Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Pseudo Varg

W ramach wyjaśniania i debunkowania kłamstw różnych imbecyli muszę coś jeszcze napisać. Jak już wspomniałam, w latach dziewięćdziesiątych poznałam Christiana. Spotykaliśmy się przez jakiś czas. Jego ojciec, bogaty biznesmen, posiadał również mieszkanie w Warszawie, zresztą bardzo piękne, więc dla Christiana nie było problemem wpadać do Polski. Po śmierci Borna jest to obecnie mieszkanie Christiana. Odziedziczył wszystko.

Mojej matce mówiłam wtedy, że z nim się spotykam. Metale wiedzą, jaką ksywkę ma Christian V., nawet jeśli jej już nie używa, więc nie muszę pisać. Prześladujący mnie Rafał, który sobie ubzdurał, że mnie zmusi do ślubu, gdy usłyszał, że znam Varga i się z nim spotykam, natychmiast podchwycił i wmówił wszystkim, że to właśnie on, że on ma ksywkę Varg, a „Krystian” to jego przyjaciel. Podejrzewam, że moja matka dlatego tak popłynęła i zachowywała się jak osoba chora psychicznie, bo jej się zgodziło wszystko i uwierzyła w kłamstwa imbecyla oraz zawodowego oszusta. Nie powinno nic jej się zgodzić wtedy, powinna była więcej ze mną rozmawiać i weryfikować kłamstwa tej szajki, a nie zadowalać się – nazwijmy to po imieniu – plotami obcych ludzi, którymi się napawała za moimi plecami.

No ale niestety, co ja poradzę – Rafał to jest Pseudo Varg i nigdy nie chciałam mieć z nim lub jego rodziną cokolwiek wspólnego. Ten imbecyl udaje, że wszystkich zna i że jesteśmy razem. To jakaś głupia taktyka mszczenia się na mnie za to, że go nigdy nie chciałam. W życiu nie spędziłam z nim jakiś Świąt, nigdy nie byliśmy razem. Na żadnej randce. Nie zamierzam się z nim umawiać. Nie zmusi mnie, zaszczuwając w ten sposób do potwierdzania jego kłamstw czy wyjścia za niego, żeby mógł leżeć brzuchem do góry i udawać kogoś z wyższych sfer. A nawet usłyszałam żądania, że mam pisać, a on będzie wydawał i udawał pisarza, tylko mam mu przygotować, co mam mówić.

To jest jakaś chora intryga imbecyli związanych z Kościołem. Nie łączcie mnie z tym człowiekiem! Zajebcie go, gdy tylko go zobaczycie! Najgorszy człowiek, jakiego kiedykolwiek poznałam!

Pranie mózgu

Miałam nieprzyjemność spotkać specjalistę od prania mózgu z Opus Dei. Jak każda sekta także ci ludzie posługują się przemocą psychiczną i nielegalnymi metodami, żeby się wzbogacić lub podporządkować sobie ludzi. Jak sama usłyszałam „nie pozwalają na ateizm”.

Pozwólcie, że dokładniej opisze ich psychikę i metody działania. Przede wszystkim kierują się własnym zdaniem co do tego kto „zasługuje” na jakieś „zaszczyty” czy szczęście w życiu. Ja nie „zasługiwałam” na to, żeby być sportsmenką, więc mi to „odebrali” zniechęcając do sportu czy okłamując moich rodziców na temat tego, co się działo na lodowisku. Podobnie jest z innymi rzeczami. „Nie zasługuję” na żeby pisać, więc szuje rozpowiadały, że ukradłam im jakieś opowiadanie i zgodnie z tym, co mi powiedziały, doprowadziły swoimi kłamstwami do usunięcia nominacji zajdlowskich moich opowiadań (chociaż mam nadzieję, że w tej kwestii kłamały).

Podobnie „nie zasługiwałam” na posiadanie bogatych, troszczących się o mnie znajomych lub krewnych, więc sekciarze swoimi kłamstwami i intrygami doprowadzili do tego, że nie mam z nimi kontaktu, za to obce osoby, podszywające się pod moją rodzinę – z tego co słyszałam – bez najmniejszego problemu ciągną od tych ludzi kasę. Zaznaczę, w życiu nie dostałam z tych pieniędzy ani grosza, za to pindy z Gdańska szczycą się tym, że są „z wyższej klasy społecznej, bo znają xyz”.

Sekciarze uważają, że uda im się zmusić mnie do podporządkowania się grupie, jak w pewnym eksperymencie, w czasie którego uczestnikom wmawiano, że krótsze linie są dłuższe od tych rzeczywiście dłuższych. Podporządkowałam się im na tyle, że zaczęłam bać się mówić prawdę o moich wierzeniach i kim jestem. Ludzie boją się w Polsce mówić o swoim braku wiary.

Tak samo jak nie zasługiwałam na bycie sportsmenką, tak samo nie zasługiwałam na posiadanie krewnych z zagranicy. Więc sekta rzuciła się robić mi pranie mózgu i stosować przemoc fizyczną. Jedną z zasad ładu społecznego jest, że traktujemy innych ludzi grzecznie i łagodnie. Ma to sens, ponieważ z ludzką psychiką poddaną terrorowi dzieją się straszne rzeczy. Nie wszyscy pewnie zdają sobie sprawę z efektów eksperymentu, w czasie którego uczestnikom wmawiano, że krótsze linie są dłuższe od tych rzeczywiście dłuższych. Po kłotniach z eksperymentatorami ludzie faktycznie zaczęli mieć urojenia, że jest tak, jak im wmawiano. To efekt terroru i na podobnych sztuczkach opiera się pranie mózgu. Wymaga traumy, bicia i zastraszenia. Są w tym dobrzy. Rafał mnie regularnie tłukł po głowie, napisałam też już wcześniej o próbach gwałtu i gwałcie oralnym, poprzedzonym zastraszeniem i duszeniem. Po wywołaniu amnezji, wmawiali mi rzeczy, w które chcieli, żebym wierzyła, ale nie udało im się zmienić mnie w kogoś, kto kochałby Rafała i kłamał oskarżając o gwałt niewinnego człowieka.

Ci terroryści uważają, że terrorem zmieniając postrzeganie człowieka „dochodzą do prawdy” i w momencie, kiedy straciłam pamięć, potwierdziły się urojenia mojej byłej katechetki. I że nie jestem kimś, kto ma szlacheckie korzenie. Ułatwiło im to, że mój pradziadek zmienił nazwisko i przyjął nazwisko żony, żeby jej sprawić przyjemność, bo nie chciała zagranicznego nazwiska. Pradziadka bawiło, że go biorą za Polaka, spędził tyle czasu w Polsce jako dziecko, że nauczył się języka bez akcentu. Lingwiści wiedzą o tym, że dziecko jest w stanie nauczyć się prawidłowego akcentu zanim zacznie dorastać, to naprawdę nie są geny, jak wydaje się ignorantom z Opus Dei.

Najzabawniejsze – lub najbardziej przerażające – jest, że ci imbecyle, kierując się jakimiś skrawkami informacji stworzyli jakiś alternatywny obraz mojej rodziny i mój, który mi wmówili już, gdy byłam dzieckiem. W czasie wojny mój tata był we francuskim ruchu oporu i jako zadanie miał pracę w różnych miejscach – także w fabryce – bo zajmował się sabotażem produkcji, która miała służyć niemieckiej armii. Nie wiem, jak z tego te tuzy anty-umysłu zrobiły jakiegoś robotnika niewykwalifikowanego i pracę w kopalni.

Ryszard jest specjalistą tej sekty od prania mózgu i naprawdę trzeba przed nim i jego metodami ostrzegać ludzi. Usłyszałam od niego „że już jesteś inna, już zgodzisz się wyjść za Rafała, bo to twój mąż, bo nic innego nie zasługujesz”. Więc nie palancie, niedoczekanie. Mam nadzieję, że końcu za to wylądujesz, zbóju, w więzieniu. Nadal zasługuję na wiele więcej i nadal mam o wiele lepsze perspektywy. Nadal są ludzie, którzy chcą ze mną nagrać płyty. Nadal jestem metalem.

I gówno mnie obchodzi, że chcesz swojemu krewnemu zapewnić dostatnie życie moim kosztem. Masz zdechnąć przestępco.

Apokalipsa

Nie wiem dokładnie dlaczego, ale wielu chrześcijan utożsamia Bestię z Apokalipsy z heavy-metalem. Zachowuje się tak pewien lokalny Biskup (wierząc pewnie chorej psychicznie zakonnicy). Byłam uczona na religii o szkodliwości metalu i rocka. Ale postanowiłam się nie posłuchać, tym bardziej, że mój tata wykpił pomysły, że jakakolwiek muzyka miałaby być zła. Moja mama też była takiego zdania.

Jakiś czas temu skonfrontowałam Biskupa – sam domagał się rozmowy ze mną – z prawdą. Dowiedziałam się wtedy wielu interesujących faktów. Przede wszystkim sam hierarcha brał udział w zaszczuciu mnie, wierząc szczerze we wszystkie urojenia mojej katechetki i Rafała z rodziną. I nie ma znaczenia, że do siebie nie pasujemy z Rafałem – „mam się dostosować”. Byłam zastraszana i „nawracana” przemocą, żeby mnie zmusić do dopasowania się do chorych wizji tych ludzi.

Wiedział o tym, że Rafał ukradł mój zaręczynowy pierścionek, który dostałam od Christiana. Co więcej zapewnił imbecyla, że na pewno kupiłam czy dostałam ten pierścionek, tylko po to, żeby Rafał mógł mi go dać od siebie na zaręczyny z nim. Podobnie Rafał podchodzi do wszystkiego. Usłyszałam na przykład, że spłaci za mnie raty, ale mam mu dać najpierw wszystkie swoje pieniądze. To on wtedy spłaci. Uważa, że znalazł sobie jakąś dojną krowę, którą po zmuszeniu do małżeństwa, będzie mógł już wydoić do końca i odziedziczyć wszystko. Stopień debilizmu tej sytuacji sprawia, że chce się usiąść i płakać. Rozmawiałam z Rafałem, tylko po to, aby się zorientować, kim jest. W życiu nie byliśmy zaręczeni, imbecyle nie będą decydować o moim życiu.

Interesujące jest, że ludzie Kościoła jak ten Biskup mają czelność uważać, że jeśli sądzą, że kogoś nie lubią i dojdą do wniosku, że ktoś niesłusznie jest „nagradzany” przez innych ludzi, to moją prawo sankcjonować kradzieże i zaszczucie, żeby wyrównać w taki sposób coś, co nazywają niesprawiedliwością, bo tylko jego pupilki powinny mieć szczęście w życiu. Zrobię wszystko, żeby się przed tym załganym skurwielem obronić.

Stopień zaangażowania Biskupa w tę aferę jest przerażający. Od zawsze uważa, że mam się „dostosować” i wyjść za Rafała, bo on tak chce. Jak najbardziej popierał niszczenie mi życia, utrudnianie studiowania, napady na mnie w pracy. Uważa, że „jestem nikim” i „powinnam być zachwycona” tym, że Rafał mnie chce. Chyba nie wierzy, że potrafię pisać. I uważa, że prowadzenie bloga nie wystarczy, żeby się przed nim ochronić i że nie wystarczy informowanie ludzi o mojej krzywdzie.

Jeżeli o mnie chodzi, to Kościół Rzymsko-Katolicki jest wielogłową Bestią i bluźnierstwem wychodzącym z morza. I mam nadzieję, że zdechnie wkrótce i podobnie jak w Norwegii w Polsce oficjalne spisy wykażą, że nasze społeczeństwo składa się z ponad 90% ateistów. Jedyne, co mogę zrobić na razie, to zarąbywać kler, jak i durniów, którzy sami nie wierząc, całują im tyłki, chodząc do Kościoła po ładne ceremonie, normalizując przemoc wobec mnie i moich bliskich.

Jestem ateistką i poganką praktycznie od zawsze, a przynajmniej od momentu poznania katechetki z Opus Dei. Co mogę więcej powiedzieć, zostało już tylko jedno – Rzymianie wynocha do Rzymu. W Polsce rządzą Polanie, a nie przedstawiciele Rzymu.

Chytrusy

Miałam szczęście urodzić się w fajnej rodzinie, która umożliwiła mi wiele rzeczy. Edukację, sport, swobodę intelektualną. Powinnam mieć życie usłanie płatkami róż, jak moja francuska babcia śpiewaczka. Szkoda tylko, że zdemoralizowane suki z Opus Dei (a raczej pewnego gangu, podszywającego się pod Kościół – aczkolwiek szczerze mówiąc, nie podejmuję się powiedzieć, gdzie kończy się gang, a zaczyna Kościół, dla mnie to wszystko oszuści) zrobiły wszystko, żeby mi to odebrać.

Emma organizowała w sali mojej podstawówki prywatny kurs angielskiego i udało mi się samodzielnie nadrobić nieposiadanie jakiejkolwiek znajomości angielskiego w taki sposób z książki, że przyjęła mnie do swojej grupy. Nejtiwi nie chcą uczyć od zera. i tak było w jej przypadku. Jeśli mam dobry akcent, to jest całkowicie jej zasługa. Dawno już nie żyje, zmarła, gdy jeszcze byłam w podstawówce, ale pamiętam, że opowiadała, że została w Polsce dla długowłosego chłopca, w którym się zakochała. Nie mogłam odwiedzić jej w szpitalu, ale prosiłam koleżanki, żeby ją ode mnie uściskały i powiedziały, że wiem, że będę jej zawdzięczać w życiu wszystko.

Trenowałam też sport. Pływanie i jazdę figurową na lodzie. Nie podobało się to imbecylom z Opus Dei, więc nakręcili spiralę oszczerstw, według której byłam demoralizowana na lodowisku. Rodzice zgłupieli na tyle, wierząc w te kłamstwa, że dostałam szlaban na sport. A w każdym razie tak to pamiętam.

Prześladujące mnie osoby z Gdańska, o których już pisałam, kręciły się w okolicach mojej podstawówki razem z krewniakami z Warszawy. Byłam przez nich bita i wyzywana. Oficjalna ich wersja jest taka, że tak bardzo mnie nie lubią, że nie wierzą w to, że kiedykolwiek cokolwiek potrafiłam. Słyszałam więc od tych zdemoralizowanych jednostek, że jestem kurwą i że „znają prawdziwą pływaczkę, która jest ich przyjaciółką”. Tak samo było w przypadku łyżew. Też podlegałam bullyingowi, który polegał na tym, że zadręczały mnie, odmawiając prawa do bycia sobą i wmawiając otoczeniu, że jestem oszustką. To są metody działania tych ludzi z Gdańska, ojca Rafała i samego Rafała.

Możliwe, że ta rodzina jest tak głupia, że te osoby nie panują nad swoimi projekcjami, ale w to szczerze wątpię.

W czasie studiów spotykałam się z interesującymi ludźmi, ale nie będę tutaj ich wszystkich wymieniać. Osoby z Gdańska wraz z chorą psychicznie zakonnicą i swoimi krewnymi z Warszawy znalazły mnie na Uniwersytecie i zaczęło się znów to samo. Miałam tym razem nie być studentką i podlegałam szykanom, które miały pozbawić mnie możliwości uczestniczenia w zajęciach. Poznałam wtedy też mojego krewnego Christiana (jak najbardziej Norwega pomimo matki Amerykanki) i jego ojca Bjorna. Z powodu pokrewieństwa Bjorn uznał, że musi się mną opiekować jak swoją córką, bo powinnam żyć na odpowiednim poziomie. Nie wiem, jak to się dzieje, że imbecyle z Gdańska mają czelność z jednej strony podawać się za moich krewnych, a z drugiej twierdzić, że nie jestem osobą, za którą się podaję. Chyba nikt tego nie rozumie. W wyniku ich kłamstw przejęli pieniądze, za które Bjorn chciał mi kupić mieszkanie. Oficjalna wersja tych złamasów jest, że wzięli je dla „prawdziwej krewnej Bjorna, bo ty nią nie jesteś”. Podobnie było z pieniędzmi na operację mojej mamy – niestety po nieudanej pierwszej próbie wszczepienia soczewek NFZ nie oferuje nic więcej i potrzeba powtarzać prywatnie. Wydaje się to wprost nieprawdopodobne, ale oszust Ryszard dokonał tego bezczelnie podając się za mojego „opiekuna prawnego” czy wręcz „zastępczego ojca”, nawet nazywając mnie swoją pasierbicą. Boleśnie atakowana, nie byłam w stanie przebić się z prawdą. Parę razy mnie o mało nie zabili swoimi kłamstwami.

Dowiedziałam się, że Ryszard za pieniądze ukradzione Bjornowi kupił swoim córkom mieszkania w Gdańsku. Umeblowały się zaś za pieniądze ze sprzedaży mieszkania przejętego na podstawie sfałszowanego testamentu. Imbecyle z Gdańska moją pomysł, że zmuszą mnie do małżeństwa ze swoim krewnym z Warszawy, który wszystko odziedziczy. Albo dla odmiany ja pójdę do klasztoru, a im zostawię swój majątek. Straszakiem na mnie było, że mogą mnie zastraszyć i zaszczuć na śmierć i że jest to jedyny sposób, żebym przeżyła. Mówili mi też dużo o swoich metodach działania, bo chcieli zmusić mnie do współpracy. Ale się nie dam zastraszyć.

Absolutnie nie wierzę w to, że nie wiedzą kim jestem i że uważają mnie z fałszywą krewną Bjorna. Sądzę za to, że są zawodowymi oszustkami i kurwami. Wszystko na to wskazuje. Ukradzione pieniądze, ukradzione ubrania, podawanie się za osoby, którymi nie są, wszystkie piętrowe intrygi.

Mam nadzieję, że odpowiedzą w końcu za zniszczenie mi życia.

Szkoda tylko, że kilka osób spoza grona imbecyli z Opus Dei zbyt ambitnie przyłączyło się do prób zaszczucia mnie.

Gen Ragnara

Muszę poprawić jeden z poprzednich wpisów.

Ragnar Lodbrok jest przodkiem Christiana V. – nie moim – i po nim gość odziedziczył „gen Ragnara”, przed którym ostrzegani są wszyscy mężczyźni z jego rodziny (i kobiety, które się z nimi spotykają). Najwyraźniej siedzi na chromosomie Y i sprawia, że każdy facet z tej rodziny w odpowiednich – lub raczej nieodopowiednich – okolicznościach zamienia się w berserkera, nad którym kontrolę przejmuje pień mózgu i zaczyna walczyć na śmierć i życie. Żadna kobieta nigdy nie została zaatakowana, bo podobne wybuchy wściekłości dotyczyły zawsze walki o kobietę.(1)

Moim przodkiem z epoki wikingów, o którym opowiadał mi tata, jest Harald Pięknowłosy, król Norwegii. Siostra mojego prapradziadka wyszła za przodka Christiana (chociaż była ostrzegana o genie Ragnara). Ludzie z mojej linii genetycznej byli zawsze roztropni i potrafili opanować impulsy wypływające z archaicznej „gadziej” części mózgu. Chociaż też nie należy nas lekceważyć, bo – jeśli trzeba – gryziemy mocno. A sam Harald Pięknowłosy wycofał się z afery, jaką była napaść na Anglię na czas i uważał Ragnara za wariata. Bo wiecie – Norwedzy są tymi spokojnymi, a wszystkiemu zawsze są winni Duńczycy. Tak mnie uczył tata i dziadek.

Zabawne jest, że mój ojciec uważał się za Norwega i Francuza, który mieszka w Polsce tylko dlatego, że moja matka nie chciała mieszkać we Francji, nie mówiąc już o Norwegii. Nie miała talentów lingwistycznych i nie odnalazłaby się w żadnym z tych państw. Dodatkowo mój pradziadek jej nie polubił. Moja prababcia ze strony ojca była Polką, ale to z kolei nie przeszkadzało mojemu dziadkowi uważać się za pełnokrwistego Norwega – szlachta jakoś tak zawsze miała, że mariaże z zagranicznymi pannami nie wpływały na narodowość dzieci. Dopiero mój ojciec był „mieszańcem”, bo jego matka Francuzka odcisnęła swoje piętno.

Tata przyjechał do Polski studiować, bo taką miał fantazję.

⛧⛧⛧

(1) Jedyne, co mogę zalecać w podobnych przypadkach, to praca z psychologiem i rozpoznawanie sytuacji, które są mechanizmami spustowymi, unikanie ich. A także panowania nad furią – chociaż tego najlepiej uczyć się, kiedy jest się szczylem, a nie zgadzać się na przeniesienie do innej amerykańskiej szkoły po walce na pięści o laskę.

Wiedźmin

Nieprawdą jest, że kiedykolwiek podawałam się za współautorkę Wiedźmina – podejrzewam, że są to bzdury rozsiewane przez prześladujące mnie wariatki z Gdańska(1), które – oczywiście – nigdy nie były moimi przyjaciółkami, więc nic o mnie nie wiedzą, ani tym bardziej nie mogłam żadnej z nich ukraść tekstu. Nie wiem, jak w ogóle ktoś mógłby tak pomyśleć. Ale są to bzdury, które rozsiewają o mnie od lat dziewięćdziesiątych, więc już trochę się przyzwyczaiłam. Nie mogę za to przywyknąć do coraz to nowych osób, które biorą je na serio.

Tak samo nieprawdą jest, że splagiatowałam Sapkowskiego – moje opowiadanie z wątkiem ukradzionego miecza i demonicznym lisem zostało opublikowane lata przed Sezonem burz, więc jeśli już to Andrzej popełnił plagiat. W jednym ze swoich poprzednich wpisów wyjaśniłam, skąd ta zbieżność – po prostu podzieliłam się z nim tym pomysłem.

Prawdą jest, że zawsze zachęcałam Andrzeja do pisania – od samego początku, kiedy był niczym więcej niż tylko autorem jednego opowiadania. Prosiłam go, żeby pisał. Prosiłam też kiedyś, żeby o czymś nie pisał, bo dzwoni jako ten dzban tak, że zagłuszył dzwony i dzbany kościelne (a te są wyjątkowo durne).

A i skoro już jesteśmy przy dzwonach i dzbanach kościelnych – mam nadzieję, że ktoś w końcu strzeli w łeb pewnego znanego w fandomie księdza, którego ambicją jest zmusić mnie do wyjścia za mąż za wariata. Z tego co rozumiem, sam ksiądz przeżył zawód miłosny w młodości tak wielki, że został. księdzem, gdy jego ukochana wyszła za kogoś innego. Więc teraz, nie bacząc na moje protesty, postanowił wariata ze mną związać, bo się zbyt z nim utożsamił. I nie chce, żeby wariat cierpiał. O, tu mi łezka leci. To nie jest tak, że każdy durny narcystyczny „voluntary celibate” musi dostać jak zabawkę swój obiekt obsesji, żeby dalej mógł ją traktować jak worek treningowy. Nie ma możliwości, żebym wybaczyła sprzymierzenie się z wariatami i okłamywanie moich bliskich na temat natury mojej relacji z wariatem.

Tak samo nie zamierzam wybaczyć tym ludziom, którzy wbrew moim prośbom, żeby się nie mieszali, bo lepiej wiem, kim jest spierdolony imbecyl, który mnie prześladuje od dzieciństwa, oświadczyli mi, że „nam pomogą” i radośnie rzucili się z wariatami robić mi pranie mózgu i zaszczuwać, gdy się ośmieliłam zacząć bronić i protestować. A weźcie się pierdolnijcie w łeb, zniszczyliście mi wtedy życie do reszty.

Wariat Rafał nigdy nie zostanie moim mężem.

⛧⛧⛧

(1) Wariatki z Gdańska są krewnymi wariata z Warszawy (czyli Rafała), którego matka – jeśli w ogóle wariaci powiedzieli mi prawdę – jest siostrą Ryszarda. Nikt z nich nigdy nie był ze mną spokrewniony. A Ryszard nie miał romansu z moją matką – za to był wpychany mojej rodzinie jako podobno „genialny wychowawca i psycholog”. Ryszardowi za to bardzo zależało na wmówieniu mi różnych rzeczy, które by wskazywały, że jest kimś kimś w rodzaju mojego „zastępczego ojca” lub jego najlepszym przyjacielem i może o mnie decydować. O ile wiem, dużo zyskuje na podtrzymywaniu tej fikcji, że jest związany z moją rodziną. Ten zawodowy oszust ciągnie kasę skąd się da. On, jego córki oraz Rafał są mi całkowicie obcy i zawsze byli personae non gratae. Proszę o tym pamiętać.

Blade Runner

Funkcje życiowe replikantów zanikają po czterech latach, co wygląda na dosyć nieprzemyślany model biznesowy. Taki krótki czas to trochę mało na zwrot inwestycji i nie wiem, ile osób chciałoby inwestować w genetycznie stworzonych niewolników, których trwałość jest tak ulotna. Chyba że założymy bardzo niski koszt wytworzenia replikantów. Ale szczerze mówiąc, byle pralka dłużej działa. Chyba, że krótki okres przydatności do użycia jest wymuszony przez konieczność zapobiegnięcia osiągnięciu przez replikantów świadomości, która sprawia, że buntują się i nie chcą posłusznie wypełniać roli niewolników.

Osobiście uważam, że replikanci są metaforą ludzkiego życia. Żyjemy krótko porównaniu do tego, jak długo potrafią istnieć nasze projekty, a czasem nawet nie dożywamy zakończenia etapów przygotowawczych tych projektów. Musimy liczyć na kolejne pokolenia, żeby je dokończyły, A żyjemy o wiele dłużej niż replikanci. Chociaż o wiele krócej niż inne zwierzęta, jak chociażby żółwie czy pewne meduzy, które mają o wiele więcej szczęścia od nas.

Nie dziwię się, że w czwartym, czyli ostatnim, roku życia Batty i jego koledzy uciekli przed niewolniczą pracą w koloniach na Ziemię, aby poznać swojego stwórcę i wyrównać z nim rachunki. W przeciwieństwie do nas mają stuprocentową pewność, że zostali stworzeni celowo i że mogą spotkać swoje stwórcę. Biorąc pod uwagę krótkość ich życia, musi to być dla replikanta wyjątkowo wkurzający absurd.

Niestety my też przemijamy bardzo szybko. Wiele osób z moich bliskich czy przyjaciół nie mogę już zaprosić na wódkę z colą i wyciągnąć z nich wspomnień czy poprosić o dodatkowe wyjaśnienia. Przerażające jest, że cała zgromadzona przez nich wiedza i informacje rozpłynęły się jak łzy w deszczu. I nie można już liczyć na to, że zmienią zdanie. Zostali zapisani w pamięci w tej jednej roli, z której już nigdy nie wyjdą.

Mam w głowie cała listę osób, z którymi nie zdążyłam spędzić tyle czasu, ile bym chciała. Ale to nie moja wina, tylko okoliczności, które sprawiły, że mi ten czas został ukradziony, bo zamiast cieszyć się towarzystwem cudownych ludzi, musiałam się zmagać z konsekwencjami prania mózgu zaserwowanego mi przez cudaków z Opus Dei.

Nic już na to nie poradzę.

Dziadek ułan

Jan Kurzępa

Mój dziadek ze strony matki był sierotą. Jego rodzice trafili z nim do Serbii, gdzie zmarli na tyfus. Rodzina, która zatrudniała pradziadków także zmarła w czasie tej epidemii i dziadek jako bardzo młody chłopak trafił do sierocińca. Po osiągnięciu pełnoletności wrócił do Polski z zamiarem wyjechania do Argentyny, gdzie miał wujka, ale wcześniej musiał odbyć służbę wojskową.

Sam się zgłosił do wojska i został ułanem. Opowiadał zawsze dużo o koniach i o ich różnych zwyczajach. Potrafiły, gdy jeźdźcom wydawano rozkaż „przez łeb skok”, zadzierać wysoko głowy, żeby utrudnić ludziom skok. W wojsku nauczył się zawodu, był przeszczęśliwy, bo spotkał moją babcię. Ona dla odmiany uciekła ze wsi do miasta na służbę, bo rodzina chciała wydać ją za bogatego chłopa, który był przerażającym wariatem i wiedziała, że zginie, bo ją zatłucze. Niestety, jak zwykle w takich sytuacjach tylko ona zauważyła, jakim rodzajem człowieka jest zalotnik. Zerwała całkowicie kontakty ze swoimi bliskimi. Dziadek był sierotą, ona zdecydowała, że nie ma rodziców. Tak więc oboje nie mieli żadnej rodziny, tylko siebie. Dopiero potem babcia pogodziła się ze swoją rodziną.(1) Mój dziadek wrócił do służby wojskowej przed wrześniem 1939 roku. Nie był dowódcą, był zwykłym ułanem, jeżeli w ułanach mogło być coś zwykłego. Jego oddział wpadł w pułapkę, a dowódca wydał rozkaz żołnierzom, żeby się poddali, sam zaś popełnił samobójstwo strzałem w głowę. Po części jego działanie wynikało z honoru, po części z tego, że nie chciał, żeby Niemcy wydobyli z niego informacje, jakie posiadał. A każdy torturowany w końcu mówi. Dziadek miał szczęście, że jego dowódca był inteligentny i chciał ocalić swoich ludzi przed śmiercią. Wszyscy z tego oddziału przeżyli. Mój dziadek trafił do obozu jenieckiego, a potem został przymusowym robotnikiem na wsi, co było zresztą chyba lepszą rzeczą niż siedzenie w obozie i umieranie z głodu. Nie trafił źle, miał ponownie szczęście.

Marianna Kurzępa

Uczyłam się jazdy konnej jako małe dziecko. Moja siostra też umie jeździć, chociaż może nie czuć się pewnie. Ale myślę, że tego się nie zapomina. Gdy zaczynałam studia, znajomy z UW zaciągnął mnie na Legię, na naukę jazdy konnej. Nie pamiętałam wtedy, że kiedykolwiek się uczyłam. Weszłam w kurs po kilku pierwszych spotkaniach i trafiłam na bardzo nieogarniętego trenera, który nie pozwolił przywitać mi się z koniem. Był poniedziałek i zwierzę było zirytowane bezczynnością i szczekającym psem, którego nikt nie zauważał, a powinien być wyproszony z padoku. Nikt nie powinien mnie zmuszać, żebym wsiadła na tak traktowanego konia. Zirytował się tak, że mnie zrzucił. Na całe szczęście wiedziałam, jak się zachować. Zasada jest jedna – po czymś takim trzeba przeprosić konia, bo jest zestresowany. Dostał ode mnie kostkę cukru i jabłko, przytuliłam się do jego szyi. Pozwolił mi na sobie wsiąść. Idiota trener kazał mi anglezować w rytmie zupełnie nie zgodnym z ruchem konia. Dopiero gdy konia pograłam, żeby ruszył szybciej, udało mi się z nim zgrać. Wtedy też sobie przypomniałam, że już jeździłam jako dziecko. Umiejętności zostały. Dogaduję się doskonale ze zwierzętami. Reszta kursantów nie miała już z tym koniem żadnego problemu. Dostawał łapówkę od każdego, bo podzieliłam się tym, co przyniosłam dla konia, i był zachwycony.

⛧⛧⛧

(1) Jak się potem okazało moja babcia uratowała życie, uciekając przed małżeństwem, w które chcieli ją wpakować bliscy (też pewnie świrus urobił ich, wmawiając ludziom nieprawdę, że są razem, w nadziei że wybranka się dostosuje, bo nie będzie mieć wyboru). Wiedziała, co robi odrzucając psychopatę, bo widziała jak ją traktował. Niechciany zalotnik, który w oczach wszystkich uchodził za ideał, zamordował kobietę, z którą się w końcu ożenił. Zatłukł ją gołymi pięściami i wylądował za to zabójstwo w więzieniu. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie wierzył mojej babci, kim on jest i jaki jest. Możliwe, że jej przyjaciółka by przeżyła. Podobnie jak kilka osób z mojej historii.

Biała szałwia

Nie ma chyba nic bardziej pogańskiego od białej szałwii. Używana jest przez polskich pogan chyba od stuleci. Sama też jej użyłam w latach dziewięćdziesiątych dla odkażenia mieszkania po wizycie Rafała i innych świrów z Opus Dei. Nie był to żaden chrześcijański rytuał. Nie wiem, dlaczego moja matka uparła się, że moje zdanie się dla niej nie liczy i wierzyła w jakąś urojoną wersję mojej biografii.

Uważała na przykład, że w pewnym momencie wyrzucono mnie ze studiów i tylko dzięki Ryszardowi zostałam wpisana na listę studentów ponownie. Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Skurwiel kłamał, że ukryć fakt, że nie udało im się zmusić mnie do porzucenia studiów, chociaż bardzo się starali i utrudniali mi studiowanie. Byłam atakowana przez sektę Opus Dei tak brutalnie, że w zimowym semestrze ustawiłam sobie zajęcia na późniejsze godziny, żeby w przypadku bezsenności wynikłej ze stresu pourazowego. Dawałam sobie radę. Za to moja matka zamieniła się bezdusznego potwora, który zadawał mi psychiczne rany oskarżając, że zaniedbywałam naukę. Przeżyłam serię ataków z jej strony, bezsensownego darcia japy, kiedy oskarżała mnie o najgorsze. Nie opuszczałam żadnych zajęć, ale tej babie nie dawało się przetłumaczyć, że powinna słuchać mnie, a nie wariatów. Nic z jej oskarżeń nie było prawdziwe. Za to prawdą jest, że zniszczyła mi życie. Tak samo jak reszta mojej rodziny, dla której też ważniejsze było, co mówi moja matka lub wariaci, a nie prawda o mnie i co ja sama chcę im o sobie powiedzieć. Nic, co mnie dotyczy, nie było konsultowane ze mną. Są to ludzie, którzy wierzą w jakąś urojoną wersję mojej biografii i mam dosyć.

Jestem poganką od dzieciństwa i tylko dziadek mnie rozumiał. Gdy zadzwonił z Paryża pożegnać się przed śmiercią, prosił mnie, żebym sama, gdy zakończę już życie, przychodziła do niego z Valhalli i odwiedzała go w chrześcijańskim Niebie. Nie wiem, czy jest to możliwe, ponieważ po wszystkich moich przeżyciach czuję tak przeraźliwą awersję do wszystkiego, co dotyczy chrześcijaństwa, że wątpię, żebym się przełamała po śmierci.

Jestem poganką i chrześcijaństwo nie jest dla mnie neutralne jak dla moich przyjaciół ateistów. Nie potrafię słuchać kolęd i zachwycać się ich muzycznym pięknem. Wkurzyłam się dzisiaj w pracy, gdy po przyjściu okazało się, że nie mogę rozpocząć zajęć, bo zaatakowano mnie kolędami. Nie mogłam przejść do sali, bo chrześcijanie zorganizowali sobie jakieś spotkanie wigilijne, zablokowali przejście i musiałam wysłuchiwać radosnych pieśni o przybyciu na świat ich Boga.

Nie wiem w jaką wersję mojej biografii wierzy jedna z moich koleżanek z pracy, ale ignoruje moje zapewnienia.o tym, że jestem poganką i nie chcę słuchać o jej szczęściu, że „Bóg się narodził”, albo że „Pan zmartwychwstał”. Spotyka mnie to prawie co święta. Chyba będę musiała przed nią uciekać w sezonie chrześcijańskich świąt, bo nie chcę być przy tym jeszcze łapana w pół i przytulana. Obawiam się, że owa pani usłyszała od psychola – który potrafił znaleźć mnie w każdej pracy – opowieść według której miałam na rok rzucić studia i pójść do klasztoru. Nie wiem do końca, dlaczego tak ten wredny wór kłamie i psuje mi reputacje, ale podejrzewam, że uważa, że jeśli zniszczy mi wszystko i rozpowie każdemu taką wersję mojego życia, to nie będę miała wyboru i podporządkuję się i w końcu pójdę do zakonu. Oczywiście zostawiając mu mój cały dobytek.

Niedoczekanie!!!

Piwnica

Miałam włamanie do piwnicy. Na pierwszy rzut oka brakuje worków ze starymi ubraniami. Były wśród nich za małe już i zawierające owczą wełnę, na którą jestem uczulona. Nie chce mi się tego zgłaszać, ale jeśli na przykład zobaczycie gdzieś jakieś dziunie w rzeczach, które pamiętacie z czasów, kiedy przychodziłam do Paradoksu, to nie wierzcie, że są moimi przyjaciółkami i że je ode mnie dostały. Zrobiły mi taki numer w latach dziewięćdziesiątych, weszły do mojego mieszkania, oświadczyły mojej matce, że powiedziałam, że mają zabrać moje ubrania i wyszły z pudłami, w których składowałam zdobycze z wyprzedaży, które czekały, aż skombinuję sobie szafę, bo ta którą miałam była rozmiarów pojedynczego regału Billy z IKEI, czyli była o wiele była za mała (szczególnie, jak na kogoś, kim mogłam się stać).

Zdemoralizowane pindy złodziejki nigdy nie były moimi przyjaciółkami.

Szkoda, że mojej matce nie dało się wytłumaczyć, że naprawdę nikomu nie chciałam oddać moich ubrań. Oczywiście nie pomogło mi to, że zostałam przez Rafała zastraszona w budynku Anglistyki i strzelona ponownie pięścią w głowę – co robi, gdy tylko mnie widzi – więc straciłam pamięć z powodu zastraszenia i ponownych ataków fizycznych oraz prania mózgu zaserwowanego mi przez maniaków religijnych. Utrata pamięci nie musi się wiązać z utratą świadomości, chodzi o zastraszenie fizyczne. W końcowej formie wystarczy już tylko burzliwa konfrontacja z takim zbirem, żeby stracić pamięć, dlatego też ofiary gwałtu zeznają po wyprowadzeniu takiego barbarzyńcy drugim wyjściem, tak aby nie musiały go oglądać. Bardzo nie dziękuję pewnej osobie, która za niego zaręczyła, bo przez jej głupotę musiałam przejść przez piekło, żeby udowodnić w nagranej rozmowie, że psychol kłamie i znowu uciekło mi życie. Mówiłam o wiele wcześniej tej głupiej osobie, żeby się nie mieszała w moje sprawy, bo moja matka źle jej powiedziała i dzieci nie powinny się interesować sprawami dorosłych, ani nie powinna była zostać zaprzysiężona jako mój cerber i wykonawca woli mojej matki w kwestii mojego życia jako dziecko na początku podstawówki. Niestety łatwo dzieci skrzywdzić w tak młodym wieku, ponieważ potrafią wbudować sobie mylne przekonania w swoją osobowość i nie można im już pomóc.

Możliwe też że te ciuchy trafiły do Rafała. Ten z kolei działa razem z szaloną zakonnicą i wedle tego, co mi powiedzieli, oczekują, że skoro moje niektóre ubrania są u niego, to mam obowiązek za niego wyjść. Mam iść za ubraniami. Bardzo dziwne myślenie magiczne i brak jakiegokolwiek sensu. Na całe szczęście zapełniłam dwie szafy i mam dosyć ciuchów, żeby się odnaleźć chyba w każdej sytuacji.

I jak już jesteśmy przy temacie ubrań – oddałam jednej ze swoich siostrzenic sukienkę sylwestrową, w której byłam w Hurgadzie. Nie miałam już wpływu, gdzie dalej trafiła, nie odpowiadam za jej dalsze losy. Ale biorąc pod uwagę, że Rafał za moimi plecami przedstawia się jako ktoś mi bliski i był w stanie ogłupić chyba już wszystkie osoby, o jakich tylko pomyślał, lub których dane ze mnie wydusił, to jego przechwałki, że sukienka trafiła do niego i się nią posłuży wraz z innymi rzeczami, które mi ukradł, żeby udowodnić, że niby z nim jestem i zmusić sądownie do uległości, mogą być nieprzesadzone. Na wszelki wypadek informuję że w Hurgadzie byłam z koleżanką z UW, nie z tym psychopatą z manią religijną, który jest też damskim bokserem, a prześladuje mnie od dzieciństwa wraz z innymi chorymi osobami. Zdjęcia zrobione przemocą lub podstępem też nie stanowią dowodu.

Krewne Rafała z Gdańska (tak, to są jego krewne, nie moje) zrobiły mi lata temu zdjęcie pod prysznicem w klubie fitness, który obecnie należy do sieci Zdrofitu. Nie wiem, jak nie tam wytropiły, pewnie zebrały informacje od wspólnych znajomych, albo coś podsłuchały w Paradoksie. Owszem, istnieją moje nagie zdjęcia, ale zgłosiłam naruszenie prywatności Policji, zgłosiłam też kradzież butów, ale nic z tego nie stanowi jakiegokolwiek dowodu, który mógłby mnie zmusić do przyznania, że jestem „żoną” Rafała i że ma prawo mną pomiatać, czy uważać się za mojego właściciela. To wariat próbujący udokumentować i uprawdopodobnić swoje urojenia. Podobnie działa ta nieszczęsna zakonnica, która już dawno powinna była się leczyć.

Nie jestem jego „kurwą”, którą musi zmusić do małżeństwa lub pójścia do klasztoru, żeby zrobić ze mnie kogoś „porządnego”, kto ma odpokutować za jakieś urojone przez to grono grzechy. To maniacy religijni, a nie moi przyjaciele.

Możliwe też, że za włamanie do piwnicy nie odpowiada nikt z gangu Rafała. Jakby nie było, udało mi się naprawić skobel. Wystarczyła krótka wizyta w Leroy Merlin i po zasięgnięciu języka trafiłam do działu, którego nigdy wcześniej nie odkryłam – budowlanego, gdzie na półce czekał odpowiedni środek do napraw, nie za drogi i w niewielkim opakowaniu. Czyli coś, czego szukałam.

Polecam.