Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Koncert

Pierwszy dzień mojej średniej szkoły był bardzo szczęśliwym dla mnie dniem. Później było gorzej z powodu Opus Dei oraz prześladujących mnie schizofreników, ale skupmy się na tym, co było miłe.

Zaznaczę, że rzez cała podstawówkę przeszłam bez jakiegokolwiek chłopaka, który by mnie poprosił o chodzenie. Nie liczę schizofrenika Romana, który był moim prześladowcą i w końcu został wywalony z podstawówki razem z siostrą. Już pierwszego dnia nowej szkoły mój los się odmienił.

Ów pierwszy dzień liceum zaczął się od wspólnego dla wszystkich pierwszych klas apelu na sali gimnastycznej. Wiele z tego apelu nie pamiętam, poza zaprzyjaźnianem się z nowymi kolegami. Wyszliśmy klasą z sali. Szłam sobie podśpiewując, gdy zobaczyłam kolegów ze starszych klas. Na bezczela stanęli przy wyjściu z sali, żeby oglądać dziewczyny. Rozbawiło mnie to tak, że zaczęłam sobie podśpiewywać. Bardzo szybko zostałam zaczepiono przez kolegów ze starszych klas. Powiedzieli, że Bartek szuka dziewczyny, bo nie ma. Ja nie miałam chłopaka. Więc zostałam zaproszona na próbę zespołu, bo brakowała im też wokalistki. Okazało się też, że ma basisty. Nie wiem, co z nim zrobili, może został zwolniony. W każdym razie zaczęłam się uczyć także grać na basie.

Nie dziwcie się, że zostaliśmy bardzo szybko z Bartoszem parą.

A jedną z ciekawostek jest, że Adam z bratem przyjechali do Warszawy i nagrali je∂ną z naszych prób na magnetofonie, który przytargali ze sobą.

Niestety po kilku latach Bartek został przez bardzo groźnego schizofrenika uduszony na uczelni. Nie stało się to w czasie konwentu. W czasie konwentu duszony był Bret, ale udało się go obronić. A w każdym razie ja go obroniłam, bo zjeby schizofrenicy wraz z „usłużnymi” moimi koleżankami oraz kolegami dorobili mu mordę gwałciciela oraz osoby, której nie wolno do mnie dopuszczać. A ja z tym bydłem schizofrenicznym z mojej podstawówki oraz ich enablerami nie będę rozmawiać.

Breta poznałam w identycznych okolicznościach jak Bartosza. Z tym, że miałam narzeczonego, Piotra, który zabrał mnie na ten koncert. Bret i jego towarzystwo też stali przy wejściu do sali i oglądali dziewczyny. Identycznie, jak w przypadku Bartosza, zostałam zaczepiona i dowiedziałam się, że Bret szuka dziewczyny.

Zaczęłam z nimi wszystkimi rozmawiać. Poznałam wtedy Breta i jego kolegów. Spotkałam wtedy również państwa Oswald, którzy z nimi przylecieli do Polski. Dokładnie to samo towarzystwo spotkałam w samolocie z Toronto do Vancouver, gdzie odwiedzałam przyjaciółkę.

W każdym razie wdzięk Breta sprawił, że za jakiś czas, chociaż też musiał się namęczyć, rzuciłam Piotra.

Bardzo szkoda, że nie spodobało się to Annie i Renacie tak bardzo, że nasłały na mnie gwałciciela, którego nie znałam i który w ogóle nie wiedział, co się dzieje, bo tak był przez nie i otoczenie z fandomu urobiony. Bardzo też szkoda, że cały gang schizofreników oraz ich enablerzy rzucili się wtedy zrobić mi pranie mózgu i w tym moim kruchym stanie po gwałcie, zrobili sobie ze mnie zabawkę i zniszczyli mi życie. Doprowadzili do bardzo trwałej, ciężkiej amnezji i próby samobójczej. I ten sposób rozłączyli z moimi kolejnym po Piotrze prawdziwym narzeczonym.

Gdy straciłam pamięć, Bret zaczął mnie ratować i na jakiś czas zamieszkał w Polsce.

Przez intrygi tych schizofreników oraz ich enablerów straciłam całe życie. Żyję tylko dzięki Bratowi i poznanemu w samolocie psychoterapeucie. Niestety okoliczności i durnota pomagierów schizofreników oraz kleru zniszczyły wszystkie ich wysiłki, a ja znowu przeszłam zastraszanie, terror oraz pranie mózgu. I doznałam bardzo poważnego uszczerbku na zdrowiu. Skończyło się to ponownie amnezją.

Ale w życiu nie potwierdzę „świętości” któregokolwiek schizofrenika, czego się ode mnie kler domagał. Żądam też stanowczej akcji Państwa Polskiego, które powinno działać w sytuacji nielegalnego zrobienia ze mnie niewolnicy Ryszarda, który wbrew prawu, ale zgodnie z wolą Nycza i poprzedniego biskupa, przedstawiał się wszędzie jako mój „opiekun prawny”. Nie zostałam ubezwłasnowolniona, mam pełnię praw obywatelskich, Kościół musi za to odpowiedzieć.

Moje wnioski z tej historii są takie, że mam zamiar minimalizować strady dla moje psychiki i odcinam się od wszystkich ludzi z polskiego fandomu. Mogę najwyżej jakiś tekst czasem wysłać – cykl opowiadań o Sidrelu musze skończyć, żeby Opus Dei i Nycz nie postawili na swoim. Więc pewnie to zrobię.

Jakimś cudem się nie poddałam. Na całe szczęście czas pozwala ofiarom schizofreników stanąć na nogi i przypomnieć sobie wszystko. Dzięki deprogramingowi, jaki mi zrobił profiler z Policji, udaje mi się jakoś pozbierać prawdziwe wydarzenia z mojego życia w całość.

Nawet nie wyobrażacie sobie, jak niszczący jest kontakt ze schizofrenikiem, który uparł się, że przerobi swoją ofiarę na kogoś innego, na kogoś, kto grzecznie da się zamknąć w klasztorze i zostawi mu cały swój majątek.

Odmawiam, kurwa, zostania kimś z urojeń Anny, Renaty, Romana czy Ryszarda. Nie pomogę Nyczowi w jego awansie na Biskupa Rzymu, nie potwierdzę żadnych bzdur, które miałyby świadczyć o „świętości” kogokolwiek z tej cholernej rodziny Nowaków, której członkowie w swoich „wizjach” przekazują wolę Boga, jakoby miałby zostać papieżem

Moje zdanie jest takie, że gówno mnie obchodzi, co te małpy w sutannach robią u siebie. Niech mnie w swoje zabobony nie mieszają. Tak się składa, że na studiach również przeczytałam podręcznik, który się rozprawiał z takimi pseudo „cudami”, jakie sobie schizofrenicy przypisują. Wiem, że po wykonaniu przepowiedni, w pocie czoła robią wszystko, żeby wydarzenia zgodziły się z tym, co powiedzieli. Zabiją nawet, aby wszystko się potoczyło tak, jak oni chcą. Niestety mają rachunek prawdopodobieństwa za sobą. Jeśli gdzieś na jeziorze unosi się na wodzie nielegalnie ścięte drzewo, to z biegiem czasu prawdopodobieństwo, że dojdzie do wypadku wynosi całe 1. Dla tych, co nie byli w mat-fizie – 1 oznacza, że wydarzenie zajdzie z całą pewnością. Profilerów takie „zbiegi okoliczności” nie dziwią. Tym bardziej, że schizofrenik terrorem i warunkowaniem potrafi wpłynąć na swoją ofiarę i dopracować szczegóły takiego wypadku.

A w tym przypadku, o którym myślę, miali też bardzo duża pomoc Nycza, który jest zainteresowany, żeby Kościół sobie klepną kojeni „cud”. Wszędzie za schizofreników ręczył. Takie traktowanie schizofreników przez Kościół, stanowi normę zdaniem podręczników. Wykorzystywanie schizofreników przez Kościół jest jeszcze większym problemem niż pedofilia – zresztą pedofilia i normalizacja prostytucji to efekt wpływu schizofreników na życie w Kościele. Niestety schizofrenicy są z powodu swojej choroby predysponowani do stawania się pedofilami oraz prostytucji, także jako alfonsi, a nie tylko kurwy. I stąd taki klimat mamy w Kościele oraz stąd też różne wyczyny Nycza, który chciał mnie od Ryszarda kupować, czy też wręcz z nim sprzedawać. No ale, sorry, to że ktoś ma wizję seksu jako czegoś pozytywnego, nie znaczy, że jest prostytutką. Kler powinien sobie to w końcu wbić do głowy.

Wszystko da się wytłumaczyć racjonalnie, chociaż rzeczywiście większość ludzi nie rozumie psychiatrii oraz psychologii – szczególności mechanizmów traumy, zaszczucia czy robienia sobie z kogoś niewolnika, który przy totalnym zniszczeniu psychiki wywołanym przez terror, bezwolnie może swoje zachowanie dostosować do wymagań prześladowcy i na przykład skończyć na drzewie. Bo machinalnie zaczął wykonywać polecania.

O mało mnie w ten sposób Michał nie zabił. Musiałam w pewnym momencie zaciągnąć ręczny hamulec, bo prowadząc, przestał kojarzyć cokolwiek i by nas zabił. W ogóle nie wiedział, co robi i dlaczego. Dla specjalisty od terroru takie zachowanie nie jest dziwne, tylko jest konsekwencją tego, jak Kościół i schizofrenicy traktują ludzi. Ryszard próbował mnie tak samo uwarunkować, ale na całe szczęście nie potrzebuję w środku miasta samochodu i nie opłaca się to finansowo.

Zgwałcił mnie też w takim stanie i nie potrafił później wyjść z uzależnienia od Anny. Więc go też rzuciłam i od tamtego momentu jestem sama, bo mie pilnuje gang schizofreników oraz idioci z fandomu powtarzający jak mantrę wszystkie zalecenia jeszcze większych imbecyli ze schizofrenią.

Więc, co ja mogę zrobić? A pokazać wam wszystkim „fucka” i w końcu żyć tak, jak ja chcę.

I jedyne, co mogę powiedzieć to -„cry me a river!” Czy też ikoniczne – „Frankly, my dear, I don’t give a damn!”

Bo już stanowczo nie mam ochoty na wdawanie się w romans z kimś, kto z powodu tych schizofreników stał się klonem Michała, podobnie zaprogramowanym oraz uzależnionym od schizofreniczki Anny. I komu z tego powodu nie zaufam. Bo brał udział w zaszczuciu mnie w latach dziewięćdziesiątych.

Całe morze osób uznało w pewnym momencie, że moja prywatne sprawy są ich własnością i postanowili kontrolować moje życie, a także wręcz moje myśli i uczucia, zupełnie nic o mnie wiedząc, kierując się tylko kłamstwami Nycza czy schizofreników. To dla nich jest ten wpis. Skoro ich tak bardzo interesuje, co się działo w moim życiu i uznali, że jest ich własnością, to proszę bardzo.

Bret nie był człowiekiem, który mnie zgwałcił i nie zasługiwał na zaszczucie. Ja też nie zasługiwałam nigdy na to, co mnie spotkało.

Tak więc polski fandomie, pierdol się!!!

Torba

Jednym z częstych motywów w sztuce jest psychopatyczna postać, która kradnie życie bohatera. Jest tego dużo, od Body Snatchers, All About Eve, czy nawet powieści Dostojewskiego Sobowtór. Wszyscy ci niszczyciele czyjegoś życia to mnie lub bardziej zamaskowany obraz schizofrenika.

Przeczytałam na początku lat dziewięćdziesiątych wszystko, co mogłam znaleźć z profilingu na temat typowych zagrań schizofreników, żeby się bronić przed moimi koleżankami i kolegą z podstawówki. Przez głupotę ludzi okazało się, że to co ja robiłam razem z moim wykładowcą z Psychologii, nie okazało się dostateczne. Zabrakło zdecydowanej akcji Policji i dokładnego wyjaśnienia debilom, kto jest kimś. Włącznie z postawieniem przed sądem.

Mogą długo wyliczać, jakie są typowe zachowania schizofrenika, ale skupię się na jednym. Jak już wcześniej wspomniałam, schizofrenik, który zaczyna mieć obsesję na czyimś punkcie, zaczyna mieć urojenia, że jest tą osobą. W ramach przeżywania swojej psychozy kradnie obiektowi swojej obsesji różne przedmioty, której stają się przechowywanymi trofeami, a jednocześnie służą za udowodnienie, że schizofrenik jest rzeczywiście osobą, za którą się podaje. A osoba, którą prześladuje schizofrenik, zostaje obdarzona wszystkim, czego się schizofrenik wstydzi. Schizofrenik później dąży do podporządkowania sobie obiektu obsesji. Naprawdę nie zamierzam stać się służka ani pisać za Annę, Renatę, czy Romana.

Naprawdę wbrew opowieściom schizofreniczek z rodziny Ryszarda nie jestem ich krewną, ani córką Ryszarda. Nie ma z nimi nic wspólnego. Anna niezgodnie prawdą opowiada o sobie, że byłą Piotra, czy że jest psychologiem.

Anna i jej ojciec ukradli mi wiele rzeczy. W pewnym momencie, gdy już stała się całkowicie bezczelna po przekonaniu mojej mamy, że jest moją przyjaciółką i że obiecałam jej coś oddać. Moja mama naiwnie jej uwierzyła. Anna ze swoim ojcem ukradła mi pudła ubrań, które czekały na drugą szafę, bo w malutkiej się nie mieściłam. Zgłosiłam to na Policję. Prawda jest taka, że oszczędzałam pieniądze z korków i obkupiłam się w ubrania zgodnie z zaleceniami mojego psychoterapeuty z Wydziału.

Anna miedzy innymi kradła mi również moją torbę z firmy Replay, którą mi podarował Piotr. Z cała bezczelnością zabrała też moje podręczniki z Psychologii. Wszystko, co ukradła, pomogło jej udawać mnie, a także poszczuć na mnie ludzi z fandomu. Już na początku lat dziewięćdzisiątych, pomimo mojej całkiem wysokiej, stałam się chłopcem do bicia.

Oczywiście, ludzie przekonani, że Anna – zgodnie z jej własnymi zapewnieniami – bardzo mnie „kocha”, nie dawali się przekonać, że nie jest osobą, za którą się podaje. Nie jest moją przyjaciółką, nie jest psychologiem.

W ramach niszczenia mi życia, Anna przez cały przygotowywała Michała, tłumacząc mu, że się kocham i przekazując różne całkowicie fikcyjne informacje o mnie. Facet był przekonany, że nie marzę o niczym innym niż to, żeby mnie powalił na ziemię i zgwałcił. Do tego wszystkiego Anna zatrudniła też idiotki, które Michałowi cały czas tłumaczyły, że trzeba tak zrobić, bo inaczej będę nieszczęśliwa.

Jasne, tak naprawdę Annie chodziło o to, że właśnie mogłam być szczęśliwa, bo zaręczyłam się z Bretem. Ten pierścionek, który ukradła Anna, należał do niego – producent z Norwegii pochodzi z wmówionym mi bzdur przez schizofrenika, który specjalnie w ten sposób swoją ofiarę już po wystąpieniu amnezji. Dzięki różnym idiotom zyskał w fandomie reputację profesora psychologii, podczas gdy rzeczywiście jest po szkole specjalnej. Do której trafiają źle zdiagnozowani schizofrenicy.

Mogłam być szczęśliwa, mogłam przez tym gangiem schizofreników uciec do Stanów wieść szczęśliwe życie. Ale jak widać schizofrenicy oraz Opus Dei miało inne plany wobec mnie. Całe moje życie jest katorgą i bardzo nie dziękuję Andrzejowi oraz Nyczowi, którzy przytulili tę schizofreniczną rodziną do swoich piersi. Mam nadzieję, że ani Andrzej ani Nycza już w życiu nie zobaczę.

Odpowiedzialność

Mam zła wiadomość dla wielu osób zamieszanych w zaszczucie mnie i zniszczenie mi życia. Dla każdego psychologa-kryminologa (tak samo jak dla Policji i psychoterapeuty) oczywistym jest, że każdy odpowiada za siebie. A zatem wszelkie wymówki typu, a bo ja myślałam, że on mówi prawdę, są śmiechu warte. Wszelkie akcje typu „a bo on mi powiedział” powinny już być wykorzenione w ramach wychowanie najdalej w pierwszej klasy podstawówki.

Odpowiadasz za wszystkie niesprawdzone opowieści – szczególnie jeśli potarzałeś je, wiedząc o moim sprzeciwie. Odpowiadasz też za wszystko, co się wtedy i później wydarzyło. Nie powtarza się niczego takiego bez weryfikacji, a mogłeś na przykład zapytać moją mamę o tego człowieka, bo wtedy jeszcze żyła i dowiedziałbyś się, co myślała na przykład o Brecie, lub Bartku. Kobieta może sama zgłosić gwałt, nie musi tego za nią robić żadna koleżanka, czy jakiś inny totalnie randomowy zjeb, kierujący się tym, co zawodowi schizofrenicy mu powiedzieli.

Ludzie odpowiedzialni nie powtarzają takich bzdur i kłamstw, jeśli się nie upewnili u osoby najbardziej zainteresowanej. A nikt tego nie zrobił. Zamiast tego środowisko postanowiło mnie zaszczuć, ubezwłasnowolnić i zawsze już ignorować. W odpowiedzi ja ignoruję was.

I sam wiesz, kim jesteś. Nie muszę wymieniać ciebie z imienia.

Tylko pszczoły nie kłamią

Brzmi to trochę jak tytuł jakiegoś kryminału, ale jest prawdą i wiedzą o tym psycholodzy. Większe zwierzęta, szczególnie ssaki, kłamią, bo mają dostatecznie rozwinięte mózgi. Za to pszczoły swoim tańcem pokazują kierunek i ilość towaru, jaki koleżanki z roju mogą znaleźć w okolicy. Nie mają powodów do kłamania, przy tym ich sposób komunikacji zakłada jednoznaczność znaku z tym, co oznacza. I są to zachowania wyłącznie instynktowne.

Mój pies, pekińczyk, którego miałam jako dziecko, kłamał, że chce wyjść na balkon, aby mój tata podniósł się z krzesła. Pies błyskawicznie wracał na środek pokoju, wskakiwał na opuszczone krzesło i spokojnie mógł już sprawdzić, co do jedzenia znajduje się na stole.

Koty też kłamią. A nawet potrafią używać do tego przycisków z konkretnymi słowami. Przykład kłamiącego kota można zobaczyć tutaj. Śliczna kotka oszukała swoją opiekunkę, bo chciała się zaopiekować jej kanapką, a obecność kobiety w pokoju w tym przeszkadzała.

Zaryzykuję, że zabrzmię jak doktor House ale powtórzę, tylko pszczoły nie kłamią. Inne zwierzęta potrafią oderwać słowo od jego znaczenia. Dlatego zawsze wszystko się weryfikuje, a nie działa na podstawie płotek i pomówień. Należy zostawiać różne rzeczy Policji, a nie dokonywać samosądów razem ze schizofrenikami.

A prawie każdy w mojej sprawie jest tego winien.

Wraz z moją mamą ratowałam dawno temu przed pomówieniami i fałszywymi oskarżeniami o gwałt mojego prawdziwego narzeczonego. Inaczej schizofreniczki wraz z kłamcami wsadziliby go do więzienia za urojony przez wariatki gwałt. Naprawdę ktoś inny mnie zgwałcił, bo został przez same zołzy napuszczony na mnie.

Tak więc, nie. Nie dziękuję wielu osobom.

Hello Kitty

Od dawna Nycz oraz jego zawodowi „święci,” których reszta świata okręśla jako schizofreników, próbują przerobić mie na fanatycznego członka Opus Dei. Ich pechem jest, że wybrali sobie na cel kogoś, kto od zawsze jest zdeklarowaną metalową oraz satanistką i świadomym przeciwnikiem Kościoła. Od dzieciństwa powtarzają się napady na mnie, akcje terroru oraz prania mózgu, które mają przekonać, że muszę się dostosować do urojeń jednego z dzieci z mojej podstawówki, bo przez nie (czyli Renatę) przemawia Bóg, a jego się nie odmawia.

Zamierzam odmawiać aż do śmierci. Co gorsza dowiedziałam się, że pomimo mojej apostazji mają zamiar dalej mnie zadręczać, bo zdaniem ten sekty mam obowiązek cofnąć apostazję i przepraszać. Absolutnie też tego nie zamierzam zrobić.

Sekta Opus Dei przedstawiła mi swoje żądania. Czyli dowiedziałam się, co mi wolno robić, jakie ubrania mam nosić i tak dalej. Na liście rzeczy zabronionych znalazła się też bajka o wdzięcznym tytule „Witaj Kotku”, czyli Hello Kitty. Tylko ktoś bardzo głupi mógł uznać, że z powodu liter „hell” ze słowa „hello”, można bez ocierania się o śmieszność, oskarżać niewinną kreskówkę przeznaczoną dla najmłodszych o satanizm.

Jeśli nie wiecie Pokemony są też na czarnej liście Opus Dei. A te znalazły się z powodu „wskrzeszania” martwych zwierzątek. Znaczy się, oskarżyciele postanowili zignorować fakt, że zawodnicy walk tylko mdleją i dostają eliksiry na wzmocnienie, ale cóż, nie spodziewajmy się logiki u zawodowych świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego, wszak to schizofrenicy.

Próbowałam zrozumieć, czym podpadł heavy metal Opus Dei, ale nie potrafili mi tego wytłumaczyć. Prawdą jest, że ich olbrzymia awersja może być związana z zazdrością schizofrenicznej lesbijki, która ich prowadzi, ale musi zrozumieć, że wolę mężczyzn, nawet jeśli noszą długie włosy.

Trochę sobie żartuję z tego tematu, bo prawdę mówiąc, Opus Dei jest znane z zabijania metali od bardzo dawna, nie potrzebowali „objawień” Renaty, żeby nas nienawidzieć. Wiem, bo dokopałam się nawet w czasie studiów do podręcznika, który o tym wspomniał.

Opus Dei spełnia wszystkie elementy z definicji sekty, jakie poznałam w czasie studiów. Czyli między innymi posiada jako swoją przywódczynię schizofreniczkę, która wszystkim rządzi. To że jednym z moich wybranych przedmiotów na Wydziale Psychologii była psychologia religii, nie znaczyło, że jestem dewocyjną katoliczką. Wręcz przeciwnie. Podręczniki do tego przedmiotu wprost określały organizacje religijne, jako zupełnie niepotrzebne i koncentrowały się metodach manipulacji, do jakich sięgają funkcjonariusze różnych Kościołów w celu kontrolowania swoich wyznawców i przekonania ich, że mają swój Kościół utrzymywać. Poznałam też mechanizmy jakimi sekty kontrolują swoich członków. Wszystko zgadza się jeden do jednego z tym, co mnie spotkało. Przeszłam przez zastraszanie, szczucie na mnie wszystkich ludzi z mojego otoczenia, a także próby doprowadzenia do mojej śmierci samobójczej, jako kara za nieposłuszeństwo. Bo zasada jest taka, że sekta nie pozwala nigdy odejść.

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawę, że duża część Kościoła to po prostu federacja sekt, które robią dokładnie to samo, co inne sekty. Czyli między innymi przez metody zastraszenia przejmują majątki swoich członków. Nie oddam swojego mieszkania i innych ewentualnych pasywów czy aktywów. W moim przypadku sekta Opus Dei popełniła bardzo duży błąd wciągając mnie do swojej organizacji wbrew mjej woli i wbrew mojemu sprzeciwowi, tylko dlatego że biskup wyznaczył bezprawnie – ale zgodnie z jego urojeniem – schizofrenika Ryszarda na mojego „opiekuna”. Ryszard nie może za mnie decydować, chociaż Kościół uważa inaczej, bo ten schizofrenik zgodził się w moim imieniu na „egzorcyzmy” i te zjeby uznały to za wiążące. Ale wiem, że od początku był to skok na kasę, który wykonała ta sekta i nic się nie zmieniło. Nadal próbują mnie ograbić ze wszystkiego. Od początku żądał „okupu” (czyli wszystkiego co mam) za to, że zostawi mnie w spokoju.

Moje podejście do tej sprawy jest, że nigdy nie byłam w Opus Dei, bo nie uznaję bezprawnych i sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem decyzji różnych biskupów. Ryszard jest dla mnie osobą obcą, z tym że owszem razem ze swoją rodziną prześladuje mnie całe życie.

Ludzie muszą wiedzieć, że według zebranych przeze mnie informacji, ruch kadrowy w Kościele odbywa się zgodnie z treścią „objawień” schizofreników. A Kościół, szczególnie jego wdzięczni schizofrenikom za awanse hierarchowie, też na podstawie „objawień” schizofreników dyktuje politykom, jakie prawa powinny być uchwalone.

Naprawdę czas już zatrzymać tę karuzelę szaleństwa.

Jeśli Nycz lub ktoś z rodziny Ryszarda powie wam, że się ze mną przyjaźni, to go wyśmiejcie. Nic nie wie o mnie poza tym, co sobie różni schizofrenicy z tej rodziny uroili i puścili jako „sprawdzone” plotki.

Tak, jasne, Renata (lub schizofrenik, który nie jest moim mężem, chociaż tak sobie roi) sprawdziła. W swojej pełnej urojeń głowie.

Potwierdzenie mojej apostazji, której nie cofnę za nic, do znalezienia na blogu.

Brak wiary

Muszę ostrzec – według Nycza, a komu można bardziej ufać w kwestiach teologicznych – choroby psychiczne nie istnieją. Nie chce mi się teraz grzebać w Katechizmie, ale podobno wynika to z jego zapisów. A co istnieje zamiast chorób psychicznych? Opętania oraz wizje świętych.

Opowiadałam już o prześladujących mnie „świętych” Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czyli o schizofrenikach z okolic mojej podstawówki, którzy całkowicie nielegalnie postanowili się mną „opiekować”, co im klepnął ówczesny biskup. Nycz przejął pod koniec lat osiemdziesiątych moją „sprawę” po nim.

To właśnie na tę całkowite nielegalną decyzję powołuje się Ryszard, kiedy mówi o sobie, że jest moim „opiekunem prawnym”. Oczywiście dla reszty świata poza katolickim betonem oznaczałoby to, że jest moim krewnym i zostałam sądownie ubezwłasnowolniona. Jest to całkowita nieprawda, bo nigdy nie było do tego innej podstawy niż bełkot schizofreników i nie jest moim krewnym, a ubezwłasnowolnił mnie Kościół, polegając na słowach schizofrenika i kierując się całkowicie niedopuszczalnymi w państwie prawa zapisami z Katechizmu.. Ludzie związani z Opus Dei całkowicie nielegalnie nazywają Ryszarda moim „ojcem”, a Barbarę moją „matką”.

Jedyna choroba psychiczna, w jaką wierzy Kościół, to brak wiary i leczą ją egzorcyzmami. Dodatkowym problemem jest, że zgodnie z katolicką teologią, ich „święci” , którzy dla całej reszty świata są po prostu durnymi schizofrenikami, mają mieć różne wiadomości przekazywane im przez Boga. i nie wolno w te przekazy wątpić. Wyrażane wątpliwości w „świętość” tych ludzi zaś są uznawane za oznaki opętania. Niestety z tego powodu mam już wyznaczonego stałego egzorcystę, który mnie napadł pracy. Nie wiem, dlaczego nikt mi nie pomógł w tej sytuacji i go nie wyrzucił. Oczywiście, że nie zgodziłam się i nie zgodzę na żadne egzorcyzmy, wszystko, co mnie spotkało, było nielegalne.

Katolicki zabobon powoduje, że takie osoby jak ja bywają zadręczone na śmierć w czasie egzorcyzmów. Umierają również czasem z wyczerpania, bo nie potrafią potwierdzić słów „świętych”, bo to po prostu stek bzdur wyprodukowany przez schizofreniczne mózgi i nie ma w tym nic nadnaturalnego.

Ludzie ratujcie się póki czas i składajcie apostazje, bo tez możecie stać się celem ataku tego (lub innego) schizofrenicznego gangu, a jak widać na moim przypadku taki schizofrenik potrafi poruszyć nie tylko machinę kościelna, ale też państwową oraz okłamie całe rzesze psychoterapeutów oraz psychiatrów, aby tylko dorwać swoją ofiarę i się wzbogacić. W moim przypadku nie było szans, żebym zgodnie ze schizofrenicznym planem poszła do klasztoru i im zostawiła swój majątek, ale w przypadku kogoś, kto był inaczej wychowany i był religijny, z łatwością daliby przeprowadzić swój plan.

Wmówiliby kobiecie po traumie, że musi „odpokutować” gwałt na niej w klasztorze, bo to kobiety „kuszą”. Na całe szczęście nie jestem wychowanką kultury gwałtu, czy katolickiej kultury niewolnictwa, więc moją reakcją było tylko wzruszenie ramionami. I wiem, że odpokutować za gwałty zainicjowane oraz wykonane przez schizofreników, powinni sami schizofrenicy. Na całe też szczęście żaden Kościół, czy przedstawiciel kleru, nie jest dla mnie autorytetem i nie musze wykonywać jego poleceń. A zatem nie zgadzam się z władzą Ryszarda nade mną. Nie jest moim „opiekunem prawnym” i nie ma prawa żądać, żebym wypełniała jego wolę i została zakonną służką jego córki, przekazując jej cały majątek. Mam też dosyć wysłuchiwania jej poleceń, żebym tej krypto lesbijskiej schizofreniczce wylizała pipę. Takie żądania już w podstawówce stawiała i wtedy również zostały odrzucone. Jej wątpliwe – bo schizofrenicy są z reguły bardzo aktywni seksualnie – dziewictwo to efekt jej orientacji seksualnej, a nie „świętości”. Wcale nie zamierzam, jak mi kiedyś w dzieciństwie proponowała, trzymać się nią za rączki i razem dochowywać „czystości”, żeby później z nią się pieprzyć w Niebie. Przy czym oczywiście zapewnia, że z łaski pozwoli się wylizać. Obrzydza mnie, bo jestem stuprocentowo hetero. Zrozumcie mnie dobrze, przyjaźnię się z lesbijkami także, ale takie propozycje są nie do przyjęcia.

Profilerzy nie mają żadnych wątpliwości, co naprawdę schizofrenikami kieruje. I to oni mają rację, a nie Kościół, czy okłamywane przez gang schizofreników różne tępe pindy.

Jestem ateistką od dzieciństwa i wychowano mnie tak, ze sama potrafię myśleć. Żaden Nycz nie ma prawa za mnie cokolwiek mówić, czy robić. Ludzie, którzy za nim poszli, są moimi osobistymi wrogami.

A kobiety mają prawo do przyjemności w łóżku i mówienie o tym głośno nie czyni z nikogo kurwy. Mam nadzieję, że dla wszystkich jest to jasne, bo dla mojej dawnej katechetki nie było. Dla Ryszarda też nie jest.

Sidrel

Oba opowiadania o Sidrelu – sidhe, który musi żyć w świecie fantasy, podbitym przez ludzi, którzy wyznają bardzo mroczną wersję chrześcijaństwa, napisałam po wydarzeniach roku dwutysięcznego. Były moją odpowiedzią na to, co mnie spotkało w czasie konwentu.

Byłam świadkiem, jak zawodowy dusiciel-gwałciciel-schizofrenik z Opus Dei dusił Breta. Prawie go zabił. Ten sam człowiek skutecznie udusił lata wcześniej Bartka. Bartkowi nikt nie pomógł, chociaż wcześniej był brutalnie zaszczuwany w czasie konwentów i na uczelni. Ostrzegał mnie, żebym nie przychodziła na konwenty. Ja pomogłam Bretowi. Kopnęłam duszącego go zbira w tył kolana. Na całe szczęście puścił swoją ofiarę. Zostałam potem też zaszczuta, aż do utraty pamięci, ale Bret – w przeciwieństwie do Bartka – przeżył. Bardzo mi w życiu pomogło, że tata mnie uczył podstaw krav magi.

Ludzie, którzy potem się kontaktowali z Amerykanami, nigdy nie byli moimi przyjaciółmi, żadna z córek czy krewnych Ryszarda w życiu nie studiowała. A Dorota, z którą podobno byłam na roku, jest dla mnie osobą całkowicie obcą. Jeżeli nawet studiowała w tym samym okresie co ja, to rozmywała się z tłem. Ryszard też nigdy nie studiował, wręcz przeciwnie, jak wielu schizofreników trafił do szkoły specjalnej. Schizofrenicy lubią „leczyć” swoje ofiary, czy torturować psychicznie (bo ich prawdziwe życie różni się od urojeń schizofreników, a ci czują przymus zwycięstwa nad swoją ofiarą i nie przyjmują do wiadomości, że są chorzy), ale nie robi to z nich terapeutów. Ci ludzie to niebezpieczny gang schizofreników oraz świry z Opus Dei i trzeba przed nimi ostrzegać.

A jeśli ktoś jeszcze myśli, że przesadzam, to niech się zastanowi. Czy naprawdę wierzycie, że moja mama neurolog była prostytutką? Podobnie jak ja? A takie bzdury jako prawdy objawione podaje Renata oraz jej otoczenie.

Nie dziękuję ludziom, którzy nigdy nie stanęli po mojej stronie. Ich akcje oraz akcje schizofreników całkowicie zabiły moje uczucia do Adama, który wiele razy dał im się. podpuścić. I żadne pranie mózgu, jakie mi zaserwowano, tego nie zmieni, bo – kurwa – pranie mózgu i terror to nie są „metody terapeutyczne” i nie wzbudzą miłości.

Mamy wspólne z Adamem interesy, więc będziemy współpracować.

A co do innych moich planów – no cóż, mój powrót do życia i równowagi psychicznej oznacza, że usiądę niedługo do napisania trzeciego opowiadania o Sidrelu. Będzie jeszcze bardziej zgryźliwe i krytyczne wobec Opus Dei, chociaż Nycz próbował wymóc na mnie zakończenie cyklu, w którym Sidrel przyłącza się do zakonników i pieje hymny pochwalne na temat podkuwania smoków i robienia z nich niewolników. Przy okazji, ten motyw nie pochodzi z Pokemonów (chociaż Pokemon go to teraz moja ulubiona gra), ale jest fantastyczną wersją syndromu sztokholmskiego. prania mózgu oraz wytworzenia nieprawdziwej osobowości. Pisarze w ten sposób odreagowują traumy.

Muszę zaznaczyć, że wszystkie swoje teksty piszę sama, więc wredna schizofreniczka z mojej podstawówki (która dla Kościoła jest oczywiście „święta”, bo każdy schizofrenik jest przez tych zbirów odciągany od leczenia i tulony do piersi), która oskarża mnie o plagiaty i w ten sposób wpływa na sympatie fanów, powinna być wyśmiewana. Tak samo powinna być wyśmiewana jej krewna, która z kolei mianowała się wielką wokalistką heavy metalową i ukochaną Varga (chyba że już się przeniosła na kogoś innego). Żadna z nich nigdy nie była moją przyjaciółką. Obie się podzieliły moimi zajęciami – jedna to niby wielką „skrzywdzoną” pisarką, a druga jest zaszlochaną schizofreniczką, która udaje wokalistkę. Obu nikt nigdy nie skrzywdził – oczywiście oprócz Kościoła, który im sabotuje leczenie. Bo są Kościołowi potrzebne do nękania fanów metalu oraz fantasy.

A PiS ma się ode mnie odpierdolić. Nie jestem wasza. NIe zhańbię się współpracą z tym ugrupowaniem oraz Opus Dei. Ale rozumie waszą desperację, bo macie rzeczywiście bardzo kiepskie zasoby ludzkie. Musieliście rzeczywiście ocipieć, gdy wam pokazano kogoś tak zdolnego jak ja.

Ale każdy ma zawsze prawo odmówić i z niego korzystam, nie trzeba było mnie z tego powodu torturować psychicznie, bo swoich poglądów politycznych nigdy nie zmienię. Bo nie jestem przekupną kurwą. I tyle.

Krzywda

Przepisy, które traktują takich niebezpiecznych schizofreników jak Ryszard, dokładnie tak samo, jak osoby z depresją, czyli pozostawiają ich własnej decyzji kwestię leczenia, sprawiają, że tacy schizofrenicy bezkarnie mordują ludzi, a także dezorganizują pracę całych instytucji, a nawet państwa.

Podejrzewam, że większość samobójstw, szczególnie gwiazd, jest spowodowana przez nękanie przez schizofreników, bo ci nie tylko duszą swoje ofiary – jak sama już byłam kilka razy duszona przez osoby z prześladującego mnie polskiego gangu schizofreników – ale też torturują psychicznie, aż do wymuszenia samobójstwa ofiary. Jakoś udawało mi się do tej pory ujść z życiem. Mam też za sobą próby samobójcze, jako dorosła na całe szczęście sama się z nich wycofywałam i nie robiłam niczego nieodwracalnego, jak skok z okna.

Ludziom, którzy nic nie wiedzą o psychologii klinicznej, wydaje się, że wrzaski, krzyki i terroryzowanie innych osób, są neutralne. To absolutna nieprawda i ludzie z psychologicznym przygotowaniem w życiu sobie nie pozwolą na takie zachowanie. Niestety jesteśmy gatunkiem społecznym i ewolucja sprawiła, że nawet jeśli wiemy, że wmuszane w nas przekonania są błędne, zaczynamy się nimi przejmować i wpływają na nasze zachowanie.

-Psycholodzy są bardzo wyczuleni na różne formy przemocy w tym też werbalne. Posiadamy w naszych mózgach neurony lustrzane, które sprawiają, że odczuwamy to samo, co osoby w naszym otoczeniu. To się nazywa empatia. Empatia sprawia, że terrorysta jest w stanie narzucić swojej ofierze swoje przekonania i nawet wmówić wiele rzeczy, bo jest w stanie „shackować” jej mózg. Ofiara terroru może nawet stać się bezbronną marionetką, która nie jest w stanie kontrolować swoich ruchów, tylko obserwuje, co robi. Opowieści o ludziach przerobionych na zamachowców-zabójców, którym rusza jakiś program i pozbawieni własnej woli zabijają się pociągając za sobą innych ludzi, dla psychologa zajmującego się terrorem, nie są popkulturową bajką. Każdego można tak zniszczyć.

Bardzo duży stres towarzyszący terrorowi sprawia, że ludzie tracą pamięć. A przy takiej amnezji ofiara prześladowania jest bezbronna, bo poddaje się prześladowcy, który wmawia się swoją nieprawdziwą wersję wydarzeń. Jest to bardzo groźne nawet w przypadku zwykłych konfliktów, kiedy ludzie się nie dogadują, bo zawsze istnieją odmienne wersje wydarzeń. Nie siedzimy w głowach innych ludzi i mamy zawsze szczątkowe informacje, które uzupełniamy własnymi wyobrażeniami i wiedzą o świecie. Stąd na przykład komuś, kto jak ja nie wiedział, że Adam był ofiarą gangu schizofreników i że to oni nim sterowali, może się wydawać, że jest psychopatą i narcyzem. Wersja o narcyzmie Adama nie jest do końca zgodna z rzeczywistością, ale posiadałam do niej prawo. I nikt nie miał prawa mnie niszczyć. Mógł co najwyżej uzupełnić mi informacje o tym, co się stało. Wtedy sama bym dokonała korekty przekonań. Na czymś takim w dużej części polega terapia. Ale główne założenie jest takie, że pacjent ma prawo do swojej wersji wydarzeń i zawsze się go w tym wspiera. Inaczej się go niszczy i rozwala mu psychikę, co bardzo często prowadzi do samobójstwa. Dlatego też ludzie mają prawo do swoich decyzji i wyborów życiowych, nawet tych błędnych. Możemy ich tylko zapewnić, że jeśli dojadą do wniosku, że się pomylili, to nadal ich wspierając i bez osądzania, pomożemy im wydostać się z niebezpiecznej sytuacji. Tak zachowuje się prawdziwie cywilizowany człowiek, a nie dzikus z lasu.

W mojej sytuacji takie wspieranie było szczególnie ważne, bo miałam do czynienia z niebezpiecznymi schizofrenikami, którzy wmawiali mi swoje urojenia, które były i są całkowicie niezgodne z rzeczywistością. A dlaczego wmawianie ludziom nieprawdziwych wersji wydarzeń jest tak niebezpieczne? Wmówienie ofierze, szczególnie takiej która już ma amnezję (spowodowaną już przez stres i zaszczucie), prowadzi do poważnych problemów psychicznych. Człowiek staje się bardzo słaby psychicznie, wpada wręcz w psychozę (bo nie może egzystować z wmówionymi, nieprawdziwymi wersjami wydarzeń, które przeczą temu, co wie) i z reguły popełnia samobójstwo, szczególnie jeśli go do tego nakłania i zmusza schizofrenik, a wielu schizofreników bardzo lubi w ten sposób ludzi zabijać, bo cierpi na urojenia, że dzięki samobójstwu jego ofiara przyznała mu rację, więc wariat napawa się swoją wyższością.

Mam odpowiednią wiedzę, żeby się sama diagnozować i traf chciał, że w czasie lotu w Kanadzie zaczęłam o tym rozmawiać z moimi metalowymi przyjaciółmi. Zorientowałam się na czym polega moja amnezja i że schizofrenicy wytworzyli u mnie fałszywą osobowość, zgadzającą się w dużej części z ich urojeniami. Na pokładzie był też amerykański psycholog-psychoterapeuta, który potwierdził moją diagnozę. Moi znajomi Amerykanie zawsze mieli najlepszą wiedzę o tym, co mi jest i w jaki sposób mi pomóc. Szkoda, że moi polscy znajomi w czasie kolejnego konwentu, na który trafili Amerykanie z misją pomocy, okazali się być prostakami i prymitywami, którzy storpedowali prawdziwe próby wyciągnięcia mnie z problemów psychicznych. Zostałam wtedy tak przez Polaków zniszczona, że do tej pory się wygrzebuję z różnych problemów.

Bret I jego znajomi w prawidłowy sposób stawiali mnie na nogi także później. Bardzo nie dziękuję tępakom, którzy zniszczyli mi życie, niwelując dobry wpływ amerykańskiego psychoterapeuty ii zamiast tego wydali mnie na pastwę schizofreników, którzy u mnie w pracy robili, co chcieli i wmawiali mi, co tylko chcieli. O mało co, a bym się przez to zabiła. Wariaci z polskiego fandomu doprowadzili do tego, że ich urojenia i schizofrenia zniszczyły mi życie do końca, a ja musiałam przez lata wyrzucać z głowy fałsze wmówione mi przez fanatyków z Opus Dei oraz ich wariatów i „świętych”. Nadal jeszcze długo będę wracała do pełnej sprawności mentalnej i fizycznej. Za co, jak już wspomniałam, nikomu nie dziękuję.

Na moim przykładzie widać, dlaczego ludzie mają obowiązek rozmawiać ze sobą w sposób cywilizowany oraz szanować swoją autonomię i prawo do posiadania innego zdania oraz podejmowania własnych decyzji. Ludzie powinni przede wszystkim tępić agresje słowne i zaszczuwanie innych ludzi. Z ludźmi się rozmawia delikatnie. U mnie w domu też panowały takie zasady i nie wyobrażam sobie, że można się inaczej odnosić do ludzi. Mój szok wywołało chamstwo osób, które uważają się za elitę polskiego fandomu.

A tępe kurwy (mówię o charakterze) nie mają prawa „diagnozować” swoich koleżanek, jeśli nie mają za sobą kursów psychologii klinicznej i psychoterapeuty. Podejrzewam zresztą, że takie panie nawet w życiu nie słyszały o takiej specjalizacji psychologicznej. Niestety spotkało mnie to samo, co mojego tatę we Francji – czyli schizofrenicy zwrócili przeciwko mnie całe moje otoczenia. Tylko miałam mniej szczęścia od niego i nie udało mi się uciec do innego kraju, chociaż bardzo chciałam.

Bardzo wam, kurwy, nie dziękuję za to, że uniemożliwiłyście mi wyjazd do Stanów i zostanie obywatelką tego kraju.

Języki świata

Opisałam już fenomen dzikich dzieci, które dorastały bez kontaktu z ludźmi i nie przyswoiły sobie żadnego języka, czy kultury. Są z reguły z tego powodu nisko inteligentne i trudno się z nimi porozumieć.

Członkowie Opus Dei, z którymi byłam zmuszona rozmawiać, bardzo mi te dzieci przypominają. Dodatkowo trudno czasem zadecydować, kto jest z nich jest chory psychicznie, a kto po prostu wyrósł. Środowisko, gdzie dziwaczne pomysły i dziwaczne reguły są normą. Ale przy decydowaniu, kto jest prawdopodobnie chory, a kto tylko powtarza urojenia wariatów, pomaga profiling, czyli znajomość typowych urojeń schizofreników.

Poglądy na świat członków Opus Dei zatrzymały się na etapie, który dla nas przypada na okres sprzed paru wieków. Obecnie nikt nie przeprowadzałby eksperymentów deprawacyjnych, bo wiemy, w jaki sposób rozwija się mózg i w jaki sposób nabywamy kolejne umiejętności. Wiemy też, jaki model wychowania wpływa na rozwój różnych zdolności, inteligencji oraz talentów. Dokładnie trzeba robić przeciwieństwo tego, co sugerują zawodowi katolicy.

Spotkane przeze mnie imbecyle katolickie nadal w dwudziestym pierwszym wieku uważają, że człowiek powinien zacząć mówić językiem ojczystym bez wcześniejszego kontaktu z tym językiem, bo jest na przykład genetycznie Polakiem i język jest zaszyty w genach. Że ludzie po prostu mają taką umiejętność. I że nie należy dzieci uczyć obcych języków. Bo inaczej przestaną być Polakami. Znaczy się, owszem z powodu mojego akcentu (dziękuję ci, Emmo!) wielu Amerykanów i Brytyjczyków zaczynało ze mną rozmowę, pytając mnie, czy jestem Brytyjką. Ale nie uważam, że jestem gorszą Polką przez to. Wiem, że dzieci należy uczyć wcześnie języków, bo po pierwsze bardziej chłoną, a po drugie przed wiekiem pokwitania można się nauczyć mówić z poprawnym akcentem bez problemu.

Przyznam się, uczyłam się paru języków w życiu, ale nie uważam, żeby to sprawiło, że się wynarodowiłam. Ale jak najbardziej po kontaktach z Opus Dei oraz kilkoma innymi osobami z fandomu mam zamiar wyprzeć się tego kraju i uciec, gdzie oczy poniosą.

Próba zespołu

Gdy miałam szesnaście lat, byłam gwiazdką licealnego zespołu. Wciągnęli mnie do niego koledzy i szybko jeden z nich stał się moim chłopakiem. Zresztą facet z bardzo dobrego domu.

Moi rodzice i rodzice Adama nadal utrzymywali kontakt pomimo mieszkania w innych miastach. Gdy Adam z bratem dowiedzieli się, że ich znajoma księżniczka śpiewa w heavy metalowym zespole, postanowili nam się władować na próbę. Adam był tak zachwycony, że już wtedy mi się oświadczył i znienawidził Bartosza. Był warkot. Tak więc musze odwołać – wszelkie afekty Adama były spowodowane jako własnym świrem i zachwytem, a nie intrygami jego taty.

Mój zespół stał się celem ataku wariatów z Opus Dei – czyli Ryszarda oraz jego brata, specjalisty od analnego gwałcenia dzieci. Wiem, o tym, bo gdy w podstawówce wracałam ze szkoły, zaczaił się na schodach i gdy otworzyłam drzwi wpadł do mieszkania niemalże razem z drzwiami i mną. Ukarał mnie za pyskowanie i niezgodę na kościelną karierę dokładnie w taki sposób, jaki mi zapowiedziała katechetka.

Pewnego razu zostałam zaatakowana razem z Bartkiem. Ja byłam przytrzymywana na licealnym korytarzu, a Bartek był duszony przez specjalistę od gwałcenia dzieci. Widząc, co się dzieje, dałam się zastraszyć i obiecałam, że nie będę śpiewać w zespole. Zawiesiliśmy nasz zespół.

Schizofrenicy śledzili nas dalej i gdy się spotkaliśmy, gdy ja byłam w ostatniej klasie liceum, a Bartek już studiował, dowiedzieli się o tym. Bartek mnie zaprosił na koncert Megadeth, gdzie przed samym koncertem zostałam pobita, gdy Bartosza odciągnięto ode mnie. Od wariatów z Opus Dei dowiedziałam się, że nie wolno mi chodzić na koncerty. Ale i tak poszłam, bo kto mi zabroni. O tych problemach dowiedział się też Megadeth – bo im też pomagałam w czasie próby dźwięku.

W czasie innego koncertu dowiedziałam się od kogoś, że Bartosz nie żyje. Zerwał ze mną, ale i tak go zabili. Został zamordowany przez Opus Dei. Do uduszenia go przyznał się ten sam schizofrenik, który go dusił w czasach liceum. Powiedział mi to w ramach terroru i zastraszania. Jest to wielki i zwalisty bydlak, na którego trzeba bardzo uważać.

Problemy z Opus Dei i ich obsesja związana z muzyką heavy metalową czy fantasy stoją nie tylko za moją zniszczoną karierą pisarki fantasy, ale też są powodem dlaczego wciąż mój norweski zespół nic nie nagrał i jest o nas cicho.

Ale dostałam obietnicę, że jeśli trzeba będzie, to moi znajomi Amerykanie wynajmą najemników z Blackwater jako ochronę i wrócimy do gry. Zajmą się tymi terrorystami zawodowcy.

Bo terroryści, to terroryści. Umówmy, że wszyscy z nich są chorzy psychicznie. Nieważne, czy al-Kaida czy Opus Dei. Działają tymi samymi metodami i zabijają ludzi.