Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Marketing

Z punktu widzenia marketingu pisarze nie powinni tracić czasu, występując w czasie konwentów. Całkowita strata zasobów – bo nie tylko to kwestia zmarnowanego czasu (a tego nikt nam nie zwróci), ale też pisarze sami najczęściej kupują sami sobie bilety i płacą za nocleg. Oceniam, że w czasie całego roku konwentowego można sprzedać w ten sposób – czyli stojąc przy swoim stoliczku i opowiadając o swojej powieści publiczności – co najwyżej około trzystu sztuk. Dochód nie wystarczy nawet na pokrycie opłat za stoiska.

Bezsensowne zatem z punktu widzenia marketingu jest bycie prelegentem, co jest ulubionym zajęciem Krystyny i dzięki czemu roi sobie, że jest popularną pisarką. Każda sala pomieści co najwyżej kilkudziesięciu widzów, co naprawdę nie przekłada się na decyzje zakupowe, bo ludzie przychodzą tam, żeby miło spędzić czas, a nie coś kupić.

Z punktu widzenia biznesu jedyne, co ma sens, to właśnie marketing oraz odpowiednio duże zasoby wydawnictwa przeznaczone na reklamę. Pisarze, którzy mają szczęście, bywają zapraszani do studia telewizyjnego i w tym przypadku wydawnictwo nie musi ponosić żadnych kosztów. Ale najczęściej też sam pisarz musi uruchomić swoje kontakty, żeby się pojawić w studio. Brak nakładów na reklamę jest zresztą standardem w przypadku polskich bieda wydawnictw z rynku fantastycznego, które skąpią na wszystkim, co najwyżej wykupią sobie reklamę w takim miesięczniku jak Nowa Fantastyka.

Wydałam sama swoją powieść, ponieważ Opus Dei (oraz ich sprzymierzeńcy z Avangardy) zablokowali mi możliwość wydania jej w jakimkolwiek innym wydawnictwie. Wiem, bo mi to zapowiedzieli. Stanęłam sama z krewnymi przy stoliku z tą powieścią w czasie Warszawskich Targów Fantastyki, więc mogę powiedzieć, jak to wygląda od strony finansów. Za stoisko zapłaciłam około 800 złotych (plus krzesła), sprzedałam około trzydziestu egzemplarzy. Marketingowcy czasem robią coś takiego bez jakiejkolwiek reklamy, żeby ocenić potencjał danego produktu na rynku, więc powiem, że jest całkiem nieźle. Oczywiście nie zwróciły mi się nakłady finansowe, ale nie o to chodziło w tym ćwiczeniu. Nawet płacąc 400 złotych jako powracający wystawca też bym nie zarobiła dosyć, żeby wyjść na swoje. Nie ma więc sensu tam się wystawiać, jeśli ktoś coś takiego robi, to tylko jako miły gest wobec fanów, a na to mnie nie stać.

Miałam pewną umowę z Piotrem. W momencie, kiedy wydam swoją powieść – a była dostępna w czasie Targów oraz księgarniach internetowych – oraz napiszę pierwsze dziesięć rozdziałów kolejnej części, miał przelać mi na konto znaczną sumę pieniędzy, którą mogłabym przeznaczyć na założenie wydawnictwa. Niestety te plany przerwała jego śmierć. Ale pomimo tego wypełniłam wszystkie warunki.

Bo umów zawsze się dotrzymuje. Nawet jeśli druga strona z powodów obiektywnych nie może dotrzymać swojej części paktu.

Schizofrenicy

Od dziecka jestem prześladowana przez rodzinę schizofreników, którzy – jak to schizofrenicy – lubią się podawać za osoby, którymi nie są. Od dziecka mam na głowie między innymi Renatę, która, jak już napisałam wcześniej, od samego początku podawała się za mnie i przedstawiała jako Małgorzata Wieczorek, znana w szkole pływaczka. Ja sama zostałam napadnięta przez nią i jej rodzinę tak dotkliwie, jak tylko może zostać napadnięta ofiara zawistnego schizofrenika. I z powodu przyczyn psychicznych już dwa razy porzucałam treningi – raz dzieciństwie, raz jako studentka. Marzeniem klubu i moim był powrót do sportu, ale gdy tylko odzyskiwałam formę, ponownie pojawiali się Nowacy wraz ze zwolennikam i byłam za każdym razem brutalnie zakatowana.

Niestety Nowacy i ich wielbiciele robią w fandomie, co chcą i wszędzie rozwija się przed nimi czerwony dywan, podczas gdy ja stałam się obiektem kpin oraz zaszczucia – również w miejscu pracy.

Błędem moich rodziców było, że nasze kłopoty ze schizofrenikami pozostawały prywatną tajemnicą, ja wiem, że należy z takich rzeczy robić sprawy publiczne. Przestudiowałam na własną rękę dostatecznie wiele podręczników psychiatrii, żeby wiedzieć, czym się kierują moi prześladowcy. Wiem również, że się nie zatrzymają – bo schizofrenicy zawsze się kierują się swoją obsesją i ścigają swoimi urojeniami swoje ofiary, aż je zaszczują na śmierć. Fatalne jest też, że z reguły sobie tworzą całe gangi, które w tym pomagają. „Moi” schizofrenicy są na tyle starzy i zdemoralizowani, że nie namówi się ich na leczenie, więc jedyne co mi pozostaje to tak jak mój ojciec wyjechać z kraju (przypominam uciekł z Francji przed innym schizofrenicznym gangiem) i zatrzeć za sobą ślady. Moja koleżanka z podstawówki też przed nimi uciekła. Też ją zakatowali w dzieciństwie.

Jedną z przyczyn, dlaczego mnie prześladuje Opus Dei, jest pochodzenie mojego dziadka. Był Serbem, który wykorzystał prababcię Polkę, żeby uciec z zawsze gorących Bałkanów i znaleźć szczęście w Polsce. Był wyznawcą Allaha, ale w życiu nie był tego powodu prześladowany. A jego żona była bardzo religijną katoliczką. Niestety już w dzieciństwie wariaci z mojej dzielnicy z powodu jego południowej urody uznali, że jest moim ojcem i Żydem. Od tamtego momentu próbowali mie „ratować” oraz „nawracać”.

Zresztą nawet jeśli byłby Żydem w życiu nie powinnam z takich powodów być zaszczuwana i poddawana praniu mózgu, czy też egzorcyzmom. Nie powinnam być też nękana całe mojego życie.

Mam dosyć. Nie pojawię się na żadnym fandomowym spotkaniu jeśli ci schizofrenicy nadal są tam mile widziani, a ich zwolennicy oraz „rycerze” nadal wmawiają wszystkim, że to ci schizofrenicy zostali skrzywdzeni. Jest wręcz przeciwnie. To ja i para innych pisarzy zostałam skrzywdzona i zaszczuta. Prawda jest taka, że schizofreniczka Renata, żeby tylko udowodnić, że jest mną, kradnie ludziom konspekty. W dwóch przypadkach porwała ze stolika konspekt, nad którym pracował pisarz. W moim przypadku skradziono mi całą teczkę, także z moimi notatkami oraz pracą, która miała być wtedy pracą magisterską. Oprócz tego włożyłam do teczki dokładny konspekt oraz dopracowany początek powieści. Wszystkie kradzieże zostały zgłoszone Policji. Zawartość mojej teczki na całe szczęście została wcześniej skserowana i, jak mi powiedziano, mój były kopię zachował – jej zawartość jest teraz materiałem dowodowym.

Osoba, która dostała konspekty była za każdym ostrzegana, że została obdarowana przez schizofreniczkę, która dokonała kradzieży i że nie powinna tych materiałów wykorzystywać. Kurwa mać, Renata nie nazywa się Małgorzata Wieczorek i nie jest tą osobą, o której Sapkowski mówi Yennefer. Ale owszem Renata przyjaźni się z Krystyną, która próbuje zostać „największą pisarką fantasy”, zachwycona, że ta schizofreniczka ją popiera. Ciekawe, jak jej w tym dalej będzie pomagać Opus Dei.

Czas żeby odpowiednie kluby wyjęły głowy z dup.

Jeśli o mnie chodzi, to sytuacja wraca do sporu poprzedniego. Nie jeżdzę na konwenty, nie interesuję się tym, co dzieje się w fandomie. Zresztą nikomu przechwałki w czasie konwentów nie zbudowały pozycji pisarskiej, sportowej czy muzycznej. To osiąga się pracą praz talentem. Ja na pewno nie posuwałam się do plagiatowania innych ludzi. Mam dosyć własnych pomysłów, które chętnie rozdaję, ale nigdy w życiu niczego nie podarowałam Krystynie, ani się z nią nie przyjaźnię.

Jedyne czym się zajmuję to mój powrót do zdrowia psychicznego i fizycznego, bo nadal odczuwam skutki poprzedniego napadu na mnie gangu Krystyny i Renaty w mojej pracy. Bardzo nie dziękuję za zniszczenie moich wysiłków, dzięki którym mogłam zostać po raz pierwszy i jedyny w życiu matką czy wrócić do sportu. Wcale nie zamierzałam związać się wtedy Adamem, więc Krystyna nie powinna była być aż tak zazdrosna.

Nie zamierzam nawet komentować kłamstw tego towarzystwa, które złośliwie rozpowiadało wszystkim, że jestem żoną schizofrenika Romana i koniecznie chciało nas „godzić”. Macie na blogu moje zaświadczenie o moim stanie cywilnych i się zamknijcie. Nie dziękuję wam też za wciągnięcie w swoje intrygi Andrzeja. Szkoda, że dawny przyjaciel mojego taty dał się tak zrobić w chuja, że uwierzył, że mnie cokolwiek z tym groźnym wariatem łączy..

Jesteście – mówię to radosnym imbecylom, którzy mnie psychicznie i fizycznie zniszczyli – psychopatycznymi skurwysynami, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Macie się ode mnie wszyscy odpierdolić, a Krystyna ma przestać kłamać, że jest moją przyjaciółką.

Bo kurwa nie jest.

Nikt z tego gangu nie ma prawa kiedykolwiek ponownie zakłócić mojego miejsca pracy. Ja ze swojej strony robię wam tę uprzejmość, że nie ma mnie na żadnym konwencie. Róbcie sobie co chcecie z tymi schizofrenikami. Nie obchodzi mnie to.

I tak już pozostanie, bo jestem tak obrażona na środowisko, że nigdy nie zmienię zdania.

Złośliwość schizofrenika

Napisałam już wcześniej o zawiści schizofrenika-Golluma, która objawia się między innymi tym, że schizofrenik przypisuje sobie dokonania lub cechy swojej ofiary, a ofiarę oskarża o wszystko, co sam robi, wcześniej nauczywszy się wszystkiego, co mu jest potrzebne, żeby podawać się za taką osobę, jaką niszczy. Zajmijmy się teraz złośliwością schizofrenika.

Schizofrenik nie ma przyjaciół wśród ludzi zdrowych, tylko udaje przyjaźń. Najczęściej w celu złośliwego niszczenia osoby, której podobno pomaga. Wynika to z wyjątkowej złośliwości schizofrenika. Gabinety psychoterapeutów są pełne osób, które uwierzyły w zapewnienia osób chorych psychicznie, że wszystkich znają i mogą mówić w czyimś imieniu, bo najlepiej orientują się w czyiś uczuciach.

Gwarantuję, że nikt z Nowaków nie zna Adama, ani nikogo innego z moich znajomych czy przyjaciół. Wszelkie ich zapewnienia o tym, że wszyscy mnie nienawidzą lub, że wiele osób zniszczyłam, można sobie wsadzić w dupę, bo są schizofrenicznym wymysłem. Schizofrenicy uwielbiają tworzyć sobie gangi idiotów, których szczują na swoją ofiarę, by potem radośnie cieszyć się konsekwencjami i zniszczonym całym życiem.

Jednym z ulubionych numerów schizofreniczki Renaty jest wskazywanie nierealnych celów miłosnych i szczucie lasek na facetów, którzy ich w ogóle nie znają. Ma w tym dwa cele – ośmieszenie osoby, która rzuca się całować obcego faceta, a także zniszczenie życia zamieszanym w taką aferę ludziom. Powiedzmy sobie szczerze – zdrowy psychicznie facet nie zakocha się w kobiecie, która zaczyna znajomość od tego, że po pijaku wpija mu się w usta, jednocześnie oskarżając jego laskę o chorobę psychiczną i posiadanie męża. Ludzie – jak też cała reszta gatunków monogamicznych – potrzebuje czasu i zalotów, żeby być gotowymi na takie naruszenie sfery intymnej. Po prostu nie lubimy dotyku obcych. Wszelkie akcje typu one night stand, czy chodzenie do łóżka na pierwszej randce to odstępstwa od normy. Powiedzmy sobie też szczerze, jest to też powód, dlaczego większość prostytutek to schizofreniczki, jak moje koleżanki z podstawówki, czyli Renata i Anna.

Schizofreniczki, które same prowadzą bujne życie seksualne, bardzo cieszy, że swoimi intrygami czy wręcz praniem mózgu doprowadzają do tego, że ich znajome oraz „przyjaciółki” są same, nieszczęśliwe i nie mają dzieci. Gabinety psychoterapeutów są również pełne osób, które nie wiedzą, dlaczego są samotne. Prawda jest taka, że bardzo często są ofiarami schizofreników, którzy się ich życiem „zaopiekowali”. czyli wyznaczyli im „męża” czy „żonę”, o której ofiara nawet może nie wiedzieć, za to wszyscy wiedzą, że ofiara jest zajęta, czy też szczują nieświadomych na obiekty, które nigdy nie odpowiedzą pozytywnie na brutalne awanse zrobionych w chuja idiotek czy idiotów. Schizofrenicy uwielbiają się bawić ludźmi.

Nigdy nie przyjaźniłam się z nikim z Nowaków. Nie nazywam się Nowak z domu, Ryszard i Barbara są dla mnie obcymi ludźmi, byli obcymi ludźmi także dla moich rodziców. To schizofrenicy, którzy uparli się, że po tym, jak zniszczą mi życie, odziedziczą po mnie mój majątek. Biorąc pod uwagę, że mają za sobą chorego psychicznie duchownego, który gotowy jest poświadczyć każde gówno (jak na przykład „list do Dyrektora Opus Dei”, który mnie ta sekta zaczęła przypisywać), to nawet mogłoby im się udać ) i dlatego też ogłaszają wszędzie, jak bardzo jesteśmy zaprzyjaźnieni (tylko, że nie jesteśmy). Należy ich unikać i traktować gaśnicą na szkodniki.

Bardzo często osoby, które uwolnią się spod wpływu schizofreników i opowiedzą, jak bardzo są wolni i samotni, doświadczają cudownego naprawienia losów, czego też życzę kilku idiotom i idiotkom z fandomu.

Ruch Obrony Muzyki

O Ruchu usłyszałam jeszcze przed studiami. Wiele razy byłam wcześniej ze swoją przyjaciółką Iwoną na koncertach metalowych, ale nigdy wcześniej nie byłam na koncercie sama. Ale na szczęście byłyśmy znane z widzenia wielu metalom, szczególnie ekipie z Gdyni.

Iwona była bardzo zajęta w tamtym czasie, tak samo Piotr. Mój facet kupił mi bilet, bo nie chciał, żebym straciła koncert Motörhead, a rzadko się trafiała taka okazja – i już się nigdy nie trafi. Jednym ze zwyczajów zaciekłych fanów muzyki jest przychodzenie na koncert o wiele wcześniej, żeby się pokręcić przed budynkiem, bo jest wtedy szansa zobaczyć muzyków. Byłam sama i z mocno podkreślonymi oczyma i z tego powodu zaczepił mnie Lemmy Kilmister z pytaniem, kto może za mnie poręczyć. Dowiedziałam się wtedy o zasadach the Movement, który chroni muzyków przed kurwami z Opus Dei, które nie tylko wykańczają artystów, ale przede wszystkim niszczą dobre kobiety oraz zabijają dzieci. Brzmi to wszystko wręcz nieprawdopodobnie, ale nic nie jest nieprawdopodobne czy przesadzone, gdy w grę wchodzi Opus Dei oraz uwielbiane przez nich „święte” kurwy, które cierpią na schizofrenię, więc w efekcie ich choroba psychiczna (aka wizje/przekazy od Boga) kieruje tą sektą, oraz ich popędem seksualnym czy też metodami zdobywania pieniędzy. Jednym z zadań, jakie postawiło przed sobą Opus Dei to walka z heavy metalem oraz fantastyką, więc ta organizacja stara się infiltrować oba środowiska i niszczą też pisarzy, nie tylko metali.

Na swoje nieszczęście założyłam na koncert długą spódnicę i t-shirt bez dekoltu. Okazało się to być problemem, bo tak ubierają się kurwy z Opus Dei, które wstydzą się swojego ciała (co – podobnie jak przesadna, ostentacyjna religijność i nienawiść do innych kobiet i dzieci – jest psychiczną reakcją na zajmowanie się nierządem). Porządne kobiety odsłaniają dekolt i noszą krótkie spódnice, chociaż się nie malują, bo nie muszą cały czas uwodzić. Istnieją jeszcze inne zalecenia, ale zostawię te dodatkowe reguły dla siebie. Ważne jest, że zawodowe „święte” kurwy-schizofreniczki nie założą mini czy t-shirtu odsłaniającego obojczyki. Na całe szczęście poręczyła za mnie znajoma ekipa z Gdyni. Opowiedziałam muzykom o swoich problemach z Opus Dei oraz inaczej wystylizowałam t-shirt, żeby nie wyglądać jak ktoś z Opus Dei, więc tylko skończyło się na pouczeniu, jak powinnam się ubierać, a nie na wygonieniu z koncertu przez Lemmy’ego, który miał swoje własne bardzo tragiczne doświadczenia z Opus Dei, bardzo podobne do tego, co spotkało mnie, moich rodziców, siostrzenicę oraz Varga, czy też innych znajomych. Byłam tym zajściem autentycznie przerażona. A wydarzyło się to całkiem szybko po pobiciu mnie przez Opus Dei przed koncertem Megadeth. Zrobili to wtedy ci sami wariaci co zawsze, bo uważają mnie za swój „obiekt” od czasów podstawówki i ich zdaniem nie wolno mi chodzić na koncerty – za to mam zgodzić się „pokutę” za jakieś urojone grzechy i niewolniczą pracę dla Opus Dei (co ma oznaczać, że stanę się praktycznie niewolnicą Renaty).

Poznałam przed koncertem Motörhead nie tylko Lemmy’ego, ale też Michała, którego przez jakiś traktowałam jako kumpla od koncertów (Piotr mnie przywoził, dawał bilet, a Michał wchodził na koncert ze mną). Chociaż myślę, że metale dobrze wiedzieli, jak to się skończy, bo ich zdaniem Piotr zostawiając mnie przed koncertem zachowywał się bardziej jak „brat” niż mój facet. Zresztą świry z Opus Dei też potrafią zapuścić włosy, więc to, że darował sobie wcześniej koncert Motörhead, też było podejrzane. Podpadłam Lemmy’emu nie tylko moim czarnym ubraniem z długą spódnicą… A czułam się tak bardzo Goth.

Moimi znajomymi z koncertu Motörhead są także metale z Norwegii oraz Szwecji, którzy wykorzystali okazję obejrzenia na żywo tego zespołu, który nie miał zaplanowanych koncertów na północy Europy. Wszyscy fani wiedzieli, że Motörhead rzadko się pojawiał po naszej stronie Dużej Wody i z powodów osobistych frontmana dawno nie grał w ogóle. Moi znajomi Norwedzy i Szwedzi są w Ruchu i bardzo nie lubią kurw z Opus Dei. Boją się ich (i słusznie, bo te świry potrafią człowieka wykończyć i doprowadzić do samobójstwa), więc spotykają się tylko z osobami, za które ktoś poręczy. Jeden z Norwegów, z którym się w pewnym momencie zaczęłam spotykać, dał się zrobić w bambuko, ponieważ uwierzył, że Ryszard i Barbara z Opus Dei są moimi rodzicami. Niestety „poręczyła” za nich schizofreniczka z mojej podstawówki, która wszędzie się przedstawiała jako moja „siostra” i przypadkowo ma na imię Anna, jak moja rzeczywista siostra. Niestety schizofrenicy wszędzie i zawsze podają się jako najlepsi przyjaciele swoich ofiar lub ich rodzina i dbają o to, aby zamknąć wszelkie kanały komunikacji, jakie posiada ofiara i ją izolować od ludzi, którzy są okłamywani przez schizofreników.

Pisarze fantasy na równi z muzykami są atakowani przez Opus Dei i czas, żeby oba środowiska połączyły siły. Niestety kurwy z Opus Dei z łatwością zawsze znajdują sobie kolejne ofiary, które wciągają w swoje intrygi i które potem są obiektami zemsty członków Ruchu, ale to już zupełnie inna historia. Ludzie powinni być ostrożniejsi i kierować się uczciwością. Kurwy z Opus Dei też są karane.

Jedną z zasad społecznych jest nakaz weryfikowania wszystkiego, szczególnie jeśli ofiara zaszczuwana przez schizofreniczny gang upiera się, że jest inaczej.

Istnieje w takich sytuacjach obowiązek weryfikacji, ponieważ najwyższym autorytetem we własnych sprawach jest zawsze konkretny człowiek, na temat którego są rozpowszechniane schizofreniczne bzdury. Dotyczy to także Wikipedii, która już dawno powinna kilka wpisów poprawić, ale to jeszcze inna historia, bo mojego artykułu na całe szczęście jeszcze nie ma. A przynajmniej nie było, kiedy ostatnio sprawdzałam.

Szon patrol

Od jakiegoś czasu krążą po ulicach debile w odblaskowych kamizelkach z napisem „Szon Patrol”. Pisała o nich nawet prasa. Słowo szon jest skróconym słowem, które utworzono od określenia „kurwiszon”. Patrole wyszukujące te „kurwiszony” sekują dziewczyny ubrane w krótkie spódniczki i wprowadzają atmosferę szariatu.

Poprawka – nie jest to atmosfera szariatu, tylko naszej katolickiej zjebanej Opus Dei. Słowo „szon” usłyszałam pierwszy raz od schizofreników, z którymi chodziłam do podstawówki. Żeby było zabawniej są to osoby z marginesu, które zajmują się kradzieżami i właśnie prostytucją. Socjologa badającego przestępczość to nie zdziwi, bo większość świata przestępczego to ludzie głupi, którzy przy okazji są też mniej lub bardziej chorzy psychicznie i właśnie tacy nie potrafią utrzymać żadnej uczciwej pracy, ani podjąć decyzji o leczeniu. W podjęciu decyzji o leczeniu przeszkadza im zresztą Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie Opus Dei, który z całym zabobonnym przekonaniem wmawia im, że nie należy się leczyć, bo wtedy przestaje się słyszeć „słowa Boga i nie ma się wizji, które od niego pochodzą”. Oczywistym jest, że stoją za tym księża, którzy sami są mniej lub bardziej chorzy i otępiali.

Kryminologia (czyli część socjologii zajmującej się społecznym zjawiskiem przestępczości) opisuje świat przestępczy, jego metody wychowania dzieci oraz zwyczaje. Wiadomo też bardzo dużo o przestępstwach, jakie typowo popełniają nieleczący się schizofrenicy, kierujący się zawiścią i chęcią zniszczenia osoby, której zazdroszczą. Przypisują wszystkie swoje złe uczynki i wszystko, czego się wstydzą, swojej ofierze.

Ani ja ani moja mama nie byłyśmy nigdy prostytutkami, chociaż schizofreniczne koleżanki z podstawówki tak o nas mówią. To one zajmowały się prostytucją, którą usprawiedliwić miał głód, chociaż tak naprawdę nie o tylko to chodziło, bo lubią za pomocą seksu wpływać na ludzi.

Ludzie Kościoła sami bardzo często cierpią na schizofrenię, a nieleczący się schizofrenik to najprawdopodobniej pedofil i gwałciciel, który ma znormalizowaną nie tylko pedofilię, ale też prostytucję i uważa, że „wszystkie ładne kobiety to prostytutki”. Czepiają się też wszystkich ładnych pań, szczególnie jeśli są to osoby z kontrkultury, która nienawidzi prostytucji i z nią walczy. Ta kontrkultura kocha za to inteligentne laski.

Jest grupa społeczna, w której nie wypada się malować, żeby nie uchodzić za dziwkę. Niepomalowane laski są traktowane z szacunkiem i nikt ich nie zaczepia. Z drugiej strony w tej kulturze nie wypada nosić spódnic czy sukienek, które są długie. Wszystkie laski powinny nosić tylko mini, bo nie są katolickimi prostytutkami.

Moje znajome schizofreniczne prostytutki (które są tak bardzo uwielbiane przez Opus Dei) noszą zapięte pod szyje bluzki i koszule oraz się malują. Uważają, że „szony” noszą krótkie spódnice oraz dekolty odsłaniające obojczyki. Ich poglądy zgodne są z tym, co można wyczytać na temat psychologii prostytucji w podręcznikach kryminologii. Tak bardzo się wstydzą swojego zajęcia, że muszą się zakrywać oraz są na wskroś religijne. Za tą religijność odpowiada nieleczona schizofrenia oraz kompleksy, które rozwijają się już u kurwiących się dzieci.

Niestety schizofrenicy usuwają z rodzin ludzi zdrowych, którzy są albo zabijani, albo uciekają gdzie pieprz rośnie. Jedna z tych pań, o których piszę, zabiła dwie swoje zdrowe córki, chociaż zdrowy psychicznie ojciec starał się przejąć nad nimi kontrolę. Zginęły, ponieważ „Bóg do nich nie mówił”. Przy tak silnej schizofrenii nic się dało zdziałać, chociaż zaalarmowani kryminolodzy wiedzieli, co z cała pewnością się stanie.

Tak bardzo sarkastycznie proszę, dalej utrzymujcie przepisy, które uniemożliwiają prokuraturze wysłanie wniosku do Sądy Opiekuńczego, które by takie panie zmusił do leczenia psychiatrycznego. Bardzo nie dziękuję politykom, którzy wciąż pozostają głusi na wnioski i prośby kryminologów badających przestępczość ludzi chorych psychicznie.

Mam propozycję dla młodocianych inceli, tworzących szon patrole – odpierdolcie się od uczciwych dziewczyn, a zamiast tego zacznijcie śledzić i terroryzować zapięte pod szyje i ubrane w długie sukienki prawdziwe kurwy. Od miniówek się odczepcie, warto je nosić i należy im się szacunek.

Zakochani narcyzi

Krystyna nie jest pierwsza, przeżyłam już atak zakochanej kobiety narcyza około 1990 roku. Byłam wtedy z Michałem. Zorganizował dla mnie przyjęcie, na którym pragnął się oświadczyć. Jego koleżanka ze studiów nie była zaproszona, ale odpaliła się na bóstwo i wdarła na przyjęcie, przekonana, że idzie po swoje.

Mój nieformalny dawny teść był psychiatrą, który leczył takie przypadki. Niestety zakochane laski, które zostały przez tatusiów wychowane w przekonaniu, że są dla nich najważniejszymi kobietami na świecie i że podobnie każdy facet im się nie oprze, bo są skończonymi pięknościami, są nieznośne i niestety powodują wiele cierpień i innych ludzi. Tutaj zaznaczę, że ani ja ani moja siostra nie byłyśmy chwalone za urodę, ogólne byłyśmy bardziej krytykowane niż chwalone, a to że robimy coś dobrze, było uważane za oczywiste i niczego mniej od nas nie oczekiwano.

Narcyz, który nie dostaje tego, co jego zdaniem powinien, staje się potworem i nawet wpada w psychozę. To są bardzo niebezpieczne osoby, nie trzeba do tego negatywnego wpływu, jaki na ich psychikę mają schizofrenicy, którzy nękają mnie od dzieciństwa i po kolei różnym kobietom obiecują moich narzeczonych.

Jeszcze zanim mnie odbił Michał, na Piotra na Anglistyce (wpadał do mnie z wizytą pomiędzy zajęciami) zasadzała się jedna z moich koleżanek, też święcie przekonana, że mam męża i jestem chora psychicznie, a mój narzeczony będzie jej. Z Krystianem było podobnie, chociaż on od początku wpadł w sidła moich „nowych rodziców” (czyli schizofreników Ryszarda i Barbary), którzy nim manipulowali od dnia zero. Pod ich wpływem zaczął mnie atakować i „leczyć”, tak jak mu kazali. Niestety ataki osób, które się kocha, wywołują tak duże rane psychiczne, że mogą popchnąć do samobójstwa, a nawet wywołać kompletną amnezję. Przyjaciele też ranią, chociaż nie tak śmiertelnie. Dodajmy do tego ataki samych schizofreników i mamy obraz tego, co wiele razy wydarzyło się w moim życiu.

Piszę ten blog, żeby to się już więcej nigdy nie powtórzyło, chociaż schizofrenicy oraz ich pomocnicy zniszczyli mi w życiu wszystko, co tylko się dało. Moi prawdziwi przyjaciele obiecali pomoc i że postawią mnie na nogi, żebym tylko im uwierzyła, że wato żyć i nie wykonała na sobie eutanazji z powodu cierpień psychicznych, wywołanych przez bardzo ciężki przypadek syndromu sztokholmskiego. Wychodząc z czegoś takiego walczy się w swojej głowie z narzuconymi nakazami prześladowców oraz fałszywymi przekonaniami i wspomnieniami oraz bardzo poważnymi stanami lękowymi. Bezsenność i wieczne zmęczenie też jest w pakiecie. Nie wolno niskiego tak traktować, jak ja zostałam potraktowana przez moich niby przyjaciół.

Wiele z tym osób mam nadzieję nigdy nie zobaczyć. Wiem, że mają bardzo poważne problemy z prawem, co pomoże mi ich nie oglądać.

Ale wróćmy do dawnego przyjęcia. Koleżanka Michała usiadła mu na kolanach okrakiem i zaczęła całować. Michał siedział z zamkniętymi oczyma i nie wiedział, kto go całuje. Przerwałam to i usłyszałam od larwy, że oni z Michałem się kochają, a jam sobie przypomnieć, że mam męża. Skończyło się wyciąganiem z urzędu mojego zaświadczenia o stanie cywilnym, który Michał idiotce zaprezentował. Obroniliśmy nasz związek, ale musiałam wcześniej znosić atak larwy ze studiów Michała na siebie. Przylazła ze swoim tatusiem do mnie na uczelnię i zaczęła „leczyć” i przekonywać, że mój związek z Michałem jest urojony i że on się w niej kocha nad życie. Jedyne, co mój facet mógł zrobić, to zaszczuć i ośmieszyć idiotkę u siebie na wydziale. Później już go szczęśliwie unikała.

Dokładnie tak samo jest z Krystyną, która rzuciła się na Adama. Zachęca i upita przez schizofreników, okłamała Adama co do mojego stanu cywilnego i wykorzystując jego oszołomienie, wpiła mu się w usta. Krystyna również napadła na mnie z tatusiem, przekonana, że Adam ją wielbi ją dzieciństwa.

Jedyne, co mogę poradzić w takiej sytuacji, to strzelenie plaskacza w twarz atakującej zmorze oraz formalne oskarżenie idiotki o napaść seksualną. Jest to jedna z rzeczy, które wcześniej zrobił Michał i poskutkowało.

Żadna baba nie ma prawa posuwać się do takich zagrań. Nie wolno okłamywać ludzi na podstawie bredni dobrze znanych w fandomie wariatek, nie wolno też rzucać się na nikogo i gwałcić, jeśli nie dostało się zachęty, tylko na podstawie jakiś opowieści bez potwierdzenia uczuć od faceta czy laski. Zresztą w łóżku też warto o wszystko pytać.

Krystyna i Adam nigdy nie byli razem, jest dla niego obcą osobą. Znam Adama skąd skończył cztery lata, a jego brata i rodziców poznałam osiem lat wcześniej w czasie wakacji na morzem. Rodziny utrzymały kontakt.

Doliczyłam się około czterej bab, które się na mnie rzuciły, z powodu zazdrości o faceta oraz intryg schizofreników. Każda z nich miała pomoc tatusia, które również mnie zaszczuwał oraz zaręczał prześladującym mnie córuniom, że wyjdą za wymarzonego mężczyznę o dużym majątku, chociaż ten mężczyzna ani im się nie oświadczył, ani nie był w ich kręgu znajomych, ani nic o nich wcześniej nie wiedział.

Mam dosyć tych oskarżeń mnie o chorobę psychiczną, tortur psychicznych i wydawania przemocą za schizofrenika Romana. Rozumiem, że córunie tatusiów bardzo chętnie w taki sposób usunęłyby mnie z pola walki, ale nie są to metody akceptowane przez nikogo. I naprawdę nie zamierzam z tymi paniami walczyć. To facet decyduje, bo nikt nie jest niczyją własnością, żeby go „dawać”, jak zarządała fałszywa Yennefer. A moje zaświadczenie o stanie cywilnym z bieżącego roku znajduje się na tym blogu i jestem panną. Żadne plagiatorki nie mają prawa mówić o mnie inaczej.

Edyta

O ile mi wiadomo, nie istnieje ktoś taki jak Edyta Nowak. Znaczy się, może gdzieś tam jest mnóstwo osób o tym imieniu, ale jeśli chodzi o mnie, to wbrew zapewnieniom schizofreników Nowaków nie nazywam się Edyta Nowak. Nowakówna, z którą chodziłam do podstawówki, tak mnie przedstawiła kilku osobom z warszawskiego fandomu. Zamiast tego wszystkim się przedstawia jako moja najlepsza przyjaciółka – oczywiście tym osobom, które mnie znają. Innym przedstawia się jako Małgorzata Wieczorek, ale oczywiście nie przedstawiła żadnych dokumentów na podparcie swoich żądań, żeby ją wielbić jako Yennefer. Powiedzmy sobie szczerze, Małgorzata Wieczorek nie jest niską schizofreniczną blondynką. Schizofreniczna blondynka, córka Ryszarda, w życiu nic nie napisała, ani nie opublikowała. Nie jest mną, czyli osobą znaną wielu ludziom z Internetu.

Schizofreniczka Renata ciągnie te swoje gierki od czasu mojej podstawówki i mam tego dosyć. Jej najlepszą przyjaciółką nie jestem ja, ale pewna pani, która wciąż czeka na Adama. Jest na tyle głupia, że dała sobie wmówić, że Adam ją kocha, tylko o tym nie wie. Ma facet podobno uświadomić sobie stan swoich uczuć, gdy przekona się, że ta pani wciąż na niego czeka. Krystyna, wciąż czekając na Adama, odrzuciła dwóch bardzo przystojnych i dzianych facetów. Moje źródła zapewniają mnie, że jeśli tak dalej będzie postępować, zostanie jej tylko sklepowe popychadło Roman, którego nikt nie chce z powodu jego schizofrenii i uporu, że jest moim urojonym mężem oraz ojcem urojonej „Michaliny”. Tak się składa, że Krystyna spełnia wszystkie wymagania Romana, a ja nie. Laska nie pisze fantasy i nie wątków satanistycznych w swoich tekstach.

Muszę się bronić przed pomówieniami i dlatego tak dokładnie o tym piszę. Nie jestem kurwą z marginesu, która działa w Opus Dei jak Nowakówna. Ale cóż schizofrenicy tak postępują – przypisują sobie wszystko, czego innym zazdroszczą, przypisując swoim ofiarom, własne cechy i działania, których wstydzą, z łatwością zaszczuwają ludzi z wynikiem śmiertelnym. Nowakówna nienawidzi mnie szczerze, ale nie zwróciłaby na mnie uwagi, gdyby nie zamówienie mojej katechetki, która też jest z Opus Dei. Jak najbardziej działo się wszystko za wiedzą ówczesnego biskupa, do którego podrałowała tamta zakonna ździra, o czym sama mnie poinformowała. A Nycz, jak mi sam powiedział dawno temu, przejął tę „sprawę” po dawnym biskupie. Uważał, że zaszczucie mnie lub wzruszenie do współpracy w Opus Dei będzie proste, ale jak widać bardzo się przeliczył. Ani nie będę pisać dla Kościoła, ani nie będę jego kolejną marionetką w PiSie. Nie pójdę też usiąść w żadnej komisji wyborczej, żeby „pomylić się” i przypisać kościelnemu kandydatowi więcej punktów, niż naprawdę dostał. Nowacy mnie zapewnili, że Opus Dei tak robi.

Jest mi bardzo przykro, że takie rzeczy się wydarzyły i wydarzają, ale jednocześnie jestem rozbawiona głupotą ludzi z Avangardy, którzy postanowili bronić Krystyny i Nowakówny do krwi ostatniej. No cóż, po ostatnim prezesie, który – jak się dowiedziałam – sam podał się do dymisji, nikt nie chciał podjąć się tej funkcji i sygnować działania Opus Dei. Ta organizacja odpowiada za zaszczuwania na konwentach pisarzy fantasy oraz metali. Takie mają cele, jeśli równie źli, jak Hello Kitty oraz Harry Potter. Ale jak widać mój wygrany tekst też był „obrazą Chrystusa” – chociaż było to science fiction, a ściślej mówiąc space opera, to Nycz oraz jego znajomy egzorcysta dopatrzyli się w nim elementów satanistycznych i zaczęli mnie z tego powodu prześladować.

Opus Dei upiera się, że dopóki nie „przyjmę Chrystusa” (co zdaje się ma oznaczać, że mam sypiać za pieniądze z wyznaczonymi mi przez Nowaków mężczyznami, albo iść do klasztoru i zastawić im moje mieszkanie i pieniądze, typowe schizofreniczne żądania), nie zrobię żadnej kariery ani niczego nie wydam. Okazało się to częściowo nieprawdą, bo nawet gdy nie mam wydawnictwa, udało mi się umieścić swoją powieść na rynku. Skończyłam też studia, co miało mi się udać. Prawdą za to okazało się, że nie założę rodziny i nie będę mieć dzieci, bo Opus Dei z całą brutalnością swoimi intrygami zaszczuwała i terroryzowała mnie oraz moich wybranków. No cóż, te niepowodzenia miłosne wcale mnie lepiej nie nastawiły do Kościoła oraz Opus Dei.

Zniszczono mi też dwa zespoły heavy metalowe, z którymi miałam występować i tworzyć.

Test na inteligencję

W podstawówce przyczepiła się do mnie schizofreniczna koleżanka Renata. Była zazdrosna w zasadzie o wszystko – o moje pochodzenie, talenty, angielski po szkole a także treningi pływackie. (Które zresztą wznowiłam potem na studiach. Wysiłki trenerów, żebym wróciła do sportu to też dłuższa historia.) Z całych sił ta Nowakówna starała się udowodnić, że jestem imbecylem, a ona córką Mariana Wieczorka. Zresztą podawanie się za mnie kontynuuje też na w czasie warszawskich konwentów – na wyjazdy jej najczęściej nie stać.

Okazała się na tyle wpływowa, że przez część fanów jestem rozpoznawana jako ktoś, kto ma schizofrenię, kto ma się nazywać z domu Nowak. Oszukuje też takie osoby jak Krystyna (która od tej schizofreniczki została różne skradzione konspekty). Krystyna i jej przyjaciółki pod wpływem tej Nowakówny zaszczuwała mnie na większości konwentów jako osobę, która nie jest mną, ale jak najbardziej jestem sobą, to ja publikowałam w Nowej Fantastyce i tak dalej. Za to Nowacy zakłócali mi wszystko, co się da, łącznie wdzieraniem się na treningi pływackie i darciem ryja na mnie, że mi nie wolno pływać.

Ale wróćmy do czasów podstawówki. Renata złapała skądś test na inteligencję i chciała, żebym jej wypełniła. Odmówiłam tej debilce pomocy. Okazało się, ze zaniosła wypełniony przez siebie test do psychologa, jako dowód, że powinnam iść do szkoły specjalnej bo jestem idiotką. No więc, niestety to Renata jest schizofreniczką i debilem, a nie ja. Sprawa skończyła się na Policji, gdzie zgodnie z radą profilera zrobiono mi wszystko konieczne testy. Policja ma moje testy na inteligencję, oraz wszystkie wypisy ocen, idiotki inspirowane przez Nowaków nie muszą ich oglądać. Mam zła wiadomość dla Nowaków – wszystko wskazuje na to, że jestem geniuszem. Mam na dowód dosyć bezpośredni, bo tylko geniusz może skończyć szkoły i uniwersytet, ciągnąć dwa kierunki, jednocześnie znosząc zaszczuwanie, tortury oraz gwałty.

Intrygi tej rodzinnej sekty Nowaków (nie żartuję z tą sektą – dla wielu osób z Kościoła Renata jest święta i to ona rządzi tą rodziną schizofreników i o wszystkim decyduje) doprowadziły też do tego, że miałam robione testy w liceum w gabinecie psychologa. Wiem, że wybitnie inteligentna i potrafię nauczyć się wszystkiego.

Przeżyłam kolejne fale zaszczuwania przez Kościół, schizofreników Nowaków oraz ich „enablerów” tylko dzięki Hydroksyzynie. To naprawdę niegroźny lek na uspokojenie, który można przepisywać także dzieciom. Naprawdę nie róbcie ze mnie groźnej psychotyczki i nie pozwalajcie Nowakom oraz chorym psychicznie księżom czy zakonnikom na kolejne akty terroru.

A Straż Akademicka na całe szczęście słucha się już Policji (a nie kogoś innego) i wyrzuca z budynków schizofreników oraz innych zjebów z Kościoła. Mam też obiecaną każdą pomoc. Nie będę zakonnicą i nie zostawię kościelnej kurewce Renatce całego mojego majątku, jak sobie wymarzyła już w dzieciństwie.

Niech spierdala na drzewo razem ze swoimi wielbicielami oraz fanami.

Zaszczucie przez schizofrenika

Jednym ze schematów znanym kryminologii, która zajmuje się również przestępstwami popełnianymi przez osoby chore psychicznie, jest zaszczucie ze skutkiem śmiertelnym, jakiego dopuszczają się schizofrenicy.

(Dodam też, że z reguły mordują członków swojej rodziny, którzy są zdrowi. Fandom przeżywał historię dziewczynki utopionej przez swoją matkę schizofreniczkę z rodziny Ryszarda. W tamtej sytuacji udało się ją uratować, przywrócić krążenie i odesłać do szpitala, ale pomimo walki o przejęcie nad nią kontroli przez ludzi, którzy chceli ją adoptować, wróciła do wariatki matki, która ją bardzo szybko po tym wypchnęła przez okno. To jest reguła wprost z podręczników kryminologii – zdrowi ludzie są albo bezpośrednio przez wariatów mordowani, albo zaszczuwani na śmierć. Dotyczy to też zdrowych psychicznie członków rodziny, szczególnie dzieci, których schizofreniczne matki nie rozumieją i bardzo często przeszkadza im, że chcą się bawić.)

Ten rodzaj chorych psychicznie moim zdaniem nie powinien mieć ochrony prawnej, jaką posiadają z powodu swojej niepoczytalności. Inne osoby chore psychicznie szkodzą przede wszystkim sobie i o wiele łatwiej rozpoznać w nich ludzi niewiarygodnych. Schizofrenik doskonale się maskuje i kieruje się obsesją, którą żywi na temat swoich ofiar. Dodatkowo ta obsesja mu nie mija i nęka swoją ofiarę urojeniami, które kolportuje we wszystkich miejscach, aż w końcu ją dopadnie i doprowadzi do jej samobójczej śmierci.

Schizofrenik uwodzi osoby z otoczenia ofiary i przedstawia się jako jej najlepszy przyjaciel lub przyjaciółka lub ukochany. Powiem to wprost żadna z Renat czy Rafał nigdy nie byli osobami bliżej mi znanymi, miałam wręcz problemy z przypomnieniem sobie, kim są i gdzie mogłam ich spotkać. Co zgadza się z teorią, bo spotkań z ludźmi chorymi bardzo często się nie pamięta – są tak traumatyzujące, że się je wypiera.

Schizofrenik potrafi nastawić przeciwko swojej ofierze cała środowiska, więc człowiek w ten sposób zaszczuwany przestaje zajmować się swoim hobby, ucieka od ludzi, którzy też zaczynają go prześladować, bo dali się wciągnąć schizofrenikowi w świat jego urojeń i uważają, że atakując ofiarę schizofrenika bronią niewinnych osób. Pozostaje takiej ofierze tylko praca, ale i tutaj dopada go schizofrenik, który nastawia przeciwko swojej ofierze jej znajomych oraz szefów. Z ich przyzwoleniem oraz pomocą zaczyna „leczyć” swoją ofiarę.

Niestety cierpiący na urojenia schizofrenik nie przyjmuje do wiadomości, że jego oskarżenia są produktem jego chorego mózgu, zamiast tego po konfrontacji postanawia śledzić swoją ofiarę i staje się jeszcze groźniejszy, bo zaprzeczenia wzmagają jego psychozę. Zdrowy psychicznie człowiek zaczyna wątpić w siebie i swoje zdrowe zmysły, gdy zaczyna mu się wmawiać nieprawdę, schizofrenik jeszcze mocnej, gdy mu się zaprzeczy, zbija się w ziemię i zaczyna cała kampanię oszczerstw, zastraszania oraz nękania.

Jeśli ofiara schizofrenika nie dostanie odpowiedniej pomocy i jest poddana „leczeniu”, traci pamięć, bo schizofrenik atakuje właśnie prawdziwe wspomnienia, które nazywa urojeniami. Na miejsce prawdy z kolei zmawiane są ofierze schizofrenika wszystkie jego urojenia i ofiara zaczyna cierpieć na syndrom sztokholmski, którego elementem są fałszywe wspomnienia.

Za pomocą syndromu sztokholmskiego można zabić. Ofiara schizofrenika zostaje zastraszona nie nie tylko przez schizofrenika i jego stałych „enablerów”, ale także przez swoje środowisko. Podporządkowuje się swojemu prześladowcy i posłusznie popełnia samobójstwo. Na całe szczęście jest sposób, żeby uniknąć zabicia się. w momencie, gdy zorientujemy się, z kim mamy do czynienia, należy terroryście przeszkadzać, znaleźć siłę, żeby do jego komend wrzucać własne interpretacje i dodawać klauzule – czyli na przykład na komendę, że ktoś ma się zabić, wrzucamy własny dodatek, na przykład – ale tylko wtedy, gdy na niebie jest niebieski księżyc. Trzeba znaleźć siłę, żeby dyskutować ze schizofrenikiem i mówić mu, że przecież nie chce zabić nikogo, bo wtedy byłby złym człowiekiem, gdyby kogoś zabił. Trzeba szybko myśleć i działać. Wyjaśniać wszystkim, co się dzieje i przede wszystkim alarmować Policję i domagać się, żeby zaczęli się tym zajmować biegli – przede wszystkim biegły kryminolog, który wie najwięcej na temat tego rodzaju przestępstw.

Ten schemat zaszczucia przez schizofrenika bezlitośnie wykorzystuje Kościół Rzymsko-Katolicki. Za poprawianie durnej katechetki sama zostałam prze te bydlęta skazana na śmierć. Usłyszałam, że groźbą, że zakonnica „powie o mnie świętym i że po tym, gdy oni z kimś porozmawiają, ta osoba się zabija”. Od tamtej chwili mam problemy z Nowakami, którzy nękają mnie w każdym środowisku, zaszczuli moich rodziców i mnie, dorwali się też do moich siostrzenic oraz siostrzeńca.

Brat schizofreniczki Barbary był groźnym gwałcicielem wykorzystywanym również przez Kościół. WIem o tym, bo katechetka z Opus Dei rownież zagroziła mi dyscyplinującym gwałtem, który jak najbardziej miał miejsce Wujek chorej psychicznie Renaty szczęśliwie już zdechł na serce, z tego co mi powiedziano. Nie zamierzam nosić po nim żałoby.

Najzdolniejsze dzieci są bardzo często zaszczuwane przez takie kościelne suki jak ta wredna czarownica, która uczyła mnie religii. Kolega mojego siostrzeńca nie miał tyle szczęścia, co ja i nie starał się, gdy był poddawany terrorowi, przeciwstawiać się i sabotować programowanie przez zjeba z Opus Dei. Miał każdą pomoc, tak psychiatry i psychologa, ale i tak wymknął się z domu i skoczył z dachu wysokiego budynku. Spadł na głowę, tak jak mu kazali.

Samobójcy-zamachowcy to dla kryminologa nie jest mit. Każdą osobę, można w tej sposób zniszczyć i sprawić, żeby się zabiła. Ja miała to szczęście, że już w dzieciństwie przeszłam przeszkolenie, jak się opierać takiemu terrorowi, ale i tak mam za sobą trzy próby by samobójcze – na całe szczęście wycofywałam się w ostatniej chwili.

Cierpię na zdiagnozowany syndrom sztokholmski, co oznacza, że chwilami jestem niepoczytalna. Czasem robię rzeczy narzucone mi przez Opus Dei i zdarzyło mi się opowiadać bzdury, które narzucili mi moi prześladowcy. Nie można złego słowa powiedzieć o moich rodzicach, siostrze, czy jej dzieciach. Nigdy nie potwierdzę, że cokolwiek zawdzięczam Nowakom. Ani jedno słów z tego, co mówi ta schizofreniczną rodzina nie jest prawdą. Kieruje nimi kler, zadając naprowadzające pytania. Zawsze w takich sytuacjach zakłada się, że to osoby zdrowe wykorzystuje chore, co potwierdziły moje rozmowy z Nyczem. nawet znając prawdę upiera się ciągnąć swoją grę. Nie był nigdy przyjacielem mojego taty. Nigdy nie był kimś, z kim przyjaźniła się moja mama. Nachodził ją, żeby ją terroryzować. Podobnie jak Ryszard. Obaj są powodem, dlaczego kupiłyśmy sobie dużego psa. Pies był duży, prowadzony jako obronny. Są osoby, które go widziały w czasie jednego z konwentów jako bardzo małego szczeniaka, ale potem urósł. Widziały do też moje koleżanki z pracy, bo kiedy nie miałam czasu, go wyprowadzić w środku dnia, dostałam pozwolenia zabrania go na dyżur. Był łagodny i słodki, o ile ktoś nie chciał mnie zaatakować i bardzo zadowolony, że mógł odwiedzić moje miejsce pracy. Wiele lat wcześniej obronił mnie przed wariatem, który chciał się wedrzeć do mojego mieszkania i który zapowiadał, że po zgwałceniu mnie i zabiciu, zamieszka u mnie. Bo tak, bo to mieszkanie powinno być jego. Zgłosiłam zajście Policji i cała sprawa została dokładnie wyjaśniona. Nikt mnie za to nie ukarał.

Czasem schizofrenik może sprawić, że rodzina ofiary staje po jego stronie, szczególnie jeśli chodzi o małżeństwo z kimś, kto przedstawia się jako bogacz i szlachcic, chociaż nim nie jest. To nie jest mój przypadek, tylko mojego taty, który z tego powodu prysnął z Francji.

Ratujcie się przed schizofrenikami oraz terrorystami z Kościoła. Nie dajcie się zastraszyć, pyskujcie do końca, modyfikujcie komendy prześladowców i szukajcie pomocy. Możecie nie mieć siły, ale wysyłajcie emaile, tłumaczące wszystkim jaka jest prawda. Policja pomaga w takiej sytuacji i dyscyplinuje równe osoby na przykład pracodawców, czy kolegów, którzy zaczynają wierzyć w urojenia schizofreników oraz celowe kłamstwa kleru.

Schizofrenik Ryszard, który postanowił spełnić pragnienia „obrażonej” przeze mnie katechetki, więc zniszczył mi życie, próbując zmusić mnie do pójścia do klasztoru, ma wiele ofiar na swoim sumieniu. Posługuje się między innymi ludźmi z pracy swoich ofiar i wybiera dokładnie osoby, które szczuje na obiekty swojej obsesji (oraz obsesji innych schizofreników). Te osoby, które pomagają mu w zaszczuwaniu ludzi, których nie lubi „obrażony”, stają się od razu też kozłami ofiarnymi, bo to oni łamią prawo pracy, terroryzując koleżankę lub kolegę tylko na podstawie przypadkowych osób spoza ich organizacji. Nie jest przypadkiem, że wśród ludzi, którymi się posłużył, byli metale, ktoś z tatuażami, rudzielec czy rozwódka.

Moja dawna katechetka jest osobą bardzo ciężko chorą na schizofrenię. Niestety od dziecka ma status kogoś „świętego” w kościele, bo „widzi anioły”. (Ja akurat w schizofrenikach widzę same diabły, ale to osobna sprawa.) W momencie, gdy się sprzeciwiłam jej naukom, które technicznie są herezją, ta osoba – przyzwyczajona do tego, że wszyscy się jej się podlizują i spełniają wszelkie zachcianki – przyczepiła się mnie i mojej rodziny. Zaczęła cierpieć na bardzo silne urojenia i zaczęła mnie przypisywać rzeczy, które zaczęła wygadywać o moich rodzicach. Wedle jej słów, moja matka i ja miałybyśmy się kurwić i być pozbawionymi edukacji tępakami. A mój tata miał być gangsterem. Nic z tego, co stanowi treść jej urojeń nigdy nie było prawdą. Nie zwracałam się do niej o pomoc. Nie mówiłam nic złego o moich rodzicach. Mam pecha, że ta schizofreniczka ma za sobą cały Kościół, Nycza (który dzięki jej wsparciu robi karierę – więc jeśli pojawi się na najbliższym konwencie w Łodzi to pewnie jako kardynał) oraz co najważniejsze cała pierdoloną rodzinę Ryszarda i Barbary. Ci schizofrenicy narobili sobie tyle wiecznie głodnych dzieci, że aż żal na tych żebraków patrzeć. Jedna z tej gromadki, mała blondynka, jak najbardziej schizofreniczka, podaje się za Yennefer, którą zna Andrzej. Jest to bzdura, tak samo jak bzdurą jest, że Yennefer, którą ma chronić cały fandom, to siostra Rafała. Niestety pętają się po konwentach schizofrenicy tabunami, szczególnie w Warszawie, i opowiadają o mnie i o Andrzeju bzdury. Takie same bzdury opowiadają o Adamie, Ani, czy Łukaszu. Całym swoim gangiem zaszczuli wiele osób i wpłynęli na opinię publiczną w fandomie, ograniczają się do Warszawy, bo nie stać ich na wyjazdy, żeby wziąć udział w konwentach w innych miastach. Bieda z nich jest straszna i cały czas próbują wyłudzić lub ukraść jakieś pieniądze.

Ochrona dla Yennefer, o którą prosił Andrzej, to – muszę to powiedzieć wprost – ochrona dla mnie, właśnie ze względu na moje problemy ze schizofrenikami, które ciągną się od dzieciństwa. Szkoda, że Nycz – który udaje fana fantastyki – postanowił zrobić przyjemność schizofrenikom i wybrał Kościół w tym sporze. To odnosi się także do Avangardy. Ludzie z fandomu muszą zdać sobie sprawę, że w Warszawie trwa proces niszczenia środowiska fanów fantastyki i metali właśnie przez tych schizofreników z Opus Dei, bez których nikt w Kościele podobno obecnie nie awansuje. Przesłuchajcie ich dobrze, to są ludzie, którzy bredzą o satanizmie w „Harrym Potterze” i zabraniają grać w Pokemony czy bawić się Hello Kitty. Oni nigdy nie powinni byli decydować, komu wolno brać udział w konwentach i kto może wygłaszać prelekcje. To oni są ludźmi, przed którymi powinniście chronić Yennefer, a nie pomagać im ją zaszczuć. Niestety schizofreniczki takie jak córka Ryszarda (mała blondynka) zawsze bedą podawać się za osoby, którym zazdroszczą, a przypisywać im cechy, których się wstydzą.

Powtórzę jeszcze raz – w Warszawie nie ma żadnych konwentów. I – chociaż mi to obiecywano – nie widzę, żeby cokolwiek w klubie się poprawiło. Znowu więc muszę ogłosić bojkot tego klubu i tym razem o tym nie zapomnę. Niech warszawski klub sobie wygrania z konwentu Nowaków, a nie Małgorzatę Wieczorek, córką Mariana i Heleny z domu Kurzępy. Nie nazywam się z domu Nowak, moje nazwisko Wieczorek jest moim nazwiskiem panieńskim, wypraszam sobie takie pomówienia!!!

Mam nadzieję, że ten blog pomoże także innych ofiarom zaszczucia przez Opus Dei i będą wiedziały, co robić i jak się bronić. Niestety psychoterapeuci i psychiatrzy bardzo często nie orientują się, że mają do czynienia z syndromem sztokholmskim, szczególnie jeśli prześladowca schizofrenik zaczyna pełnić funkcję głównego informatora lekarza (co akurat jest niezgodne z podręcznikiem diagnostyki, bo nie wolno słuchać nikogo poza pacjentem, ale cóż, wiele osób woli chodzić na skróty i przygarnąć łapóweczkę, szczególnie za jakieś niegodne z zasadami sztuki „konsultacje” poza gabinetem). Ale podejrzewam, że zaszczucie przez schizofreników jest największą przyczyną samobójstw, szczególnie wśród dzieci. to nie rodzice są winni w takich przypadkach.

A łapówka (tak jak i seks – a schizofrenik nawet nawiąże romans, jeśli chce kogoś urobić) zmienia chemię mózgu tak dokładnie, że ludzie przestają być wiarygodni, ponieważ patrzą na sprawy w zupełnie inny sposób, często przesuwa się ogląd sprawynawet o sto osiemdziesiąt stopni.

Dlatego z łapówkarstwem się walczy.

Bravera

Jak już większość moich czytelników wie, mam na karku nękających mnie od dzieciństwa fanatyków z Opus Dei, którzy rzucili się na mnie, żeby się na mnie zemścić na to, że ich znajoma i członkini tej sekty została pozbawiona możliwości nauczania religii. Celem tej sekty jest doprowadzenie do tego, żebym „przepraszała Chrystusa” pod knutem owej obrażonej zakonnicy w jej klasztorze.

E ramach doprowadzenia do tego zaczęto metodyczne niszczenie całej mojej rodziny pod dyktando „świętych” schizofreników. Osoby, które mają dla Opus Dei status „świętych” (co moim zdaniem jest herezją, jeśli się popatrzy na to, co jest oficjalnym nauczaniem Kościoła), orzekły, że moja mama jest kurwą, a tata gangsterem. Rozpoczęło się piekło ciągłych donosów i zaszczuwania. Ja też miałam być przestępczynią i zawodową prostytutką, której ta sekta cały czas rzucała i rzuca kłody pod nogi, żeby tylko uniemożliwić mi sukcesy w życiu, założenie rodziny i żeby wymusić na mnie wstąpienie do klasztoru. Odpowiadająca za to schizofreniczka – jak się dowiedziałam z różnych rozmów prywatnie nielegalna biologiczna córka Nycza, co nie przeszkadza mu z nią sypiać – ze wszystkich sił próbuje doprowadzić do takiego zakończenia mojej historii, bo cały czas ma nadzieję, że przejęcie wszystkiego, co posiadam. W jej rozumieniu oczywiste jest, że zostanie za swoją „opiekę” nagrodzona moim majątkiem i zacznę jej służyć. Oczywiście rozmawiałam ze schizofreniczką, więc tak naprawdę nie dam głowy sobie uciąć za to, że jest w rzeczywistości córką Nycza. Wiadomo tylko na pewno, że jest córką równie schizofrenicznej Barbary, która nigdyś się wdarła na przyjęcie zaręczynowe, które urządzili dla nas rodzicie Piotra. Obie się przechwalały również swoim stażem w burdelu.

Więc, nie. Wbrew temu, co wmawiał mi Nycz, próbując zagonić do klasztoru nie jestem kurwą. Miałam kogoś, z kim chciałam spędzić całe życie, jestem osobą, którą wiele osób uważa za najinteligentniejszą i najzdolniejszą, jakie kiedykolwiek spotkali, ale oczywiście nie przeszkadzało to Opus Dei zrobić ze mnie w oczach wielu osób kurwę, którą mogą pomiatać i zaszczuwać. Nie zarobią na mnie ani grosza. Jedyne, co ode mnie dostali, to obiad w taniej jadłodajni, gdy się zlitowałam nad żebrzącymi „dziećmi Nycza”.

W odróżnieniu od rodziny Barbary i Ryszarda nie jestem kimś z półświatka. Nie jestem kimś, kim można pomiatać. Nycz jest moim osobistym wrogiem, chociaż twierdził, że Andrzej prosił go o ochronę dla mnie. Ochrona Nycza, która polegała na niszczeniu pisarzy fantasy oraz muzyków heavy-metalowych, jest działaniem za które powinien znaleść się więzieniu. Od lat próbuje „leczyć” mnie pod dyktando schizofreników, pierze mi mózg i celowo doprowadza do syndromu sztokholmskiego, byle by tylko wyszło, że jego schizofreniczka jest bez skazy, a jej oskarżenia są prawdą. Andrzej powiedział Nyczowi, kim jestem, ale nie zastopowała to ataków. Nie dziwię się temu, bo robiąc z Renaty (tej małej blondynki) „świętą” może liczyć na awans, bo w jego Kościele awansuje się, jeśli się dowiedzie „łaski Boga”, która ujawnia się obecnością wśród znajomych biskupa jakiś „świętych”.

Przeszłam piekło z rąk tych ludzi. Nie są moimi przyjaciółmi. Nie jest dowodem na moje kurewstwo to, że kiedyś kupiłam sobie spray w rodzaju sprayu Bravera. Tak się składa, że środek pozwalający dłużej utrzymać erekcję jest czymś, czym nigdy by się nie posłużyła prostytutka, bo tym paniom zależy na skróceniu samego aktu, bo naprawdę brzydzą się swoich klientów, a także wolą obsłużyć ich szybciej i w większej liczbie. Tylko zakopanej kobiecie może zależeć na przedłużeniu stosunku.

Z tym, że jako baba podzielę się pewnym sekretem. Dziewczyny używają tego sprayu niezgodnie z przeznaczeniem jako środka, dzięki któremu, mogą nosić wysokie obcasy bez dyskomfortu, chociaż ja i bez niego potrafię wytrzymać na szpilach nawet cały dzień, jeśli mi na tym zależy.

To Nowacy i ich dzieci są kurwami, bo to charakterystyczne zajęcie nieleczących się schizofreników, którzy nie potrafią utrzymać pracy i utrzymują się z tego, co ukradną. A Nycz jest makiawelistycznych psychopatą, który dla awansu postanowił mnie zniszczyć.

Więc nie, nie będę „przepraszać Chrystusa”, służąc tym wariatom, którzy sobie wymyślili, że zrobią ze mnie swoją niewolnicę. Wręcz przeciwnie, będę bluźnić i robić te wszystkie rzeczy, które są podobno zabronione. W tym wrócę do sportu i metalu, chociażbym miała startować już tylko jako weteran po sześdziesiątce. Kupiłam sobie dietę pudełkową i to tylko kwestia czasu, aż znowu stanę na nogi jako sportowiec.

Psychopacie Nyczowi wiele razy moi przyjaciele tłumaczyli, kto jest kim, więc nie wierzcie mu, że „się pomylił” i że „będzie przepraszał”. Ani razu nikogo nie przeprosił. Nie przeprosił Ani. Łukasza też nie. Adama również nie przeprosił.

Avangarda od lat nie ma prezesa, za to rządzą konwentami ludzie związani z Opus Dei i od „świętych” schizofreników, którzy nic o mnie nie wiedzą, za to kierują się zawiścią, są czerpane informacje o mnie i o moich przyjaciołach.

Jeśli chodzi o mnie, to ja wysiadam z tej karuzeli. I powtarzam – w Warszawie nie ma żadnego klubu. Więc nie spodziewajcie się, że mnie znajdziecie w czasie jakiegokolwiek warszawskiego konwentu. I nie ma znaczenia, co Avangarda będzie robiła później. Ten wyrok nie zostanie nigdy cofnięty.