Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Hello Kitty

Od dawna Nycz oraz jego zawodowi „święci,” których reszta świata okręśla jako schizofreników, próbują przerobić mie na fanatycznego członka Opus Dei. Ich pechem jest, że wybrali sobie na cel kogoś, kto od zawsze jest zdeklarowaną metalową oraz satanistką i świadomym przeciwnikiem Kościoła. Od dzieciństwa powtarzają się napady na mnie, akcje terroru oraz prania mózgu, które mają przekonać, że muszę się dostosować do urojeń jednego z dzieci z mojej podstawówki, bo przez nie (czyli Renatę) przemawia Bóg, a jego się nie odmawia.

Zamierzam odmawiać aż do śmierci. Co gorsza dowiedziałam się, że pomimo mojej apostazji mają zamiar dalej mnie zadręczać, bo zdaniem ten sekty mam obowiązek cofnąć apostazję i przepraszać. Absolutnie też tego nie zamierzam zrobić.

Sekta Opus Dei przedstawiła mi swoje żądania. Czyli dowiedziałam się, co mi wolno robić, jakie ubrania mam nosić i tak dalej. Na liście rzeczy zabronionych znalazła się też bajka o wdzięcznym tytule „Witaj Kotku”, czyli Hello Kitty. Tylko ktoś bardzo głupi mógł uznać, że z powodu liter „hell” ze słowa „hello”, można bez ocierania się o śmieszność, oskarżać niewinną kreskówkę przeznaczoną dla najmłodszych o satanizm.

Jeśli nie wiecie Pokemony są też na czarnej liście Opus Dei. A te znalazły się z powodu „wskrzeszania” martwych zwierzątek. Znaczy się, oskarżyciele postanowili zignorować fakt, że zawodnicy walk tylko mdleją i dostają eliksiry na wzmocnienie, ale cóż, nie spodziewajmy się logiki u zawodowych świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego, wszak to schizofrenicy.

Próbowałam zrozumieć, czym podpadł heavy metal Opus Dei, ale nie potrafili mi tego wytłumaczyć. Prawdą jest, że ich olbrzymia awersja może być związana z zazdrością schizofrenicznej lesbijki, która ich prowadzi, ale musi zrozumieć, że wolę mężczyzn, nawet jeśli noszą długie włosy.

Trochę sobie żartuję z tego tematu, bo prawdę mówiąc, Opus Dei jest znane z zabijania metali od bardzo dawna, nie potrzebowali „objawień” Renaty, żeby nas nienawidzieć. Wiem, bo dokopałam się nawet w czasie studiów do podręcznika, który o tym wspomniał.

Opus Dei spełnia wszystkie elementy z definicji sekty, jakie poznałam w czasie studiów. Czyli między innymi posiada jako swoją przywódczynię schizofreniczkę, która wszystkim rządzi. To że jednym z moich wybranych przedmiotów na Wydziale Psychologii była psychologia religii, nie znaczyło, że jestem dewocyjną katoliczką. Wręcz przeciwnie. Podręczniki do tego przedmiotu wprost określały organizacje religijne, jako zupełnie niepotrzebne i koncentrowały się metodach manipulacji, do jakich sięgają funkcjonariusze różnych Kościołów w celu kontrolowania swoich wyznawców i przekonania ich, że mają swój Kościół utrzymywać. Poznałam też mechanizmy jakimi sekty kontrolują swoich członków. Wszystko zgadza się jeden do jednego z tym, co mnie spotkało. Przeszłam przez zastraszanie, szczucie na mnie wszystkich ludzi z mojego otoczenia, a także próby doprowadzenia do mojej śmierci samobójczej, jako kara za nieposłuszeństwo. Bo zasada jest taka, że sekta nie pozwala nigdy odejść.

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawę, że duża część Kościoła to po prostu federacja sekt, które robią dokładnie to samo, co inne sekty. Czyli między innymi przez metody zastraszenia przejmują majątki swoich członków. Nie oddam swojego mieszkania i innych ewentualnych pasywów czy aktywów. W moim przypadku sekta Opus Dei popełniła bardzo duży błąd wciągając mnie do swojej organizacji wbrew mjej woli i wbrew mojemu sprzeciwowi, tylko dlatego że biskup wyznaczył bezprawnie – ale zgodnie z jego urojeniem – schizofrenika Ryszarda na mojego „opiekuna”. Ryszard nie może za mnie decydować, chociaż Kościół uważa inaczej, bo ten schizofrenik zgodził się w moim imieniu na „egzorcyzmy” i te zjeby uznały to za wiążące. Ale wiem, że od początku był to skok na kasę, który wykonała ta sekta i nic się nie zmieniło. Nadal próbują mnie ograbić ze wszystkiego. Od początku żądał „okupu” (czyli wszystkiego co mam) za to, że zostawi mnie w spokoju.

Moje podejście do tej sprawy jest, że nigdy nie byłam w Opus Dei, bo nie uznaję bezprawnych i sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem decyzji różnych biskupów. Ryszard jest dla mnie osobą obcą, z tym że owszem razem ze swoją rodziną prześladuje mnie całe życie.

Ludzie muszą wiedzieć, że według zebranych przeze mnie informacji, ruch kadrowy w Kościele odbywa się zgodnie z treścią „objawień” schizofreników. A Kościół, szczególnie jego wdzięczni schizofrenikom za awanse hierarchowie, też na podstawie „objawień” schizofreników dyktuje politykom, jakie prawa powinny być uchwalone.

Naprawdę czas już zatrzymać tę karuzelę szaleństwa.

Jeśli Nycz lub ktoś z rodziny Ryszarda powie wam, że się ze mną przyjaźni, to go wyśmiejcie. Nic nie wie o mnie poza tym, co sobie różni schizofrenicy z tej rodziny uroili i puścili jako „sprawdzone” plotki.

Tak, jasne, Renata (lub schizofrenik, który nie jest moim mężem, chociaż tak sobie roi) sprawdziła. W swojej pełnej urojeń głowie.

Potwierdzenie mojej apostazji, której nie cofnę za nic, do znalezienia na blogu.

Brak wiary

Muszę ostrzec – według Nycza, a komu można bardziej ufać w kwestiach teologicznych – choroby psychiczne nie istnieją. Nie chce mi się teraz grzebać w Katechizmie, ale podobno wynika to z jego zapisów. A co istnieje zamiast chorób psychicznych? Opętania oraz wizje świętych.

Opowiadałam już o prześladujących mnie „świętych” Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czyli o schizofrenikach z okolic mojej podstawówki, którzy całkowicie nielegalnie postanowili się mną „opiekować”, co im klepnął ówczesny biskup. Nycz przejął pod koniec lat osiemdziesiątych moją „sprawę” po nim.

To właśnie na tę całkowite nielegalną decyzję powołuje się Ryszard, kiedy mówi o sobie, że jest moim „opiekunem prawnym”. Oczywiście dla reszty świata poza katolickim betonem oznaczałoby to, że jest moim krewnym i zostałam sądownie ubezwłasnowolniona. Jest to całkowita nieprawda, bo nigdy nie było do tego innej podstawy niż bełkot schizofreników i nie jest moim krewnym, a ubezwłasnowolnił mnie Kościół, polegając na słowach schizofrenika i kierując się całkowicie niedopuszczalnymi w państwie prawa zapisami z Katechizmu.. Ludzie związani z Opus Dei całkowicie nielegalnie nazywają Ryszarda moim „ojcem”, a Barbarę moją „matką”.

Jedyna choroba psychiczna, w jaką wierzy Kościół, to brak wiary i leczą ją egzorcyzmami. Dodatkowym problemem jest, że zgodnie z katolicką teologią, ich „święci” , którzy dla całej reszty świata są po prostu durnymi schizofrenikami, mają mieć różne wiadomości przekazywane im przez Boga. i nie wolno w te przekazy wątpić. Wyrażane wątpliwości w „świętość” tych ludzi zaś są uznawane za oznaki opętania. Niestety z tego powodu mam już wyznaczonego stałego egzorcystę, który mnie napadł pracy. Nie wiem, dlaczego nikt mi nie pomógł w tej sytuacji i go nie wyrzucił. Oczywiście, że nie zgodziłam się i nie zgodzę na żadne egzorcyzmy, wszystko, co mnie spotkało, było nielegalne.

Katolicki zabobon powoduje, że takie osoby jak ja bywają zadręczone na śmierć w czasie egzorcyzmów. Umierają również czasem z wyczerpania, bo nie potrafią potwierdzić słów „świętych”, bo to po prostu stek bzdur wyprodukowany przez schizofreniczne mózgi i nie ma w tym nic nadnaturalnego.

Ludzie ratujcie się póki czas i składajcie apostazje, bo tez możecie stać się celem ataku tego (lub innego) schizofrenicznego gangu, a jak widać na moim przypadku taki schizofrenik potrafi poruszyć nie tylko machinę kościelna, ale też państwową oraz okłamie całe rzesze psychoterapeutów oraz psychiatrów, aby tylko dorwać swoją ofiarę i się wzbogacić. W moim przypadku nie było szans, żebym zgodnie ze schizofrenicznym planem poszła do klasztoru i im zostawiła swój majątek, ale w przypadku kogoś, kto był inaczej wychowany i był religijny, z łatwością daliby przeprowadzić swój plan.

Wmówiliby kobiecie po traumie, że musi „odpokutować” gwałt na niej w klasztorze, bo to kobiety „kuszą”. Na całe szczęście nie jestem wychowanką kultury gwałtu, czy katolickiej kultury niewolnictwa, więc moją reakcją było tylko wzruszenie ramionami. I wiem, że odpokutować za gwałty zainicjowane oraz wykonane przez schizofreników, powinni sami schizofrenicy. Na całe też szczęście żaden Kościół, czy przedstawiciel kleru, nie jest dla mnie autorytetem i nie musze wykonywać jego poleceń. A zatem nie zgadzam się z władzą Ryszarda nade mną. Nie jest moim „opiekunem prawnym” i nie ma prawa żądać, żebym wypełniała jego wolę i została zakonną służką jego córki, przekazując jej cały majątek. Mam też dosyć wysłuchiwania jej poleceń, żebym tej krypto lesbijskiej schizofreniczce wylizała pipę. Takie żądania już w podstawówce stawiała i wtedy również zostały odrzucone. Jej wątpliwe – bo schizofrenicy są z reguły bardzo aktywni seksualnie – dziewictwo to efekt jej orientacji seksualnej, a nie „świętości”. Wcale nie zamierzam, jak mi kiedyś w dzieciństwie proponowała, trzymać się nią za rączki i razem dochowywać „czystości”, żeby później z nią się pieprzyć w Niebie. Przy czym oczywiście zapewnia, że z łaski pozwoli się wylizać. Obrzydza mnie, bo jestem stuprocentowo hetero. Zrozumcie mnie dobrze, przyjaźnię się z lesbijkami także, ale takie propozycje są nie do przyjęcia.

Profilerzy nie mają żadnych wątpliwości, co naprawdę schizofrenikami kieruje. I to oni mają rację, a nie Kościół, czy okłamywane przez gang schizofreników różne tępe pindy.

Jestem ateistką od dzieciństwa i wychowano mnie tak, ze sama potrafię myśleć. Żaden Nycz nie ma prawa za mnie cokolwiek mówić, czy robić. Ludzie, którzy za nim poszli, są moimi osobistymi wrogami.

A kobiety mają prawo do przyjemności w łóżku i mówienie o tym głośno nie czyni z nikogo kurwy. Mam nadzieję, że dla wszystkich jest to jasne, bo dla mojej dawnej katechetki nie było. Dla Ryszarda też nie jest.

Sidrel

Oba opowiadania o Sidrelu – sidhe, który musi żyć w świecie fantasy, podbitym przez ludzi, którzy wyznają bardzo mroczną wersję chrześcijaństwa, napisałam po wydarzeniach roku dwutysięcznego. Były moją odpowiedzią na to, co mnie spotkało w czasie konwentu.

Byłam świadkiem, jak zawodowy dusiciel-gwałciciel-schizofrenik z Opus Dei dusił Breta. Prawie go zabił. Ten sam człowiek skutecznie udusił lata wcześniej Bartka. Bartkowi nikt nie pomógł, chociaż wcześniej był brutalnie zaszczuwany w czasie konwentów i na uczelni. Ostrzegał mnie, żebym nie przychodziła na konwenty. Ja pomogłam Bretowi. Kopnęłam duszącego go zbira w tył kolana. Na całe szczęście puścił swoją ofiarę. Zostałam potem też zaszczuta, aż do utraty pamięci, ale Bret – w przeciwieństwie do Bartka – przeżył. Bardzo mi w życiu pomogło, że tata mnie uczył podstaw krav magi.

Ludzie, którzy potem się kontaktowali z Amerykanami, nigdy nie byli moimi przyjaciółmi, żadna z córek czy krewnych Ryszarda w życiu nie studiowała. A Dorota, z którą podobno byłam na roku, jest dla mnie osobą całkowicie obcą. Jeżeli nawet studiowała w tym samym okresie co ja, to rozmywała się z tłem. Ryszard też nigdy nie studiował, wręcz przeciwnie, jak wielu schizofreników trafił do szkoły specjalnej. Schizofrenicy lubią „leczyć” swoje ofiary, czy torturować psychicznie (bo ich prawdziwe życie różni się od urojeń schizofreników, a ci czują przymus zwycięstwa nad swoją ofiarą i nie przyjmują do wiadomości, że są chorzy), ale nie robi to z nich terapeutów. Ci ludzie to niebezpieczny gang schizofreników oraz świry z Opus Dei i trzeba przed nimi ostrzegać.

A jeśli ktoś jeszcze myśli, że przesadzam, to niech się zastanowi. Czy naprawdę wierzycie, że moja mama neurolog była prostytutką? Podobnie jak ja? A takie bzdury jako prawdy objawione podaje Renata oraz jej otoczenie.

Nie dziękuję ludziom, którzy nigdy nie stanęli po mojej stronie. Ich akcje oraz akcje schizofreników całkowicie zabiły moje uczucia do Adama, który wiele razy dał im się. podpuścić. I żadne pranie mózgu, jakie mi zaserwowano, tego nie zmieni, bo – kurwa – pranie mózgu i terror to nie są „metody terapeutyczne” i nie wzbudzą miłości.

Mamy wspólne z Adamem interesy, więc będziemy współpracować.

A co do innych moich planów – no cóż, mój powrót do życia i równowagi psychicznej oznacza, że usiądę niedługo do napisania trzeciego opowiadania o Sidrelu. Będzie jeszcze bardziej zgryźliwe i krytyczne wobec Opus Dei, chociaż Nycz próbował wymóc na mnie zakończenie cyklu, w którym Sidrel przyłącza się do zakonników i pieje hymny pochwalne na temat podkuwania smoków i robienia z nich niewolników. Przy okazji, ten motyw nie pochodzi z Pokemonów (chociaż Pokemon go to teraz moja ulubiona gra), ale jest fantastyczną wersją syndromu sztokholmskiego. prania mózgu oraz wytworzenia nieprawdziwej osobowości. Pisarze w ten sposób odreagowują traumy.

Muszę zaznaczyć, że wszystkie swoje teksty piszę sama, więc wredna schizofreniczka z mojej podstawówki (która dla Kościoła jest oczywiście „święta”, bo każdy schizofrenik jest przez tych zbirów odciągany od leczenia i tulony do piersi), która oskarża mnie o plagiaty i w ten sposób wpływa na sympatie fanów, powinna być wyśmiewana. Tak samo powinna być wyśmiewana jej krewna, która z kolei mianowała się wielką wokalistką heavy metalową i ukochaną Varga (chyba że już się przeniosła na kogoś innego). Żadna z nich nigdy nie była moją przyjaciółką. Obie się podzieliły moimi zajęciami – jedna to niby wielką „skrzywdzoną” pisarką, a druga jest zaszlochaną schizofreniczką, która udaje wokalistkę. Obu nikt nigdy nie skrzywdził – oczywiście oprócz Kościoła, który im sabotuje leczenie. Bo są Kościołowi potrzebne do nękania fanów metalu oraz fantasy.

A PiS ma się ode mnie odpierdolić. Nie jestem wasza. NIe zhańbię się współpracą z tym ugrupowaniem oraz Opus Dei. Ale rozumie waszą desperację, bo macie rzeczywiście bardzo kiepskie zasoby ludzkie. Musieliście rzeczywiście ocipieć, gdy wam pokazano kogoś tak zdolnego jak ja.

Ale każdy ma zawsze prawo odmówić i z niego korzystam, nie trzeba było mnie z tego powodu torturować psychicznie, bo swoich poglądów politycznych nigdy nie zmienię. Bo nie jestem przekupną kurwą. I tyle.

Krzywda

Przepisy, które traktują takich niebezpiecznych schizofreników jak Ryszard, dokładnie tak samo, jak osoby z depresją, czyli pozostawiają ich własnej decyzji kwestię leczenia, sprawiają, że tacy schizofrenicy bezkarnie mordują ludzi, a także dezorganizują pracę całych instytucji, a nawet państwa.

Podejrzewam, że większość samobójstw, szczególnie gwiazd, jest spowodowana przez nękanie przez schizofreników, bo ci nie tylko duszą swoje ofiary – jak sama już byłam kilka razy duszona przez osoby z prześladującego mnie polskiego gangu schizofreników – ale też torturują psychicznie, aż do wymuszenia samobójstwa ofiary. Jakoś udawało mi się do tej pory ujść z życiem. Mam też za sobą próby samobójcze, jako dorosła na całe szczęście sama się z nich wycofywałam i nie robiłam niczego nieodwracalnego, jak skok z okna.

Ludziom, którzy nic nie wiedzą o psychologii klinicznej, wydaje się, że wrzaski, krzyki i terroryzowanie innych osób, są neutralne. To absolutna nieprawda i ludzie z psychologicznym przygotowaniem w życiu sobie nie pozwolą na takie zachowanie. Niestety jesteśmy gatunkiem społecznym i ewolucja sprawiła, że nawet jeśli wiemy, że wmuszane w nas przekonania są błędne, zaczynamy się nimi przejmować i wpływają na nasze zachowanie.

-Psycholodzy są bardzo wyczuleni na różne formy przemocy w tym też werbalne. Posiadamy w naszych mózgach neurony lustrzane, które sprawiają, że odczuwamy to samo, co osoby w naszym otoczeniu. To się nazywa empatia. Empatia sprawia, że terrorysta jest w stanie narzucić swojej ofierze swoje przekonania i nawet wmówić wiele rzeczy, bo jest w stanie „shackować” jej mózg. Ofiara terroru może nawet stać się bezbronną marionetką, która nie jest w stanie kontrolować swoich ruchów, tylko obserwuje, co robi. Opowieści o ludziach przerobionych na zamachowców-zabójców, którym rusza jakiś program i pozbawieni własnej woli zabijają się pociągając za sobą innych ludzi, dla psychologa zajmującego się terrorem, nie są popkulturową bajką. Każdego można tak zniszczyć.

Bardzo duży stres towarzyszący terrorowi sprawia, że ludzie tracą pamięć. A przy takiej amnezji ofiara prześladowania jest bezbronna, bo poddaje się prześladowcy, który wmawia się swoją nieprawdziwą wersję wydarzeń. Jest to bardzo groźne nawet w przypadku zwykłych konfliktów, kiedy ludzie się nie dogadują, bo zawsze istnieją odmienne wersje wydarzeń. Nie siedzimy w głowach innych ludzi i mamy zawsze szczątkowe informacje, które uzupełniamy własnymi wyobrażeniami i wiedzą o świecie. Stąd na przykład komuś, kto jak ja nie wiedział, że Adam był ofiarą gangu schizofreników i że to oni nim sterowali, może się wydawać, że jest psychopatą i narcyzem. Wersja o narcyzmie Adama nie jest do końca zgodna z rzeczywistością, ale posiadałam do niej prawo. I nikt nie miał prawa mnie niszczyć. Mógł co najwyżej uzupełnić mi informacje o tym, co się stało. Wtedy sama bym dokonała korekty przekonań. Na czymś takim w dużej części polega terapia. Ale główne założenie jest takie, że pacjent ma prawo do swojej wersji wydarzeń i zawsze się go w tym wspiera. Inaczej się go niszczy i rozwala mu psychikę, co bardzo często prowadzi do samobójstwa. Dlatego też ludzie mają prawo do swoich decyzji i wyborów życiowych, nawet tych błędnych. Możemy ich tylko zapewnić, że jeśli dojadą do wniosku, że się pomylili, to nadal ich wspierając i bez osądzania, pomożemy im wydostać się z niebezpiecznej sytuacji. Tak zachowuje się prawdziwie cywilizowany człowiek, a nie dzikus z lasu.

W mojej sytuacji takie wspieranie było szczególnie ważne, bo miałam do czynienia z niebezpiecznymi schizofrenikami, którzy wmawiali mi swoje urojenia, które były i są całkowicie niezgodne z rzeczywistością. A dlaczego wmawianie ludziom nieprawdziwych wersji wydarzeń jest tak niebezpieczne? Wmówienie ofierze, szczególnie takiej która już ma amnezję (spowodowaną już przez stres i zaszczucie), prowadzi do poważnych problemów psychicznych. Człowiek staje się bardzo słaby psychicznie, wpada wręcz w psychozę (bo nie może egzystować z wmówionymi, nieprawdziwymi wersjami wydarzeń, które przeczą temu, co wie) i z reguły popełnia samobójstwo, szczególnie jeśli go do tego nakłania i zmusza schizofrenik, a wielu schizofreników bardzo lubi w ten sposób ludzi zabijać, bo cierpi na urojenia, że dzięki samobójstwu jego ofiara przyznała mu rację, więc wariat napawa się swoją wyższością.

Mam odpowiednią wiedzę, żeby się sama diagnozować i traf chciał, że w czasie lotu w Kanadzie zaczęłam o tym rozmawiać z moimi metalowymi przyjaciółmi. Zorientowałam się na czym polega moja amnezja i że schizofrenicy wytworzyli u mnie fałszywą osobowość, zgadzającą się w dużej części z ich urojeniami. Na pokładzie był też amerykański psycholog-psychoterapeuta, który potwierdził moją diagnozę. Moi znajomi Amerykanie zawsze mieli najlepszą wiedzę o tym, co mi jest i w jaki sposób mi pomóc. Szkoda, że moi polscy znajomi w czasie kolejnego konwentu, na który trafili Amerykanie z misją pomocy, okazali się być prostakami i prymitywami, którzy storpedowali prawdziwe próby wyciągnięcia mnie z problemów psychicznych. Zostałam wtedy tak przez Polaków zniszczona, że do tej pory się wygrzebuję z różnych problemów.

Bret I jego znajomi w prawidłowy sposób stawiali mnie na nogi także później. Bardzo nie dziękuję tępakom, którzy zniszczyli mi życie, niwelując dobry wpływ amerykańskiego psychoterapeuty ii zamiast tego wydali mnie na pastwę schizofreników, którzy u mnie w pracy robili, co chcieli i wmawiali mi, co tylko chcieli. O mało co, a bym się przez to zabiła. Wariaci z polskiego fandomu doprowadzili do tego, że ich urojenia i schizofrenia zniszczyły mi życie do końca, a ja musiałam przez lata wyrzucać z głowy fałsze wmówione mi przez fanatyków z Opus Dei oraz ich wariatów i „świętych”. Nadal jeszcze długo będę wracała do pełnej sprawności mentalnej i fizycznej. Za co, jak już wspomniałam, nikomu nie dziękuję.

Na moim przykładzie widać, dlaczego ludzie mają obowiązek rozmawiać ze sobą w sposób cywilizowany oraz szanować swoją autonomię i prawo do posiadania innego zdania oraz podejmowania własnych decyzji. Ludzie powinni przede wszystkim tępić agresje słowne i zaszczuwanie innych ludzi. Z ludźmi się rozmawia delikatnie. U mnie w domu też panowały takie zasady i nie wyobrażam sobie, że można się inaczej odnosić do ludzi. Mój szok wywołało chamstwo osób, które uważają się za elitę polskiego fandomu.

A tępe kurwy (mówię o charakterze) nie mają prawa „diagnozować” swoich koleżanek, jeśli nie mają za sobą kursów psychologii klinicznej i psychoterapeuty. Podejrzewam zresztą, że takie panie nawet w życiu nie słyszały o takiej specjalizacji psychologicznej. Niestety spotkało mnie to samo, co mojego tatę we Francji – czyli schizofrenicy zwrócili przeciwko mnie całe moje otoczenia. Tylko miałam mniej szczęścia od niego i nie udało mi się uciec do innego kraju, chociaż bardzo chciałam.

Bardzo wam, kurwy, nie dziękuję za to, że uniemożliwiłyście mi wyjazd do Stanów i zostanie obywatelką tego kraju.

Języki świata

Opisałam już fenomen dzikich dzieci, które dorastały bez kontaktu z ludźmi i nie przyswoiły sobie żadnego języka, czy kultury. Są z reguły z tego powodu nisko inteligentne i trudno się z nimi porozumieć.

Członkowie Opus Dei, z którymi byłam zmuszona rozmawiać, bardzo mi te dzieci przypominają. Dodatkowo trudno czasem zadecydować, kto jest z nich jest chory psychicznie, a kto po prostu wyrósł. Środowisko, gdzie dziwaczne pomysły i dziwaczne reguły są normą. Ale przy decydowaniu, kto jest prawdopodobnie chory, a kto tylko powtarza urojenia wariatów, pomaga profiling, czyli znajomość typowych urojeń schizofreników.

Poglądy na świat członków Opus Dei zatrzymały się na etapie, który dla nas przypada na okres sprzed paru wieków. Obecnie nikt nie przeprowadzałby eksperymentów deprawacyjnych, bo wiemy, w jaki sposób rozwija się mózg i w jaki sposób nabywamy kolejne umiejętności. Wiemy też, jaki model wychowania wpływa na rozwój różnych zdolności, inteligencji oraz talentów. Dokładnie trzeba robić przeciwieństwo tego, co sugerują zawodowi katolicy.

Spotkane przeze mnie imbecyle katolickie nadal w dwudziestym pierwszym wieku uważają, że człowiek powinien zacząć mówić językiem ojczystym bez wcześniejszego kontaktu z tym językiem, bo jest na przykład genetycznie Polakiem i język jest zaszyty w genach. Że ludzie po prostu mają taką umiejętność. I że nie należy dzieci uczyć obcych języków. Bo inaczej przestaną być Polakami. Znaczy się, owszem z powodu mojego akcentu (dziękuję ci, Emmo!) wielu Amerykanów i Brytyjczyków zaczynało ze mną rozmowę, pytając mnie, czy jestem Brytyjką. Ale nie uważam, że jestem gorszą Polką przez to. Wiem, że dzieci należy uczyć wcześnie języków, bo po pierwsze bardziej chłoną, a po drugie przed wiekiem pokwitania można się nauczyć mówić z poprawnym akcentem bez problemu.

Przyznam się, uczyłam się paru języków w życiu, ale nie uważam, żeby to sprawiło, że się wynarodowiłam. Ale jak najbardziej po kontaktach z Opus Dei oraz kilkoma innymi osobami z fandomu mam zamiar wyprzeć się tego kraju i uciec, gdzie oczy poniosą.

Próba zespołu

Gdy miałam szesnaście lat, byłam gwiazdką licealnego zespołu. Wciągnęli mnie do niego koledzy i szybko jeden z nich stał się moim chłopakiem. Zresztą facet z bardzo dobrego domu.

Moi rodzice i rodzice Adama nadal utrzymywali kontakt pomimo mieszkania w innych miastach. Gdy Adam z bratem dowiedzieli się, że ich znajoma księżniczka śpiewa w heavy metalowym zespole, postanowili nam się władować na próbę. Adam był tak zachwycony, że już wtedy mi się oświadczył i znienawidził Bartosza. Był warkot. Tak więc musze odwołać – wszelkie afekty Adama były spowodowane jako własnym świrem i zachwytem, a nie intrygami jego taty.

Mój zespół stał się celem ataku wariatów z Opus Dei – czyli Ryszarda oraz jego brata, specjalisty od analnego gwałcenia dzieci. Wiem, o tym, bo gdy w podstawówce wracałam ze szkoły, zaczaił się na schodach i gdy otworzyłam drzwi wpadł do mieszkania niemalże razem z drzwiami i mną. Ukarał mnie za pyskowanie i niezgodę na kościelną karierę dokładnie w taki sposób, jaki mi zapowiedziała katechetka.

Pewnego razu zostałam zaatakowana razem z Bartkiem. Ja byłam przytrzymywana na licealnym korytarzu, a Bartek był duszony przez specjalistę od gwałcenia dzieci. Widząc, co się dzieje, dałam się zastraszyć i obiecałam, że nie będę śpiewać w zespole. Zawiesiliśmy nasz zespół.

Schizofrenicy śledzili nas dalej i gdy się spotkaliśmy, gdy ja byłam w ostatniej klasie liceum, a Bartek już studiował, dowiedzieli się o tym. Bartek mnie zaprosił na koncert Megadeth, gdzie przed samym koncertem zostałam pobita, gdy Bartosza odciągnięto ode mnie. Od wariatów z Opus Dei dowiedziałam się, że nie wolno mi chodzić na koncerty. Ale i tak poszłam, bo kto mi zabroni. O tych problemach dowiedział się też Megadeth – bo im też pomagałam w czasie próby dźwięku.

W czasie innego koncertu dowiedziałam się od kogoś, że Bartosz nie żyje. Zerwał ze mną, ale i tak go zabili. Został zamordowany przez Opus Dei. Do uduszenia go przyznał się ten sam schizofrenik, który go dusił w czasach liceum. Powiedział mi to w ramach terroru i zastraszania. Jest to wielki i zwalisty bydlak, na którego trzeba bardzo uważać.

Problemy z Opus Dei i ich obsesja związana z muzyką heavy metalową czy fantasy stoją nie tylko za moją zniszczoną karierą pisarki fantasy, ale też są powodem dlaczego wciąż mój norweski zespół nic nie nagrał i jest o nas cicho.

Ale dostałam obietnicę, że jeśli trzeba będzie, to moi znajomi Amerykanie wynajmą najemników z Blackwater jako ochronę i wrócimy do gry. Zajmą się tymi terrorystami zawodowcy.

Bo terroryści, to terroryści. Umówmy, że wszyscy z nich są chorzy psychicznie. Nieważne, czy al-Kaida czy Opus Dei. Działają tymi samymi metodami i zabijają ludzi.

Złamanie

Jednym z dziwnych elementów, jakich jest pełno w kulturze gwałtu, jest mityczne „złamanie się” faceta. Wytłumaczę, o co chodzi w tym terminie. Według teoretyków kultury gwałtu facet ma być zawsze gotowy do seksu z każdą chętną kobietą, inaczej nie jest facetem – nawet jeśli jest w stałym związku. Ma też skoczyć na kobietę i ją zgwałcić, jeśli jest do tego okazja – czyli jeśli gdzieś zobaczy pijaną kobietę bez ochrony. Inaczej nie jest dostatecznie męski. Nawet chyba niejaki Rafał Ziemkiewicz popełnił kiedyś o takim gwałcie felieton.

No cóż ja byłam akurat trzeźwa i nie znałam mojego napastnika.

„Złamanie się” zaś ma być stanem takiego zakochania się (a raczej, jak by chcieli teoretycy kultury gwałtu, pobocznym i niezdrowym dla macho efektem złośliwego odmawianie seksu, przez kobietę, która ich zdaniem jest zobowiązana zawsze dawać dupy), że odtrącony facet przestaje umieć skakać z kwiatka na kwiatek i wiernie czeka na kobietę. Dla mnie – czyli dla psychologa po kursie seksuologii – jest to prawidłowy stan zakochania się, a nie chorobliwy stan, którego należy unikać.

Unikanie głębokiego stanu zakochania ma być powodem, dlaczego kobiecie, która nie chce iść do łóżka z zakochanym facetem do łóżka, bo go nie kocha, robi się wyrzuty, bo według kultury gwałtu ma obowiązek od razu iść do łóżka, żeby facet przypadkiem się „nie złamał” i mógł sobie pójść do innej kobiety bez problemu. Rozmawiałam na ten temat – oczywiście wbrew własnej woli – z Nyczem, który uznał, że ma prawo mnie obrażać i mówić mi prosto w oczy, że uważa, że dla mnie nie jest problemem z każdym, kto się nawinie iść do łóżka. I w sumie nie wiem, co dalej powiedział – albo, że dlatego mam powodzenia, albo że jest to powód, dlaczego nikt nie chce. Nycz przedstawił się jako piewca kultury gwałtu, z którym uczciwa romantyczna feministka nie będzie już rozmawiać. A – dla jego informacji – faceci lecą na mnie, bo jestem super inteligentna, wykształcona, mam wiele talentów i bywam ładna. Ale co najważniejsze, przeleciała między nami iskra. Z mojej strony nie ma takiej iskry.

A już na pewno nie będzie nic z mojej strony po licznych atakach na mnie i zniszczeniu mnie w latach dziewięćdziesiątych. Nycz też mnie wtedy zniszczył, przedstawiając Krystynę jako prawdziwą miłość Adama i informując wszystkich w fandomie, że zrywam z Adamem, a o czym oczywiście nawet nie wiedziałam, ani nie prosiłam, żeby za mnie zrywał z kimkolwiek. Musiałam oglądać mojego – jak myślałam – „narzeczonego” – który wcześniej odrzucił moje zaloty i nie zabrał mnie do łóżka – w ramionach innej kobiety. A Nycz mi tłumaczył jeszcze, że Adam w tej drugiej kobiecie się kocha od dziecka. Większego upokorzenia w życiu nie przeżyłam. Fandom, Adam i Nycz to toksyczna woda (a w zasadzie bagno), do której już nigdy nie wejdę.

Mam za sobą kurs seksuologii oraz psychoterapeuty, więc podobne stwierdzenia o „złamaniu się faceta” mnie śmieszą, bo – nawet jeśli nie zarabiam jako psycholog – to wiem, jak to wygląda od strony nauki o ludzkich związkach. Kultura gwałtu jest tak toksyczna, że uniemożliwia facetom pełne zaangażowanie się w jakiś związek i zakochanie się. Niestety faceci muszą trochę powalczyć o kobietę, żeby się zaangażować, a kobiety też potrzebują czasu, żeby oswoić się z facetem i zdecydować się na seks. To jest w każdym razie norma zdaniem podręcznika, ale oczywiście wasze przeżycia mogą się różnić. Dopóki nie krzywdzicie nikogo, macie prawo chodzić sobie na rozbierane randki z obcymi, ale z reguły potrzebujemy czasu, żeby chcieć, aby ktoś nas dotknął. Nie lubimy dotyku obcych.

Zgodnie z podręcznikiem, ludzie dojrzewają na tyle, że mogą bez szkód dla psychiki uprawiać seks dopiero w szesnastym roku życia. Jeśli stanie się to wcześniej, robią sobie emocjonalną szkodę i nie będą mogli się zakochać, więc wszystko związki będą już zawsze opierać się tylko na seksie bez elementu miłości romantycznej. Nie mówiąc o tym, że dziecięcy, zalany endorfinami (czy innymi neuroprzekaźnikami) mózg przestaje się poprawnie rozwijać.

Według tego, co wiedzą naukowcy, rodzaj ludzki to monogamiści. Możliwa jest seryjna monogamia, ale w przypadku normy po utracie ukochanego partnera człowiek nie może się podnieść nawet siedem lat i przez ten czas nie jest w stanie się zakochać.(1) Ludzie, którzy szybciej się pozbierają po rozpadzie związku, są albo wybrakowani, albo byli z ludźmi, których tak naprawdę nie kochali. Ja ze swojej strony nie rozumiem potrzeby bycia stale w związku. Zbyt dużo straciłam, bo mnie zmuszono do związku z kimś, kogo nie kochałam. I za to też Nycz oraz jego schizofrenicy z Opus Dei odpowiadają.

Ja należę do tych „prawdziwych” ludzi, którzy są romantykami zakochującymi się na całe życie, nawet jeśli nie ma to sensu i nie jestem w stanie po utracie kogoś, szczególnie jeśli umrze, błyskawicznie wejść w jakiś inny związek. To że mnie Nycz zmuszał do błyskawicznego wyjścia za Adama, bo jako psychopata uznał, że będzie się mną bawić jak lalką, jest powodem kolejnej amnezji, która wystąpiła, gdy już mnie Bret, Tommy i autentyczni moi przyjaciele postawili na nogi. Przy czym był prawdziwy amerykański psychoterapeuta, który już mnie wcześniej spotkał.

⛧⛧⛧

(1)A straciłam dwie osoby, jedna po drugiej, nie licząc Bartosza. Obaj zostali zaszlachtowani przez wariatów w ten czy inny sposób – jedno samobójstwo po zaszczuciu i praniu mózgu, jeden inspirowany przez schizofreników wypadek. Pomiędzy tymi dwoma facetami upłynęło dostatecznie dużo czasu, żebym się pozbierała. Nie jestem krową, żeby mnie błyskawicznie wrzucać do zagrody byka i uważać, że będę szczęśliwa. Niektóre krowy też są niezadowolone z takiego traktowania i się bronią, bo zwierzęta też się kierują doborem seksualnym, czyli tą niewyjaśnialną – pozornie niewyjaśnialną, bo seksuolodzy wiedzą, co tym decyduje – iskrą, która się pojawia w mózgu i nam w nim mąci. Dobór seksualny to nie jest testowanie imiona partnerów w łóżku, to jest strzał z nieba. Takie rzeczy, jak zmuszanie mnie do bycia z kimś, kogo nie kocham praniem mózgu i terrorem, Nycz to może sobie robić u siebie na wsi. Ja się złamałam tak z powodu takiego traktowania, że uważam się teraz za aseksa i nie życzę sobie uwodzenia, tym bardziej że faceta nie cierpię. Tym bardziej, że uważa się za seks maszynę, a ja nie jestem psychicznie dysponowana i nie interesuje mnie ani on, ani scenariusz gwałtu, jaki mi przedstawił, bo przedstawił się wtedy jednocześnie jako wierny wychowanek kultury gwałtu, a raczej schizofreniczki Anny, która mnie ni znając, twierdzi, że wie, co lubię. (no więc nie, nic o mnie nie wie i jak to schizofrenik, wszystko przedstawia na odwrót, bo taka jest złośliwa z reguły natura urojeń schizofrenika.) No, ale tak się kończy, gdy jakiś palant, jak na przykład jakiś ksiądz, bo ogólniejsza zasada, poczuje, że ma „moce psychoterapeutyczne”, lub idzie po instrukcje do złośliwych schizofreniczek, które radośnie niszczą mi całe życie od podstawówki. Bo tak robią schizofrenicy, którzy się nie leczą.

(Adam może sobie to przeczytać i omówić ze swoim psychoterapeutą, bo jest imbecylem jeśli chodzi o emocje i związki. Tak, związki to są rzeczy, o których się rozmawia. I nie wolno ludzi terroryzować. Znaczy się, wiem, że krzywdę w głowę zrobiły mu wariatki bez matury, które się podają za wielkie psychoterapeutki, a są zwykłymi schizofreniczkami bez matury z mojej podstawówki, ale są granice. Każdy mogły się wkurzyć.)

Koniec miłości

Ludzie mają przestać się w kimś kochać. Jedyne, co można wtedy zrobić, to zaakceptować to. Były lub niechciany konkurent bywa w takiej sytuacji zagryzany i otoczenie nie powinno osoby, która przestała kochać, za to karać, czy praniem mózgu zmuszać do ponownego pokochania tej osoby. Bo się kurwa nie da. Kończy się tylko traumą i utratą pamięci.

Niektóre rzeczy z psychologii widać też dobrze w behawioryzmie zwierząt. Mam trzy koty, dwie kotki i jednego samca. Oczywiście, że wszystkie są kastrowane. Z początku istniała prawdziwa idylla pomiędzy Błędkiem, a Ciri, która była jego ukochaną do momentu, aż pojawiła się druga kotka, Falka. Zaopiekował się Falką, gdy ta była małym kociątkiem i już tak zostało. Stali się zakochaną parą – koty też mają swoje miłości i sympatie, ale też antypatie.

Niestety Ciri stała się piątym kołem u wozu i Błędek, który już zakochał się w innej kotce, zaczął ją atakować, chociaż wcześniej też była jego ukochanym kociątkiem. Ataki są na całe szczęście dosyć rzadkie, ale dołącza się do nich Falka. Nie jest to komfortowa sytuacja, ale cóż przynajmniej mogłam zaobserwować dynamikę kocich związków.

Dlatego, proszę o uwagę, to że ktoś kiedyś się w kimś zakochał, to nie znaczy, że jest w tej osobie zakochany za zawsze. Szczególnie jeśli został przez tą osobę zmieszany z błotem i zniszczony wielokrotnie. Do tego na własne oczy mógł zobaczyć, jak niegodna zaufania i puszczalska jest ta osoba.

Niestety jeśli jest się w kimś w związku, to się z tą osobą rozmawia, a nie lata po schizofrenikach i plotkarzach, i zbiera wszystkie możliwe kłamstwa i urojenia na temat osoby, którą się podobno kocha. Takie zachowanie to jest niestety element kultury gwałtu.

Jeden z polskich pisarzy (tych głupszych) kpił z amerykańskiego zwyczaju, wedle którego rozmawia się o związku. Według niego zawsze w amerykańskiej kulturze oprócz dwojga ludzi w ich relacji istnieje też trzeci byt, który się nazywa „związek”, o którym oni rozmawiają, czyli ci ludzie mają żyć w trójkącie niby. Jedyne, co mogę powiedzieć to, że ów pisarz jest polskim imbecylem z kultury gwałtu. Bo to kultura gwałtu zabrania rozmawiania o związkach i czym są dani ludzie dla siebie. Kler też tego oducza w czasie katechezy. Wedle kultury gwałtu kobieta zapytana, czy chce uprawiać seks, zawsze odpowie nie, bo inaczej nie wypada. Dlatego kultura gwałtu usprawiedliwia gwałt. Bo po nim kobieta się podobno zakochuje. Tylko, że nie. Wiem, bo byłam w takiej sytuacji.

Wedle kultury ludzi cywilizowanych zaś, zawsze należy rozmawiać i kierować się zasadą, że nigdy nie wiesz niczego na sto procent, jeśli nie usłyszałeś tego od osoby, o której chciałeś się czegoś dowiedzieć. Są to podstawy dobrego wychowania i jest to jedna z zasad społecznych. Zostałam zgwałcona jako studentka, właśnie dlatego że głąb uwierzył komuś trzeciemu, że kocham go nad życie i że wymarzyłam sobie taki scenariusz, który może tylko sadysta opracować. Oczywista bzdura, nawet nie znałam mojego gwałciciela, a zaręczyłam się wtedy z kimś innym. Niestety praniem mózgu i terrorem zmuszono mnie do spotykania się z moim gwałcicielem. Oczywiście, że nastąpiła amnezja. Pracowałam później nad naszymi „problemami w związku” z psychoterapeutą, aż sama odkryłam, że spowodowane są tym, że nie kocham Michała i przypomniałam sobie, że to on jest gwałcicielem. Z podpuszczenia schizofreników, ale zawsze. Zdecydowałam o końcu tego związku. Ale oczywiście poleciał z mordą do schizofreników, którzy mnie ponownie zniszczyli i wywołali ponownie amnezję. Tak wygląda w moich oczach polski fandom.

Schizofreniczki, które mnie załatwiły tak wtedy, zaplanowały dokładnie taki sam scenariusz z udziałem Adama. Przeszłam ponownie pranie mózgu przez schizofreników, które miało mnie przekonać, że oni lepiej wiedzą, co chcę i kogo kocham. Ludzie, którzy uwierzyli schizofrenikom, zniszczyli mi życie do końca. W totalnej amnezji i po praniu mózgu byłam ciągnięta do ołtarza, aż na całe szczęście się zbuntowałam i zerwałam z dziadem, robiąc wielką awanturę. Ale kosztowało mnie to tyle, że do tej pory dochodzę do siebie, bo zostałam w zemście zaatakowana brutalnie przez skurwysyna, który uważał, że ma się prawo powoływać na słowa schizofreniczki, jakby pochodziły ode mnie.

Mam podstawy psychologiczne, sama też przechodziłam psychoterapię. Podobnie zagrania imbecyli wychowanych w kulturze gwałtu są dla mnie tak obrzydliwe i odrzucające, że nie mam już sił. Zdecydowałam, że nigdy już nie będę się spotykać z jakimkolwiek Polakiem.

Niestety Polska to skansen, w którym rozkwita nadal kultura gwałtu. Naprawdę należy z facetem lub babką rozmawiać o tym, co ich łączy i weryfikować, czy coś, co ktoś powiedział, jest prawdą. Nie należy się bać tego, że oprócz dwojga ludzi w ich relacji jest też trzeci byt, czyli „związek”, o którym się rozmawia.

Kobiety bardzo często, jeśli im się zapewni odpowiednie warunki, mówią tak na propozycję seksu. Nie trzeba ich gwałcić. Lubią nawet czasem uprawiać seks bez zobowiązań i to też jest ok.

Jeszcze raz powtórzę – zostałam zgwałcona przez Polaka(1), z którym mnie chciała połączyć schizofreniczka, której urojenia – jak to zwykle u schizofreników – kierowały się złośliwością chorego mózgu. Zrobiła wszystko, żebym nie była z osobą, z którą chciałam być.

Mam jedną prośbę – nie mówcie już o mnie nic nikomu z Opus Dei. Ani Nycz, ani Ryszard, czy ktokolwiek z jego rodziny nie mogą czegokolwiek o mnie usłyszeć, bo znowu wzbudzi to ich agresje, ataki i rozpocznie kolejne fale pomówień. A chcę jeszcze mieć chociaż odrobinę życia.

Nie chcę nawet opisywać, co czuje osoba, która jak ja jest tak głęboko straumatyzowana przez gwałty, za które odpowiadają schizofrenicy, oraz przez następujące po nich „metody terapii”, że ma za sobą kilka prób samobójczych. Terror i prześladowanie, które trwa całe życie, może każdego wykończyć. Mam dosyć ich ręcznego sterowania moim życiem, kontrolowania mnie przez znajomych, odcinania od ludzi, z którymi rzeczywiście chcę się kontaktować. Mam dosyć ich wszystkich urojeń i kłamstw rozprowadzanych za moimi plecami. I mam dosyć katolickiego kleru, który odpowiada za nich, bo ich promuje na „świętych” i nazywa moją „rodziną”.

A pan Nycz musi pamiętać, że w życiu się nie przyjaźniliśmy, pamiętam, co mi zrobił. Niech także gdzie indziej szuka sobie prostytutki, nie dołączę do jego haremu. Nikt go nie chce.

⛧⛧⛧

(1) Na razie pomijam tu kwestie gwałtów z dzieciństwa, analnego i oralnego, których dopuściła się rodzina Ryszarda na mnie. Nie chcę też opisywać podobnych ataków w budynku Anglistyki, za które też oni odpowiadają. Nie wiem, jak ktoś mógł kiedykolwiek pomyśleć, że Ryszard to przyjaciel mojego ojca. Przecież to bełkoczący imbecyl. Nie wiem, jakim trzeba być debilem, żeby uważać go za „profesora”.

Backstory

Pisarze i psycholodzy wiedzą, że zawsze za jakimiś ludzkimi cechami kryją się wcześniejsze wydarzenia, które ukształtowały kogoś w ten sposób.

W moim przypadku była to zakonnica, która należała do Opus Dei. I bez względu co niektórzy robią, zawsze będę nosiła pentagram na znak, że nie jestem katoliczką.

Nie spotkałam nigdy bardziej zdemoralizowanej organizacji niż Opus Dei. Jest wymieniana wśród najgroźniejszych sekt. Pewnie dlatego, że kontakty ze schizofrenikami są bardzo krzywdzące dla psychiki, a w każdej seksie, w jej środku znajduje się schizofrenik, który nią dowodzi.

Nigdy w życiu nie byłam zainteresowana karierą kościelną, ale jak widać, gdy chodzi o Opus Dei, nie wystarczy powiedzieć, że się nie jest zainteresowaną.

Mieszkanie

Na moje nieszczęście Kościół Rzymsko-Katolicki, w którym zostałam pechowo ochrzczona, uprawia kult świętych. Większość ludzi nie wie, na czym polega i nawet jeśli przeczytało Katechizm, to uważa określenie niektórych ludzi jako wybrańców, którym Bóg objawia różne rzeczy, za niewinną i romantyczną metaforę. Ja z kolei wiem, że to szkaradny i obraźliwy kult schizofreników. A schizofrenicy, szczególnie zdemoralizowani pozycją świętych krów, są czymś, co można określić jako przeciwieństwo świętości.

Ryszard i jego żona w młodości się leczyli, a przynajmniej tak głoszą opowieści lepiej zorientowanych ode mnie, ale lokalny ksiądz z mojej parafii namówił ich, a w zasadzie sterroryzował, żeby przestali brać leki. Argumentem było, że grzechem jest blokowanie Boga i że jego słowa i wola powinna być słyszana w ich głowach.

Od tamtej pory Ryszard był lokalnym mokotowskim „świętym” i korzystał z przywilejów osoby „świętej”, czyli dostawał pieniądze za nic i nauczył się, że wystarczy, że na coś pokaże palcem, a to dostanie. Wszak nikt nie śmiał się sprzeciwić woli „Boga”, który mówił do niego w głowie. Rozbestwił się straszliwie.

Piekielne duo schizofreników zrobiło sobie dzieci i to katolickim zwyczajem całkiem dużo. Wszyscy schizofrenicy. Z kilkoma osobami z tej rodziny, a także z dziećmi jego brata chodziłam do podstawówki. W pewnym momencie, dzięki głupocie mojej katechetki, piekielny Ryszard z małżonką wpadli na mój trop i odwiedzili mnie w szkole, oświadczając, że są „moimi nowymi rodzicami” i że od pory mam tylko ich słuchać. Co było oczywiście całkowicie nielegalne.

Jedna z córek Ryszarda zaśmiewając się, powiedziała mi w pewnym momencie w szkole, że też będzie święta. Bardzo ją cieszyła ją perspektywa dostawania wszystkiego za nic. I możliwość zaszczucia kogo tylko będzie mogła. W pewnym momencie ona sama i jej krewna wypytały mnie o zasobność mojego mieszkania i czy jest własnościowe. W tym momencie jak myślę, ruszyły ich urojenia i stwierdziły, że „Bóg” chce, żeby to było ich mieszkanie. Niestety każdy nieleczący się schizofrenik to Gollum, któremu starczy coś pokazać, a on dochodzi do wniosku, że to jego własność.

Od tamtej pory rodzina Ryszarda i jego córka realizują plan zmuszenia mnie, abym poszła do klasztoru. Według ich urojenia jestem jakąś wioskową kurwą, która została nawrócona, przez córeczkę Ryszarda. Ta rodzina uroiła sobie, że za „opiekę” oraz „nawrócenie” zostawię im w podzięce wszystko, co posiadam, w także moje mieszkanie. A więc, nie. Gówno dostaną.

Nie jest to tak rzadkie urojenie. Kryminolodzy znają takie akcje wraz z mordowaniem całych rodzin, żeby przyspieszyć przejęcie majątku i mieszkania. Bardzo często ludzie zostają zamordowani, a schizofrenicy oczekują na spadek, którego się nigdy nie doczekują, bo naprawdę nie są osobami, które po kimś powinny i mają dziedziczyć. I żaden magiczny przelew bankowy nie następuje, chociaż sobie uroili prawo do niego. Zaczyna się psychotyczne szukanie winnych i debata, kto ukradł te pieniądze. Byłam o takie rzeczy też oskarżana.

Przeżyłam wiele napadów schizofreników na mnie, ale to co spotkało mnie w ostatniej pracy przerosło wszystko, co miało miejsce wcześniej. Jak w licum przeżyłam śmierć faceta, z którym chciałam się związać, bo schizofrenicy go zaszczuli i zrobili mu pranie mózgu, i praktycznie zmusili go do samobójstwa. Przypomina to czasy liceum, kiedy w podobny sposób rozprawili się z moim zespołem. Przeżyłam też napady durnych lekarzy, którzy chcieli mnie zaprowadzić do szpitala psychiatrycznego w pobliżu mojej pracy. Myślałby kto, że będą uważnie diagnozować schizofreników, którzy – zresztą zgodnie z ostrzeżeniami z podręcznika diagnostyki – przyszli do nich skarżyć się na „chorą”, która im ukradła mieszkanie. Przeżyłam też liczne napady współpracowników, którzy uwierzyli wariatom ich ofiarom oraz enablerom. Ogólnie nie jestem najlepiej nastawiona do życia i ludzi. I to delikatnie mówiąc. Tym bardziej, że psychiatrzy i psychoterapeuci w takich sytuacjach mogą prosić Policję o pomoc i weryfikację, kto mówi prawdę, a kto jest wariatem.

Moi rodzice uczciwie zapracowali na to mieszkanie i nie dam go tym schizofrenikom za nic. Nie interesują mie ich wrzaski i żądania oddania im kluczy. Mam dosyć ich napadów, wmawiania mi nieprawdy, twierdzenia, że ktoś lepiej wie, w kim kocham. Jestem wrakiem człowieka przez to. Jestem cieniem siebie sprzed lat i jestem w wieku, kiedy się dłużej się człowiek regeneruje.

Nie chcę już nawet mówić, ile z z życia straciłam przez durnotę pewnego księdza, który Ryszarda i jego żonę namówił do rzucenia leków i obiecał zamiast tego zrobił z nich świętych. Mam nadzieję, że każdy taki ksiądz, nawet jeśli jest biskupem czy kardynałem, będzie postawiony przed sąd, bo wkracza w kompetencje lekarzy. A nie ma uprawnień do dawania porad medycznych. Schizofrenia to poważna choroba, która zabija ludzi, przede wszystkim tych niewinnych, którzy padają ofiarą zaszczucia przez schizofreników. Tacy ludzie jak Ryszard i jego rodzina nie mogą nie brać leków. Każda osoba, która im wybija z głowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym, niszcząc efekty pracy z nimi psychologów, powinna iść do więzienia. Błyskawicznie. Nie ma znaczenia lokalny zabobon jednego z wielu Kościołów. Niestety dla tych ludzi obowiązuje ich prawo państwowe i nie stanowią jakiegoś katolickiego no-go zone, więc nie mogą oczekiwać, że ludzie będą spokojnie patrzeć na łamanie przez nich prawa.

Tak więc, nie. Nie jestem i nigdy nie będę w zgodzie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. To durne małpy w sutannach i niestety mają w łapach brzytwy. Trzeba ich okiełznać, odsunąć od polityki i związać dla dobra nas wszystkich.

Zawsze będę powtarzać – każdego może spotkać to, co spotkało mnie i moich rodziców, moją siostrę i jej dzieci. Podręczniki podają monstrualne liczby niewinnych ofiar nieleczących się schizofreników. Te osoby mają prawo żyć i to o wiele większe niż Kościół Rzymsko-Katolicki ma prawo do uprawiania swoich guseł i wielbienia urojeń schizofreników.

Kurwa, to że schizofreniczka obiecała pewnemu zjebowi, że zostanie papieżem, zniszczyło mi całe życie. To, kurwa, naprawdę nie jest wola „Boga” tylko jej urojenie. Lub celowe kłamstwo i manipulacja, bo schizofrenicy również są wytrawnym kłamcami i oszustami, bo ta choroba nosi hamulce moralne. Na lekach przeżywają traumę, gdy orientują się, co narobili. Ale trzeba ich zmusić do brania leków, a w sytuacji, gdy mają za sobą całe Opus Dei i Kościół, jest to niemożliwe.

Wszystko można ludziom wmówić, nawet specjalne uniesienia podczas jakiś obrzędów religijnych. A schizofrenicy i członkowie Kościoła pewnie nadal się dziwią, dlaczego nie udało się praniem mózgu i terrorem zrobić ze mnie kogoś z urojeń Renaty.

Nie zrobili ze mnie zakonnicy, bo się, kurwa, nie da.

Moje prawdziwe ja to właśnie ta wkurwiona metalówa.

Nyczowi nie podobał się satanizm w moich opowiadaniach o Sidrelu, to ma za to mój blog.