Moja biografia znana różnym osobom jest całkowicie fałszywa, a za to oparta na urojeniach Romana i jego sióstr – czyli schizofreników z mojej podstawówki. Cała ta trójka, chociaż twierdzi, że nieochrzczeni, bardzo energicznie współpracuje z Opus Dei, które postanowiło mnie za Romana wydać już w pierwszych klasach podstawówki.
Już wspominałam o tym – moja katechetka „zdiagnozowała” mnie” jako „nadpobudliwą seksualnie” – bo dorośli z mojego otoczenia niby uświadomili mnie za wcześnie. Jako remedium na to zaleciła szybkie zamążpójście i znalazła mi „męża”. A zrobiła to łażąc po mojej podstawówce razem ze swoimi znajomymi – czyli Barbarą i Ryszardem – i przesłuchując różne dzieci. Wszystkie inne dzieci oprócz tej trójki schizofreników – a diagnozowałam je razem z moją siostrą, wtedy jeszcze studentką medycyny – odmówiły rozmowy z wariatami z Opus Dei. Byłam ostrzegana przed tymi dziwnymi ludźmi przez zdrowe dzieci.
Poznałam wtedy też Nycza, który przyjechał z Krakowa z gadką, że chce żebym została dziecięcą prostytutką ale w Kościele, co miało niby zmazać moje „grzechy” – w tym „obrażenie” zakonnicy. Był stuprocentowo przekonany, że jestem prostytutką i córką prostytutki i alfonsa. Miałam podobno tak powiedzieć katechetce. Jedyne, co można powiedzieć, to że schizofreniczki nie powinny mieć dostępu do dzieci i uczyć ich religii. Nie muszę chyba dodawać, że byłam najgrzeczniejszym dzieckiem wędrującym pomiędzy szkołą, pływalnią, a lekcjami angielskiego. Zresztą podobnie było na początku liceum, a miałam wtedy jeszcze zespół metalowy i faceta, którego teraz już nienawidzę, bo okazał się być chujem, słuchającym wszystkich innych, a nie mnie. I zostawił mnie, gdy przed koncertem Megadeth pobili mnie schizofrenicy z mojej podstawówki wraz z Opus Dei. Podobno skurwysyn żyje i ma się świetnie, tylko mi wmówiono, że nie żyje, abym się nim nie interesowała, czy szukała kontaktu. Ale dla mnie może zdechnąć. Zawiódł mnie, gdy go potrzebowałam.
Walczę z tym gangiem schizofreników od dzieciństwa. Problem w tym, że opętali moją matkę, która z kolei zostawiła swój testament pogrobowcom, którzy mają dopilnować, żebym wyszła za Romana, tego samego gnoja z podstawówki, którego do tej pory szczerze nienawidzę. Podejrzewam, że doprowadzili moją matkę do takiego stanu naciskając jej wszystkie guziki i przedstawiając się jako ludzie, którymi nie są. Stworzyli jej całkowicie nieprawdziwą wersję mojej biografii i upewniali, że spotykam się z Romanem. Nic dalszego od prawdy.
Jedyny moim faceci to Piotr, który biegał za mną odkąd skończył czternaście lat, potem prawie go rzuciłam dla Kruka, ale go zabili, a później był Michał, który mnie stracił, bo nie mogłam znieść jego uwielbienia dla tępych schizofreniczek z mojej podstawówki. Nie mogłam kochać Michała, bo był opętany przez kłamstwa schizofreników i biegał za Anną. Rzuciłam go i wtedy w moim życiu pojawił się Bret. Różni moi znajomi z koncertów wiedzieli, że próbował już mnie odbić Piotrowi, ale mu się nie udawało, aż w końcu trafił na dobry moment, poszliśmy na film i staliśmy się parą. Zakochałam się w nim, przyjęłam pierścionek, a Bret dostał prawo stałego pobytu w Polsce, bo wyrobił sobie wizę dla narzeczonego. Chyba nadal posiada warszawskie mieszkanie.
Z moją matką wcale nie rozmawiałam, bo wiecznie toczyłyśmy walki, tak była podburzana przez schizofreników. Ale rozmawiał z nią Varg i Bret, i byli jej przedstawieni, tak samo jak Michał. Oraz kilkoro innych moich innych przyjaciół. Nigdy w życiu nie przedstawiłam mojej matce Romana jako mojego kolegę czy ukochanego. Za to jak się okazuje, za moimi plecami ta łachudra odtrącała w moim imieniu facetów, rozpowiadając, że jestem zajęta. Wielka bzdura. Wymieniłam wszystkich facetów, z którymi się spotykałam. Każda osoba, która popełniła ten błąd, że za mnie postanowiła decydować z kim mam być, trafia na shit listę i w życiu nie będę się z tymi osobami kontaktować. W życiu się nie spodziewałam, że ktoś z mojego otoczenia będzie chciał mnie ubezwłasnowolnić, sabotować moje związki i wydać przemocą za schizofrenika, tylko dlatego że sami są w takim człowieku zakochani.
W pewnym momencie byłam przeszczęśliwa. Pisałam moją pracę magisterską z psychoterapii, biegałam wieczorami i miałam cudownego narzeczonego, czyli Breta. Na pytanie mojej metki, czy jestem szczęśliwa, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak. Moim zdaniem wiedziała, że jestem zaręczona z Amerykaninem, bo jej to mówiłam. Nie wiem, dlaczego postanowiła mnie zaatakować i zniszczyć mi życie, tylko dlatego, bo uznała, że muszę być z kimś innym. Wmawiała mi też, że jestem chora psychicznie. Nie wiem, co miała przeciwko Bretowi, bo to najuczciwszy i spokojny luteranin. Wszystkie jej akcje oraz gangu schizofreników w końcu zakończyły się moją próbą samobójczą.
Wszystkie osoby, które pomagały tym ludziom mnie zniszczyć to personae non gratae. Nie chcę ich oglądać. Od czasu Breta jestem sama, chociaż wiem, jak w latach dziewięćdziesiątych Roman i jego szajka rozpowiada swoje urojenia jako fakty i wiele osób im wierzy. Jest całkowicie chory psychicznie – kiedyś nawet w Paradoksie wyganiał mnie do domu, czy też mówił, że spotkamy się w domu. Prawie go wywaliłam wtedy z Paradoksu, ale sama musiałam przed nim uciekać.
Jest to człowiek, który wiele razy atakował mnie fizycznie i nic nie mogę zrobić, bo jest zdiagnozowanym schizofrenikiem i nie da się go zamknąć w więzieniu. Ale mam nadzieję dać radę zajebać jego enablerów i ich wsadzić do więzienia, gdzie ich miejsce.
Boli mnie to wszystko szczególnie, bo dowiedziałam się, że wiele osób z Anglistyki myśli, że wyszłam za Breta, wyjechałam do Stanów i dlatego nie można mnie nigdzie spotkać. Prawda jest inna, schowałam się w domu i ukrywam się przed Romanem, jego siostrami oraz Opus Dei.
Wszyscy mogli mnie lepiej ratować. Albo po prostu ratować, a nie pomagać schizofrenikom w niszczeniu mi życia i w wpychaniu w łapska bardzo niebezpiecznego człowieka. Mam za sobą nie tylko próby samobójcze, ale też ledwie przeżyłam uduszenie. Gdyby nie to, że dostałam od razu pomoc Breta, mogłabym już nie żyć.
Traciłam i odzyskiwałam pamięć już wiele razy, teraz, kurwy, musi mi się udać, a wy mi nie przeszkodzicie. Tak niestety kończą się romanse durnych narcyzów ze schizofrenikami. Zawsze zabijacie tych, których niby kochacie, bo lecicie za swoimi kochankami i niczego nie weryfikujecie, za to rajcuje was, że dowiadujecie się czegoś za plecami kogoś bliskiego. I kochacie to, szczególnie jeśli przedstawia to tę osobę w złym świetle. Macie zryty czerep, skoro upaja was poczucie wyższości i chęć zarządzania ludźmi, jakby byli szmacianymi lalkami.
Mam prawo być rozgoryczona i zła. Nie chcę was oglądać.
Akurat psycholog powinien z cierpliwością i zrozumieniem pozwolić spokojnie ofierze zaszczuwania opowiedzieć swoją wersję historii, a nie terrorem doprowadzać do amnezji ze stresu. Psycholog także powinien szanować autonomię innej osoby, a nie wybierać jej „męża” zgodnie ze swoim gustem. Z takiego stanu wychodzi się nawet kilkanaście lat. Ran psychicznych tak dobrze nie widać, ale goją się gorzej niż fizyczne.
Jednym słowem, za to wszystko, co mi zrobiliście, fuck off!!!