała w pewnym momencie, kim on jest, bo wspomniałam gdzieś o nim. Nikt go nie zna. To ktoś obcy i tak ma zostać.

Świat przestępczy

Kościół zawsze korzystał z usług grup przestępczych. Wiem o tym od dzieciństwa, kiedy prowadząca religię zakonnicę zaczęła nauczać dzieci, że największy gangster, o ile jest katolikiem, to brat którego trzeba chronić.

Nie dziwi więc mnie kościelna technika gwałcenia dzieci oraz ich zastraszania. Mają odruchowy zwyczaj wymuszać posłuszeństwo – nawet gdy nie mają racji i chcą ukryć przęstepstwo – grożąc piekłem czy tym, że nie dadzą mi rozgrzeszenia. Osoby, które mnie znają, wiedzą, jak bardzo mnie to śmieszy.

O wiele mniej mnie śmieszy wykorzystywanie gwałtu i gwałciciela, żeby niszczyć kobietom psychikę. Nie ma niczego bardziej brutalnego niż wmawianie ofierze gwałtu, że bicie i wpychanie przemocą penisa do ust ma zrodzić miłość i że mam się temu podporządkować. Napadanie na mnie w miejscu pracy w celu połączenia mnie ze znienawidzonym gwałcicielem jest powodem moich problemów w życiu osobistym, a nie to że jestem poganką czy metalową. To wszystko „zawdzięczam” Kościołowi. Miałam już w rękach wszystko, ale wszystko mi ci psychopaci, traktujący ludzi jak szmaciane lalki, zabrali, bo sobie uroili, że wiedzą lepiej z kim powinnam być. Mam nadzieję, że zdechną, a Polacy się obudzą i wytropią wszystkich pedofili i gwałcicieli. Oraz wykopią wszystkie nienazwane groby pomordowanych przez kler dzieci. Przypomnę, w innych krajach już takich odkryć dokonano.

Mam nadzieję, że ślepota i tępota Policji się skończy. Ale z drugiej strony, wszyscy powinni donosić o każdym pierdnięciu tych przestępców, nie tylko ja.

List

Muszę skorygować jeden ze swoich poprzednich wpisów. Schizofreniczka z mojej podstawówki nie ukradła mi kartki z moimi próbkami podpisów. Wyglądało to inaczej – zostałam pobita i zastraszona przez R. oraz zmuszona do podpisania się na pustej kartce papieru. Całą resztę sfałszowała schizofreniczka. Nie odpowiadam za ani słowo z tego listu.

W ten sposób powstał niesłynny list do Dyrektora Opus Dei, w którym niby opowiadałam o swoim kurestwie, nawróceniu oraz prosiłam o zgodę na pozwolenie mi zaharowania się na śmierć w obozie pracy Opus Dei. Oczywiście praca miałaby być bezpłatna.

Od dziecka wmawia mi się fałszywy wybór – że albo będę z warszawskim R. – którego szczerze nienawidzę – albo mam iść na służbę do Kościoła. Wysyłałam liczne skargi i nie wiem, dlaczego tym ludziom uchodzi to bezkarnie. Znaczy się wiem, R. i jego schizofreniczna koleżanka z klasy uchodzą za osoby chore psychicznie i jako takie pozostają bezkarni.

Mam dosyć. Składam zasadnicze dementi. Nigdy nie chciałam zbója R.- to nienawidzący kobiet krypto-gej. Inaczej dawno już by się pogodził, że go nie chcę, a nie ciągnął ze swoją przyjaciółkę ciągnącą się przez dekady szaradę i nie opowiadałby wszystkim, szczególnie moim boyfriendom czy narzeczonym, że jestem z nim od dziecka. Jeśli ktoś go chce, wolna droga. Żałuję tylko, że jego droga przyjaciółka się nie leczy i że zamiast mnie prześladować nie jest z nią.

Intryga

Podobno wszystko, co złe w moim życiu wynikło z faktu, że schizofreniczka z mojej podstawówki nie raczyła się leczyć. Odmawiam jednak uznania tego za fakt. Uważam raczej, że wszystko co złe odpowiada Kościół i Opus Dei, które radośnie postanowiły ją wykorzystać i nie bacząc na zapewnienia, że wszystko co niby „wiedzą” na mój temat to jej urojenia.

Zrobiła ze mnie prostytutkę z Gdańska. Nie mówiąc o obrażeniu mojej mamy oraz taty. Przypisywała sobie wszystko moje osiągnięcia. Wymyśliła sobie, że zmusi mnie do małżeństwa z najbardziej przeze mnie nienawidzonym wandalem z mojej szkoły. Zgłosiła mnie do Opus Dei jako postulantkę.

Aby osiągnąć to wszystko tropi mnie we wszystkich środowiskach opowiadając o mnie kłamstwa. Nie sięgnęłaby tego, gdy nie Kościół, który z dziką radością postanowił jej pomóc po tym, gdy ona i jej równie schizofreniczny ojciec wystarali się o audiencję u ówczesnego biskupa. na nic zdało się proszenie o pomoc Policji. W momencie, gdy chodziło o osoby chore psychicznie Policja postanowiła się nie mieszać, pomijając fakt, że w sprawę mojego zaszczucia zamieszane są osoby zdrowe ale głupie.

Nie mam siły ile osób gang, jaki stworzyła ta schizofreniczka, poszczuł na mnie. Ale naprawdę całe życie muszę udawać, że nie jestem wielbłądem. Przeszłam pranie mózgu, amnezję. Moje życie to wegetacja. Schizofreniczka przypisywała sobie moich mężczyzn, a jej sekta idiotów napadała na mnie ze wściekłością, wmawiając mi, że mój ukochany należy do schizofreniczki. Miałam nie studiować na swojej uczelni. Utrudniano mi fizycznie wstęp na wykłady. Biłam bita i zastraszana. Oczywiście, że moja schizofreniczka nigdy tam nie studiowała, tylko sobie to przypisywała. Wmieszanie się w tą sprawę osób głupich, a ustosunkowanych sprawiło, że nie miałam znikąd pomocy.

Bardziej współcześnie usłyszałam też, że nie pracuję w moim miejscu pracy, tylko się podszywam pod tę schizofreniczkę, bo niby ona miała tam pracować. Gdański R. nakłamał na mój temat i podał się za mojego krewnego. Jest zakłamanym psychopatą, któremu nie wolno w nic wierzyć. Schizofreniczna żmija poszczuła na mnie ludzi, którzy to dalej ciągnęli, między innymi manipulując mojego szefa, który został tak przez tych idiotów nakręcony, że zaczął wątpić, że jestem tą osobą, za którą się podaję. Słyszałam oskarżenia, że posługuję się sfałszowanym dyplomem. W życiu nie przeżyłam większej traumy.

Studiowałam z inną osobą w kryzysie psychicznym, ale tę udało się szybko namówić na leczenie. Pochodzi z całkowicie innej części Warszawy. Osoba, o której mówię, nie jest moją prześladowczynią z podstawówki. Jej gang bezprawniebi kłamliwie rozpowiedział, że moja prześladowczyni się leczy. Nie na tę osobę się skarżyłam i skarżę. Moja prześladowczyni to Renata, tak przynajmniej nazywają ją ludzie, którzy oskarżają mnie o schizofrenię i nazywają ją „żywą świętą”. Jest osobą, która ledwo skończyła zawodówkę – ale oczywiście uważa, że gdyby nie ja, to skończyłaby każde studia i byłaby pisarką, bo takie jazdy mają schizofreniczki. W czasie moich studiów pamiętam ją z akcji, kiedy wmawiała komuś, że powinna być na liście studentów, bo „biskup ją wpisał”. Myślę, że chodziło jej o to, że ten człowiek utwierdził ją w jej wszystkich urojeniach. Gratuluję biskupowi pomysłu w takim razie… Gratuluję też pomysłu ściągnięcia najbardziej brutalnych chujów z Opus Dei, żeby mnie rekrutowali.

W życiu się nie przyjaźniłam z kimś, kto ma taką schizofreniczną obsesję na moim punkcie i się nie leczy. Proszę mnie z nią nie łączyć. Jest moim osobistym wrogiem, tak samo jak Opus Dei i Kościół. Poddawano mnie też z powodu mojej przynależności do Kościoła Rodzimowierczego, czyli za to, że jestem poganką.

Gratuluję też Policji bezmyślności i demencji, bo skargi na tę schizofreniczną żmiję i jej kolegę z klasy sięgają lat siedemdziesiątych i nigdy się nie skończyły. Nigdy nie chodziłam z nią do jednej klasy. Nie jest moją przyjaciółką. Wypraszam sobie.

Las

Pamięć po traumie odzyskuje się przez długi czas, szczególnie jeśli zaszczuwanie przez dewiantów z Opus Dei powtarza się cyklicznie i trwa przez całe życie. Nie wspominając już prania mózgu oraz cynicznego, celowego wmawiania nieprawdy oraz blokowania wspomnień, przez szokowanie, zastraszanie oraz twierdzenie, że prawdziwe wspomnienia oznaczają chorobę. Bo jakaś schizofreniczka podzieliła się swoimi urojeniami na mój temat oraz zaczęła twierdzić, że mój facet jest jej facetem i że to ja ją zaszczuwam. I oczywiście kościelny imbecyl po szkole specjalnej nagle poczuł powołanie i postanowił udawać „psychoterapeutę”.

Metaforycznie można to pisać jak oglądanie lasu przez gęstą mgłę, z której wychodzą ludzkie sylwetki. Mogą być zgarbione, więc w pierwszej chwili wyglądać jak niedźwiedzie. Mgła się musi rozwiać, żeby zobaczyć, kto naprawdę w tej mgły wychodzi. W skrajnych przypadkach jest potrzebny deprogramming, którzy robią bliscy. Zadziała to, oczywiście o ile sami nie zostali przez psychopatów okłamani.

Mnie pomogli ludzie, którym mogę ufać. Chociaż oczywiście musiałam odrzucić bzdury wtłoczone mi do głowy przez psychopatę i dewianta z Opus Dei.

Ponawiam apel, żeby wszyscy ludzie, którzy znają sprawę, pomogli Policji. Donoszenie jest w takim przypadku cnotą. Adres email odpowiedniego Dzielnicowego można znaleźć w przeciągu kilku minut na stronach w internecie. Klawiatura nie gryzie i taki kontakt jest łatwiejszy niż osobisty. Polecam.

Gdańsk

Nigdy nie miałam żadnych osobistych czy rodzinnych więzi z Gdańskiem. Zastanawiające więc jest, że moja schizofreniczna koleżanka z podstawówki akurat to miasto wybrała jako obiekt swoich urojeń. Jestem święcie przekonana, że zmanipulowano ją w taki sposób, żeby zawsze o mnie mówiła jako o kurwie z Gdańska. Ma schizofrenię, ale zapytana dokładnie powiedziała mi, że jest przekonana, że wie to od ludzi z Kościoła.

Mój kolega z podstawówki R. wygadał się, że obraca go pedofil, dlatego stałam się obiektem zmasowanego ataku Opus Dei. A Gdańsk był potrzebny, żeby specjalista od prania mózgu z tego miasta został uprawdopodobniony jako mój krewny i żeby mógł swobodnie robić to, co umie najlepiej – niszczyć ludzi na zamówienie. Miał swobodny dostęp do mnie w szkole. Moja schizofreniczna koleżanka opowiadała bzdury, niestety moja matka ograniczyła się do powiedzenia jej, że ma iść do szpitala psychiatrycznego. Nie zgłosiła jej jako chorej psychicznie Policji, więc do niedawna ta psychicznie chora osoba uchodziła w wielu miejscach za w pełni wiarygodną. Nie znam jej i nie chcę jej znać. A R. z Gdańska nie jest moim krewnym.

Ja stałam się z tego powodu głupoty mojej rodziny osobą całkowicie niewiarygodną. Tym bardziej, że bicie, gwałt i pranie mózgu po nim doprowadziły do amnezji z szoku. Nie rozpoznawałam dawnych znajomych. Uratowało mnie to, że od urodzenia mieszkam w tym samym mieszkaniu, więc Policja mogła ustalić, że jestem dokładnie tę osobą, za którą się podaję. A nie schizofreniczką z małej wiochy pod Gdańskiem, która kurwiła się za pieniądze.

Intryga dotycząca mojej schizofreniczki wymaga mojego „nawrócenia”, żeby idiotka miała swój „cud” – obiecali jej, że zrobią z niej „świętą” i że jej informacje pochodzą od „Boga”. Chociaż pochodziły od psychopaty, bo jak inaczej mała dziewczynka z podstawówki mogłaby znać takie pojęcia jak prostytucja i dlaczego pojawił jej się w całej opowieści Gdańsk. Uratowanie dupy pedofila wymagało zniszczenia mojej psychiki oraz mojego życia. Cały czas ten skurwiel zastanawia się pewnie, dlaczego jeszcze nie popełniłam samobójstwa, które było tak dobrze przez niego zaplanowane i rozpisane.

Kochanek mojego kolegi z podstawówki popełnił ten błąd, że postanowił mnie niszczyć do końca, zamiast zostawić sprawę pedofilii, która już przyschła. Ale pewnie bał się, że sobie przypomnę, bo amnezja po traumie może ustąpić z czasem.

Nie jestem kimś głupim lub chorym psychicznie, żeby mnie tak bezkarnie traktować. Spierdalaj, chuju, do więzienia! A twój R. w życiu nie będzie moim mężem. Prawdziwa miłość wraz z seksem są za fajną sprawą – mówię to pomimo zaserwowanych mi traum, które miały mnie do spraw męsko-damskich zniechęcić – żeby iść na jakieś okłady z krypto gejem.

Kochanek

Tytułowy kochanek nie jest mój tylko Biszkopta. Biszkopt zaś już lata temu został nakarmiony przez moją koleżankę z podstawówki jej urojeniami, wedle których miałam być wioskową kurwą z małej wioski pod Gdańskiem. Z mojej podstawówki był także R., który szybko został kochankiem Biszkopta.

Minęły lata, a R. wbił się w pychę i z cała swoją głupotą oraz bezwzględnością przeprowadził swój plan zniszczenia mnie w środowisku warszawskich fanów fantastyki. Do obu do nie dociera, że ich źródło informacji to schizofreniczka, która nic o mnie o nie wie, a tylko zmyśla, bo na tym polega jej choroba. Podejrzewam też, że R. nie dba o prawdę, bo sądzi, że może wszystko, bo zawsze wybroni go jego możny kochanek. Pokażmy mu, że jest inaczej, dobrze?

W efekcie zniszczyli mi wszystko, co tylko można zniszczyć kobiecie, próbując mnie przemocą wydać za R. Zniszczyli mi intrygami i kłamstwami mój związek z M. oraz zaszczuli i poddali praniu mózgu razem z gdańskim R., aż do wystąpienia amnezji. Spytacie dlaczego? Biszkopt chce załatwić swojemu kochankowi odpowiedni front, żeby ten gej imbecyl mógł pójść do polityki, bo zdaniem Biszkopta jest tak piękny i cudny, że zasługuje na to i nawet na więcej.

Biszkopt w swoim zadufaniu obraził mnie wmawiając mi, że powinnam być zadowolona i dumna z takiego mariażu. Podejrzewam też, że okłamał na temat naszej relacji moich bliskich i to wiele razy – tak wyszło mi z tego, co mówili mi niektórzy z moich znajomych. Jaka jest prawda, dowiem się pewnie dopiero w czasie procesu.

Nie zamierzam wychodzić za krypto geja i maniaka religijnego w jednym, który nienawidzi kobiet i któremu nie daje się wytłumaczyć, że nie jestem wioskową kurwą, którą może traktować jak worek treningowy i zmuszać do modlitw, czy zabierać cała kasę, jaką zarobię, a takie obwieszczał mi plany wobec mojej osoby.

Cenię się o wiele bardziej, niż oni myślą. Jest ostatnią osobą w kolejce do mojej ręki, a zgłaszali się ludzie od niego o sto razy lepsi i o lepszych manierach.

Tą lawendową mafię strzelcie w ryło, gdy go zobaczycie także. I powiedzcie mu, że już wystarczy księżych kochanków w polskiej polityce. Czas, żeby polski parlament zaczął uchwalać prawa życzliwsze wobec kobiet, szczególnie jeśli chodzi o nasze prawa reprodukcyjne. Dość krypto gejów i klinicznych mizoginów w fandomie i polityce.

Imbecyl R. z mojej podstawówki w polityce? Wolne żarty!!!

Usłyszałam w pewnym momencie też, że wymyślili to jeszcze w latach siedemdziesiątych, rojąc sobie że jestem chora psychicznie – wielonarodowość mojego ojca miałaby być dowodem mojej choroby, bo uważali, że nikt taki nie może istnieć. A jako chora psychicznie miałabym być osobą, którą mogą swobodnie i bez przeszkód wykorzystywać. Stąd też pomysły R., że będzie mnie sprzedawać jako kurwę swoim kolegom. Nie dziwie się, że on razem z nieleczącą się schizofreniczką zostali wywaleni z mojej podstawówki.

Myślę, że będzie się nie mniej świetnie bawił w więzieniu.

Mam nadzieję, że ludzie wiedzący, o kogo chodzi, uzupełnią Policji informacje o poczynaniach tej tak bardzo nierozkosznej parki gejów, których romans zaczął się od pedofilii.

Satanizm

Wiele razy, również w czasie studiów, tłumaczyłam obwiesiom z Opus Dei, że jestem satanistką, więc nie powinni starać się łączyć z moim fanatycznie katolickim gwałcicielem R. – żeby było straszniej ten gość jest jednym z opisywanym przeze mnie gejów, którzy wypierają swoją orientację i nienawidzą kobiet, więc jego gwałt ograniczył się do pobicia mnie, duszenia oraz wepchnięcia penisa w usta. Jego wielbicielem jest gdański R. i zachwyca się jego urodą w całkowicie niedwuznaczny sposób. Obaj chcą zarobić na tym, co robią. Podobno za zniszczenie mnie i „nawrócenie” i zmuszanie do bezpłatnej pracy na rzecz kleru obiecano im odpowiednią gratyfikację. Nie mówiąc o tym, że mają nadzieję przejąć mój majątek. Nie mówiąc o kasie moich znajomych z fandomu, na którą też mają ochotę, a która jest większa od mojego stanu posiadania jakieś miliony razy.

Nie wstydzę się mojego satanizmu. Jest dosyć eklektyczny i składa się ze zlepku różnych idei i myśli. Z Antona Szandora LaVey niewiele czerpię, nie spotkacie mnie w czasie żadnej czarnej mszy. Za to bliski mi jest pan Aleister Crowley i jego lista rzeczy do których człowiek ma prawo. Najwyżej na niej ulokowane jest prawo do wolności i moja wolność została przez Opus Dei tak naruszona, że moim zadaniem stało się mówienie o tej organizacji jak najgorzej oraz walka z nią do końca życia.

Poruszam się w świecie, w którym nie ma dualizmu dobro-zło. Nie ma rzeczy zabronionych. Są to za to rzeczy nieakceptowane społecznie. Nie mam sumienia, mam za to zinternalizowane zasady, którymi się kieruję. W oczach kleru jestem zwierzęciem, ale jestem z tego dumna. Człowiek z biologicznego punktu widzenia jest zwierzęciem stadnym i jako takie nie jest samolubnym skurwielem. W genach mamy zapisany altruizm i z reguły nim się kierujemy, spodziewając się, że nasze stado czy rodzina odpłacą nam tym samym. Słabsze osobniki zbierane są do środka, gdy silne byki stają na zewnątrz, aby walczyć z atakującymi stado drapieżnikami. Taki jest mój świat. Świat, w którym dzieci i kobiety są chronione, bo taki jest biologiczny imperatyw.

Atakowanie kobiet i dzieci jest nieakceptowalne społecznie. A takich bezczelnych i brutalnych ataków dopuszcza się kler oraz Opus Dei, próbując już z dzieci zrobić swoich niewolników i doprowadzić do sytuacji, kiedy kontrolują kobiety do momentu, kiedy te po dziesięcioleciach bezpłatnej pracy dla kleru, już menopauzie orientują się, że ukradziono im życie i już nigdy nie będą mogły sobie nic naprawić. Ludzie powinni żyć pełnią życia. Kobiety powinny być wolne, a nie stanowić podnóżek czy środek zarobku dla penisów, których brzydzi kobieta i kobieca seksualność z powodu ich własnych zaburzeń.

Od początku nie chciałam się poddać ich woli i od dzieciństwa toczę heroiczną walkę z tymi przestępcami. Mam nadzieję, że inne osoby również w końcu zareagują i ci dewianci dostaną takie lanie na jakie zasługują.

Mizoginia

Rozmawiałam kiedyś z pewnym mądrym Panem Profesorem na temat mizoginii Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Ów psychiatra wskazywał jako jej przyczynę fakt, że księżmi zostają głównie geje, a ci nienawidzą kobiet, bo ich nie pożądają. Zdziwiło mnie to, bo przyjaźnię się z gejami, którzy są wspaniałymi ludźmi, ale fakt – nie zdecydowali się na karierę kościelną i nie są ludźmi z jakimiś zaburzeniami. A psychiatria zajmuje się osobami chorymi.

A jacy ludzie wybierają karierę w Kościele? Głównie niskointeligentni, którzy nie poradzą sobie na otwartym rynku pracy i którzy nigdy nie radzili sobie w szkole. W Kościele za to mogą odrzucić naukę, nadal kierować się zabobonem i mieć satysfakcję z narzucenia swoich reguł ludziom, którzy przypominają tych, co sekowali ich w czasie edukacji i stawiali do kąta. Jest to zemsta imbecyli na ludziach nauki.

Geje, jakich ja znam, są otwarci na inność i nie nienawidzą kobiet. Nigdy też nie mieli problemów z samoakceptacją. Ludzie związani z Kościołem zupełnie ich nie przypominają. Bardzo rzadko zdają sobie z własnej orientacji i z czego wynika obrzydzenie wobec seksu z kobietą. Jest to też przyczyna dlaczego nienawidzą seksualnie aktywnych kobiet oraz próbują narzucić nam celibat oraz nauczają, że wolno odbyć stosunek tylko w celu zapłodnienia. Jeśli nie należą do kleru, to sami tak robią z najwyższym trudem zapładniając swoją ofiarę, która – jeśli pochodzi z niewykształconego środowiska – to nigdy nie zda sobie sprawy z tego, co ją spotyka i dlaczego. I że powinna mieć szczęśliwsze życie, bo innego nie będzie miała.

Oczywiście mizoginia ma wiele podstaw, ale w Kościele dominują geje i ich poglądy na seks z kobietą. Stąd też wynika głoszona przez wiele osób akceptacja pedofilii jako czegoś lepszego niż seks z dojrzałą kobietą. Jest to też powód, dlaczego wprowadzono w Kościele celibat. Głoszona czasem teza, że chodziło o niedzielenie masy spadkowej jest bzdurą, bo zgodnie z prawem i tak rodzina dziedziczy po księdzu, a nie Kościół, nawet jeśli nie miał żony, bo osobisty majątek księdza podpada pod prawo krajowe, a nie kanoniczne.

Twórca Opus Dei był krańcowym mizoginem i widać to w sposobie, w jaki funkcjonuje jego organizacja. Powstała w chwili, kiedy kobiety zdobywały w Europie pełnię praw obywatelskich i nie jest to moim zdaniem przypadek. Rekruterzy tej organizacji napadają już małe dziewczynki i zastraszają je piekłem i tym, że jako osoby płci żeńskiej są immanentnie złe i muszą wykonywać ich polecenia, jeśli nie chcą zostać potępione. Bezpłatną pracę dla tej organizacji nazywają „zaszczytem”. Jednocześnie zabraniają mówić rodzicom o tym, że rozpoczęli proces rekrutacji. Rodzice są deprecjonowani oraz szkalowani przed małymi ofiarami, rodziny są skłócane. Wmawiano mi, że moja matka jest prostytutką, a ojciec pedofilem. I że mnie nie kochają. Ideałem ma być zerwanie wszelkich więzów rodzinnych. W takiej sytuacji, bez wsparcia rodziny, młoda osoba wpada w szpony organizacji, która ją wykorzystuje do reszty i zostaje zmuszona do nieodpłatnej pracy na rzecz Opus Dei jako służka kleru. Nie ma przed nimi innej ucieczki niż śmierć i jeśli się buntuje jest zachęcana, wręcz zmuszana do popełnienia samobójstwa.

W moich oczach rekruterzy Opus Dei są przestępcami, których status prawny powinien być zrównany z innymi handlarzami żywym towarem. A można się pomylić – podobnie jak alfonsi dostają nagrodę za każde „nawrócenie” oraz „powołanie”, nie mówiąc o „udziałach”, czyli regularnie wypłacanych pieniądzach, części tego, co ich ofiara w innej sytuacji dostałaby jako przysługującą pensję.

Oczywiście nienawiść do kobiet, jaką żywią alfonsi oraz inni przestępcy ma inne źródła niż mizoginia Opus Dei, ale dzięki temu też łatwiej się ich pozbyć, bo nie są aż tak bezczelni. Potrafią też kochać kobiety.

Osoby, które dobrowolnie tym ludziom przynoszą dzieci do chrztu lub zajebują tych smarkaczy, którzy słusznie nawrzucali jakiemuś katechecie, są debilami, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Nie lubię patrzeć, jak niszczone są kolejne pokolenia, tylko dlatego, że ktoś nie potrafi zapanować nad wpojonym w dzieciństwie zabobonem.

A kler tylko się bogaci, zamiast się leczyć i edukować. Chociaż uczenie ich nic nie da, są tak tępi, że jedyny na nich sposób, to wsadzać do więzień, bo delikatne tłumaczenie nie zda się na nic.