Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Praca według Opus Dei

Jak już wspomniałam, miałam tego pecha, że religii uczyła mnie wiedźma, która należała jednocześnie do Opus Dei. Nie wszyscy wiedzą, ale Opus Dei jest oficjalną przybudówką Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Według tego, co mi powiedziano, założona została przez człowieka, który jako pierwszy miał przy sobie „świętą”, która mu przewodziła i opowiadała wszystko, co „wie” o innych ludziach. Dla reszty świata takie panie, które twierdzą, że Bóg im objawia jakieś tajemnice innych ludzi, są schizofreniczkami, ale osoby z Opus Dei nie dają sobie tego wytłumaczyć w żaden sposób. Podejrzewam, że dzieje się tak, ponieważ sami są chorzy psychicznie – więc nie potrafią przyjąć do wiadomości istnienia chorób psychicznych. Niestety tacy ludzie wywarli wpływ na kształt współczesnego Kościoła. Nie żeby wcześniej nie był ostoją zabobonu i ignorancji – zawsze wokół organizacji religijnych kręci się wielu wariatów, oprócz ludzi głupich – a wariaci bardzo często wybierają taką karierę.

Moja dawna katechetka bredziła tak bardzo w czasie lekcji, że jej się musiałam jako dziecko lekarki i siostra studentki medycyny sprzeciwić. Wmawiała nam, że schizofrenicy – a z jej opisu wyraźnie było widać, że mówi o schizofrenikach – są święci i dostają przekazy od Boga i należy się nich słuchać. W rezultacie mojego sprzeciwu moja katechetka obraziła się tak bardzo, że zagroziła mi, że opowie o mnie swoich znajomym „świętym” i dowie się wtedy wszystkiego. Od tamtej pory i ja i moi bliscy jesteśmy prześladowani przez Opus Dei. „Święta” schizofreniczka zrobiła z mojej mamy, szanowanego lekarza, tanią kurwę, z mojego taty, policjanta, gangstera i pedofila. Co więcej bredziła wszem i wobec, że prosiłam ją o pomoc. Schizofreniczka wyznaczyła mi w ramach „pokuty za obrazę Chrystusa” popyt w klasztorze, bo uznała, że ma prawo domagać się, abym poszła do zakonu, a jej zostawiła wszystko, co posiada moja rodzina. Całkowicie przeoczyła fakt, że nie byłam jedyną dziedziczką moich rodziców, bo mam też siostrę, poza tym jestem jak najbardziej ateistką i zawsze byłam i będę kimś, kto jest tak bardzo zdolny i potrzebny innym ludziom, że nie ma sensu zamykać mnie za klasztorną bramą. Ale cóż, schizofrenicy, którzy się nie leczą, zawsze pragną się obłowić i zrobić sobie z innego człowieka niewolnika, więc jeśli im się na to pozwoli, to będą dążyć do tego z uporem osła.

Wbrew moim protestom Opus Dei nadal zajmuje się „opieką” nade mną oraz moją siostrzenicą, którą z uporem nazywa moją córką. Nycz takie działania określa jako „pracę”. A na czym praca według Opus Dei? Na tym, że po wylosowaniu osób, które podpadły w jakiś sposób klerowi, „obrażona” osoba biegnie so znanej sobie schizofreniczki aka „żywej świętej” i pyta, co jej Bóg „mówi” o tej podpadniętej osobie, która potem jest prześladowana przez Opus Dei aż do samobójczej śmierci, bo przecież nie może potwierdzić urojeń schizofrenika, a Opus Dei upiera się przy metodach „dochodzenia do prawdy”, które ich już dawno powinny zaprowadzić do więzienia. Nie będę opisywać szczegółowo mechanizmów zaszczucia, terroru oraz syndromu sztokholmskiego, ale Opus Dei uważa, że zaszlachtowanie psychicznie osoby, która zaczynać cierpieć na fałszywe wspomnienia, jest dowodem na prawdziwość słów ich „żywej świętej”. Dla zdrowych psychicznie ludzi jasne jest, że nic z tego, co mówią wariaci i ignoranci z Opus Dei, nie jest prawdą, ale takie osoby jak Nycz oraz wyznaczeni mi przez schizofreniczkę „nowi rodzice” upierają się, że znają „prawdę”. Ja i moi bliscy zostaliśmy zaszczuci w kilku środowiskach opowieściami, które schizofreniczka wzięła sobie z dupy. Dzięku przeczytaniu kilku odpowiednich podręczników jestem w stanie powiedzieć więcej trafnych rzeczy o schizofrenikach (aka „świętych”) niż oni o mnie. Dlatego dla wielu osób istnieję w dwóch osobach – raz ja jako ja, a drugi raz jako nieistniejąca Małgorzata z domu Nowak, która miałaby mieć nazwisko Wieczorek po jakimś nieistniejącym mężu. Podejrzewam, że to dlatego, że schizofreniczka z mojej podstawówki lubi się przedstawiać jako „Yennefer”, a jej brat ma urojenia, że jest moim mężem. Po wysłuchaniu różnych krążących po fandomie opowieści idiotom z Opus Dei zgodziło się, że to rodzeństwo schizofreników (które jest wielu osobom znane ze swojej schizofrenii i nikt się nimi nie przejmuje) powinno mieć na nazwisko Wieczorek, po tacie Marianie. Niestety zakochana w tym schizofreniku Krystyna od dziecka broni jego siostry jako „Yennefer”. Większość ludzi ryje z niej ze śmiechu i nie może się doczekać, kiedy w końcu Krystyna wyjdzie za tego schizofrenika. Naprawdę nie stoję na drodze ich „szczęściu”.(Obawiam się, że w końcu Krystyna zorientuje się za kogo wyszła, ale będzie już wtedy dla niej za późno, by cokolwiek naprawiła w swoim życiu, a ja będę się mogła się cieszyć jej prawdziwym nieszczęściem).

Inną bzdurną opowieścią wariatów z Opus Dei jest jakoby Krystyna była dawną miłością Adama, i że kocha ją od dziecka. Nie będę nawet tego komentować. Napiszę zamiast tego, że mam dosyć Opus Dei i Nycza, którzy wraz z Ryszardem i Barbarą zaszczuwają coraz to kolejne osoby w celu doprowadzenia świata do takiej samej formy jaką przyjmują ich urojenia. Zesrają się a nie udowodnią, że Adam kiedykolwiek był z Krystyną. Tak samo nie ma możliwości, żeby udowodnili, że mam jakieś dzieci, albo jakiegoś męża, o którym nie wiem. Upierają się, że będą sądownie szukać moich „dzieci”, bo „one muszą wiedzieć, że mają ojca”.

Jest to bardzo bolesne dla mnie, bo w pewnej chwili zaplanowałam z moim ukochanych wiele lat temu, że będziemy mieć szybko czwórkę dzieci. To że mnie i jego zakatowano psychicznie aż do wystąpienie problemów z pamięcią oraz syndromu sztokholmskiego, tylko dlatego, że nasz związek nie zgadzał się z urojeniem „świętej” wokół której skacze Opus Dei, jest takim skandalem, że mam nadzieję, że w końcu nastąpi jakieś narodowe powstanie. Nie tylko ja straciłam wszystko, co ważne w życiu, moi przyjaciele zostali zakatowani na śmierć, terrorem i zaszczuciem zostali zmuszeni do popełnienia samobójstwa. Ja mam za sobą próby samobójcze oraz zaszczucie przez wiele osób, które dały się podpuścić Opus Dei i uwierzyły w ich kłamstwa.

Prawie dziesięć zmarnowanych lat wychodziłam z ostatniego napadu na mnie tych wariatów, nie urodzę już żadnych dzieci i mam nerwy w strzępach. Niestety najzdolniejsze osoby zawsze podpadną jakiejś żmiji, która postanowi je przyciąć i zniszczyć, bo realizuje jakieś schizofreniczne plany wzbogacenia się. Nie możemy sobie pozwolić na marnowanie takiego materiału ludzkiego, tylko dlatego, że jakaś wariatka ma wokół siebie zabobonnych idiotów, zaprzeczających istnieniu chorób psychicznych.

Wystarczy już tych niepotrzebnych samobójstw i zmarnowanych talentów. Wszyscy musimy powiedzieć Kościołowi „kurwa, wystarczy już tego”!!! Zalecam apostazję, bo jest to jedyne, co może te tępe bydlęta powstrzymać, bo wtedy wedle swoich zasad powinni uznać, że rzeczywiście mieli do czynienia z osobą niewinną. (Przy okazji, podanie się za poganina – co dla mnie było łatwe, bo wpisałam się na listę osób wnioskujących o rejestrację pogańskiego kościoła – sprawia, że proboszczowi przechodzi chęć na mordercze dyskutowanie i próby zatrzymania człowieka w Kościele. Ta rada może się przydać, bo ile można z tymi z tymi małpami dyskutować o prawach człowieka i tym podobnych rzeczach, których nigdy nie zrozumieją.)

Noszę przy sobie zafoliowaną kopię potwierdzenia apostazji oraz zaświadczenie o stanie cywilnym. Mam nadzieję, że zapewni mi to bezpieczeństwo przy następnym ataku bredzących imbecyli. A historia uczy, że nieleczący się wariaci zawsze powracają. Mam nadzieję tylko, że moje koleżanki i koledzy będą już mądrzejsi niż poprzednim razem.

Profiler

Na jednej z pierwszych stron podręcznika profilera, z którego uczą się policjanci i studenci Wydziału Nauk Społecznych, pojawia się zasada, że profiler nie może przyjmować żadnych wyjaśnień, które by zakładały interwencję nadnaturalnych sił. Tak więc, powoływania się Opus Dei na to, że ich „święta” coś „ustaliła” można powitać wybuchem gromkiego śmiechu, bo ta święta” to po prostu schizofreniczka, zresztą rozpieszczona i utrzymywana przez tę sektę, która rozgłasza wszędzie swoje urojenia. Moja mama nie była prostytutką, a mój tata nie był gangsterem, byli uczciwymi ludźmi. Mam nadzieję, że to wystarczy za ilustrację, tak bardzo można nie ufać różnych kościelnym „źródłom”.

Nie wierzcie w nic, co mówi Nycz czy jemu podobni idioci z Kościoła. W ich wierze zakłada się, że każdy schizofrenik ma „przekazy od Boga”. Mam dosyc ich ignorancji i pomówień. Mam za to ogromną chęć odgrzebać ich wszystkie trupy z szaf i zemścić się za siebie, moją rodzinę i moich przyjaciół.

Nie dziwcie się też, że każda osoba, która choć trochę zajmowała się problemem schizofrenii czy studiowała kryminologię „obraża Chrystusa” – po prostu w rozważaniach na Biblią profiler czy kryminolog nie przyjmie nigdy, że Chrystus to „syn Boga” (co najwyżej może być synem schizofreniczki, które nie wie, skąd się dzieci biorą). Profiler szuka wyjaśnień racjonalnych. I tak jasne staje się, że bardziej logicznym jest wyjaśnienie, że Chrystus był schizofrenikiem, który stworzył wokół siebie sektę, której się udało przetrwać milenia. Schizofrenik bardzo często uważa się za bóstwo i próbuje zdobyć „dowody” na prawdziwość swoich cudów. Nic dziwnego więc, że syn stolarza bez trudu zbudował beczkę, z której w zależności od tego, jak przekręcimy kran, płynie albo woda, albo wino. Kryminolog lub profiler widząc „cud w Kanie” po prostu zamiast padać na kolana chce rozebrać tę beczkę, żeby zobaczyć, jak to zostało zrobione.

Bardzo proszę, nie nazywajcie mnie już nigdy jakąś „zakonnicą, która straciła pamięć” i której trzeba przypomnieć „kim jest”, bo nie ma to żadnego sensu, ponieważ opiera się to wyłącznie na urojeniach pewnej schizofreniczki, która ma wygodne życie jako kościelna tak zwana „święta” i która zaszczuwa coraz to nowe osoby swoimi urojeniami. Niestety jej sekta wydaje wyroki .śmierci na coraz to nowe osoby, które nie chcą potwierdzić jej „objawień”.

Mam nadzieję, że kończy się to tu i teraz.

I nie mam zamiaru – jak to Opus Dei i Nycz sformułowali – „wyjść za Chrystusa” – wręcz przeciwnie, zamierzam się bardzo dobrze bawić przez ten czas, jakimi jeszcze mi pozostał. Bindżowaie seriali jest o wiele fajniejsze niż zamknięcie się w klasztorze. Więc bardzo proszę, żeby kościelne zjeby się w końcu ode mnie i moich bliskich odpierdoliły. Won do Somalii, czy gdzie tam jeszcze takie akcje, jakie wykonali w fandomie, są akceptowalne.

Świętość według Opus Dei

Według tego, co mi powiedział pewien zjeb z Opus Dei (nie żebym chciała z nim rozmawiać, ale sam mi się narzucał), jego organizacja, założona w pierwszej połowie dwudziestego wieku, została powołana do istnienia przez człowieka, który miał przy sobie osobę „świętą” – czyli mówiąc w języku zrozumiałym przez resztę społeczeństwa schizofreniczkę.

Od tamtej pory dla ludzi z Opus dei największym szczęściem ma być „odkrycie” jakiejś kolejnej „świętej” – czyli schizofreniczki, która ma mieć przekazy „wprost od Boga”. Biegają do takich osób po instrukcje, gdy tylko pojawi się ktoś, kogo nie lubią. Taką „świętą” miała być moja dawna katechetka i to z jej „objawień” miały pochodzić „informacje” o tym, że mój ojciec – w rzeczywistości policjant – miał być pedofilem i gangsterem, przed którym trzeba było mnie „ratować”. Moja mama też była pomawiana przez tę zjebaną schizofreniczkę.

Nie dziwcie się zatem, że jestem wojującą ateistką, poganką oraz stoję na pozycji skrajnie antyklerykalnej. Obraża mnie, że takie osoby jak Nycz czy Barbara i Ryszard wycierają sobie mną i moją rodziną pyski. Mam nadzieję, że w końcu zostaną nauczeni, czym jest porządek i prawda.

Studiowałam różne rzeczy, wszystko co mnie tylko zainteresowało i jestem przerażona, że Opus Dei jest totalnym regresem, jeśli chodzi o rozwój religii. Z reguły przyjmuje się, że szamanizm – czyli czczenie schizofreników, którzy mają mieć niby bezpośredni kontakt z bóstwami, jest niższą formą religii. Zadziwiające jest, że w katolicyzmie szamanizm został reaktywowany w ramach Opus dei, które z całych sił próbuje z jednej strony stworzyć swoich posłusznych niewolników za pomocą syndromu ssztokholskiego, a z drugiej wrzucić na ołtarze zdemoralizowanych schizofreników, którzy zamiast przewodzić różnym społecznościom, powinni być – dla ich własnego dobra – zmuszeni do leczenia.

Nie jestem katoliczką. Nie uważam się za chrześcijankę, chociaż dla różnych denominacji chrześcijańskich sam fakt, że zostałam w dzieciństwie ochrzczona stanowi przeszkodę, żebym na przykład wzięło ślub jako ateistka. Wkrzua mnie to i stanowi dowód na pogwałcenia moich praw obywatelskich. Nie miałam wpływu na to, że mnie w dzieciństwie ochrzczono. Nie jest chrześcijanką i nie chcę, żeby mnie tak traktowano. O lat nie ubieram choinki. Nie przestrzegam żadnych chrześcijańskich zwyczajów. Nie wiem, dlaczego – jeśli bym chciała wyjść za chrześcijanina – nie mogę tego zrobić jako ateistka. A według tego, co usłyszałam, sam fakt, że mnie ochrzczono w dzieciństwie sprawia, że zawsze będę przez każdy kościół traktowana jako ktoś, kto jest chrześcijaninem, a nie ateistką. I nic nie mogę zrobić, bo mają mnie za swoją własność, więc uważają, że mogą sięgać do każdych metod „dyscyplinowania” mnie wraz z praniem mózgu i celowym wywoływanie syndromu sztokholmskiego.

Bardzo proszę, nie chrzcijcie swoich dzieci, bo jest to przekleństwo, którego nie można zmyć. Każda osoba może się ochrzcić pózniej w życiu, jeśli będzie chciała, ale samego chrztu nie można już wymazać. Nie róbcie tego swoim dzieciom, które pózniej mogą usłyszeć od jakiegoś zjeba z Opus Dei, że muszą pogodzić się z tym, że Opus Dei zaszczuwa ich aż do śmierci, tylko dlatego że sekciarze chcą dopasować rzeczywistość do urojeń swojej „świętej” schizofreniczki.

Sama usłyszałam wyrok śmierci za to, że nie chcę potwierdzić słów „świętej”. Osobę, u której wywołano syndrom sztokholmski, łatwo zmusić do samobójstwa. Na całe szczęście dostałam pomoc najlepszych biegłych sądowych, bo miałam wiedzę, na temat tego, co ze mną ta sekta próbuje zrobić. Moi przyjaciele nie mieli tyle szczęścia.

I będzie się ro zawsze działo, bo zawsze znajdzie się jakiś biskup, który chce awansować, więc musi mieć w swoim otoczeniu jakiś „świętych”, który są dowodem na to, że ma „łaskę Boga”.

A przynamniej tak słyszałam.

Qui pro quo

W cała historię zaszczucia mnie i moich przyjaciół wpisali się dobrowolnie lub niechętnie ludzie o takich samych imionach czy nazwiskach. I tak mamy trzech Ryszardów Nowaków – jeden z Gdańska, ale też z Opus Dei (temu przeszkadza heavy metal i traktowanie ogniem rekwizytów scenicznych), drugi z Warszawy (ten jest znajomym babska, które przez jakiś czas uczyło mnie religii i mści się za to, że jego znajoma straciła możliwość nauczania dzieci), trzeci to osoba z Krakowa, która znalazła się tu niechcący, tylko dlatego że był to jedyny Ryszard N., o jakim słyszał pewien polityk, którego w tę sprawę wciągnął Nycz. (Nawiasem mówiąc, wciągnął też innych polityków, bo chciał komuś „podarować” karierę polityczną i to koniecznie w PiSie, ale o tym na razie cicho sza.)

Nie wiem, jak ma imię żona (i czy w ogóle ma żonę) Ryszarda z Gdańska. Za to dwaj inni Ryszardowie jak najbardziej są żonaci i żeby było zabawniej ich żony mają na imię Barbara. Warszawska Barbara jest jak jej mąż znajomą mojej dawnej niewydarzonej katechetki i mści się za nieszczęścia swojej znajomej. Krakowska Barbara znalazła się w tej całej sytuacji całkowicie przypadkiem, bo podobnie jak jej męża, wciągnął ją w tę aferę pewien polityk, który uznał, że powinien ją ze mną skonfrontować.

Warszawska Barbara jest schizofreniczką i w swojej psychozie udawała, że jest krakowską Barbarą – szykowała się nawet do objęcia stanowiska ministry edukacji (co miała robić ze mną jako swoją zastępczynią, czyli miałabym pewnie za nią pracować, ale na cale szczęście były to tylko jej urojenia) i dawała mi „rady”, jak mam uczyć. Zniszczyła mnie psychicznie jako nauczycielkę i zabiła ostatnią radość z pracy w tym zawodzie.

W całej tej historii pojawiły się też dwie Renaty (korekta – jedna Renata, druga jej kuzynka ma jakoś inaczej na imię, ale nie wiem, jak się nazywa). Jedna to moja dawna koleżanka ze szkoły, schizofreniczka, walnięta równo tak samo jak jej brat. Prosiła, żeby zaznaczyć, że jej ojciec nie był pedofilskim gwałcicielem – ta rola przypadła jakiemuś wariatowi z Opus Dei, którego na scenę przywołała moja dawna katechetka w ramach zemsty za wywalenie z pracy i który dla odmiany miał urojenia, że „jest pedagog”. (korekta numer dwa – jak najbardziej jej właśnie ojciec był tą osobą, która przyjmowała zlecenia gwałtu na niegrzecznych dzieciach od chorych psychicznie katechetek). Druga Renata to córka warszawskich wariatów, którzy sprawili, że zamieram z przerażenia, gdy tylko gdzieś słyszę nazwisko Nowak.

Jak już gdzieś napisałam, kryminologia zajmuje się również przestępstwami popełnianymi przez osoby chore psychiczne i tak się składa, że kryminolog wie więcej o tym, co potrafi innym ludziom zrobić nie leczący się schizofrenik, niż psychiatra. Prześladowanie mnie i mojej rodziny przez moją dawną katechetkę oraz Nowaków sprawiło, że udałam się do Instytutu Kryminologii porozmawiać z kryminologiem o tym, co ci ludzie wyrabiają i co mogę w tej sytuacji zrobić. Dodatkowo miałam tradycje rodzinne, bo mój tata przez jakiś czas – dopóki go nie zaszczuł kler i nie zdecydował się na lżejszą pracę – był policjantem (zawsze podkreślał, że jest równica pomiędzy policją a milicją, on służył w policji, nawet jeśli nazywała się Milicja Obywatelska). Skończyła się ta rozmowa z kryminologiem i profilerem w jednym prośbą o zapisanie się na zajęcia.

A z jakiego powodu zaszczuł mojego tatę i resztę rodziny kler wraz ze swoimi „świętymi” (aka wariatami)? A za to, że moja chora psychicznie katechetka straciła po naszej skardze możliwość pracy jako nauczycielka religii. Biskup cofnął jej „misję”. Jak odpowiedziała ta zakonnica? Taką furią i obrazą, że zdecydowała się razem ze swoimi znajomymi schizofrenikami prześladować mnie do końca życia. Mój ojciec nie był pedofilem, był cudownym człowiekiem. Podobnie ani ja, ani żadna inna osoba z mojej rodziny nie zajmowała prostytucją. Wszystkie te oskarżenia pochodzą z urojeń mojej dawnej wściekłej żmijowatej katechetki, która uznała zasadne pozbawienie jej nauczycielskiej funkcji za „obrazę Chrystusa”, co wymagało zdaniem Kościoła wszczęcia ze mną i moimi bliskimi wojny. Również mój tata nie był Żydem, był katolikiem jak reszta rodziny, więc nie mogło być żadnego „nawrócenia” z „religii żydowskiej” (aka „protestantyzmu”).

Nycz nie powinien sobie roić, że którykolwiek z jego wariatów to rzeczywiście jakiś „święty”, któremu Bóg ujawnia „prawdę o ludziach”, której nie wolno nawet próbować weryfikować, bo to jakaś kolejna „obraza Boga”.

Moja dawna katechetka oraz Nowacy moją wobec mnie swoje schizofreniczne plany. Mam odpokutować „obrażenie Chrystusa” (znaczy się sprzeciwienie się katechetce i poprawienie jej błędnych sformułowań), zostać mniszką, koniecznie w tym samym zakonie, co moja dawna katechetka, żeby mogła mnie kontrolować i terroryzować. Nie dziwi więc nikogo z mojego otoczenia, że od dziecka jestem ateistką oraz nienawidzę Kościoła Rzymsko-Katolickiego, co oczywiście doprowadza do furii świrów z Opus Dei, którzy upierają się doprowadzić do końca swój chory plan zemsty, który zakłada zrobienie ze mnie zakonnicy. Owszem, jestem stara i gruba, brzydka i samotna. Nie mam również dzieci, bo Opus Dei postanowiło kontrolować moje życie i sabotować wszystkie moje plany i szanse na interesujące zajęcia czy związki. Ale cokolwiek się dzieje i działo ze mną, w życiu nie zostanę mniszką i nie nazwę Nowaków moimi „wybawicielami”. Są to schizofrenicy, którzy zniszczyli mi życie i zaszczuli moich rodziców. Mam dla nich tylko pogardę i niechęć. Te sam uczucia żywię wobec ich enablerów oraz Kościoła.

W życiu nikt z tego grona nie dostanie ode mnie ani złotówki, chociaż wymyślili sobie, że zmuszą mnie do pójścia do zakonu i zostawię im cały mój majątek.

W ramach tego planu zemsty za „obrazę Chrystusa” zaczęli nękać mnie już w podstawówce. Wypytywali o mnie wszystkie dzieci, które tylko nie uciekały na ich widok. Zdrowe psychicznie dzieci były przerażone opowieściami Barbary i Ryszarda, ostrzegały mnie nawet przed nimi. Ale oboje chodzili tak długi po szkole, aż natrafili na schizofreniczne dzieci czyli Renatę oraz Rafała. Gdyby nie Nowacy nigdy by się mną nie interesowali, bo byli z zupełnie innego rocznika, nawet nie z sąsiedniej klasy. Nigdy nic o mnie nie wiedzieli. Za to – jak to schizofrenicy – zaczęli mieć również własne urojenia na mój temat, gdy tylko pobudzono ich wyobraźnię. I w taki sposób obie grupy schizofreników zaczęły się wzajemnie nakręcać. Wtedy Renata i Rafał nabrali przekonania, że rozmawiali z moimi „rodzicami”, a Barbara i Ryszard postanowili się już zawsze się mną „opiekować” i przedstawili się jako moi „nowi rodzice” i nakazali mi słuchać się już tylko ich i grzecznie iść na „służbę” do Opus Dei.

Nie chcę już opisywać, co dalej mi robiły te dwie grupy wariatów. Wróćmy do czasów moich studiów. Byłam wtedy nękana na potęgę, bo Opus Dei zdecydowało, że nie mam prawa do wykształcenia i że w ogóle nie jestem studentką. Kłamali wszędzie o mnie i o moich ocenach, a także o moich możliwościach intelektualnych. Uniemożliwiali mi wejście na wykłady. Podobnie jak w mojej pracy byłam poddawana terrorowi oraz praniu mózgu. Niestety schizofrenicy atakują prawdziwe wspomnienia swoich ofiar, które w wyniku stresu i traumy zaczynają mieć problemy z pamięcią. W zamian wywołują fałszywe wspomnienia, bo wmawiają swoje urojenia, „lecząc” swoją ofiarę, która różnych rzeczy „nie pamięta” – a że z reguły się nie pamięta poprzednich ataków wariatów, to łatwo wmówić ofierze, że potrzebuje ich „pomocy”. W końcu, jeśli się ich nie zatrzyma i mają swobodny dostęp do swojej ofiary, która przecież nie zmieni pracy czy uczelni z dnia na dzień, wywołują syndrom sztokholmski, z którego wychodzi się latami, ale popełnia samobójstwo, jeśli do tego chce doprowadzić schizofrenik.

Schizofrenicy z Opus Dei wciągnęli w sprawę Nycza, który pojawił się na mojej uczelni na początku moich studiów i powołując się na „mojego ojca”, który mu powiedział, że nie jestem studentką tylko kurwą, zarządał, żebym pozwoliła na to, że będzie moim alfonsem. Problem w tym, że mój tata został przez Nowaków zaszczuty i nie żyje od roku 1985, więc nie mógł być żadnym źródłem informacji o mnie. Nie chciałby również mnie sprzedawać, wręcz przeciwnie to Ryszard i Nycz chcieli w ten sposób zarabiać. w drodze łaski godzili się, że wyjdę za mąż, ale to oni wyznaczą mi męża i będą kontrolować moje życie. Nie poddałam się szantażowi, ani nie dałam się zmusić do prostytucji. Niestety schizofrenicy bardzo często zajmują się prostytucją, wymuszeniami, oszustwami oraz kradzieżami. Jeśli się da, będą z tego żyli, a nie zajmowali się uczciwą pracą na etacie. Większość przestępstw popełniają osoby chore psychicznie, które się nie leczą. Z cała pewnością groźby Ryszarda były jak najbardziej prawdziwe.

Podkreślę jeszcze raz – Barbara i Ryszard nie są ani moimi rodzicami (adopcyjnymi lub nie), nie są też moimi rodzicami chrzestnymi. Nic o mnie nie wiedzą – mają tylko urojenia mojej dawnej katechetki, swoje własne urojenia oraz urojenia dwójki dzieci z mojej podstawówki. Niestety wleźli za mną do fandomu, żeby dalej mnie kontrolować. Pojawiali się też w każdej instytucji, gdzie pracowałam. Ich dążeniem jest zniszczenie mi wszystkiego – uważają, że jeśli nie będę mogła zarabiać (bo zniszczą mnie swoimi opowieściami) i wykorzystają naiwnych, żeby mnie zaszczuli, to zgodzę się pójść do klasztoru, a im zostawię cały swój majątek. Oczywiście, że nigdy się tego nie doczekają.

Zaszczucie przez schizofrenika jest częstsze niż ludzie myślą. Mój tata uciekał z Francji przed schizofreniczką i jej gangiem, ja niezależnie od niego trafiłam na „swoich” schizofreników. Dzieci mojej siostry to trzecie pokolenie w naszej rodzinie, które cierpi z powodu napadów schizofreników, wystąpił jeden wariat niezwiązany z Opus Dei czy Kościołem. Kolega mojego siostrzeńca został również zaszczuty (w jego przypadku z wynikiem śmiertelnym) przez „obrażoną” katechetkę. Ja moim siostrzenicom oraz siostrzeńcowi nakazałam nieodzywanie się w ogóle w czasie lekcji religii bez względu na to, jaką bzdurę słyszą z ust katechety. Niestety katecheci zawsze się mszczą. Znam dwie inne osoby, które zostały niezależnie ode mnie zaszczute przez „obrażony” kler.

Nie jest to specyfika katolicka. Mój znajomy Norweg ma na karku od dzieciństwa schizofrenika pastora, który go potraktował podobnie jak mnie potraktowało Opus Dei. Jego żona też miała problemy ze schizofrenikiem, w jej przypadku wariat doprowadził do tego, że musiała uciekać z swojego zawodu i pracuje na fermie drobiu, chociaż nienawidzi tej pracy. Jedna z ich córek przeżyła podobne zaszczucie jak mój tata i ja – czyli zaczęła być zmuszana do poślubienia schizofrenika, którego nie cierpiała, a który zaczął przedstawiać się jako jej mąż i bogacz. Na całe szczęście potrafię diagnozować takie sytuacje i okazało się, że facet nic o niej nie wie i jest imbecylem.

Wszystko, co opisuję, to typowe schematy postępowania schizofreników. To są rzeczy, które wydarzają się codziennie wszędzie. Naprawdę wierzcie zaszczuwanej ofierze, że powinniście się odpierdolić i zacząć weryfikować wszystko, chociaż schizofrenik sabotuje próby weryfikacji. Nie stawajcie po stronie schizofrenika czy jego enablerów, bo może się to skończyć taże dla was więzieniem. Was nie chroni status osób chorych psychicznie, których nie obejmują pozwy karne.

Chociaż i tak klika osób pragnie wytoczyć różnym imbecylom pozwy cywilne, bo mają już tego wszystkiego dosyć. Według moich źródeł każdy ma szansę stać się ofiarą osoby chorej psychicznie przynajmniej raz w życiu, lub tylko się z nią zetknąć. Takie są statystyki. Z tym, że to nie ja jestem tą chorą psychicznie osobą w waszym przypadku.

PS: Przy okazji – bardzo dużo piszę wariatach, ale z tego co usłyszałam, schemat zaszczuwania osób, które pyskują katechecie, jest typowym zagraniem Kościoła, który walczy o władzę. Bardzo pasuje to do mojej wiedzy na temat metod, jakimi posługują się sekty. Nie tylko w środku każdej sekty znajduje się się gury schizofrenik (aka „żywy święty” w przypadku Opus Dei), który sektą steruje, ale też każda osoba, która chce opuścić sektę jest zaszczuwana, z reguły z wynikiem śmiertelnym, bo z sekty nie wolno odejść. Bardzo jest przykre, że Kościół Rzymsko Katolicki postanowił na rozwój w takiej formie, którą można określić jako federacja sekt, bo Opus Dei nie jest jest jedyną formacją w tym Kościele, która posiada zupełnie inne zasady niż te, które zostały ujęta w Katechizmie Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czy też w kanonach. Każda grupa która działa według osobnych zasad nieujętych w przepisach legalnej czy wręcz jawnej, zarejestrowanej organizacji religijnej, jest dla kryminologa sektą. Pasuje też do tego przejmowanie majątków swoich członków, nawet tych niechętnych, bo to też charakterystyka niebezpiecznych sekt. Zawsze uważałam, że trzeba zdelegalizować, jeśli nie cały Kościół, to przynajmniej Opus Dei, bo jest to organizacja przestępcza.

Syn Nycza, czyli znowu dowożę plotki

Podobno biologiczny syn Nycza jest kimś ważnym w Avangardzie. Tłumaczy to, dlaczego Opus Dei „opiekuje się” tym klubem i może w nim robić wszystko. Jest to chyba jedyny klub miłośników fantastyki na świecie, który ma takie powiązania z Opus Dei. Co więcej, według tego, co usłyszałam, syn Nycza bardzo jest dumny ze swojego rodzica i nie ukrywa swojego pochodzenia, chociaż nie nosi nazwiska ojca. Chociaż pewnie nie przed wszystkimi się odkrywa ze swoim słynnym ojcem.

Facet jest tak aktywny w zaszczuwaniu mnie, że aż zrobił mi wjazd do pracy i zaszczuł w każdy możliwy sposób, uruchamiając też swoje kontakty w klubie i poza klubem. Swoje „wiadomości” o mnie i o moich znajomych czerpie albo od schizofreniczki Renaty, albo od schizofreniczki Barbary. Nic z tego, co o mnie mówi, nie jest prawdą.

Jego obecność w klubie tłumaczy pewne, wydawałoby się, niewytłumaczalne zjawiska.Bo nie tylko ja padłam ofiarą zaszczucia przez gang schizofreników w czasie konwentu Avangardy, moi znajomi pisarze, czy też producentka programów telewizyjnych też byli zaatakowani i odnieśli rany psychiczne z powodu terroru, jaki w czasie konwentów stosują schizofrenicy oraz Opus Dei. Sama byłam przez wariatów i kilku członków klubu wygoniona z pewnego konwentu w latach zerowych. Jak widać, nic się od tamtego czasu nie zmieniło, poza tym, że schizofrenicy i członkowie klubu zrobili mi wjazd do pracy, bo kogoś rozdrażnił fakt, że wygrałam konkurs Genius Creations. Czyli mogę bezpiecznie stwierdzić, że sprawa narasta od dawna i nikt się nie przejmuje prześladowaniem pisarek – jedna z moich przyjaciółek też była zaszczuta i egzorcyzmowana między innymi za niechęć do potwierdzenia słów jakiejś „świętej” – aka schizofreniczki. Mój znajomy pisarz, bardzo ceniony w głównym nurcie, też padł ofiarą zaszczucia i pomówień, tak samo jak Adam. Oczywiście tłem tego zaszczucia i wygonienia z warszawskiego konwentu była ich znajomość z Andrzejem i zaprzeczanie wariatom.

Nie dziwcie się więc, że ludzie omijają wielkim łukiem konwenty Avangardy. Ja już dawno stwierdziłam, że dla mnie rolę konwentu stolicznego przejął konwent w Łodzi. Warszawa nie ma klubu miłośników fantastyki. Awangarda nie jest moim klubem, ten klub nie istnieje. Nawet jeżeli odpowiedni ludzie nas przeproszą, to zawsze w pięknej stolicy dla wielu osób nie będzie żadnego klubu. Taki jest wyrok.

Już w latach zerowych były liczne skargi na zachowanie klubu oraz schizofreników z Opus Dei, którzy robią, co chcą, bo klub te wszystkie incydenty wszystkie postanowił zignorować. Rozumiem oczywiście, że wariaci oraz Opus Dei selekcjonują sobie ofiary według tego, co jakiemuś schizofrenikowi uroi się w głowie, i że nie każdy pada ofiarą zaszczucia, ale nawet jeśli dotyczy to tylko kilku czy kilkunastu osób, to problem z Avangardą istnieje i trzeba zacząć o tym mówić.

Świętość

Jak już wspominałam wcześniej, ambitny biskup do awansu na kardynała potrzebuje jakiegoś „świętego” w swoim otoczeniu, który jest wyznacznikiem tego, że został „wybrany” przez Boga i może iść wyżej w hierarchii Kościelnej. Oczywistym jest, że z reguły rolę „świętego” pełni jakiś schizofrenik. Renata czy jej ojciec, oboje schizofrenicy, zostali na tyle skompromitowani, że Nycz nie może ich wykorzystać w tej roli. Uparł się, że ze mnie zrobi sobie swoją „świętą” i że tak będzie mnie opisywać w kontaktach z innymi przedstawicielami kleru. Wypraszam sobie takie akcje, już dawno złożyłam apostazję właśnie po to, aby mnie tak nie wykorzystywać. Moje „przepowiednie wypadków” są oparte na wiedzy, a nie „przekazach od Boga”. Ale stąd też wziął się upór w prześladowaniu mnie i niszczeniu moich związków z mężczyznami, którzy zostali przez fanatyków i terrorystów z Opus Dei uznani za „nieodpowiednich”.

Opus Dei już w czasie mojego dzieciństwa uparło się, że mnie „nawróci”. Mam tego pecha, że podpadłam katechetce, która na pomoc wezwała swoich znajomych, czyli Ryszarda i Barbarę, którzy potem przedstawili się w mojej podstawówce jako moi „nowi rodzice”. Od tego momentu Opus Dei stara się wpłynąć na mnie i torpeduje wszystkie moje próby ułożenia sobie życia tak jak ja chcę? A dlaczego? Dlatego że pierdolnięta zakonnica oraz Ryszard i Barbara ślubowali, że oddadzą mnie na służbę Kościołowi i wybrali za mnie takie życie. Cyklicznie, gdy tylko chcę wrócić do sportu, lub gdy zaczynam się z kimś spotykać, napadają na mnie, terroryzują, dokonują prób „nawrócenia mnie” oraz zaszczuwają swoimi kłamstwami, które rozgłaszają wszem i wobec. Wielokrotnie traciłam mężczyzn, którzy byli przez nich okłamywani. Jednym z ich wyczynów jest próba wycięcia mi nie tylko macicy (która nie była zrakowaciała, ale po protu miała wiele mięśniaków), ale też jajników. Pojawili się w moim szpitalu i próbowali wpłynąć na zakres operacji. Na całe szczęście nie dałam się wykastrować, tylko zrobiłam odpowiednią awanturę i uratowałam jajniki.

Nie dziwcie się więc ich kłamstwom na mój temat oraz ich próbom łączenia mnie na siłę ze schizofrenikiem Rafałem – uważają, że mam w życiu cierpieć i być z kimś, kogo nienawidzę, bo wtedy ucieknę od niego do Kościoła. Tutaj dochodzi kolejny aspekt tej sprawy i powód dlaczego Nycz i jego znajomi tak bardzo nalegają na moje „nawrócenie”.

Od pozycji kardynała trzeba dużo pisać, a większość ludzi Kościoła to debile, którzy nie potrafią sklecić poprawnie tekstu dłuższego niż akapit. DżejPiTu miał swoją babę, która za niego pisała, Nycz już od dawna, tak samo jak jego poprzednik, szuka kogoś, kto by mu pisał jakieś kościelne teksty. Ma ten problem, że nikt nie chce pisać podobnego ścieku i bzdur jak pisała Połtawska (bo według pogłosek to ona w rzeczywistości była autorką tekstów DżejPiTu). Człowiek wykształcony nie potrafi z przekonaniem pisać podobnego bełkotu, szczególnie jeśli jest ateistą i antyklerykałem, więc powtarzam odmowę za każdym razem. Nycz dobrze wie, że notatki oraz rękopisy, które mi ukradła Renata w czasie moich studiów, należą do mnie. Przejrzał je i już wtedy zarządał, żebym pisała dla Kościoła, bo chwalił moje lekkie pióro.

Tłumaczy to dlaczego brutalnie napadał na mnie po każdej publikacji opowiadania, które było w swojej wymowie antykościelne. Również w tekście, który wygrał konkurs Genius Creations dopatrzył się jakiś elementów satanistycznych oraz demonów czy duchów. Jest to bardzo zabawne, bo tekst jest science fiction i traktuje o hipotetycznym kontakcie z obcą cywilizacją oraz o zaawansowanych SI.

Bez względu na to, jak bardzo mnie ten palant i jego egzorcysta zniszczą, nie podejmę się roli, jaką mi wyznaczył kler, całkowicie łamiąc moja prawa człowieka. Nie jestem marionetką biskupa, z którą wolno mu robić, co chce. Zniszczył mi moje życie osobiste, przez niego nie zostałam żoną i matką. Zniszczył mi moje życie zawodowe, wykonuję pracę, które coraz bardziej nie cierpię, bo zdaję sobie jakie inne oferty pracy straciłam przez zaszczucie, amnezję oraz syndrom sztokholmski. Zniszczył mi też sportową. Za każdym razem, gdy już stawałam na nogi (a ratował mnie klub i trenerzy) i zmniejszałam wagę, żeby wrócić do treningów, byłam atakowana, poddawana praniu mózgu, bo moje zajęcia inne niż kariera kościelna nie podobały się terrorystom z Opus Dei. Bo „inną karierę mi wyznaczyli, bo ty masz iść do Kościoła, a nie włóczyć się po świecie, bo jesteś kurwa, jeśli chcesz być kimś”.

Przykre, że zostały do tego wciągnięte i przyłączyły się do zaszczucia mnie przez Opus Dei moje koleżanki, niszcząc mi życie. Mam nadzieję, że rzeczywiście się już nigdy do mnie nie odezwą.

Renata nigdy nikomu nie pomogła, nie jest psychoterapeutką, tylko schizofreniczną sklepową i znaną w fandomie puszczalską. W czasie studiów ratował mnie po zaszczuciu przez Opus Dei Inferno, jego znajomy psychoterapeuta oraz trener.

Przed Renatą trzeba ostrzegać, bo metody jej „psychoterapii” popychają ludzi do samobójstwa, tak samo jak działania Opus Dei, które pragnie zaszczuć z wynikiem śmiertelnym wszystkich, których nie udaje im się „nawrócić:. A ja naprawdę nie mogę potwierdzić słów fanatyków, którzy słuchają swoich „świętych”, przekazujących im podobno „wolę Boga”.

Renata nie umie pływać i równie mało wie o psychoterapii. Ratowałam ludzi przez nią rozharatanych i psychicznie zniszczonych. W czasie jednego z konwentów ratowałam również osoby, które próbowała „uczyć pływać” przez zmuszanie ich do oddychania wodą, bo to jej podpowiadała jej psychoza. Własne dziecko trzymała przemocą w zanurzeniu, bo „wiedziała”, że to najlepsza metoda uczenia. Są z nią i jej bratem problemy od zawsze.

Proszę ich nigdy nie pytać o mnie czy innych ludzi, bo zawsze twierdzą, że wszystkich znają i zawsze produkują całe mrożę bzdur i schizofrenicznych pomówień, którymi można sobie tyłek podetrzeć, a nie się nimi kierować w życiu.

Terapie

Nieleczący się schizofrenicy wybierają sobie ofiary, które potem nękają całe życie. Dwoje moich przyjaciół straciło w wyniku zaszczucia przez schizofreników życie, ja sama ledwo wegetuję i walczę z syndromem sztokholmskim. Niestety wywołać ten syndrom jest łatwo, szczególnie w miejscu pracy. Wystarczy zmusić ofiarę schizofreników do rozmów z gwałcicielem, lub gwałcicielami, a z reguły schizofrenicy gwałcą swoje ofiary. Schizofrenik ma wtedy carte blanche i robi, co chce. Pierze ofierze swojej obsesji mózg, blokuje prawdziwe wspomnienia, wmawia nieprawdę, żeby doprowadzić do takiego stanu, żeby ofiara potwierdziła w końcu jego urojenia.

Schizofrenicy podają się bardzo często całkowicie fałszywie za rodzinę swoich ofiar, ich spowiedników czy też mężów lub żony. Są bardzo aktywni i gromadzą wokół siebie cały gang idiotów, którym wmawiają, że ich ofiara jest groźna i trzeba błyskawicznie interweniować. Oczywiście jest wręcz przeciwnie – agresywne i groźne są jednostki wspierające schizofreników, którzy tabunami gromadzą się wokół, a także w samym Kościele. Także wjazdy schizofreników w miejsca pracy ofiar ich obsesji to codzienność psychiatrii. Bardzo ważne jest w takich sytuacjach, żeby ludzie z otoczenia ofiar zachowali się odpowiednio, a nie dołączali do grupy schizofreników z pochodniami i widłami. Podtrzymują w ten sposób wszystkie urojenia schizofreników i wcale im nie pomagają, niweczą też wysiłki osób, które próbują przekonać schizofreników, że powinni się leczyć. W Polsce jest dobrowolność leczenia, także pacjenci psychiatryczni muszą wyrazić zgodę. Rodzina schizofrenika może złożyć wniosek w Sądzie Opiekuńczym, ale bardzo często sami są tak wyczerpani psychicznie, że nie mogą temu sprostać. Ofiary muszą zeznawać, ale bardzo często kontakty z niebezpiecznymi schizofrenikami kończą się amnezją, związaną ze stresem. Mamy bardzo kiepski system prawny w Polsce, a Policja nie jest przygotowana na radzenie sobie z licznymi donosami schizofreników na zdrowe osoby.

Nikt ze schizofreników, którzy przyłazili do mojej pracy, nie jest ani kimś z mojej rodziny, ani też żadnym moim „spowiednikiem” – jestem ateistką od dziecka oraz poganką. Rafał nie jest moim „mężem”, a Renata nie jest „profesor psychologii”, jest durną sklepową z rozwiniętą schizofrenią. Schizofrenicy bardzo często podają się za psychologów czy psychiatrów, pewnie dlatego że mieli kontakt z tymi specjalistami, którzy namawiali ich na leczenie. Schizofrenicy też czują przymus „leczenia” osób, które nie potwierdzają ich urojeń.

Renata ma za sobą historię ludzi, których zniszczyła podając się za psychologa i prowadząc ich „terapię”. Znam jej ofiary. Naprawdę nie należy jej nikomu polecać, bo kończy się to czasem bardzo tragicznie, nawet samobójczą śmiercią, nie tylko problemami z psychiką. Widziałam kiedyś na konwencie, jak próbowała swoje własne dziecko „uczyć pływać”, trzymając je pod wodą i ucząc oddychania wodą jak powietrzem. Jest skrajnie niebezpieczna. Sama nie potrafi pływać, ani nigdy nie chciała się nauczyć. Nigdy też nie była moją przyjaciółką. Usunęli ją z podstawówki za to, co mi robiła razem ze swoim gangiem. Szkoda, że Avangarda jest pod wpływem schizofreników, którzy rządzą warszawskim klubem. Ale cóż, od bardzo dawna wiadomo mnie i moim przyjaciołom, że w Warszawie nie ma żadnego klubu miłośników fantastyki. Tylko desperaci i ludzie niezorientowani przychodzą na spotkania Avangardy.

Zemsta Opus Dei

Nie tyłka ja przeszłam piekło z powodu obrażonej katechetki lub katechety. Spotkało to tez dwie inne osoby, o których wiem. We wszystkich wypadkach skończyło się to gwałtem i zaszczuciem. W literaturze fachowej coś takiego nazywa się „zaszczuciem przez księdza” – jest to sytuacja, kiedy zakonnica czy ksiądz dochodzi do wniosku, że musi bronić swojego „autorytetu”, jakby jakiś mieli.

W moim przypadku katechetka doszła do wniosku, że pochodzę z rodziny schizofreników – autentycznie nie mogła uwierzyć w historię mojego taty, który pochodząc z arystokratycznej rodziny przyjechał do Polski w z Francji. Nie wiedziała, że powodem było zaszczucie przez schizofreniczkę, która podawała się za jego „żonę”. Miała swoich pomagierów, skończyło się to wszystko plajtą interesu mojego taty oraz jego próbą samobójczą, bo do takiego złego stanu go to babsko doprowadziło.

Niestety schizofrenicy to złoto dla Kościoła. Nie chodzi tylko o to, że się łatwo kurwią i łatwo wchodzą różnym ludziom do łóżka, żeby ich urobić. Przede wszystkim Kościół Rzymsko-Katolicki wykorzystuje osoby chore psychicznie w swoim – nazwijmy to tak – modelu biznesowym. Kolejne beatyfikacje i kanonizacje to z jednej strony show dla mas, ale z drugiej niezbędny element, dzięki którym ktoś w Kościele może awansować. Do biskupa można dotrzeć bez odnalezienia „świętych”. Jeśli ktoś ma ambicje iść wyżej, to musi on sam albo jego ludzie „odkryć świętą” – czyli odnaleźć schizofrenika, który będzie wieszczył, lub bredził na temat ludzi, których nigdy nie spotkał. Renata i Rafał zachwycili wysłanników wściekłej na mnie zakonnicy, która od od razu chciała mnie wciągnąć do Kościoła, chociaż ja nie miałam na to żadnej ochoty.

Od tamtej pory wszystko, co tylko powie Renata lub Rafał jest przyjmowane przez ludzi Kościoła jak prawda objawiona i nie było sposobu, aby wybić tym ludziom różne fałszywe przekonania na temat mój lub mojej rodziny. Do tej pory ci schizofrenicy majtają jak chcą Kościołem oraz Nyczem. Osoba, która zaprzecza słowom schizofreników – aka „żywych świętych” jest poddawana egzorcyzmom, które mogą trwać nawet do śmierci ofiary z wyczerpania. Wydawałoby się, że jako ateistka oraz poganka powinnam być bezpieczna, ale nie nie wśród imbecyli otaczających Kościół. Już w moim dzieciństwie Nowacy, kierując się urojeniami schizofreników z mojej podstawówki, uznali, że moi rodzice są dla mnie nieodpowiedni i obwieścili się moimi „nowymi rodzicami”. Od tamtej pory mnie prześladują, co w kościelnym języku jest określane jako „opiekowanie się” – do tego wszystkiego uważają, że mają prawo żądać jakiś pieniędzy za „opiekę” lub wymuszać „okup” za to, że dadzą mi spokój. Nowacy uznali, że jako „opiekunowie z ramienia Kościoła” mają prawo wbrew moim protestom wydać zgodę na egzorcyzmy. Pranie mózgu i zastraszanie, związane z egzorcyzmem oraz „leczeniem” przez schizofreników, prawie skończyło się moim samobójstwem. Oczywiście wszystko odbywało się w moim miejscu pracy, a ochrona się tylko temu przyglądała.

Ale wróćmy do wypadków z mojego dzieciństwa. Po tym „odkryciu mnie” jako materiału na „świętą” lokalny ksiądz powiadomił biskupa, bo to biskupowi zawsze najbardziej zależy na „nowych świętych”, którzy mają być znakiem na łaskę Boga. Przy okazji pan biskup był napalony pedofilem i w ramach przyuczania mnie do moich obowiązków (wszak schizofrenicy się chętnie puszczają i zarabiają w ten sposób pieniądze) zgwałcił mnie oralnie w mojej podstawówce.

Kler nie ma przyzwoitości i swój plan z mojego dzieciństwa. Oprócz Nycza kilka innych osób też ma dużo za uszami. I nie można nic zrobić, bo to certyfikowani wariaci.

Nic nie poradzę na to, że kosmopolityczne drzewo genealogiczne mojego rodziny jest prawdą. Nie mam też wpływu na to, że mój ojciec schronił się w Polsce przed gangiem schizofreników, który go wygnał z Francji, przy okazji skłócając z rodziną. Żaden fakt z mojej biografii też nie jest dowodem na moją chorobę psychiczną. To że nie chcę znać schizofrenika Rafała oraz schizofreniczki Renaty też nie wynika z jakiś zaburzeń, jest to naturalna reakcja. Nycz jest moim osobistym wrogiem, a nie przyjacielem. Nie jestem, kurwa, jak usłyszałam od kogoś, kochanką Nycza. Wypraszam sobie. A jeśli ktoś się zastanawia – żeby określić coś jako gwałt oralny wystarczy wepchnięcie komuś do ust penisa, gdy ofiara została rzucona na kolana i unieruchomiona przez kilku zbirów, co w zasadzie czyni z tego gwałt zbiorowy.

Nycz, jak mi powiedział, uważa, że ma prawo do każdej kobiety, która mu się tylko spodoba, bo gwarantuje mu to jego stanowisko. I jak powiedział, ma „nadzieję, że jednak zostanę jego kochanką”. Niestety nieleczący się schizofrenik, czyli ktoś taki jak Nycz, w pewnym wieku przy uszkodzeniach mózgu charakterystycznych dla tej choroby zmienia się w gwałciciela i pedofila, który chce dymać wszystko, co tylko nie ucieknie przed nim na drzewo.

Mam nadzieję, że to dostatecznie tłumaczy wątpliwości, kim jestem.

Taka sytuacja

Zostałam przed pewną plagiatorkę i operatorkę Chata GPT w jednym pomówiona o chorobę psychiczną. Miałaby się ta choroba między innymi objawiać w ten sposób, że złośliwie niszczę jej życie, nie dając jej ukochanemu rozwodu. Nie dociera do tej osoby, że jej ukochany jest znanym Policji i wielokrotnie weryfikowanym przez psychiatrów schizofrenikiem. Jestem – tak jak jej już dawno tłumaczyłam – panną, umieszczam na dole odpowiednie zaświadczenie.

Oczywiście jak to zwykle ze schizofrenikami wszystko jest całkowicie na odwrót. To ta plagiatorka zniszczyła mi życie. Jej działania świadczą o chorobie psychicznej (albo o uzależnieniu od osób chorych psychicznie, co praktycznie jest tym samym). Nikt zdrowy psychicznie nie jest w stanie zrozumieć logiki jej działań. Będąc zakochaną po uszy w Rafale (owym schizofreniku), wiele lat temu postanowiła odbić mi na złość narzeczonego. Z tego, co mi ten facet powiedział, został tak zaszczuty, że przestał kontaktować i rozumieć, co się dzieje. Wtedy plagiatorka zbiła mu się w usta i zmusiła do czegoś, co z mojego punktu widzenia, wyglądało na namiętny pocałunek. W swojej chorobie psychicznej uważała, że zmusi mnie to do „przypomnienia” sobie, że „mam męża” i że w końcu dam mu rozwód. Zamiast tego oczywiście zniszczyła moje zaufanie do narzeczonego. Zareagowałam furią i złością na niego za to, że nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby wcześniej ze mną zerwać osobiście.

Oczywiście jeśli rozważamy jej osobisty zysk, nie ma w działaniach plagiatorki żadnego sensu, jeśli chce wyjść za Rafała. Sens za to widzą w tym schizofrenicy z rodziny Rafała, szczególnie jego siostra. Ich obsesją od początku podstawówki jest zmuszenie mnie do poślubienia tego człowieka. Jest to powód niszczenia mi po kolei wszystkich związków oraz pomawiania różnych związanych ze mną mężczyzn o gwałty. Podobnie do plagiatorki zachowała się koleżanka z klasy mojego poprzedniego narzeczonego. Też była przekonana, ze jest to sposób na „odzyskanie” Rafała i zmuszenie mnie do rozwodu. Uciekam przez Rafałem od zawsze. Nigdy nie byliśmy razem.

A siostra Rafała jest schizofreniczką jak jej brat oraz rodzice. Nie jest „Yennefer”, nie jest też wielką panią psycholog, która diagnozuje „Alzheimera” (którego zresztą powinien diagnozować neurolog, czyli ktoś taki, jak moja rodzona matka i siostra). Niestety, jak to zwykle się dzieje w przypadku ofiar obsesji schizofreników, jestem pomawiana o chorobę psychiczną, bo nie chcę potwierdzić urojeń schizofrenika, który dąży do doprowadzenia świata do takiego stanu, jaki zacznie być zgodny z jego urojeniami.

Niech sobie Krystyna bierze tego schizofrenika i spierdala. Nic jej nie zrobiłam. To ona odpowiada za całą kampanię oszczerstw na mój temat.

A zaświadczenie jest z bieżącego roku, na blogu można znaleźć cały dokument.

Gang schizofreników

W zasadzie muszę napisać korektę czy też krótkie wyjaśnienie – schizofreniczne rodzeństwo, Renata i Rafał, którzy mnie gnębią i prześladują od podstawówki wraz ze swoim schizofrenicznym ojcem-pedofilem, gwałcicielem dzieci, szczęśliwie już zdechłym (schizofrenicy bardzo często są pedofilami i gwałcicielami) i równie schizofreniczną matką, nie należą formalnie do rodziny Nowaków, chociaż są równie chorzy psychicznie i się nawzajem nakręcają. Traktuję ich jednak jak jeden gang lub klan, bo spaja ich i koordynuje schizofreniczne działania Nycz, podtrzymując ich urojenia. Kościół to jest ich punkt styczny, zna i wspiera te dwie grupy. To Nycz wbrew moim zapewnieniom, że jest inaczej, wszędzie przedstawiał Nowaka jako „mojego ojca” (który miał mu powiedzieć, że jestem „kurwą” – stąd też akcje Nycza, który zapragnął mnie sprzedawać i być moim alfonsem). Obie te grypy nic nie mają ze mną wspólnego. Za to dużo mają wspólnego ze sobą – czyli są pierdolnięci bardziej niż Kapelusznik z Alicji w Krainie Czarów.
Nikt z mojej rodziny na nazywa się Nowak. Nie znam bliżej żadnego Nowaka, doznaję traumy, gdy rozmawiam z jakimś Nowakiem, nawet z innej części kraju.

⛧⛧⛧

Od dzieciństwa mam na karku schizofreniczną rodzinę Nowaków, którzy twierdzą, że są moimi „opiekunami” z ramienia „Kościoła”. Czasem też kłamią, że są moimi „opiekunami prawnymi”. Jedna osoba z tej rodziny ma urojenia, że Rafał jest moim mężem (mam na blogu zaświadczenie o stanie cywilnym i jestem panną) oraz że ma on ze mną dziecko. Jego krewni upierają się, że są moimi „rodzicami chrzestnymi”. Z tego, co wiem, Rafał wierzy w to samo i jest urojenia Rafała.

Nowacy przyczepili się do mnie z powodu plotek rozsiewanych przez moją katechetkę. Skąd wzięli się Renata i Rafał, nie wiem. Możliwe, że chodzili do tej samej podstawówki, a potem uciekli, gdy chciano ich leczyć psychiatrycznie. Nigdy – brew obsesji Rafała i jego siostry – nie byłam z nim w związku. Zniszczył mi po kolei razem ze swoimi dziewczynami wszystkie moje związki swoimi urojeniami oraz kłamstwami.

Mam zdjęcie z moimi chrzestnymi – są nimi moja siostra i mój wujek. Pokazywałam je w latach dziewięćdziesiątych, żeby wariatom udowodnić, kim są moi rodzice chrzestni i że na pewno nie są nimi oni. Pomimo braku większego podobieństwa niż rodzinne (na zdjęciu wszak jest moja rodzona siostra), schizofrenik stwierdził, że jest to nasze zdjęcie z naszym „dzieckiem”.